piątek, 24 maja 2002

"Podobno żyjemy na wyspach"

27 lutego mieszkańcy Skórcza i okolicy mieli okazję spotkać się na wieczorku autorskim z Grzegorzem Piotrowskim. Autor wydał dotychczas dwie książki. Pierwsza, zatytułowana "Dla Iwony" (ukazała się w 1998 r.), to zbiór wierszy. Druga, zatytułowana "Historii pełno" (wydana w 1999 r.), to opowiadania historyczne, których akcja rozgrywa się w wiekach średnich na Pomorzu.
Tym razem poeta przedstawił nowe, nie wydane jeszcze wiersze. W gościnnych progach biblioteki poezję swojego polonisty recytowali uczniowie starszych klas LO z Zespołu Szkół Agrobiznesu. Znaczący wpływ na kształt całości spotkania miała pani Iza Bąber, również polonista z tejże szkoły.

Mała salka bibilioteki wypełniona została szczelnie przez licznie przybyłą młodzież i dorosłych ze sporą reprezentacją nauczycieli z okolicznych szkół. Spotkanie rozpoczął autor, który wprowadził nas w klimat i tematykę swojej poezji, którą chciał się podzielić tego wieczoru.

"Podobno żyjemy na wyspach - oddaleni, samotni, nie widzimy i nie słyszymy innych ludzi. Ale przecież życie na wyspach to egzotyka bliskiego krajobrazu, niespodziewane olsnienia i wciąż nowe fascynacje. porozrzucani jak wysepki na wielkiej rzece naszego życia widzimy, że tworzymy archipelagi kultury.

Na naszych samotnych często lądach mieszka razem z nami wrażliwość na słowo, obraz, dźwięk, magiczny zapach i kształt. Za życie na wysepkach płacimy niezwykłą monetą - czasem. Harmonijny awers niech reprezentują "Pory roku" Józefa Haydyna, stanowiące tło muzyczne spotkania. Rewers to bolesna świadomość przemijania; tutaj biegnący czas kaleczy, doskwiera jak ostatni grosz - wywołuje bolesne uczucie utraty, Dzisiaj rewersy są rzeźby Piotra Tyborskiego, znanego w Europie artysty".

Pan Tyborski wybrał na ten wieczór trzy swoje prace poświęcone przemijaniu świetnie korespondujące z prezentowaną poezją. Sam autor tłumaczy symbolikę tych trzech kompozycji w ten sposób.

"Wszystkie mają kształt klepsydry, symbolizujący przemijanie. Górna, szklana część oddaje kruchość docesności. W pierwszym przypadku doczesność, gwałtownie przerwana, opiera sie na tym, co z niej zostało - kościach. Jest to swoisty pomnik pamięci poległych w Oświęcimiu, wśród których był dziadek artysty. Druga klepsydra, ze szkła i popiołu, przypomina, ze "z prochu jesteś i w proch się obrucisz".

Postawa trzeciej to granit, symbol wieczności. Ten symbol scenografii uzupełniły rozwieszone w bibliotecznej sali jak świeże pranie wiersze i zdjęcia.

Wśród takiej dekoracji młodzież rozpoczęŁa prezentację poezji.
Kolejne deklmacje pozwalały przenieść się do krainy pełnej obrazów, dźwięków, a nawet zapachów - "malowanych" słowem, zmieniających się wraz z przemijającymi porami roku.

Przeszła zima wróżąca z opłatka zgaszoną bielą, wiosna pełna światła. Zapachniało siano, kwitnący rzepak, a nawet letnia burza. W czerwcu słońce przekamarzało się z letnią mżawką, w lipcu siedzieliśmy nad spokojną taflą jeziora. Minęła jesień ze swą menacholią i znów grudzień posypał szarym zimnem. Kiedy skończył sie korowód pór roku, zabrzmiały słowa zmuszające do zadumy: "wciąż otrzymujemy dary i nie odgadniemy, kiedy wyschnięty nurt życia stanie się klepsydrą". W ostatnim wierszu poeta mówił o źródłach swoich inspiracji i natchnienia:

... nie dla mnie gotyki i baroki, Tycjany i Haendle...
Ja mogę szukać źródła swoich rymów
w płaczu deszczu, w graniu lasu, w nieli zaspy,
w słonecznym żarze i lunarnych błyskach,
nieraz znajduję je pod prastarym kamieniem,
w kleksie chmury albo nieteczce rzeki,
w kepie trawy i na dziurawym moście...

Dla mnie to spotkanie z poezją Piotrowskiego było - zgodnie z nadzieją twórcy wyrażona na zakończenie - okazją do przeżycia czegoś niezwykłego.
Szkoda tylko, ze dane to było tak ograniczonej grupie osób. Cóż biblioteka i tak więcej by nas nie pomieściła. Pozostaje czekać na nowy tomik, który poeta obiecuje wydać jesienią. Wtedy "widownia" nie będzie ograniczona ani miejscem, ani czasem.
Janina Marciniak

Na podstawie Tygodnika Kociewskiego Nr10 (20) a dn.7.03.2002 r.

czwartek, 23 maja 2002

Skórzeccy gołębiarze

Sport drogi i czasochłonny. Z tego się nie ma żadnych pieniędzy. Jest tylko ogromna satysfakcja, szczególnie, kiedy gołębie powracają z lotów (Krzysztof Solecki i Piotr Fierka).


Tworzą własną sekcję, której przewodzi wzorowy hodowca Stanisław Kostka. W czołówce obok niego znajduje sie Zbyszek Borowski i Piotr Fierka. Wszyscy skórzeccy hodowcy gołębi należą do oddziału Lubichowo, który zrzesza 60 członków, a jego prezesem jest Kazimierz Dering.

Członkowie opłacaja składki, które przeznaczone są na dyplomy i puchary dla najlepszych.
Na spotkaniach gołebiarze dzielą się swoimi uwagami odnośnie hodowli, wymieniają doświadczenia i rywalizują ze sobą, ale - jak podkreśla Krzysztof Solecki,młody hodowca - walczą honorowo i uprzejmie. Co niedziele organizowane są zawody gołebi dorosłych.

Krzysztof hodowlą zajmuje sie 5 lat. Swoje zainteresowania przejął po ojcu, tylko że ten hodował zwykłe gołąbki, a nie pocztowe. Teraz ojciec pomaga Krzysztofowi:
- Gdyby nie ojciec , nie mógłbym się tym zajmować. Hodowla gołębi to drogie hobby, a przy tym pochłania bardzo dużo czasu, np. sprzątanie, obrączkowanie - mówi. Krzysztof zaczynał od jednej pary, dziś ma 90 gołębi.

W lotach gołębi dorosłych, tak zwanych dalekich, od 100 do 1000 kilomertrów , Krzysztof Solceki bierze udział co roku.
- Ja najdalej byłem w Hamburgu, ale inni hodowcy bywają w Belgii i Hoilanadii - dodaje.

Dlatego do końca nie jest zadowolony, cały czas próbuje dojść do dobrych gołębi, a to jest trudne i drogie. "Trzeba kupować i lotować".
Ostatnio Krzysztof Kupił gołębie od byłego mistrza sekcji - Piotra Fierki, którego uważa za uczciwego sprzedawcę. Korzystając z okazji tą drogą składa mu serdeczne podziękowania. Do tej pory nie spotkał rzetelnego handlarza.
- Jeszcze nie stać mnie finansowo na dobre gołębie. Za 3 lata powinienem dorównać tej trzyosobowej czołówce wymienionej na poczatku - kończy Krzysztof.

Piotr Fierka gołębie hodował od wczesnego dzieciństwa. Przez to wpadł w konflikt ze swoim ojcem.
- Jak ojciec mi zabił gołąbki, bo zaniedbywałem przez nie naukę, to wyhandlowałem od kolegów inne i tak w kółko. Po pewnym czasie tato zrozumiał, że nie da rady, niczym mi nie obrzydzi mojego zapału i dał spokój - wspomina.

Kiedy w 1973 roku ożenił się i przeniósł się z rodzinnego Żukowa do Wolentala, hodował nadal zwykłe gołębie, a od roku 1983 pocztowe.
I tak jak w dzieciństwie ojciec zarzucał Piotrowi, że przez gołąbki zaniedbuje naukę, tak teraż żonie poświęcał mało czasu. Do dziś wspólnie nigdzie nie wyjeżdżają, bo gołębie na to nie pozwalają.

- Skąd pomysł na gołębie pocztowe ?
Otóż spotkałem się ze Stanisławem Kostką i wspólnie wymieniliśmy się. Dokupiłem teraz dobre gołębie od Stolarka z Pelplina i Kozłowskiego z Tczewa - mówi.
Piotr Fierka już w 1996 roku został wicemistrzem oddziału, a w 1997 - mistrzem sekcji i oddziału. Aktualnie posiadaja 21 pucharów, a dyplomów nie da sie zliczyć.
Ale ciagle pnie sie w górę. Chce, aby jego gołębie osiągnęły jak najlepsze wyniki.

- Z Belgii wypuscili gołębie o 6.00, to już o godz. 18.00 były u mnie. W locie z Holandii w 2000 roku moje cztery najlepsze gołębie doleciały najszybciej. Najlepsze są nasze gołębie, żadne niemieckie się nie liczą - podkreśla.
Obecnie Piotr Fierka hoduje 85 gołębi, a do lotów przeznacza 46. Ogrmna przyjemnośc sprawia mu karmienie swoich podopiecznych. Pociechy obsiadają swojego opiekuna wszędzie, gdzie tylko się da - na ramionach, głowie... Ale najbardziej cieszy się Fierka, tak jak każdy hodowca, kiedy pupile wrcają z lotu i do tego osiągnęły dobry czas.

- Tak jak w każdym trzeba umieć wygrywać, ale i przegrywać. Tutaj z gołąbkami trzeba mieć też dużo szczęścia. Czasem chocbyś posmarował gołębiom tyłki, to i tak nic z tego...
Zresztą... gdyby weszła pani ze mną do gołębnika, to mógłbym o gołębiach bez końca opowiadać - kończy p. Piotr.
Teresa Wódkowska
Na podstawie Tygodnika Kociewskiego Nr 23, z 6.06.2001 r.