Wyleczeni
Starostami tegorocznych dożynek będą dwa małżeństwa - Wanda i Janusz Gniewkowscy oraz Irena i Tadeusz Homowie z Laików. "Tygodnik" odwiedził pierwszych. Pana Janusza dosłownie "ściągnęliśmy" z pola, w gospodarstwie Gniewkowskich jeszcze trwają żniwa, ale nie ma się co dziwić, skoro gospodarują na 102 hektarach - 79 własnych, resztę dzierżawią.Duże gospodarstwo. Niestety - jak w całym rolnictwie - nie oznacza to, że gospodarzom jest łatwo. Dopiero w kwietniu tego roku udało im się spłacić ostatnie raty "balcerowiczowskich" kredytów. Może spłaciliby je wcześniej, lecz specjalnie nie było z czego.
- Balcerowicz wyleczył nas całkowicie z kredytów — mówi pani Wanda. - Dopiero odbijamy się od dna, dlatego już nigdy żadnego kredytu nie weźmiemy.
Obecnie pp. Gniewkowscy nastawili się na produkcję roślinną. Z powodu zbyt niskich cen całkowicie zrezygnowali z hodowli, a rocznie odstawiali i 500 tuczników. Teraz okrąglaki stoją puste, lecz ambitni rolnicy myślą o powrocie do hodowli. Uczynią tak tylko wtedy, gdy będą mieli na to własne pieniądze, a hodowla będzie się opłacała. Premier Balcerowicz rzeczywiście całkowicie wyleczył ich z kredytów.
Dla siebie
Nawet w produkcji roślinnej musieli się przestawić. Kiedyś byli potentatami w produkcji ziemniaków, obsiewając nimi nawet 16 hektarów. To także przestało się opłacać. Taka rzeczywistość. Pani Wanda coś tam hoduje, chociaż tylko na swoje potrzeby. W rodzinie szczególnie lubią jeść drób, stąd zdarza im się trzymać po 120 sztuk kurcząt, rocznie około 240.- Nie lubimy tłustego mięsa - zdradza pani Wanda. - hodujemy tylko dla siebie, dziewczyny w mieście też lubią kurczaki.
Trzy córki, Ksymena, Joanna i Patrycja wyprowadziły się do miasta. Troszeczkę nawet z przymusu, Patrycja jest uczulona na pyły zbożowe. Co zaskakujące, pan Janusz również, ale jakoś sobie z tym radzi.Gniewkowscy jeszcze wierzą, że dla rolników nadejdą lepsze czasy. Inaczej nie dokupywaliby stale ziemi, a zaczynali tylko z 21 hektarami po dziadkach pana Janusza. Lecz jest im trudno. Pan Janusz nawet mówi, że nie oczekuje, by któreś z dzieci przejęło po nich gospodarkę.
- Zrobiłbym mu krzywdę...
Słabe efekty
Tak do końca na obecną sytuację w rolnictwie nie narzekają, kiedy tylko przypomną sobie dawne czasy. Pan Janusz - zanim został wyłącznie rolnikiem - pracował 6 lat jako kolejarz. Ówczesny naczelnik gminy nie chciał nawet dać mu talonu na ciągnik, dopóki nie zrezygnuje z pracy na kolei.- Ale naprawdę dzisiaj można się zaorać i nie widać efektów pracy - lekko żali się pan Janusz. - Miesiąc temu skończyłem 50 lat, więc mam doświadczenie. Dlatego nie chcę, by któreś z dzieci przejęło gospodarkę. Jakoś sobie radzimy, gdyż mamy maszyny. Ale gdybyśmy mieli dzisiaj kupić nowe, nie byłoby nas stać. Bizon kosztuje 2 miliardy, mój jest warty 500 min zł. Gdzie jest reszta? Gdzie się podziało 1,5 miliarda? Skąd wziąć pieniądze na nowy sprzęt? Za naszą pracę przecież nikt nam nie płaci.
- Jakoś staramy się jednak przeżyć — dodaje pani Wanda, która jest również radną gminną. - Chcę dla tej swojej wsi coś zrobić.
Szczególnie marzy jej się budowa drogi. Chce coś zrobić również z jakością wody. Oni mają własną studnię głębinową, ale we wsi ludzie korzystają z wodociągu, tymczasem jakość wody nie jest najlepsza.
- Chciałbym także salkę w szkole wykorzystać na świetlicę wiejską. I chciałabym, żeby ludzie byli troszeczkę bardziej aktywni w poszukiwaniu pracy. Nie wolno tylko narzekać i liczyć na pomoc społeczną. Co prawda u nas pracę daje tylko Beton-Bruk, lecz można jej szukać w innych miejscowościach.Na wsi żyje się ciężko. Zapewne więc gospodarstwo — jeżeli w rolnictwie nie nastąpi wyraźna poprawa - zostanie równo podzielone między czworo dzieci, dzisiaj już dorosłych. Z rodzicami mieszka tylko najmłodszy, 17-letni syn Andrzej. Jeszcze się uczy w Technikum Żywienia, ale on także nie wykazuje zainteresowania prze-jęciem gospodarki. Pan Janusz nie byłby nawet zły, gdyby dzieci sprzedały ziemię. Takie czasy.
Podział
W rolniczej rodzinie Gniewkowskich podział ról jest bardzo czytelny. Pani Wanda w polu nie pracuje, jej domeną jest dom i otoczenie. Szczególnie lubi pracę w ogrodzie. Z satysfakcją pokazuje wyhodowane przez siebie kwiaty.- W domu zawsze jest co robić, zaczynając od przygotowania chłopakom śniadania - mówi z uśmiechem pani Wanda.
Tak ma w zwyczaju mówić o mężu i synu, a oni wcale nie protestują. I na wsi się nie nudzą. PP. Gniewkowscy, jeżeli tylko przyjdzie im na to ochota, potrafią i o godzinie 22.00 pojechać w gościnę do brata, który mieszka 40 km od nich.
- Posiedzimy dwie godziny, porozmawiamy, wypijemy kawę i wracamy. Co za problem? — mówią zgodnie. -Dzisiaj na wsi żyje się tak samo, jak w mieście.Dożynki
3 września na dożynkach powiatowo - gminnych pp. Gniewkowscy będą nieśli chleb - symbol efektów rolniczej pracy. Państwo Homowie zapewne wieniec. Honorami trzeba się także umieć podzielić. Pan Janusz ubierze garnitur, lubi w nim chodzić, pani Wanda również się wystroi, chociaż na co dzień woli chodzić na sportowo, ale to będzie przecież ich święto. Zresztą wszystkich rolników.
(jac)