piątek, 29 lutego 2008

Smętowo - kiermasz stroików

KIERMASZ STROIKÓW

Smętowo. Nowy klub sportowy – nowe nadzieje!

Niektórzy mieli okazję usłyszeć od koleżanki lub znajomego. Niektórzy zobaczyli w prasie obszerną zapowiedź. A inni mający dostęp do internetu ogłoszenie przeczytali na stronie portalu kociewiacy.pl. O czym mowa? O nowym klubie sportowym z ciekawą nazwą: Lekkoatletyczny Ludowy Klub Sportowy Ziemi Kociewskiej w Smętowie Granicznym.

Tu Portal Wolne Kociewie...

Dzień dobry, tu Portal Wolne Kociewie... no proszę, jak mi się skojarzyło... Oczywiście z RWU - Radio Wolna Europa.
Mój ojciec większość swego życia siedział przy radiu i przedzierając się przez trzaski, piski i szumy całego świata oraz trzaski zagłuszające, z uporem maniaka wyławiał ten charakterystyczny sygnał i słowa: Tu mówi Radio Wolna Europa. Story były zasłonięte, światła na ogół pogaszone, a my, synowie - idioci - myśleliśmy, że ojciec to jakiś zagubiony element z minionej, a nawet wymyślonej epoki.
Ba, na skutek propagandy i indoktrynacji, z jaką mieliśmy do czynienia na co dzień w szkole, ale nie tylko tam, myśleliśmy,. że ten przedwojenny pan, to znaczy się Ojciec, robi coś nielegalnego i daje się oszukiwać przez imperialistów.
Najgorsze dla niego było to, że co wieczór słuchał słów, na które nie mógł odpowiedzieć. I słuchał w pewnym sensie opowieści o świecie, którego absolutnie nie mógł ujrzeć (jako zdeklarowany wróg socjalizmu o czymś takim jak paszport nawet już nie marzył).
Mówi się bzdury o zbrodniach P|RL-u. O zbrodni stanu wojennego. Nie tu trzeba szukać tych zbrodni.
Jest jedna zasadnicza zbrodnia socjalizmu - przejściowego stadium komunizmu. Zbrodnia pozbawienia całych pokoleń możliwości poznawania świata, realizacji marzeń o podróżach, czytania prawdy i jej oglądania, oglądania kolorów w przecudnym i wielobarwnym hiper-supermarkecie świata.
Miliony takich ludzi jak mój ojciec po prostu zostały uwięzione przy radiach i w tęsknocie za czymś, o czym my nie mieliśmy pojęcia...
No ok, dość tych wspomnień, choć chyba kryje się w nich poważna refleksja. .. Chciałem napisać o czymś innym - i piszę.
Kilka lat temu przy ulicy Gimnazjalnej w Starogardzie parkowały trzy, może cztery samochody. przedwczoraj po raz pierwszy się zdarzyło, że nie zabrakło wolnego miejsca na całej długości ulicy.
Przez 3-4 lata, należy z tego wnioskować, ilość samochodów zwiększyła się co najmniej 10-krotnie!
Ocxzywiście samochód to samochód, ale i symbol - na przykład podróży... Jak ja zazdroszczę tym wszystkim młodym ludziom, że mogą teraz się realizować w wolnej Europie jako wolni ludzie. Zazdroszczę, bo większość mojego życia przepada na ten szary okres PRL-u i właściwie nie mam już czasu na na przykład podróże...
Na dzisiaj wystarczy - sprawdzę teraz skrzynkę (przyszło ze 200 maili) i coś Wam zaraz wrzucę, ok? bawcie się. Pogoda jest taka piękna.
Tadeusz Majewski

czwartek, 28 lutego 2008

Dzień zaczynamy od pornografii

Hej, witam Was - Słuchacze, Czytacze, Oglądacze? Doszedłem do wniosku, że taki portal właściwie można prowadzić jak codzienne radio dla osób niemych... No to prowadzę... Zaraz puszczę Wam "Pieśń o starogardzkiej wolnej strefie ekonomicznej", ale przedtem kilka słów na temat forum.
Co pewien czas wycinam dziwaczne znaki, jakie tam się pojawiają. Zapewne jesteście ciekawi, co to jest. Wyjaśniam - pornografia. Zupełnie jakby się uparli na Kociewie i nadsyłają z całego świata, a ostatnio z Rosji. Mamy program - filtr, który wyłapuje słowa kluczowe, jak sex, porno itp, ale on nie odrzuca tego całego chłamu, tylko zamienia na dziwne znaki. I muszę je wycinać - cóż, taki los. sam ten portal stworzyłem - chyba w 2002 roku ((jak ten czas lecie). A teraz.... Uwaga....



PIEŚŃ O STAROGARDZKIEJ STREFIE WOLNOCŁOWEJ

Pączewo - wystawa twórczości B. Pawłowskiej

Publiczna Biblioteka Gminy Skórcz z siedzibą w Pączewie
zaprasza na
WYSTAWĘ OBRAZKÓW W STYLU IKONY

wtorek, 26 lutego 2008

O wyższości Kaszubów nad Kociewiakami

Dano, dawno temu, tak dawno, że właściwie to już jest teraz (czas przeszły zatoczył koło i stał się czasem teraźniejszym - wg teorii Einsteina i kilku innych wariatów) , żyły sobie dwa szczepy - Kaszubów i Kociewiaków. Szczep pierwszy żył na piachudrach, w biedocie i gadał jakimś dziwacznym językiem. Ciężkie warunki bytowania spowodowały, że się mocno zjednoczył w biedzie, walcząc o byt (bo nic tak nie jednoczy, jak wspólna bieda). Dziś ten szczep idzie przebojem, panoszy się, zdobywa coraz to nowe terytoria, ma nawet swojego premiera państwa. Szczep drugi, żyjący na bogatszych ziemiach, w krainie miodem i mlekiem płynącej. podzielił się na gburów i siłę roboczą w postaci wędrownych dziadów, kmiotków, kóz i innego bydła. Dziś to rozwarstwienie przybrało jeszcze bardziej monstrualne rozmiary. Jedni jeżdżą jaguarami, inni ślizgają się na swoich zdezelowanych zelówkach. Na skutek tego rozwarstwienia Kocionom pomieszało języki - każdy gada niby o małej ojczyźnie, a w myślach ma swoje interesy. I narzekają - że Kaszubi są przebojowi, że wszystko sobie zawłaszczają, że w gdańskich i centralnych urzędach walczą tylko o swoje i wywalczają... Dalej nie będę ciągnął tej nudnej bajki, bo mi się nie chce. Pragnę tylko zauważyć, że Kaszubi regularnie przysyłają na mój portal okładkę swojego pisma "Pomerania" i obszerne omówienie, co w numerze. Do tego zapraszają mnie do współpracy, żebym pisał dla nich. Oczywiście zamieszczam, tym bardziej, że urodziłem się w Lęborku - mieście podobno kaszubskim. A więc teoretycznie jestem kaszubsko-kociewskim kundlem.. Zamieszczam przez wrodzoną grzeczność i szacunek dla ludzi, którzy walczą o swoją pozycję, również w internecie. Zamieszczam też dlatego, że po prostu tu, z Kociewia. nikt czegoś takiego nie przysyła. Z prostej przyczyny - bo takiego pisma nie ma.
Czytajnie, co nowego w Pomieranii klikając na ich baner.
Tadeusz Majewski

Gm. Zblewo -żaden nie jest niczego pewien

PRZEŚWIETLENIE. To będzie drugi Szteklin, kilka lat temu bardzo atrakcyjny, a teraz? "Dzień dobry, panie doktorze" - "Dzień dobry, panie mecenasie". Jak w mieście...

Żaden nie jest tu niczego pewien

Co proponują Ciecholewscy

Popatrzmy, co proponują w tym tygodniu Ciecholewscy - ich Kużnia Bracka... Muszę się raz wybrać do ich teatru. Problem w tym, że nie znoszę teatrów od kiedy złapali mnie w "Teatrze Słowackiego" w Krakowie na próbie wejścia na "Noc Listopadową" w reż. Wajdy bez bleletu.... Ale i tak wszedłem. zakulisowo...

PUP -- Starogard - praca

Powiatowy Urząd Pracy w Starogardzie Gdańskim ul.Kanałowa 3
dysponuje ofertami pracy w następujących zawodach:

poniedziałek, 25 lutego 2008

LGD "CHATA KOCIEWIA" OGŁASZA KONKURS

OGŁOSZENIE O KONKURSIE

NA KONCEPCJĘ ARCHITEKTONICZNO-FUNKCJONALNĄ


ZADANIE "Rekonstrukcja grodziska średniowiecznego i budowa infrastruktury towarzyszącej w miejscowości Owidz gm. Starogard Gd .

Szczegółowe informacje - patrz...

czwartek, 21 lutego 2008

TWARZĄ W TWARZ cz.II - Czy Prezydent Stachowicz pozostał na deser?


Panie Bogdanie, tną równo...
- Kogo?
Budżet Starogardu. I przy milczeniu baranów... Taki był film.
- Nie baranów. "Milczenie owiec".

Ja wiem, że "owiec", ale barany lepiej mi tu pasują. Ważne, że tną przy ich milczeniu... Nie ma nawet beknięcia... Niechże Pan to przeczyta. To jedna z naszych gazet. Piszą mniej więcej tak: tniemy budżet miasta równo, oświatę, kulturę, nawet administrację. To mówi radny Kurkowski. Tniemy, bo trzeba płacić Polsatowi SA za zerwanie umowy w sprawie kablówki.
- Niech Pan zauważy, Panie Tadeuszu, że to mówi radny Rady Miasta, której wiceprzewodniczącym jest Piotr Cychnerski - były uczestnik poczęcia potwora. Cychnerski też zdaje się z namaszczeniem mówić (bo jeżeli Rada Miasta klepnęła te cięcia, to znaczy, że jest za...): tniemy równo... Łatwo im mówić, bo wiedzą, że za 3 lata, kiedy będą walczyć o władzę, ten problem już ich nie będzie dotyczył.


Potworek... Godzilla?
- Jaka Godzilla! Na tamte czasy gadzinówka! Kablówka! Dziecko źle poczęte, świadomie hodowane na potwora.
Zaraz, zaraz, Panie Bogdanie. Wyjaśnijmy dokładniej, o czym tu mówimy. Miasto Ciemnogard straciło ok. 10 milionów złotych w procesie z firmą Polsat SA za zerwanie z nią umowy w sprawie budowy kablówki. I od dłuższego czasu spłaca ten ciężki szmal, a opinia publiczna milczy. Dlatego mówię - milczenie baranów, no dobrze, owiec. Pan jesteś człowiekiem oblatanym, więc może Pan o tym jakoś prosto opowie, odpowiednio układając opowieść w czasie.
- Tak, trzeba to opowiedzieć w czasie, bo obecne tragiczne skutki dla miasta (mizeria budżetu nie daje szans rozwoju) są wynikiem ciągu zdarzeń aż od okresu przemian ustrojowych, czyli od 1990 roku.

Potworek się wykluł w tamtym czasie? I tak sobie dorastał? Przecież zmieniali się ludzie, frakcje, układy, partie, kanapy, konfiguracje, konfitury...
- Zmieniały się w obrębie jednej piwnicy, właściwie na jednej półce. Niech Pan zwróci uwagę, że od 1990 roku przy władzy z przerwami w Ciemnogradzie są ci sami ludzie: Głuch, Cychnerski, Żak, Kozłowski, Rajkowski, Milewski, Stachowicz, Janikowski, Kubkowski, Kurkowski i wielu innych. Z tym, że raz rządzili, raz byli w opozycji.

No właśnie. Podaje pan nazwiska z dwóch przeciwnych sobie obozów. Czy teraz można ich wrzucać co do odpowiedzialności za kablówkę - potwora do jednego worka?
- Można? Trzeba! Ojcem poczęcia jest władza I kadencji z ówczesnym prezydentem Głuchem na czele. Potem do pielęgnowania "dzieła" dołączyła opozycja z liderami lewicy Milewskim i Stachowiczem... Tu mała dygresja. Nich Pan zwróci uwagę, jak będę opowiadał, że mechanizm powstania afery pod nazwą "Kablówka" jest taki sam, jak mechanizm afery pod nazwą "Ścianka wspinaczkowa" za 700 tysięcy złotych plus zapewne ze300 tys. złotych, które miały zostać przeznaczone dla jej obsługi. Razem milion złotych. 700 tysięcy jednorazowo, 300 tysięcy rocznie...

Zna Pan ten mechanizm?
- Oczywiście.
Skąd?
- Bo w tamtym czasie, już po powstaniu kablówki i ogłoszeniu o jej sprzedaży przez Miasto, byłem zainteresowany powstaniem kablówki, a potem, z grupą osób, jej kupnem. W związku z tym przeczytałem wszystkie dokumenty jej dotyczące. Otrzymałem je od ówczesnego dyrektora kablówki Rajkowskiego...
Niech Pan opowie o tym mechanizmie.
- Ręce mi opadły, kiedy zobaczyłem, jak powstawała kablówka i jej stan prawny... Robiono to na wariackich papierach. Dlaczego? Niech Pan zwróci uwagę, kto miał potrzebę jej posiadania. Oczywiście lokalni politycy. Śpieszyli się. Wtedy, na początku III RP, było parcie w Polsce na posiadanie swojego medium przez władze. Gazet, biuletynów, a najlepiej telewizji kablowej, całkowicie zależnej od władzy.



Ale ja pamiętam, że mieszkańcy Ciemnogardu cieszyli się, że będą mieli swoją telewizję.
- Bo nie wiedzieli, co się za tym kryje... Nie wiedzieli, że telewizja powstawała na zasadzie całkowitego bezprawia. To była telewizja piracka. Wszyscy radni, którzy przyłożyli rękę do powstania tego wówczas tylko potworka, od dawna powinni być poza marginesem życia publicznego.
Ale co oni kradli, Panie Bogdanie?
- Podkradali. Kanały, na przykład Eurosport i RTL. Przecież, jak to jest też i dzisiaj, trzeba było mieć umowy na przekazywanie sygnału poszczególnych stacji, a nie tworzyć czegoś na kradzionym sygnale. Ta kablówka nie miała prawa w ten sposób powstać. Owszem, wtedy wszystkie programy polskie były w systemie anten zbiorczych, ale na programy zagraniczne trzeba było mieć umowy. I od tego trzeba było zacząć. Czy oni nie wiedzieli, że gdzieś tam byli właściciele tych stacji? Doskonale wiedzieli. Mieli szczęście, że żadna zagraniczna stacja nie podała ich do sądu. To jest tak. Jest Pan autorem i właścicielem książki. Ktoś przepisze i będzie rozpowszechniał. Jak Pan będzie się czuł?

Podle. Jak człowiek okradziony.
- No właśnie. To byli złodzieje sygnałów. Powstał pomysł oparty na kancie. Ale w zamyśle najważniejszy był program lokalny, czyli właśnie gadzinówka. Żeby to miało usprawiedliwienie społeczne, wrzucano te kanały zagraniczne i kradziono sygnał. I na tym oparto umowę z abonentami... To był pierwszy kant. Potem, w II kadencji, taka kablówka dalej się kręciła. Podobała się wszystkim radnym: lewica, prawica, środek, boki, za wiarą, przeciwko wierze itp. Ponieważ w zamyśle ona była przydatna do utrzymania władzy rządzącym albo do ewentualnego przejęcia władzy opozycji.

Przypomnijmy czołowe nazwiska opozycji z tamtych czasów...
- Dwa fundamentalne, filary lewicy: Milewski, Stachowicz. Wówczas, w II kadencji, byli w opozycji. Czy mogą się wykazać pisemnymi śladami, które by dowodziły, że mieli odmienne stanowisko niż ówczesny Zarząd Miasta w sprawie już powstałego konfliktu prawnego Miasta z Polsatem SA - wykonawcą kablówki?
Nie wiem, to Pan jest w temacie... Zostawmy to. Wróćmy jeszcze do momentu poczęcia. Załóżmy dobrodusznie, że ci "pionierzy" nie wiedzieli, że to kradzież sygnału. No bo co to za kradzież - leci jakiś program w powietrzu, nie widać, nie słychać... Co do tego miał wówczas Polsat SA?
- Sieć kablową tworzyła firma Polsat SA. Ale cały czas jej właścicielem było Miasto. Polsat miał wykonać i prawie wykonał dzieło. To jest jak ze zleceniem wykonania szafy. Stolarz ją robi, a właściciel po zrobieniu wrzuca do niej swoje bety. To nieistotne... Problem był taki, że dzieło miało być spłacane z abonamentu odbiorców.
Sprytnie pomyślane. Grupa inicjatywna władzy, jedno ugrupowanie polityczne, nie wkładając swoich pieniędzy chciała być właścicielem studia telewizyjnego, swojej tuby, za pieniądze starogardzian. No i tak się stało.

Ale dlaczego - stosując Pana metaforę - właściciel bezczelnie zwolnił stolarza, argumentując że zabrakło kilkuset podłączeń na już sporo tysięcy podłączeń zrealizowanych? Przecież to zerwanie umowy już wtedy śmierdziało przegranym procesem. Nie wywala się firmy za to, że ma trochę opóźnienia.
- Pojawiły się dodatkowe koszty. Miasto (władze) musiało utrzymać koszty studia, płacić za dzierżawę budynku, użyczenie kanałów, opłacać emisję programu itp... Co teraz zrobić, skąd wziąć na to pieniądze? Abonenci płacili pieniądze Miastu, nie Polsatowi. Pojawił się pomysł, żeby nie przekazać ich Polsatowi - wykonawcy kablówki. Myśleli w ten sposób: jak Polsat podłączy jeszcze ze swoich rezerw z 3000 abonentów, to ta kablówka ze studiem będzie się kręcić sama, że wystarczy na wszystko. Ale Polsat, który nie otrzymał od miasta pieniędzy (a miał to zagwarantowane, że ma otrzymywać), nie chciał na to wyłożyć swoich. I zerwano umowę pod pretekstem niepodłączenia w odpowiednim czasie określonej ilości abonentów. I już wtedy na zdrowy rozum było wiadomo, że Polsat wygra spór prawny. Kant drugi... Najpierw powstał pomysł na chorych założeniach, na chorym biznesplanie. Błąd wynikający z niewiedzy, co to za przedsięwzięcie. Myśleli: kabel się przeciągnie i cześć. Drugi błąd był już niewybaczalny. Dopuszczenie do procesu. Błąd, który można krótko ocenić jako totalny brak kompetencji całej ówczesnej rady. Z lewa i z prawa. Ciekawe, czy poszliby do sądu, gdyby mieli wyłożyć swoje pieniądze, wiedząc, że już na dzień dobry procesu trzeba wyłożyć 8 procent od wartości sporu ...

Czy władze nie mogły oddać Polsatowi kablówki?
- Stolarzowi oddać szafę? Po co ona stolarzowi? Poza tym oddać tubę?
No tak... A Pan co by zrobił, kiedy już doszło do kryzysu na linii Miasto (właściciel kablówki) - Polsat?
- Przede wszystkim bym się dogadał Polsatem, żeby dokończył dzieło. Dokończył za wszelką cenę, mimo popełnionych błędów - złych umów. Stwierdziłbym, że już nie ma odwrotu i że musi to zrobić Polsat! Tym bardziej, że była to rzetelna firma... Znowu, proszę Pana, analogia z tą szafą... Jeżeli ktoś zrobi trzy czwarte szafy, to musi ją dokończyć. Zawieź Pan trzy czwarte szafy do innego stolarza, żeby dokończył, to on Pana obśmieje... Po dokończeniu przez Polsat stałbym się pełnoprawnym właścicielem bez finansowych ogonów u ludzi prywatnych.



A oddałby Pan jako władza już po dokończeniu tę kablówkę w ręce prywatne?
- Ale im absolutnie nie o to chodziło, wręcz przeciwnie!
Mówi Pan, że już wtedy było wiadomo, że Polsat proces wygra?
- Oczywiście. Wielu o tym wiedziało... Opozycja też. Były poważne wątpliwości wyrażone w lokalnej prasie.
Co Pan o tej opozycji? Opozycja jak to opozycja - nie miała nic do gadania... Hmmm... Z drugiej strony rzeczywiście, za coś bierze wysokie diety...
- Miała do powiedzenia. Gdyby wtedy była mądra i kompetentna, to nigdy by nie dopuściła do z góry przegranego procesu. Ale widocznie im na tym nie zależało. Wręcz przeciwnie. Zależało im na tym, żeby koło tego był dym. Żeby Głuch i inni w to się uwikłali. W tamtym czasie mistrzami destrukcji byli Milewski i Stachowicz. Nic nie robiąc, nie kontestując decyzji władzy, nie patrząc jej na ręce, ciesząc się z każdego ich potknięcia, czekali na lepsze czasy. To zresztą nic nowego - to ma wymiar ogólnopolski. W Polsce każda opozycja cieszy się z potknięcia grupy pełniącej na bieżąco funkcję władzy i klaszcze z powodu niemądrych decyzji.

A może oni nie znali tematu?
- Znali!.. Skąd ja to wiem? Prominentni przedstawiciele ówczesnej opozycji opowiadali mi o tym, że Głuch wpadł na minę. Opowiadali w krzakach naprzeciw POM-u.
W krzakach?! Dlaczego w krzakach?
- Bo konspira najlepiej wychodzi w krzakach. W krzakach można załatwić sprawy polityczne... W krzakach swobodnie mogą się też spotkać na pozór skrajne siły. Ale oczywiście odbywały się też i w innych miejscach.
Hmmmm.... W krzakach o kablówce... Więc rozpoczął się proces o małą kwotę. Można było dojść do ugody. Mówią, że tylko głupcy idą do sądu...
- To prawda. To był trzeci kardynalny błąd. Niepodjęcie ugody i doprowadzenie do tego, że sprawa trwała 14 lat. Na skutek tego doprowadzenie do horrendalnych kosztów w stosunku do kwoty wyjściowej, myślę, że 10 do 1 licząc wszystkie koszta...

Ale w 1998 roku, kiedy Głuch przegrał wybory, a wygrała opozycja, można było tę sprawę skończyć...
- Tak. W 1998 roku już nie opozycja - grupa Karbowski - Milewski (i poseł Stachowicz jako potężne wsparcie) przejęła władzę i mogła to zrobić. I tu pojawia się następna rzecz, za którą ci ludzie powinni być delikatnie mówiąc na politycznej emeryturze... Oni nie mieli zamiaru nic kończyć! Im było na rękę przegrywać procesy. Oni, postkomuniści, już tacy są. Ta sprawa ciągnęła się 4 lata za Głucha, więc stała się piłką w grze przeciwko niemu. To był bat na Głucha. Co Głuch by się odezwał za mocno na sesji już jako radny opozycji, to od razu by usłyszał: A kablówka...? Tak. Lewicowa opozycja odpowiada nie odpowiada za błąd poczęcia potworka, lecz za kontynuację procesu, za niezwinięcie tej sprawy, a jej pielęgnowanie.

Pan to ma łeb. Nigdy bym na to tak całościowo nie spojrzał. Co działo się dalej, a raczej się nie działo?
- Zaczął się cyrk. Adwokaci i procesy. O dziwo nikt nie zadaje dziś pytania, ile kosztowała obsługa prawna trwającego przez 14 lat procesu. Ja mogę szacunkowo to określić. Wiem ze źródeł nieoficjalnych, że obsługa prawna Starkomu przeciwko Gabigowi kosztowała Starkom (czyli podatników) około 100 tysięcy złotych. Wobec tego ile mogła kosztować obsługa prawna procesu o kablówkę? Co ciekawsze - obsługę prawną prowadził Paweł Piotr Janikowski, który był przy zerwaniu umowy z Polsatem głównym opiniodawcą ze strony władz miasta i współtwórcą decyzji jako członek Zarządu Miasta. Czyli był pełnomocnikiem w sprawie, którą wywołał jako strona. Kto jeszcze wtedy był w zarządzie? Cychnerski, Naumann, Rajkowski. Halasz.

Sugeruje Pan, że przez 8 lat prezydentury Karbowskiego, rządzącego przy pomocy grupy Kozłowski, Żak, Milewski, władze wiedziały, że proces będzie przegrany? Że mieli taką świadomość, ale nie kończyły, bo zawsze szło powiedzieć, że to chore dziecko Głucha? To nieprawdopodobne!
- Ja nie sugeruję, Ja wiem! Kiedy przyszedł pierwszy wyrok, niektórzy biegali i podekscytowani mówili: "Piszemy do prasy, je... Głucha". Na nic było mówić: "Stasiu, to trzeba zgasić".
Hmmmm.... To by się zgadzało. Głuch tu, proszę Pana, w niedawnym wywiadzie w jednej z gazet mówi, że "to dla mnie sprawa honoru". I że później, po jego prezydenturze, nikt z władz nie jeździł na rozprawy.
- Jeszcze raz Panu powtarzam - im zależało, żeby ta sprawa była przegrana. Władze miasta nie pojawiły się na żadnym procesie? Oczywiście. To podpiera tezę. Nie byli w ogóle tym procesem zainteresowani.



Ale Pan cały czas na opozycję... Czy nie sądzi Pan, że Głuch nie powinien mówić o "sprawie honoru"? Że właściwie on nic nie powinien dziś mówić? W końcu to on zrodził potworka. Na dodatek w tym wywiadzie zasłania się Janikowskim. Jakie to, proszę Pana... typowe dla...
- To absolutnie oczywiste, że odpowiedzialność za błędne, nielogiczne, niepodyktowane żadną potrzebą społeczną decyzje spoczywa na Głuchu. Że to Głuch jest winien jako ówczesny prezydent miasta oraz ludzie pełniący wtedy funkcje w Zarządzie Miasta. To jest podstawa. Nikt tej odpowiedzialności z nich nie zdejmie - oni byli winni i będą żyć z ta winą. Oni też przyzwyczaili opinię publiczną, że za knoty władzy ona (ta władza) nie odpowiada... Co do zwalenia winy na Janikowskiego w wywiadzie... Przecież to on go zatrudnił jako członka Zarządu i jednocześnie radcę prawnego. Ten wywiad, a zwłaszcza to zdanie, że "zawiódł się na Janikowskim", to kompletny brak honoru... I coś jeszcze. Po latach pękła omerta.

Słucham?
- Omerta. Każda partia, która przychodziła do władzy, działała na zasadzie omerty - zmowy milczenia. Nadrzędną dla niej sprawą nie był interes społeczny miasta, tylko utrzymanie się przy władzy, a dla opozycji przejęcie władzy... Jeszcze raz Panu powtarzam, że jak przyszedł Karbowski i spółka - postkomuniści, to oni pielęgnowali tę sprawę. Aż pyrkali z radości. Tu działała zasada: im gorzej w tej sprawie, tym lepiej dla nich. Im dłużej to potrwa, im miasto więcej zapłaci, tym lepiej.
Fuj... Niesamowite. Ale czy to nie jest tylko Pana domniemanie? Jak można świadomie pielęgnować potwora?
- Czy to domniemanie? Jak ktokolwiek z nich się wychyli, to podam dowody i okoliczności. Wyciągnę te brudy z krzaków.

Teraz mamy wspaniałego prezydenta, cudotwórcę (podobno wszystko wie, wszystko rozumie, działa, przeciwdziała, ma na uwadze, pozyskuje środki...). Myślę, że te - ile? - z 10 milionów wreszcie wyciągnie jak królika z kapelusza i wyrówna zachwiany budżet. Ba, pewnie jeszcze dodatkowo pozyska więcej ze środków unijnych...
- Słyszał Pan o jakichś pozyskanych przez niego środkach? Ja nie... Teraz, proszę Pana, jest chichot historii. Stachowicz zostaje po latach prezydentem i niektórzy mówią, że on w tej sprawie, jak i w sprawie wieży wspinaczkowej, jest niewinny, bo po prostu zastał taką sytuację. Ja mówię konkretnie - on nie był przy poczęciu tego potwora, ale go pielęgnował jako radny II kadencji, potem pośrednio wspierał przez zaniechanie jako poseł. Przez 10 lat karmił, a teraz boi się, że potwór go zje... I boi się słusznie. Bo teraz ten potwór zjada własnych ojców. Najpiew zjadł Głucha, potem Karbowskiego i spółkę, i kolej na kogo?

Zdjęcia z debaty przedwyborczej z 1994 r. w studio "kablówki" Potem chyba politycy doszli do wniosku, że nie warto debatować... Fot. Arch. M-K.

środa, 20 lutego 2008

ZAPOWIEDŹ. Już jutro drugi odcinek...

Już jutro w godzinach wieczornych dwaj satyrycy starszego pokolenia Kruszona - Majewski w cotygodniowym dialogu "Twarzą w twarz" odsłonią przed Wami kulisy wielkiego skandalu... W jego wyniku miasto, czyli my (tak, my -Ty i ja) straciliśmy ile? 8, 10, 12 (czy ktoś to już wreszcie policzył?) milionów nowych złotych. Kolokwialnie - z 8, 10, 12 balonów. Kruszona - Majewski opowiedzą Wam, w jaki sposób zrobiono z nas balona, tracąc wielkie balony w rozprawie z Polsatem SA.

Nagroda Wójta Gminy Zblewo - zasady

Zasady i tryb przyznawania dorocznych nagród Wójta Gminy Zblewo za osiągnięcia i zasługi dla gminy Zblewo i jej mieszkańców w dziedzinie społeczno-gospodarczej, kulturalno-oświatowej, sportowej.

PUP Starogard - praca

Powiatowy Urząd Pracy w Starogardzie Gdańskim dysponuje ofertami pracy w

następujących zawodach:


Defragmentacja

Defragmentacja
Wręczono Wierzyczanki i inne nagrody. Danka Farysej na łamach powiedziała, że werdykt kapituły był - delikatnie mówiąc - taki sobie. Zauważyła, że trzeba się śpieszyć z dawaniem tych nagród ludziom, bo "tak szybo odchodzą". Wymieniła między innymi mnie, któremu się coś należało. Dziękuję nagród mam już dużo. Ja jednak nie chcę jeszcze odchodzić. Inna sprawa, że o naszym odejściu nie my przecież decydujemy, a On. Pewien znany tenisista stołowy myślał, że to zależy od niego. Nie ożenił się, nie miał kobiet, bo seks niby skraca życie. Nie pił, nie palił, pachniał (?) ciągle czosnkiem - żarł go profilaktycznie przeciwko grypie. Na turniejach nie wieszał ubrania we wspólnej szatni, bo wiadomo, bakterie, a je kładł tuż przed pojedynkiem przy stole starannie ułożone w kostkę. I co? Wpadł śmiertelnie pod samochód na przejściu dla pieszych w Tczewie. Hmmm... Chwila nieuwagi, czy tzw. zrządzenie boskie? Już to pisałem: "Jeżeli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, napisz mu o swoich planach". Powtarzam, bo tu lepiej pasuje. Dziękuję Pani, Pani Mario za tego SMS-a. Odejścia... Ludzie różnie odchodzą. Niektórzy to prowokują. Jakiś gość napisał na tylnej tabliczce rejestracyjnej swojego harley"a: "NIE PŁACZ, KIEDY ODJADĘ". Uczciwie postawił sprawę. Mógł jeszcze tylko dopisać, czy zgadza się być dawcą organów i podać numer komórki, potrzebny w przypadku wypadku, czyli nagłego zjazdu. Tak więc ja nigdzie nie odchodzę. To znaczy nie chcę odejść. Może już mam swój wiek, ale ciągle czuję się jak młody bluesman, zwłaszcza podczas działań operacyjnych. Ubrany w szynel, z aparatem na szyi, rozgarniając delikatnie wysokimi butami sforę psów na czyimś podwórku. Ale czasami uciekam. Ucieczki są bardzo ważne - od pracy, od zgiełku, telewizora itp. Ostatnio wymyśliłem Bułgarię, żeby tam na dłużej pojechać, bo tu się nie da napisać powieści. Kumpel, jak o tym usłyszał, rzekł: "Fajny pomysł na defragmentację umysłu"... Dobre. Defragmentacja... Nie płacz, kiedy odjadę.

Marka



Do Wycinek koło Osieka przyjechał Andrzej Pacuła - wykładowca z południa, intelektualista, wielki człowiek, który ma wszystko precyzyjnie poukładane - obraz świata, Polski, regionów, polityki, gospodarki makro i mikro etc. Piękną polszczyzną mówił m.in. o markach - np. o marce polskiej (Polska też jest marką), której wartość sami sobie obniżamy. Już wyjaśniam, dlaczego. Otóż na markę pracują wielkie zdarzenia i nazwiska. Jakie na markę polską? Wałęsa, Chopin i "Solidarność". Trzy wielkie już symbole rozpoznawalne w świecie. Tymczasem co my robimy? Z Wałęsy (mnóstwo tytułów doktora honoris causa w świecie) "Bolka", pierwszej "Solidarności" dziwnie się jakoś wstydzimy, Chopin...? Temu panu dziękujemy... Dajmy mu spokój, chociaż...? Czy on w ogóle był Polakiem? Jakieś takie dziwne nazwisko (powinien być Szopiński)... Zamiast wspólnie wykreować silną markę pod nazwą Polska, tworzymy wokół tych symboli piekło podejrzeń, pomówień i dwuznaczności. A inni zacierają rączki - już przecież wychodzi, że to Niemcy obalili komunizm trykając łbami w mur berliński. I po rozwaleniu jeszcze go sprzedali w kawałkach! A my? To już taka nasza specyfika: pluć na tych, którzy weszli na szczyty, bo "sukces mojego sąsiada jest dla mnie problemem". Dalej. Pacuła prawił, że mądre narody wysyłając do jakichś nieznanych krajów delegacje w celu zbadania, czy nadają się one do współpracy, w skład tych delegacji "wsadzają" artystę (nie dosłownie). Artystę, czyli człowieka, który umie patrzeć inaczej. Dostrzeże np. Chopina (to głównie dzięki niemu Polska jest znana w Japonii i Chinach) czy kogoś-coś innego, co im zaimponuje. Andrzej Pacuła, na wizytówce "Kociewiak z południa", mówił, jak wypracować markę z Kociewia. To jest felieton, więc nie będę tu streszczał wykładu. Wyszło - i słusznie - że najlepiej markę tę buduje Wojciech Cejrowski, mówiąc o Kociewiu w "Boso przez świat". Mógłby, owszem, budować Andrzej Grzyb, musiałby się jednak pojawiać się na otwarciu Senatu w stroju kociewskim i... kilka innych przykładów (np. "cegła czy deska z Kociewia"). Przepraszam... Muszę kończyć. Muszę kupić wędlinkę... "Z Borów Tucholskich". O dobra marka z Osia. To też Kociewie. Podobno.
Tadeusz Majewski

Gm. Skórcz. "CAŁA POLSKA CZYTA DZIECIOM"

"Mamo poczytaj mi bajkę….." Te słowa często słyszy każda mama. Okazuje się, że bajki to klucz do wiedzy i rozwoju fantazji dzieci. Już dawniej badania nad rozwojem dzieci pozwoliły określić, że czytanie dziecku może przerodzić się w późniejszym czasie w rozwój myślenia matematycznego oraz czytanie otwiera drzwi do skarbnicy wiedzy ludzkiej "MYŚLI".

Zabytki - pałac Hillarów

Piesienica. Poznaj swój kraj. Którego już nie ma

Był sobie pałac Hillarów

Samolot w Osiecznej budzi zainteresowanie

Email z zapytaniem wysłanym z formularza na stronie http://kociewiacy.pl/gminy/osieczna od
Łukasz Sambor

LZS "Orzeł" Radziejewo

Na razie jest boisko - kretowisko. To się wkrótce zmieni. Zobaczycie, jeszcze starogardzianie będą tam jeździć na mecze

Aby ludzie przychodzili, musi być klimat

wtorek, 12 lutego 2008

Starogard - Biblioteka - komunikat

Starogard. Komunikat

W związku z realizacją planowanego skontrum

Filia Miejskiej Biblioteki Publicznej Nr 4

al. Wojska Polskiego 30 w Starogardzie Gdańskim

będzie nieczynna dla czytelników

od 18 lutego 2008 do 29 marca 2008


Czytelników zapraszamy do pozostałych Miejskich Bibliotek:

Filii Nr 2, Filii Nr 3 i Biblioteki Głównej.


Do kwiatów dołącz...

Do kwiatów dołącz bilet do kuźni!!!
i w najbliższy piątek
WALENTYNKOWE
SHOW
15.02(piątek) 19.00
w Starogardzkim Centrum Kultury
Specjalna promocja dla zakochanych - bilet na dwie osoby!
W ten najpiękniejszy dzień,
w którym wszyscy myślą o najpiękniejszych
uczuciach,pośmiejemy się,
przeprowadzimy walentynkowe zabawy,
pobawimy się,
pośpiewamy...


Zaprasza zespół w składzie:
Kubkowska Wiktoria, Laaser Agata, Laaser Marta, Kotowska Anna,
Wodzikowska Agnieszka, Smuczyńska Izabella, Ciecholewska Nina,
Tomczak Monika, Brucki Mateusz, Brucki Szymon, Sielski Karol, Ciecholewski
Ireneusz, Ciecholewski Radosław

Promocja miłości - bilety dla zakochanych

10 zł dla dwojga
Bilety:
6 zł dla widzów z bazy
i ich gości oraz dla uczni, emerytów rencistów,
10 zł bilety normalne

Rezerwujcie miejsca, bo to jedyny pewny sposób, by mieć miejsce
siedzące lub z dobrą widocznością.

Rezerwacja miejsc i informacje:

tel. 507-826-210; mail teatrkuzniabracka@tlen.pl

PUP Starogard - praca

Powiatowy Urząd Pracy w Starogardzie Gdańskim dysponuje ofertami pracy w następujących zawodach:

"Chata Kociewia" - suma dokonań

BILANS. Nasze otoczenie zmieniają dwa dalekie od siebie światy: samorządów (władzy) oraz osób i firm prywatnych. Próbuje je łączyć Lokalna Grupa Działania "Chata Kociewia"

poniedziałek, 11 lutego 2008

TWARZĄ W TWARZ cz.I - Kop ze śródstopia

- Panie Bogdanie. Napisał Pan szopkę, która nie ujrzała światła dziennego... Na marginesie - po co tu, panie Bogdanie, pisać szopkę, kiedy idzie na żywo w Pyziorgardzie...
- Starogard - Pyziogard... Raczej Ciemnogard. Bo Starogard jest ewenementem na skalę kraju.
- Oj, przesadza pan.

- Dlaczego? Tu przychodzi cykl, po każdych zmianach samorządowych mamy prawidłowość cyklu.
- Jesteśmy cyklistami?
- Nie., Tu są po prostu cykliczne jaja.
- Czyli cykliści z jajami... Może Pan podać przykłady reguły cyklu?
- Przykłady... Mogę nimi sypać jak z rękawa.
- Sypać jak z rękawa? To myślę, Panie Bogdanie, że te przykłady zostawimy na osobny odcinek "Twarzą w twarz". Wróćmy do Pana szopki... Napisał Pan ot, tak sobie, z głowy?
- Z nogi i z nosa. Taką szopkę to się wyciąga jak z nosa i z ucha. Takie brudy, o których nikt nie chce z ludzi do tego powołanych mówić czy o nich pisać.

- Z nosa, z ucha, z nóg i z palców... Aż z tylu miejsc?
- I ze śródstopia.
- Nawet ze śródstopia! Jak kop Krzynówka.
- Kop to istota szopki. Ku przestrodze następnym trzeba obnażyć głupotę teraźniejszą. "Śmiech niekiedy jest nauką, kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa". I w szopkach wyśmiewane są przywary, takie jak próżność ludzka, brak krytycyzmu wobec własnego działania, koniunkturalizm działania, wyjątkowa łatwość wydawania publicznych pieniędzy i wszechpotężne uwielbienie swojej twarzy w mediach.
- Ależ oni, Panie Bogdanie, są piękni! I robią sobie na plakatach wyborczych wielkie buzie, bo wiedzą, czego chcą ludziska. Przecież nasz elektorat patrzy przede wszystkim na fizys kandydatów....

- Ma Pan rację. Wybierają mając tylko plakaty. Nie ma debat w miejscach publicznych, w mediach.
- Po co debaty, jak są buzie - maliny... Wróćmy do szopki - pułkownika. Pisał Pan ze śródstopia, żeby kopem wrzucić na swoją półkę, do szuflady?
- Nie, kopem do gazety, z którą zresztą uzgadniałem tematykę i do której wtedy pisałem felietony. Szopka była dwukrotnie w gazecie czytana. Opracowanie graficzne przygotowywała do niej Barbara Skrobisz - najlepsza w tej dziedzinie w Starogardzie.
- Napisałem w felietonie, że w powiecie starogardzkim są dwie osoby, które potrafią pisać takie szopki. Prawda też, że Basia jest niezła. Kilka razy opracowywała je graficznie u mnie - raz, kiedy nasi włodarze byli bohaterami znanych filmów, drugi raz - jak byli jako zwierzęta, a trzeci raz - jako bohaterowie na płótnach wielkich mistrzów malarstwa... I Basia przygotowała szatę graficzną do Pana szopeczki?

- Przygotowała. Potem zaniosłem już czystopis i w gazecie pojawiły się dwa razy zajawki szopki. Miała się ukazać w pierwszym tygodniu po Nowym Roku. A tu nagle bomba. Przychodzę do redakcji i jeszcze przed drukiem okazuje się, że w miejsce szopki wszedł potężny wywiad z Prezydentem Miasta Panem Stachowiczem.
- Prezydent napisał swoją szopkę?!
- Pan Prezydent raczył wejść w okresie szopkowym w miejsce mojej szopki, więc to co mówił w tym wywiadzie, jest szopką. To była lepsza szopka od mojej. On mnie przeskoczył. Autentyczny artysta. Za tę szopkę, którą mi zrobił, chciałem go podać do "Wierzycznki". To było arcydziełko o działaniu Pana Prezydenta w przestrzeni i w obszarach, o zamierzeniach, dokonaniach i o pozyskiwaniu ogromnych środków unijnych dla miasta, które oczywiście były i są fikcją.
- Ach taka była szopka?! Może Panu Prezydentowi pomyliło się z okresem wigilijnym, kiedy zwierzęta mówią bajki na dobranoc? ...I co, zamurowało Pana? Pan Prezydent wykosił lewym sierpowym najlepszego szopkarza!!

- Zamurowało. Zacząłem dociekać, dlaczego tak się stało... Teraz serio. Domniemam, że w tym wydawnictwie ktoś zakupczył moją szopką.
- Można kupczyć szopką?
- W Ciemnogardzie można.
- Ale dlaczego, Panie Bogdanie?
- Oczywiste jest, że każda szopka wali w tych na samej górze. Zajawki były i ten na samej górze być może wystraszył się mojego tekstu. Po zajawkach już wszyscy wiedzieli, że akcja szopki dzieje się na wielkim dziele Pana Prezydenta, czyli na 700-tysięcznym monumencie.
- 700 tysięcy metrów? Toż to wyżej niż Himalaje?
- Nie chodzi o wysokość w metrach Panie Tadeuszu. 700 tysięcy złotych, które kosztował monument postawiony na chwałę i ku czci władzy. Domniemam, że Pan Prezydent, którego za tydzień miano na sesji "poczęstować" podwyżką, bał się mocy sprawczej mojego tekstu, w którym oczywiście był głównym i jedynym bohaterem. Reszta to pachołki - wypełniacze treści.
- Czyżby to znaczyło, że Pan Prezydent raczył zajść pieszo do małej redakcji gazetki rozdawanej za darmo, żeby wstrzymać Pana tekst!? Nieprawdopodobne!

- Ale tak było. Przydreptał, przyczłapał, sfilcowany szurając podwiniętą podeszwą. Siedział na kanapie w redakcji jak taki dudek. I ten jego trud, ten jego znój w dojściu do redakcji gazetki rozdawanej za darmo to jest mój największy sukces artystyczny, to jest największa dla mnie nobilitacja, jeżeli idzie o teksty, jakie kiedykolwiek napisałem do gazet. Powstał pułkownik. W demokracji, w wolnych mediach, w gazecie, która jako jedyna ma w rogu po prawej stronie u góry napis "tygodnik niezależny". Po 19 latach przemian, wolności słowa, pojawił się w alejach Wojska Polskiego cenzor. To jest szczyt szczytów! Ja to będę wnukom opowiadał. Że dziadek stał sie za wolnej Polski kombatantem! Będę mógł się jeszcze ubiegać o dodatki do emerytury. To jest dopiero szopka!
- Może gazeta uznała, że trzeba przesunąć szopkę na za tydzień? Czekał Pan na następny numer gazety?
- Kupiłem w kiosku za 1,5 zł, by ją wspomóc (już była częściowo płatna). Szopki nie było. W pierwszym odruchu chciałem posmarować smalcem i wątrobianką i zjeść ze złości, potem pomyślałem, żeby iść do kościoła się wyciszyć. W końcu dostałem rozwolnienia i ze mnie zeszło. Się wypróżniłem z szopki. Papier był.

- Ale mamy w mediach pluralizm. Ja bym z taką szopka podreptał do innego tytułu.
- Szopka, proszę Pan, była pisana dla konkretnego wydawnictwa. Szopka jest teraz pułkownikiem i czeka na wiosenną odwilż.
- Będzie u mnie w portalu. Obiecuję. Wiosną. Chociaż, proszę Pana, po felietonie o szopce, dzwonią ludzie, żebym już ją zamieścił.
- Ależ niech ten pułkownik sobie jeszcze poleży i nabierze mocy! Im dłużej leży, tym będzie smakowitszy. Zupełnie jak ser, który im dłużej leży, tym silniejszy ma aromat.
- Ale szopka, proszę Pana...

Zobacz powiązane :

{kl_php} $table_d["id"] = "d1"; $table_d["status"] = "ON"; $table_d["title"] = ""; $table_d["numb_rows"] = 100; $table_d["keyword"] = "@dusia@"; $table_d["more_link"] = ""; $table_d["more_link_mode"] = "all_years";$table_d["build_function_numb"]=1;$table_d["short_text_numb"]=0;$table_d["style_name"]="moduletable_1";$fpg_tryb= "kw_ls";include("includes_custom/front_page.php");{/kl_php}

Gmina Osiek - plan imprez, statystyka

Gmina Osiek w statystyce za 2007 rok, plan imprez na 2008 r.

niedziela, 10 lutego 2008

Muzeum w Tczewie zaprasza...

Centrum Wystawienniczo-Regionalne Dolnej Wisły w Tczewie oraz Biuro Gospodarcze
i Kulturalne Tajpej w Polsce serdecznie zapraszają na wystawę fotografii i drzeworytów tajwańskich.

Smętowo - Nowy klub sportowy LA

UWAGA
Dnia 15.02.2008 (Piątek) o godz. 18.00
w sali GOKSiR
odbędzie się oficjalne zebranie w sprawie powołania do życia Klubu Sportowego:
LEKKOATLETYCZNY LUDOWY KLUB SPORTOWY ZIEMI KOCIEWSKIEJ

środa, 6 lutego 2008

Niezwykłe ferie w Gminie Smętowo

Takich zimowych ferii jeszcze tutaj nie było...
Zobacz opis i zdjęcia [PDF] [3,4 MB]

Szopka - bomba z opóźnionym...

Prawie co roku lokalne tytuły pojedynkowały się na noworoczne szopki bądź teksty primaaprilisowe. Szopki przygotowywano z najwyższą starannością graficzną i śmiesznością tekstową. Ich bohaterami były osoby z górnej półki. Dwa razy w roku w szopce lub na Prima Aprilis (PA) można było w nich pisać satyrycznie, bo to dni tekstowej abolicji.

Godziszewo - obiecali i...?

Godziszewo, gm. Skarszewy. Obiecali Plichtom "Amerykę", pokazują figę?

Tylko u Plichtów po staremu

Godziszewo. Brzydka wieś. Ale prawie wszędzie widać zmiany. Wille na wzgórzu, w starej wsi przebudowy, na podwórzach auta, nawet po kilka. Tylko u Plichtów po staremu - ten sam metraż i ten sam obrzydliwy grzyb. Można go dotknąć - siwy zamsz, jak kto się nie brzydzi. Można go wyczuć w powietrzu.

poniedziałek, 4 lutego 2008

Smętowo. LISTY

Piotr Wrzosek

Dzień dobry. Nazywam się Piotr Wrzosek.Szukam kontaktu do ks. Andrzeja Talińskiego, który uczył mnie religii w szkole średniej w Tucholi w latach 1995-2000. W 16.08.2008 biorę ślub i chciałbym, by udzielił mi go ks. Andrzej. Niestety nie mam do niego żadnego kontaktu. Zwrazam się z prośbą o przesłanie numeru telefonu, chociaż do parafii, bym mógł nawiązać kontakt z ks.Andrzejem. Pozdrawiam Piotr Wrzosek.

Witam.
Pozwoliłem sobie zamieścić Pana list z podaniem adresu mailowego. Myślę, że ks. Andrzej Taliński się do Pana odezwie.
Serdecznie pozdrawiam
Tadeusz Majewski

Osieczna. LISTY

Edyta Rybinska

Szukam mojej rodziny (od Józefa dziadka i od Anny ..Rybińskich.. Wujek mój, Franciszek Rybiński, został zastrzelony w 1946r....

To jest długa lub krótka historia i bolesna odpowiedź. Myślę, że na Pani pytanie w krótkim czasie odpowiedzą Pani nasi historycy.
Pozdrawiam
Tadeusz Majewski

Skórcz. LISTY

Piotr Nazar

Witam!
Na początku chciałbym Państwa pozdrowić.
Interesuję się turystyką, jednak nigdy nie miałem okazji odwiedzić Skórcza. W związku z tym bardzo proszę o przesłanie darmowych folderów, map i może przy okazji gadżetów związanych ze Skórczem.
Piortr Nazar
ul. Polna 9/1
22-500 Hrubieszów

Odp. Proszę się zwrócić z tym do władz miasta Skórcz.
Pozdrawiam
Tadeusz Majewski

Poszukiwani żywi bądź martwi



W urzędach prócz sekretarek najciekawsze są tablice. Na niektórych wiszą ogłoszenia sprzed roku, na innych aktualne.
Tablice budzą we mnie instynkty złodzieja i szpiega z krainy dreszczowców (wiem, Deszczowców, ale ja tu chcę "dre"... Karrrramba). Rozglądam się i jak nie ma zagrożenia, profesjonalnym ruchem ręki odpinam pineski. I kartka z informacją spływa do mojej rozdziawionej torby.

Ukradzione informacje są różnej wagi. Np. o licytacjach komorniczych. Kiedyś stoczyłem z komornikiem pojedynek na temat ich formy. Chodziło o to, że zamieszczał dane osobowe. Teraz tych danych nie ma. Oczywiście, ja się wcale nie chwalę, że to moja zasługa. Myślę, że wpadły na to tzw. czynniki odgórne. No bo jak to - gnębić przez publikację danych osobowych i tak już pognębionych?

Wykładam teraz z torby na biurko nową porcję ogłoszeń. Od "sprzedam świnię" po listy gończe. Te są najciekawsze. No bo to emocje, kiedy z kartki A-4 patrzy na Ciebie sfaxowana albo skserowana na szaro twarz np. sąsiada. No proszę - myślisz sobie - zgwałcił i zaciukał babinę. A taki porządny był gość. Nawet mówił do Ciebie "dzień dobry" w kolejce po maślane bułeczki. 1, 2,... 4, 10 - kartek, dość. Jest - list gończy! Specjalny, bo zdjęcia mord w kolorze (widać sprawa najwyższej rangi, może nawet godna Macierewicza!).
Czytam: "Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dn..." - ble, ble, ble, czyli paragrafy i ustępy - i mamy: wykaz złoczyńców "uznawanych za najbardziej agresywnych". Facjaty w kolorze. Al-Kaida? Nie, rasy zbyt różne. Podaję za tym gończym listem dane personalne, a raczej ksywy:

Akbash Dog,
Buldog Amerykański,
Owczarek Kaukaski,
Rottweiler,
Amerykański
Bull Terrier,
Dog Argentyński,
Perro de Presa Canario! (ten to dopiero musi być!),
Tosa Inu,
Anatolian Karabash,
Moskiewski Stróżujący oraz
Perro de Presa Mallorquin.

Ależ międzynarodowa szaja! List gończy... Urzędowe ble, ble, ble i w &2: "Traci moc rozporządzenie (ble, ble, ble) ...w sprawie warunków wydawania zezwoleń na otrzymanie psa takiej rasy".
Patrzę na ten list gończy, na te okrutne mordy złoczyńców. Ewidentnie brakuje tu najważniejszego zdjęcia. Strasznej mordy bosa tego gangu. Bosa, który ich stworzył.
Tadeusz Majewski

Za piątkowym wydaniem "dziennika Bałtyckiego"

Radziejewo - okiem sołtysa - 2008 r.

REPORTAŻ. Radziejewo, gm. Zblewo. W małej wsi na mecze "Orła" przychodzi regularnie około 150 kibiców. Panowie panie i dzieci, całe rodziny. Na czym polega ten fenomen?

Ludzie się starają, ale każdy oddzielnie

Jak Trawicki chce wybudowac halę

Góry dla niejednego były natchnieniem. Również dla polityków. Można tam sporo przemyśleć patrząc z... góry.

Czy Niemcy wybudują halę w "leasingu"?

OSIECZNA. Okienko Pani Wójt - plany na 2008 r.

Gmina Osieczna. Wójt Barbara Tomczak: "Rok 2007 był zbyt spokojny"

Pierwszy odcinek turystycznej drogi przez Bory?