czwartek, 30 września 2010

Krzysztof Kowalkowski: Historia Kociewia w książkach wydanych w latach 2009-2010

REFERAT WYGŁOSZONY NA XVI BIESIADZIE LITERACKIEJ W CZARNEJ WODZIE

Kociewski Rok Kongresowy 2010 jest okazją do wielu rozważań o Kociewiu, dyskusji o jego rozwoju, a także wielu podsumowań. Pierwszy dzień Kongresu Kociewskiego, jaki się odbył w Tczewie 8 maja 2010 r., poświęcony był historii Kociewia. Jeden z wniosków, jaki został podjęty po dyskusji, brzmiał: Mimo istnienia wielu cennych monografii i prac przyczynkarskich odczuwa się brak syntez - prac o charakterze leksykonów czy wręcz encyklopedii, które będą systematyzować i upowszechniać dorobek naukowy poświecony Kociewiu. Na wspomniany wcześniej brak szerszego zainteresowania tematyką kociewską studentów i naukowców bez wątpienia rzutuje to, że o wielu, często nawet podstawowych problemach regionu praktycznie nie ma żadnej, dostępnej poza Pomorzem naukowej literatury. Dlatego należy skupić wysiłek wydawniczy właśnie na tego typu pozycjach, tym bardziej, że często stworzenie ich wykracza poza siły i możliwości jednego autora.

Prawdę tę potwierdza dorobek wydawniczy z lat 2009 - 2010 poświęcony historii Kociewia. Brak jest w nim pozycji, którym można by przypisać zasięg ogólnokrajowy. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest na pewno brak środków niezbędnych do wydania książek. Pomimo tego ukazało się kilkanaście (a może i więcej) książek opisujących historię Kociewia. Nie jest to dorobek odpowiadający roli, jaką Kociewie odegrało w historii, ale te, które powstały, choć w części przybliżają losy ziemi kociewskiej. Powiedzieć trzeba jednak wyraźnie, że książki, które powstały, są głównie zasługą pasjonatów, bo te, które napisali naukowcy, można policzyć na palcach jednej ręki. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. Czy zbyt mało naukowców pochodzi z Kociewia? Czy może daje znać zupełny brak programów radiowych i telewizyjnych poświęconych Kociewiu i jego historii? Bo ukazujący się ponownie co 2 tygodnie 10- minutowy Magazyn TVP "Na Kociewiu" jest oszukiwaniem nas i nieudolną próbą przekonania Kociewiaków, że telewizja jest regionalna.

Niemniej, jak już wspomniałem, trochę książek opisujących historię Kociewia w ostatnich dwóch latach się ukazało. Kolejność ich przedstawienia jest przypadkowa, bo nie sposób ustalić, która z nich jest ważniejsza czy doskonalsza. Trudno też odnotować wydanie wszystkich pozycji, dlatego też przedstawię te, z którymi się zapoznałem lub tylko zetknąłem się z informacjami o nich.

Zacznę od książki pani Anieli Przywuskiej "Kociewska Gmina Smętowo Graniczne. Dzieje do roku 2005", wydanej przez Stowarzyszenie "Instytut Kociewski". Autorka wywodząca się opisywanej gminy jest emerytowanym dyrektorem Archiwum Państwowego w Gdańsku. I choć nie jest historykiem, to książka przez nią napisana może służyć za wzór historykom (i nie tylko), jak powinna wyglądać monografia. Kolejną książką jest "Kościół p.w. św. Barbary w Lalkowach. W sześćsetną rocznicę konsekracji" Reginy Kotłowskiej, wydana przez Media-Kociewiak Tadeusza Majewskiego. Obie, choć jako datę wydania mają rok 2008, ukazały się w 2009 r. Podobnie jako datę wydania 2008 rok ma kolejna książka, która ukazała się dopiero w 2009 r. Jest to książka pt. "Marianna Balbina Deograta z Narzymskich księżna Ogińska" życie Kociewianki urodzonej w Obozinie w gminie Skarszewy, a także krótka historia tej wsi napisana przez Kociewiaka z krwi i kości Edwina Franciszka Kozłowskiego, autora wielu prac poświęconych kociewskim wsiom. Wspomnieć tu należy, że pan Kozłowski należy do tych regionalistów, który konsekwentnie propagują zasięg ziemi kociewskiej w jej właściwych granicach. Przykładem może być jedna z jego wcześniejszych książek wydana w 2002 roku pt. "Przywidz i okolice. Gmina na krańcach północnych Kociewia". Tytuł ten wśród Kaszubów z Przywidza wywołał konsternację, bo oni zaliczają tę gminę do Kaszub. Pisząc o Skarszewach należy powiedzieć, że doczekały się one kolejnej monografii. Autorem obszernej, liczącej 550 stron pracy "Dzieje Skarszew" jest skarszewiak Wiesław Brzoskowski, autor wielu książek poświęconych Skarszewom i okolicy. Książka jest pięknie wydana, w całości w kolorze, bardzo bogato ilustrowana.

Innym kociewskim miastem, które, zapewne w związku z 750. rocznicą powstania, doczekało się w ostatnim okresie kilku prac jest Tczew. Jako pierwszą należy tu wymienić książkę o założycielu Tczewa "Sambor II książę tczewski", której autorem jest prof. Błażej Śliwiński. Jest to chyba pierwsza praca tak szczegółowo analizująca życie i działalność księcia. Kolejną profesorską pracą jest "Słownik historyczno-geograficzny komturstwa gniewskiego i okręgu nowskiego wójtostwa tczewskiego w średniowieczu", której autorem jest prof. Maksymilian Grzegorz. Historii Tczewa i ziemi tczewskiej poświęcone są także kolejne książki:
"Cystersi dziedzictwo kulturowe", której autorem jest Konrad Kazimierz Czapliński,
"Przeszłość obecnych obszarów diecezji pelplińskiej 1920-1939" tom III, autorstwa ks. Władysława Szulista,
"Tajemnice Tczewskiej Ziemi. Rozmowy z archeologami" - Józefa Ziółkowskiego,
"Staromiejska fara i klasztor dominikanów", którą napisał tczewianin Józef Golicki
"Druga wojna światowa wybuchła w Tczewie. Szkice historyczne" - kolejna publikacja Kazimierza Ickiewicza przedstawiająca historię Tczewa.
"Wędrówki po średniowiecznym Tczewie. Kto, co, kiedy i dlaczego" Józefa Golickiego
Interesującą i pionierską pracą jest książka "Strajki szkolne w Prusach Zachodnich w latach 1906-1907", którą napisała dr Lidia Burzyńska-Wentland. Książka ta chyba po raz pierwszy tak gruntownie pokazuje strajki na Pomorzu, w tym także na Kociewiu.

Jako ostatnią z książek o historii Kociewia chciałbym przedstawić książkę wydaną w lipcu 2010 r., której jestem autorem. Jest to monografia pt. "Z dziejów gminy Kaliska oraz wsi do niej należących". Książka przedstawia historię terenów położonych w obrębie dzisiejszej gminy od czasów najdawniejszych po dzień dzisiejszy. Dalej opisane są organizacje i przedsiębiorstwa o zasięgu gminnym działające kiedyś i dziś na terenie gminy. Na uwagę zasługuje tu historia Nadleśnictwa i Tartaku w Kaliskach, których początki sięgają XIX wieku. Następnie książka opisuje historię każdej z wsi sołeckiej i osad do nich należących wchodzących w skład gminy. Przedstawione zostały więc sołectwa Bartel Wielki, Cieciorka, Czarne, Dąbrowa, Iwiczno, Kaliska, Piece i Studzienice. Opisane zostały także działające kiedyś i dziś organizacje w poszczególnych wsiach. W kolejnych rozdziałach przedstawiona zostały historia dwóch parafii istniejących na terenie gminy, w Kaliskach i Piecach oraz kościoła filialnego w Płocicznie. Przedstawiona została działalność stowarzyszeń kościelnych działających przy parafiach, a także życiorysy proboszczów i wikariuszy pracujących w tych parafiach. Odrębny rozdział poświęcony jest historii szkół, które istniały kiedyś we wszystkich dzisiejszych sołectwach gminy Kaliska. Dziś pozostały jedynie szkoły w Kaliskach i Piecach. W rozdziale tym przedstawione są także informacje o nauczycielach pracujących w tych szkołach. Jest też rozdział poświęcony mieszkańcom gminy, którzy w jakiś sposób się dla niej zasłużyli. Zaprezentowane są biografie duchownych wywodzących się z parafii oraz osób świeckich urodzonych na terenie parafii, a także lista ofiar II wojny światowej. Wymienić tu należy choćby ks. Pawła Prabuckiego, którego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1994 r., ks. Pawła Konitzera, czy Izydora Gulgowskiego założyciela Kaszubskiego Parku Etnograficznego. Całość pracy została zakończona indeksem nazwisk obejmującym około 2000 osób oraz obszerną, liczącą ponad 250 pozycji bibliografią. Książka jest bardzo bogato ilustrowana mapami, fotografiami czarno-białymi, a na ostatnich stronach, także fotografiami kolorowymi.
Książka ma 574 stron w tym 16 stron kolorowej wkładki, jest szyta, formatu B-5, oprawa sztywna, nakład 1250 egz. Książkę wydała gmina Kaliska oraz Wydawnictwo Region w Gdyni w 2010 r. Na XI Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej "COSTERINA 2010" książka otrzymała III nagrodę w edycji książki pomorskiej.

Omawiając publikacje o historii Kociewia nie sposób nie powiedzieć o "Kociewskim Magazynie Regionalnym" - kwartalniku wydawanym przez Kociewski Kantor Edytorski. W każdym numerze tego "Magazynu" znajdują się artykuły opisujące historię kociewskich miast i wsi czy też biografie Kociewiaków. Wśród nich można wymienić publikowane w okresie 2009-2010 kolejne części "Pradzieje Kociewia" Andrzej Wędzika, cykle artykułów "Krwawa Kociewska Jesień na ziemi gniewskiej - 1939" Jana Ejankowskiego, "Subkowy na przestrzeni wieków" Marka Kordowskiego, Patrycji Hamerskiej "Dziadek Benek", "Zawiązki Tczewa z Wisłą" Czesława Glinkowskiego" czy "Z dziejów Obozina" i "Tczewski Kościół w 1780 roku" Krzysztofa Kowalkowskiego.

Od czterech lat wydawane są przez Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Roczniki Muzealne "Rydwan", które w zasadzie w całości poświęcone są historii Kociewia, tej najstarszej, o której wiadomości przynoszą badania archeologiczne i tej najnowszej ze wspomnień żyjących mieszkańców Kociewia.
W 2009 roku ukazał się 3 numer "Tek Kociewskich" wydawanych przez Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie. W każdym z numerów znajduje się kilka artykułów poświęconych historii Kociewia.

Mówiąc o książkach historycznych o Kociewiu należy także wymienić Kociewiaków - autorów książek, które przedstawiają historię Kociewia z perspektywy historii ludzi i organizacji. Wymienić tu należy m.in. Ryszarda Szwocha, autora trzech tomów "Słownika biograficznego Kociewia", który właśnie przygotowuje do druku czwarty tom. Kolejny z kociewskich pisarzy i publicystów to Tadeusz Majewski i jego piękne reportaże, z których część została zebrana w "Przeplotni" i "Oj, oj, Ojczyzna". Majewski jest też autorem najnowszej historii Zblewa opowiadanej z perspektywy życia samorządu w książce "Żaden wójt nie był pewien". Wspomnieć też należy Bogdana Kruszonę, autora książek m.in. takich książek jak, "Wachman Stallagu XI A Altengrabow" i "Ścieżki i drogi starogardzkiej "Solidarności"" czy Edmunda Zielińskiego, autora "Na ścieżkach wspomnień…" oraz wydanej w 2010 r. książki "Ołtarz papieski dłutem stworzony".

Nie sposób tu nie wspomnieć Andrzeja Grzyba, autora prozy, reportaży, wierszy i bajek wydanych w ponad 30 książkach. Jego proza często nawiązuje do wydarzeń z historii Kociewia, jak choćby w książce "Zapiękna. Prozy dawniejsze i nowe", książka wydana w 2009 r. Ale zapewne wszyscy oczekują na efekty pracy powołanej z inicjatywy pana Grzyba w kwietniu 2010 r. w Pelplinie komisji badawczej. Komisja ta przygotowuje do druku "Kronikę Świętego Zakonu Cystersów w Pelplinie". Będzie to pełen przekład Kroniki z łaciny na język polski.


Krzysztof Kowalkowski

Andrzej Grzyb. Śledź, dawny przyjaciel biedy

Śledź, dawny przyjaciel biedy

Ci, którzy, słono żartując, twierdzili, że na początku był śledź, może i nieświadomie ocierali się o herezję.

Śledź od wczesnych wieków średnich, żeby nie sięgać dalej, nie tylko na Pomorzu był "święty" z dwu co najmniej powodów: po pierwsze, z powodu niezliczonych postnych dni, po drugie, za przyczyną powszechnego niedostatku. Tak więc panowie i mieszczanie poszcząc, chłopi i biedota miejska "śledziowała", bo, prócz postu, doskwierała jej bieda, a śledź kosztował ćwierć grosza.

Śledziami solonymi karmiono wojów i rycerzy, giermków i obozowe ciury. Niejedną wojnę śledź wygrał. Solonym śledziem leczono otyłość, ale też nienaturalną chudość, bo niemczony śledź solony ponoć "truł" solitera. W medycynie ludowej świerzb zalecano leczyć wcieraniem w chorą skórę solonej wody z ryb. Przeciw robakom (owsikom i glistom) zalecano picie solanki śledziowej, nie zaniedbując przy tym wypowiadania formułek zamówień czy pobożnych błogosławieństw. Na koniec postu śledzia wieszano na kiju czy szubienicznym drągu i obnoszono po wsi, śledź był bohaterem żartów, porzekadeł, a nawet poszedł w nazwiska.

U Krzyżanowskiego w "Mądrej głowie dość dwie słowie" znajdujemy dwa: Bądź zdrów, holenderski śledziu" i "Wymokły jak śledź". Notując te przysłowia, Julian Krzyżanowski daje komentarz ogólny, że w Polsce od wieków "...śledź był jedyną rybą morską, sprowadzaną dla taniości i, powiedzmy, łatwości przewozu. ... Gatunki gorsze przychodziły z krajów skandynawskich, przedniejsze z Holandii..."

Przysłowie "Bądź zdrów, holenderski śledziu" wyjaśnia nie tyle anegdotą o księdzu Śledzińskim mieszkającym w Wilnie na ulicy Holenderskiej, co się komuś pomyliło i zaadresował: ks. Holenderski, ul. Śledziowa, co raczej dawnym żartobliwym kazaniem popielcowym. W powieści "Murdelio" Zygmunta Kaczkowskiego kawaler Stojowski tak przedstawia śmierć Bachusa, symbolizującego karnawał:

"A kiedy jego znajomo przyjdą nawiedzić go domi, to w zimnym łożu jego nie zastaną dawnego przyjaciela swego, ani kota, ani szczura, ani Rusina, ani Mazura, ani wilka, ani niedźwiedzia, ani szczupaka - jego śledzia. Tego oto, którego tutaj mam honor prezentować waszmość państwu (to mówiąc Stokowski podniósł prawą rękę do góry i pokazał wszystkim prawdziwego śledzia, uwiązanego na sznurku), a który jest Holender prawdziwy i nie przyjechał tutaj po to, jako niegdy jego bracia Holendrowie albo dzisiejsze Szwaby, aby nas uczyć chodzenia około jarzyn albo zgoła rozumu, ale po to, aby był zjedzon z octem i z oliwą. I ażeby pokrył z czasem swoja solą i kwasem wszystkie frykasy, marcepany i inne nudności, które niejednemu z nas z zapust zostały w gardle i kolą go jakby kości. Co z tłustym wtorkiem ma taki związek jak babilońska wieża z pieskiem amorkiem i kupą podwiązek, a z mijającym zapustem, jak czart z odpustem, a z przybywającym Popielcem, jak robiony kwiatek ze złotym cielcem."

Handel śledziami solonymi w beczkach bogacił Hanzę i był nawet powodem sporów i oskarżeń niektórych miast o stosowanie za małych beczek. Beczka beczce nierówna. W muzeum miejskim we Frankfurcie nad Odrą pokazane są dwie beczki: jena o objętości około 315 litrów z końca XIII wieku i druga o objętości około 630 litrów z XV wieku. Na początku XV wieku oskarżono Szczecin o wyprodukowanie beczek, których mieściło się 13 na jednym wozie, miast, jak należy, 12. W końcu, nie bez zwłoki, przyjęto na propozycje Lubeki większą rostocką wielkość beczki. Fałszerstwo czy oszustwo na mierze czy wadze karano grzywną, choć w niektórych przypadkach uznawano je za kradzież, za którą oszust płacił głową.

Na Targu Rybnym w Gdańsku kaszubscy rybacy handlowali świeżym śledziem, zaś kupcy gdańscy oferowali solone i korzenne śledzie z Morza Norweskiego, Morza Północnego i Bałtyku.

Co do taniości śledzi trzeba wyjaśnić, że beczka śledzi w roku 1539 kosztowała średnio 3,58 zł (1 zł to 30 groszy), mięso wołowe (1 ćwierć) w 1531 kosztowało 60 zł, a czeladnikowi murarskiemu płacono średnio 3 grosze za dniówkę. Za te 3 grosze czeladnik murarski mógł kupić około 15 kg śledzi solonych.

Gdyby zebrać wszystkie przepisy na potrawy ze śledzia, może i zebrało ich się więcej niż tysiąc. Księgę takiej wielkości spisano w Chinach, spisując tysiąc potraw ze szczura, jak mi napomknął pewien kolega profesor, nie wyczerpano tematu do końca. Wyobrażam sobie, że ta księga kucharska zaczyna się tak: Szczur jest dobry, za wyjątkiem ogona.

W najstarszej polskie książce kucharskiej "Compendium ferculorum albo zebrane potraw" Stanisława Czernickiego, sekretarza królewskiego, kucharza Aleksandra Michała Lubomirskiego, na początku w "Memoriale generalnym albo ogólnej pamięci przygotowania na bankiet", w części "Rybne potrzeby, ryby" po łososiach, czeczugach, jesiotrach i pstrągach i po węgorzach znajdujemy śledzie (ogólnie), dalej kawior wenecki, kawior turecki i dalej śledzie duńskie, śledzie wędzone, lecz w przepisach na potrawy śledź przepadł, choć jako i Król Jegomość, tak i hrabia na Wiśniczu i Jarosławiu śledzie jadał. W każdym razie, kiedy mowa o używaniu ryby solonej to nie o śledzia chodzi, lecz o solonego szczupaka.

Anthelme Brillant-Savarin w "Fizjologii smaku" jadło pospólstwa pominął, bo przecież jakim sposobem w jakkolwiek przyrządzonym śledziu można by doszukać się wykwintnego smaku. W dziale "O rybach" pisze, że " ryba znacznie mniej pożywna niż mięso", nie rozstrzygając, czy pierwszeństwo należy się rybom morskim czy rybom słodkowodnym. Wcześniej za godną odnotowania zdała mu się myśl, że: Starożytni trzymali ryby w sadzawkach; znane jest okrucieństwo Vediusa Polliona, który karmił mureny ciałami zabijanych w tym celu niewolników; cesarz Domicjan głośno potępił to okrucieństwo, ale powinien był wymierzyć za to karę. Osobliwa ta anegdota, może i nie odbiera apetytu, w każdym razie, miast śledzi, wymienia wielkiego karpia reńskiego a la Chambord, z bogatym garniturem i przybraniem, a także szczupaka rzecznego szpikowanego i nadziewanego, w kremie z raków, secundi artis.

W "Kuchni litewskiej" w przekąskach 2 przepisy i pasztecik w konchach z cielęciny i śledzi i 7 innych, w tym kotlety ze śledzia.

W "Kuchni polskiej. Potrawy regionalne" Haliny Szymanderskiej w części Pomorskiej i Kaszubskiej 10 przepisów, 5 z Warmii i Mazur, w Kujawskiej 1, w Mazowieckiej 4, dalej śledź po góralsku i śledź w sosie śliwkowym, z Kresów 6, śledź po wileńsku, pewno przeoczyłem jeszcze kilka śledziowych recept. W sumie tych przepisów jest ponad 20, raczej mało, bo przecież to głównie kuchnia chłopska, ogrodników i zagrodników, gdzie nie tylko w czasie postu, ale i nieurodzaju, szczególnie na przednówku, śledź na stole królował.

W "Kuchni przy stole. Ksiónżce o jeściu na Kociywiu" śledź wyprzedza szczupaka, bo szczupakowe są cztery przepisy, a śledziowych jest pięć. Daleko w każdym razie do tysiąca i spełnienia choćby w części postulatu: "Warto byłoby napisać historię śledzia solonego, który ratował Kociewiaków przed głodem", który to postulat sam we wstępie rybiej części zamieściłem.

W "Gdańskiej książce kucharskiej" z roku 1806 wydanej w 2004 roku są smażone śledzie i dwie sałatki śledziowe, co jasno pokazuje, że kuchnia mieszczańska i dworska raczej śledzi nie ceniła.

"Kociewska książka kucharska podaje 9 dań śledziowych, w tym raczej niepostne matiesy z kawałkami słoniny.

Dalej śledziowa moja opowieść zawierać będzie moje ze śledziem na stole spotkania od połowy dziesięciolecia drugiej połowy XX wieku.

W babcinej i maminej kuchni śledź był częstym, nie tylko postnym i piątkowym, gościem. Powojenny niedostatek ustalał pozycję śledzia w domowej kuchni na równi z regułami poszczenia, czasem dla odmiany dorsz pojawiał się na frysztyk i wieczerzę. Śledź świeży, a częściej solony, smażony, czy moczony tylko w zalewie octowej (z cebulą, kubabą, liściem laurowym, słodzony do smaku) z gorącymi kartoflami był daniem drugim wcale nie do pogardzenia. Na geburstagowych gościnach i rodzinnych imieninowych(a i chrzcinach, weselach i pogrzebach) przystawką do wódeczności wszelkich był śledź solony, w oleju z cebulką i w śmietanie też z cebulką i pieprzem ziołowym. W karczmach i restauracjach, o czym przekonałem się później, podstawową, często obowiązkową (kulturą to tłumaczono, lecz raczej chodziło o zysk, a poza tym człowiek w krawacie i zagryzający jest mniej awanturujący się, jak tłumaczyła pewna niezapomniana kelnerka z baru "Zacisze") przystawką do wódki był, prócz ogórka kiszonego, koreczka (nie korka) serowego, właśnie śledź solony w oleju i śmietanie.

Bywał też śledź w śmietanie z jabłkiem i cebulą. Smakowita, że ślinka ciekła, odmiana. Później zjawił się śledź w sosie musztardowym, śledź po krzyżacku (z twarogiem), śledź duński (z likierem wiśniowym), śledź królewski (w ziołach) i śledź po kasztelańsku, po chłopsku, po pomorsku, które często nie wiadomo z jakiego powodu, poza fantazją kucharza, tak się nazywały.

Dziś, po dziesięciu latach dwudziestego pierwszego wieku śledzia się nie poważa, co, czy ktoś chce, czy nie chce przyznać, świadczy o dostatku. Innym powodem jest też mniej śledzia w sprzedaży, między innymi z powodu przełowienia.

Nie można zapominać o rolmopsach, moskalikach, koreczkach kapitańskich, bosmańskich i już nie wiem jakich. O puszkowych śledziach w oleju i sosie pomidorowym nie warto wspominać.

Świeżego śledzia można też ukwasić tak, jak sielawę w lekkiej solance. Po trzech dniach kwaszenia, jak małosolne ogórki, jest przysmakiem nie do pogardzenia.

Być może, że tak jak dorsze suszyli śledzie Skandynawowie, ale na brzegu Bałtyku dawniej i dzisiaj przysmakiem nietuzinkowym jest duży śledź wędzony, szczególnie prosto z wędzarni, jeszcze ciepły.

Tu należy wspomnieć, że w starożytnym Rzymie podstawą wielu dań była kwaśna zalewa z drobnej ryby (np. z sardynek).


Wuj mawiał: Gdyby grom z jasnego nieba trafiał w ludzi tak często, jak śledź na stół w naszym domu, to rodzaj ludzki dawno by wyginął.

Babcia odpowiadała: Jakeś taki przeszczerczy, to może i niegłodny, no, proboszcz by takiego heretyka nie prosił, ale jeśli się omyliłam, tam szczupaka, a może i karpia na stole znajdziesz. Co ja gadam, mój Boże, niech proboszcz przebaczy, nawet jak czkawki nie dostał.

Innym razem, siadając do nie piątkowego obiadu ze śledziem w roli głównej, szeptał ku uciesze dziatwy niby to modlitwę: Ojcze nasz, śledziu, gdybyś widział miny zgromadzonych tu owieczek, to byś pod ta strzechą nie zagościł, śledziu, mój śledziu, nie godzi się ludzi nachodzić nie w piątek. Jak to się mogło zdarzyć, ślepy przecież, bo mu sól w beczce oczy przeżarła, ślepy, a do nas trafia, jakby mu po drodze było.

Na takie dictum dziadek przygryzał wąsa, marszczył czoło i chrząkał marsowo, a babcia dopytywała się, unosząc oczy na powałę, zastanawiała się, jak mogła na zgubę własną i świata takiego bezbożnika począć.

Niedawno, we wrześniu 2010, w Dniu Kociewskim Jarmarku Etnograficznego organizowanego przez Dział Etnograficzny Muzeum Narodowego w Gdańsku na stoisku starogardzianina Eugeniusza Cherka znalazłem "śledzia w pokrzywach z żurawiną po kociewsku". Danie "zdrowe" pod każdym względem, świadczące o tym, że współcześnie w zgodzie z tradycją śledziowe jadło ma się dobrze.

Kilka dni później na diecezjalno-samorządowych dożynkach w Lubaniu pod Kościerzyną trafiłem na śledziowy mini festiwal. Można było posmakować rolmopsów smażonych ze świeżych śledzi w zalewie słodko-kwaśnej (Koło Gospodyń Wiejskich z Łęga), śledzie w occie z papryką (KGW Karwno), sos ze słonego śledzia na maśle i śmietanie z kartoflami (KGW Lichnowy), śledź w śmietanie z pulkami (KGW Górki), śledzie pod pierzynką (KGW Pinczyn), śledź w oleju z cebulą (KGW Kłodawa), sałatkę śledziową (Kaszubskie Stowarzyszenie Agroturystyczne "Kościerska Chata), śledź po kociewsku w pokrzywach z żurawiną (E. Cherek), śledź babci Janki (KGW Radostowo), śledzia w oleju i śledzia w majonezie (KGW Zgorzałe), śledzia solonego z beczki w zalewie słodko-kwaśnej. Palce lizać w każdym przypadku, szczególnie pod nalewki KGW Janowo (Zemsta sołtysa i Biała róża).

W internetowych Googlach można znaleźć ponad 6000 przepisów kulinarnych ze śledziem raczej w roli głównej. Oprócz śledzia marynowanego, śledzia gajowego, czy śledzia w occie, są też śledzie na sposób żydowski, śledzie po słowiańsku, ale też po norwesku, szwedzku (pieczony), czy meksykańsku, czy śledzie w sosie pomarańczowym, ale też czosnkowy śledź, śledź szefa, śledź wędzony pikling, śledź faszerowany i oczywiście śledź teściowej.

W zmaganiach z żywiołami mórz podczas śledziowych żniw, nie tylko na Lofotach, tonęły kutry, ginęli ludzie. Śledzie były powodem "wojen śledziowych. Dzisiaj limity połowów, bowiem jak się okazało, ławice śledzi coraz są mniejsze z powodu przełowienia.

Idąc tropem "taniości" śledzi, spytałem sąsiada murarza, ile wynosi jego dniówka. Okazało się, że około 100 zł. Na początku XVI wieku, przypomnijmy, czeladnik murarski zarabiał ok. 3 grosze. W sklepie rybnym okazało się, że śledzi solonych z beczek nie ma. Były tuszki śledziowe z plastikowego wiaderka po 10 zł za kilogram. Zatem dzisiaj za dniówkę murarską można kupić 10 kg śledzi. W średniowieczu handlowano śledziami nieodgłowionymi, a za trzy grosze można było kupić ich 15 kg. Odejmując te głowy i wnętrzności, po 400 latach, w przeliczeniu na śledzia, płaca murarza z grubsza tak samo jest opłacana. Można by rzec, że to porównanie jest zaskakującą niespodzianką.

Śledzia z pogardy niech współcześni wyniosą między rarytasy.

Andrzej Grzyb

Książka Tadeusza Majewskiego "Oj, oj, Ojczyzna" w omówieniu prof. dr hab. Tadeusza Linknera


W sobotę 25 września br. w Czarnej Wodzie odbyła się XVI Biesiada Literacka. Temat biesiady brzmiał: Reportaże i eseje historyczne - publicystyka na Kociewiu". Prof. dr hab. Maria Pająkowska-Kensik ze Świecia analizowała reportaże zamieszczone w latach 2005-2010 w Kociewskim Magazynie Regionalnym - kwartalniku społeczno-kulturalnym), prof. dr hab. Tadeusz Linkner z Kościerzyny (cytujemy z oficjalnej strony Czarnej Wody - przyp red) "w interesujący sposób omówił książkę Tadeusza Majewskiego zatytułowaną "Oj, oj, Ojczyzna", czynniki wpływające na przynależność człowieka do określonej narodowości, przypisanie do Ojczyzny. Do tego zagadnienia nawiązał też w kolejnym referacie Pan Michał Serocki z Pelplina, który zaprezentował zebranym sylwetkę i twórczość znanego podróżnika pochodzącego z Kociewia - Wojciecha Cejrowskiego."

W drugiej części biesiady autorzy dwóch regionalnych nowości wydawniczych przedstawili swoje książki: Krzysztof Kowalkowski - "Z dziejów gminy Kaliska oraz wsi do niej należących" oraz Ryszard Szwoch - "Słownik biograficzny Kociewia" - tom czwarty.



Prof. dr hab. Tadeusz Linkner: Z reporterskiego obserwatorium Tadeusza Majewskiego




Reportaże można pisać od zdarzenia do zdarzenia, od postaci do postaci, i nie znaczy to wcale, że nie są interesujące, tylko co potem z nimi zrobić? Wszak wiadomo, że gazeta nie przetrwa zbyt długo, a lokalna tym bardziej, więc ich treść jest skazana rychło na zapomnienie. A przecież jako dokument swego czasu, bo reportaż takim przecież jest, ma prawo istnieć dłużej. Oby jak najdłużej, wszak nasza pamięć nie jest trwała i ma tendencję do zmieniania i przeinaczania, a często do tworzenia legend. Jeżeli więc po latach uda się takie reportaże wydać w książce, będzie to bardzo dobrze, chociaż nie za dobrze, jeżeli okaże się to tylko luźnym zbiorem reporterskich tekstów. A wiadomo, że przecież kompozycja też się liczy. Można jednak dobierać się w swojej reporterskiej robocie tylko do takich tematów, które autora szczególnie interesują, a nie żeby były tylko interesujące dla odbiorcy, a wtenczas będzie to znaczyło, że ma się już pewien plan i zamysł, który w przyszłości może zaowocować konkretną reporterską książką. Inne są wszak możliwości reportera działającego w określonej regionalnej przestrzeni, inne z racji gazety, w której pisze, wędrującego po całym kraju, a jeszcze inne tego, który jeździ po świecie. Ten ostatni ma najłatwiej, bo może każdą podróż opowiedzieć w swojej książce, ale ten pierwszy, jeżeli nosi się z takim zamysłem, nie może sobie pozwalać na pisanie o wszystkim, co tylko się nadarzy. A jeszcze inaczej jest z tym, którzy nie tylko dziennikarską robotą się para, ale np. poza reporterką, wywiadami, pisaniem felietonów i opowiadań.

Tadeusz Majewski po roku od ukazania się "Przeplotni", gdzie dał "Wybór reportaży, opowiadań, felietonów i wywiadów 1990-2006", zdecydował się wydać drugą książkę, gdzie też zaistniały te same dziennikarsko-literackie gatunki, a tylko ich treść jest inna. Natomiast takie wydawnicze tempo można tłumaczyć tylko tym, że wiele gotowych już tekstów oraz te napisane w roku 2007 właśnie tutaj znalazły swoje miejsce. Ale gdyby nie pisano ich kiedyś wedle interesujących autora tematów, najpewniej nie udałoby się tej książki tak szybko zrealizować. Tytuł poprzedniej pochodził z dziecięcego placu zabaw, natomiast ta zyskała go z ojczystego placu, bo to "Oj, oj, Ojczyzna". Kiedy tamta swoim tytułem zapowiadała niczym na dziecięcej przeplotni tematyczną przeplatankę, ta daje ojczyźnianą tematykę, i to jeszcze z odpowiednim wygłosem. Bo to "Oj, oj, Ojczyzna" jakkolwiek by się nie tłumaczyło, jednak brzmi boleśnie. Majewski oczywiście w słowie "Od autora" ten tytuł tłumaczy, od refleksji, a raczej od zreflektowania się, że dzieckiem biegając po tej ziemi, w odpowiednim czasie pojął, że to przecież ziemia nasycona historią, przeszłością i tym wszystkim, co na niej się zdarzyło. Zrozumiał też, że jeżeli akurat tu a nie gdzie indziej się znalazł, to tylko przypadek. Podobnie jak i to, że jest tym a nie kimś innym i oczywiście, że akurat przypisany został w chwili swych narodzin do tej a nie innej narodowości. Słuszne to wszystko i przecież wiadome, ale jako że nie zawsze się nad tym zastanawiamy, więc taka refleksją jest czasami konieczna, która podobnie jak temu chłopcu, będącemu tutaj porte parole autora, na pewno każdemu kiedyś się przytrafiła:

Coraz prędzej odkrywałem, że przez fakt urodzenia właśnie tu i teraz jestem - bez czyjegokolwiek pytania o zgodę - dziedzicem dziejów, o których nie miałem pojęcia, sukcesorem strasznie powikłanej historii i jakby z konieczności rezydentem tych stron.

W ten sposób odkryłem Ojczyzną - kogoś bardzo bliskiego, kto jest ze mną jak cień, a więc obojętnie czy bym tego chciał, czy nie chciał (s. 6).


Takie jest to pierwsze potwierdzenie siebie i przyznanie się, że jest się przypisanym do Ojczyzny na dobre i złe, tej pisanej oczywiście wielką literą. Bo chociaż jest to nawet dziecięce o niej gaworzenie, to mimo wszystko poważne potwierdzenie swego jestestwa. A potem już blisko do zestawienia Ojczyzny z rodzicami. Bo kiedy dorośnie się tych nastu lat, zawsze ma się do nich jakiś pretensje, zresztą podobnie jak do Ojczyzny. Ale czy właśnie do niej, do Polski? Tak się zazwyczaj mówi i Majewski stara się takim właśnie potocznym językiem pojmowanie tej sprawy oddać, ale tak naprawdę chodzi tu o państwo. Do niego można mieć przecież pretensje, do jego ustroju, do rządzących, a nie do ojczystego kraju, do Ojczyzny, której przecież nie można zamienić na inną, podobnie jak nie można zmienić swojego pochodzenia, tego w nią wpisania, bo w tym miejscu słowo "przypisanie" nie byłoby odpowiednie. Ojczyznę ma się przecież tylko jedną, natomiast państwowych ideologii z państwem utożsamianych można doznać w swoim życiu co najmniej kilka. Można bowiem powiedzieć, i tak przyjęło się mówić, że przynależy się do państwa polskiego i ma to chociażby z podanej wyżej racji swój sens, ale nie powiemy, że jesteśmy z "polskiej ojczyzny", bo każdy wyczuje w tym tautologię.

Że natomiast ojczyzna to nie zawsze ten sam kraj i że można sobie ją jak kraj wybrać najlepiej pokazuje niewielka książeczka Marii Ingeborg Kaufmann "Monika". Opowiada się tutaj o dwuletniej dziewczynce, którą niemiecka matka zgubiła na Pomorzu podczas ucieczki przed Rosjanami. Monikę znalazł nasz żołnierz i przywiózł do Warszawy, oddając na wychowanie swojej rodzinie. Chociaż przydani jej bracia i siostry wiedzieli, kim jest, przyjęli ją jak swoją. Ale kiedy miała już kilkanaście lat, znaleźli się jej rodzice i wyjechała, bo nie można tu powiedzieć, że wróciła do Niemiec. Nie była to jednak jej ojczyzna, bo urodziła się przecież u nas, na Pomorzu, chociaż podczas wojny była u siebie, i nie był to również jej kraj, gdzie potem dorastała. Oczywiście, teraz nie czas i miejsce na rozsupłanie tego wszystkiego, bo trzeba by na to specjalnej rozprawy, pewne jest tylko, że tak się do przybranej czy może lepiej przydanej rodziny przyzwyczaiła, tak w nią wrosła, że nie umiejąc darzyć uczuciem ani swojej matki, ani ojca, ani rodzeństwa, po kilku latach wróciła do Warszawy. Czy wobec tego, jeżeli nie byłaby fikcyjną postacią, też mówiłaby to "oj, oj, ojczyzna"? Może tak, a może nie, jeżeli pamiętać o genetycznych uwarunkowaniach, ponieważ w jej przypadku nie można mieć jakiejkolwiek pewności, ale jest absolutnie pewne, że ojczyznę tak naprawdę ma się jedną!

Jeżeli więc w tytule książki Majewskiego mamy "Oj, oj, Ojczyzna", to nie pod ten adres kierujmy swoje narzekanie, ale do państwa i nim rządzących i narrator czy bohater tak się wypowiadający odnosi to być może do aktualnej czy poprzedniej państwowości, państwowości tworzonej przez ten, tamten czy inny rząd. Zresztą, to nasze "oj", pełniące funkcję pogróżki, przestrogi i zarazem nagany, jest jednym z naszych słów - kluczy, wypowiadanych w takiej postaci nieraz przez bohatera tych reportaży czy wywiadów. Majewski bowiem tłumaczy ten wykrzyknik jako słowo żalu z akcentem przestrogi, że oj, oj - jest naprawdę źle, że jeszcze będziemy siebie przeklinać (s. 6), by na koniec słusznie powiedzieć, że Każdy ma swoje "oj".

Majewski zajmuje się dziennikarką od lat, ale jak już w poprzedniej książce i także tej się wykazał, z literackim słowem też umie sobie rodzić, może to za sprawą rodzinnych genów, wszak ojciec, Jan Majewski, jest doskonałym poetą, chociaż jeszcze mało opisanym. Podobnie jak w tamtej, tak i tutaj mamy kilka głównych rozdziałów, których pewne tytuły zdradzają też jakieś zacięcie poetyckie, bo jeżeli nie "Ona" czy "Legendy", to "Pułapka miasteczek" i "Dostawa słów" już raczej tak. Zresztą, podobnie jak różne są ich tytuły, tak różna ich gatunkowość. Ponadto każdy rozdział poprzedza wstępne słowo, zdradzające wcale nie tak bezpośrednio jego zamysł i treść. Tak jest tutaj z tą "budą -zagadką", której nie udało się autorowi samochodem dognać i poznać, podobnie jak tej całej naszej ojczyźnianej "rzeczywistości", niemożliwej do ogarnięcia i opisania.

"Ona"" jednak, staje się nam wiadoma, kim czy raczej czym jest, jeżeli z tytułowym tekstem "Oj, oj, Ojczyzna" tutaj się zapoznamy. Każde bowiem pokolenie ma swój przypisany czas i dany bagaż przeżyć. Ponieważ czego innego doświadczali urodzeni przed wojną i inne były doświadczenia urodzonych potem, więc nie można się spodziewać takiego samego rozumienia teraźniejszości.

Każdy z nas nosi w sobie inny, osobisty obraz Polski, złożony z odkładających się w pamięci codziennych indywidualnych przeżyć. Cóż więc dziwnego, że każdy z nas inaczej czuje się patriotą. Szerzej - każde pokolenie (liczmy co dwadzieścia lat) również ma swój pokoleniowy obraz Polski. Każde pokolenie inaczej przeżywa polskość. (s. 13)

Po retrospekcji z pociągu, jadącego "Z PRL-u do III RP", właśnie tak metaforycznie zapowiedzianego, a potem rzeczywiście, jako handlowych wyjazdów do Węgier, Bułgarii, Rumunii, z których korzystał niemal każdy z nas, przypatrujemy się poprzez słowo Majewskiego, jak odbiera obecną sytuację i przede wszystkim tę inną Polskę starsze pokolenie. Obdukcji zaś dokonuje narrator na własnym ojcu. Efekt zaś jest tego taki, że kończy się to wszystko milczącym zamyśleniem, co syn może tylko skonstatować: "Oj, oj, ojciec"!

Pozostałe reporterskie zwiady, przeplatane słowami wywiadów i felietonów sięgają w pierwszej części tej książki do czasów ostatniej wojny. Najpierw o starogardzkim zegarmistrzu i jego rodzinie Majewski opowiada, jak to doświadczył podejrzeń, pomówień i prześladowań podczas okupacji, aż komuniści w stalinowskich czasach go zamęczyli; i ostała się z tego "ubowska wersja", krążąca uparcie po miasteczku, które takimi plotkami żyje, i okrywając się niemal legendową patyną. Potem o ludziach z Kasparusa się dowiadujemy i grobach pomordowanych i zabitych przez żołnierzy Łupaszki, starających się wymierzać po wojnie sprawiedliwość. Ciekawa jest tu rzecz o Poniatówkach, czyli gospodarskich zagrodach, wymyślonych w międzywojniu przez ministra Juliusza Poniatowskiego, trwających jeszcze na Kociewiu, i nie tylko, bo także pod Kościerzyną, przy szosie do Gdańska, jadąc przez Żukowo. I tak można by mówić o wielu z Kociewia przez Majewskiego opowiadanych, jak chociażby o Prabuckich z Iwiczna, Janie Włochu z Osiecznej czy Andrzeju Cejrowskim i dokładaniu do nich w miarę pisania coraz to nowych wieści, które zdają się narastać niczym ten mech na kamieniu.

Tutaj trzeba koniecznie zwrócić uwagę i zapamiętać tego starogardzkiego historyka, który niczym Ryszard Szwoch zainteresowany dziejami Kociewia zajął się dziejami kociewskiego szkolnictwa, niestrudzenie szperając i zbierając o nim materiały. I chyba tak jeszcze ciągle jest. Trzeba to tylko pochwalić, że w regionie jest taka osoba, która o przedwojennym szkolnictwie tak wiele wie. Tak bowiem było i jest, że każda szkoła miała i ma swoją kronikę, gdzie wszystkie ważniejsze zdarzenia nie tylko w swojej placówce, ale także we wsi kierownik szkoły, a dzisiaj dyrektor skrzętnie zapisywał. Wiele takich kronik zniszczyła ostatnia i poprzednia wojna, ale wiele udało się uratować i one Zbigniewa Sakowskiego, bo o tym właśnie nauczycielu historii tutaj mowa, interesują przede wszystkim. Może ma więc jakieś wieści o niejakim Fojucie, nauczycielu pracującym w II poł. XIX wieku w Sartowicach i Subkowach, o którym co prawda wspominał w międzywojniu jego syn, inżynier Franciszek Fojut, zainteresowany tak bardzo sprawą morskiego portu w Tczewie, tylko że imienia ojca nie podał, też będą mu znane.

Mamy tu jeszcze o przedwojennych nauczycielkach, które w pierwszych latach II Rzeczpospolitej można by zwać za Żeromskim "Siłaczkami", bo tutaj na Pomorzu ich praca, podobnie jak kierowników szkół, była najcięższa i dość marnie opłacana. Dopiero w latach trzydziestych sytuacja materialna zdecydowanie się poprawiła, i dzisiaj chciałbym też jako profesor mieć taka pensję. Ale wtenczas "nauczyciele byli elitą", a dzisiaj nawet nie chce się o tym mówić! Bo komu się chce dobrze pracować za tak marne grosze?

I tak sobie myślę, że ten tekst powinno się zadawać jako obowiązkową lekturę każdemu ministrowi naszego szkolnictwa, bo pomimo nieznacznych podwyżek, którymi się uspokajało nauczycielski stan w tamtym ustroju i nie inaczej jest obecnie, podwyżek stale w cudzysłowie, bo w żaden sposób one pensji nauczycielskiej nie podnosiły i nie podnoszą, bo tak naprawdę były i nadal są wymuszonymi jej wyrównaniami. Wobec tego nauczycielski stan, z profesorskim oczywiście, ma się materialnie wcale nie lepiej, jak te powojenne singielki. Wracamy więc do czasów Judymów i Siłaczek i znowuż Żeromski miałby o czym pisać. Tylko że dzisiaj miałby z tym kłopot, bo jeżeli pójdzie tak dalej, najlepsi wyjadą na saksy, a szkoły zapełnią się takimi nauczycielskimi miernotami, że albo trzeba będzie je zamknąć, albo rodzice sami będą swoje dzieci uczyć. Może to nazbyt czarny scenariusz, ale jak dotąd się nie rozjaśnia i innego zrozumienia szkolnictwa wpadającego w coraz większe nieszczęście nie dostrzegam. Wszak nic tego nie potwierdza, aby rozumiano tę najprostszą zasadę, że kiedy ma się dobrze szkolnictwo, to zyskuje na tym właśnie nauka, stanowiąca siłę państwa. Zresztą degrengoladę obecnej szkoły, od podstawowej do średniej, bo z sytuacją szkolnictwa wyższego jest jeszcze inaczej, pogłębia zarządzanie nią przez lokalne samorządy, a konkretnie przez burmistrza i jemu poddanych. Gdyby praca dyrektora szkoły i nauczycieli była pod rzeczywistą kontrolą znających się na nauczaniu wizytatorów i inspektorów oświaty, rzecz miałaby się zupełnie inaczej. A tak im bardziej poddany woli burmistrza czy starosty jest dyrektor szkoły, a jemu nawet w najgłupszych pomysłach nie sprzeciwiają się wystraszeni zwolnieniem nauczyciele, to wszystkim jest dobrze. Że natomiast wedle konkursów szkołę się ocenia, to następna zmyłka, bo przecież zawsze znajdzie się wśród wielu taki, który konkurs wygra. Taka metoda pozwala oczywiście wyławiać tych najlepszych, którzy i tak za takie pieniądze, jakie mają naukowcy, nie zostaną w kraju, bo przez nas wykształceni za nasze pieniądze będą pracowali dla innych za granicą. To natomiast, że obecna szkoła konkursami stoi, przeczy to idei powszechnego nauczania. Dlatego mamy tak niski poziom matury i ostatecznie studentów, którzy nadto nauczani wedle bolońskiej metody, podobnie jak maturzyści też niewiele więcej wiedzą. Jeżeli bowiem chcą skończyć studia, muszą pracować, a jak wtenczas pogodzić to z solidną nauką. Ale jak kapitalizm to kapitalizm..., i to jeszcze w demokracji, gdzie każdy robi, co chce, a to nam jeszcze dzisiaj najlepiej odpowiada, ale czy tak będzie zawsze?

Wzięło się to narzekanie na obecne szkolnictwo z tego zainteresowania przedwojenną jego sytuacją, której historię głównie z kronik można wyczytać. Opowiadają one tak samo dawne dzieje, jak wszelkie pomniki i na Żuławach te rozsypujące się chaty z pruskim murem i podcieniami, na których renowację też nie ma pieniędzy jak na obecne szkolnictwo.

Tyle mamy mniej więcej w pierwszej części, bo ma tak bogatą treść, że każda mogłaby być przyczynkiem do powieści. Tadeusz Majewski ma wszak do tego talent, czego najlepiej dowodzi cześć druga - "Pułapka miasteczek". W niej tak bardzo surrealizm przeziera przez rzeczywistość, że co raz Witkacy z Gombrowiczem i Mrożkiem mogliby się tu ze sobą godzić. Nie da się więc tego omawiać i samemu trzeba przeczytać. By jednak nie być gołosłownym, dajmy chociaż ten cytat, który nawet przed wyborami zda się być odpowiedni. Jeżeli zaś to miasteczko już takie swojskie, to że nie trzeba było tego symbolicznego finału o tejże dziewczynie z ojczyzną kojarzonej. Ale teraz ten cytat:

Zauważyłem, że na trzecim piętrze sąsiedniej kamienicy jakaś wyrodna matka trzymała za balustradą balkonu dziecko. Zwróciłem na to uwagę jednego z policjantów, ale on machnął tylko ręką i ryknął śmiechem: - Ona zawsze tak... trzepie dziecko!!!

No cóż, co będę się mieszał w prywatne sprawy. Podszedłem do ratusza, gdzie na ławeczce siedział jakiś poważnie wyglądający starszy pan i obgryzał kawał kości.

- Ufff, wreszcie go pogryzłem - rzucił.

- Kogo?

- Mojego jamnika... Napisali już o tym w "Fakcie". Wie pan, kandyduje na burmistrza i nie wypada mieć jamnika. Bulteriera, doga, to może tak, ale jamnika? A ten gość będzie moim kontrkandydatem - wskazał, na przemykającego pod arkadami drobnego człowieczka z workiem na plecach. (s. 133-134)

Wobec tego z następnego cytatu można zrezygnować, jeżeli "Pies wie", kto dobrym człowiekiem. Dwuznaczne to jednak powiedzenie i nie zawsze tak akurat trafne, jak gdzieś przy kolejowym trakcie z Kościerzyny do Gdyni można było ujrzeć kawiarnię nazwaną "Marzanna". Ale jeszcze lepiej mamy o tym w powiastce Majewskiego "Z Armanim w Hadesie", gdzie mamy tak dziwacznie i nietrafnie nazwanych zakładów pogrzebowych wiele, co w końcu zyska takie resume:

Myślałem, że w tej fatalnej pogodzie (padał deszcz) tak wybiórczo rejestruje reklamy tylko moje oko, ale gdzie tam.

- A tu mają Zakład Pogrzebowy " Styks " - powiedziała pasażerka z tyłu.

- Znajdź cos weselszego - odparłem.

-Jest - nagle rzucił pasażer z boku. - Tani Armani!

No, wreszcie coś weselszego. Wyruszasz z Hermesem w Exodus przez Styks do Hadesu po Nowe Życie w Tanim Armanim i dobrze, że już wracasz do domu - nuciłem sobie przez resztę drogi. (s. 144)

Jeżeli tutaj twardo "Święty Antoni stąpa po ziemi", to już inny jest ,.Szynel", trafnie oddający tę naszą obecną szaloną surrealistyczną teraźniejszość, ten horror demokratycznego kapitalizmu, o którym z takim zachwytem piały niemal wszystkie koguty, że aż ochrypły i głosu im teraz braknie wobec tego, że Pod liczbami określającymi stopę bezrobocia kryją się tysiące ludzkich tragedii. Ale kogo to w systemie kapitalistycznym obchodzi? (s. 150) Dlatego zaraz po tym tekście najbardziej odpowiednim okazuje się felieton o facecie, który przez lata żył w Ameryce i resztę życia postanowił spędzić w swoim kraju, w Polsce. Można by z tego zdać obszerniej sprawę, wyrzekając na elektronikę, coraz większe tempo życia, na internet, komórki i globalizację, ale i tak nikt się nad tym nie zastanowi, czy aby kierunek, w którym zmierza świat (...) jest jedynie słusznym? I czy aby daje radość życia? A dlaczego nie wolniej, wolniej, wolniej? (s. 153)

Długo jednak Mąjewski w takim cyber-świecie nadrealnych opowiastek nie może wytrzymać i stale coś go pcha ku reporterce, mając tego tutaj takie chociażby dowody, jak ten o bobrach, które wedle surrealistycznego Unijnego pomysłu z borowiackiego Małego Bukowca uczynią wkrótce bagienny rezerwat z tamtejszymi mieszkańcami jako słowiańskimi Topielcami i Topielicami, bawiącymi zwiedzających te okolice turystów.

Jeżeli coś nieprawdopodobnego z tych tekstów mają te z trzeciej części, to może głównie to, że nazywa się je tutaj "Legendami"". Ponadto tak często zapowiadane wytłuszczonym drukiem zdradzają już inną kompozycję. Co prawda, w pierwszej części też tak było, ale wtenczas służyło to wprowadzeniu w jakąś sytuacje lub zapowiadało konkretne postacie, tymczasem tutaj ma to o wiele bardziej ogólną wymowę i zarazem artystyczny wyraz; jak chociażby to konkretne i zarazem dość uniwersalne wprowadzenie do mającego w sobie jakby zapis filmowego scenariusza i wobec tego z dość filmowym tytułem "Tu nie ma happy endów" spotkanie z bohaterką tego reportażu:

Starsza pani siedziała w południe w promieniach słońca na ławeczce. Na kolanach trzymała dużą, chyba największą z damskich, torebek. Było to w 1997 albo 1998 roku. Świat dookoła był jakże konkretny i banalny przez swoją zwyczajność - Osiedle Leśne w Skórczu, krzątanina przy domach, ktoś przejeżdżał na rowerze, kwilił ptak w lesie obok. Kazimiera Jerkiewicz (miała wtedy 75 lat) rzucała zdania jakby na przekór temu konkretnemu światowi. Zupełnie jakby chciała powiedzieć: "Jeżeli masz odpowiednią wyobraźnię, to ujrzysz, niczym mnóstwo barw w ciemnej głębi studni, te odsłaniane w moich oczach światy. A w nich ujrzysz harmonie dawnych pokoleń, kiedy młodzi nauczeni byli słuchać starszych i nie mówili do nich per ty". (s. 169)

Potem, niczym w fotoplastykonie przewijać się będą przed naszymi oczami coraz to inne postacie, których żywot i dzieje będą tu omawiane, i to raz wedle felietonowego zapisu, a innym razem wedle reporterskiego. Tak poznamy Gołuńskich, Rudowskich i Kalksteinów z Klonówki, a w ich opowieściach pojawi się nawet generał Haller, bo o zniszczonym pałacu przecież będzie tu mowa. Zresztą, każdy z uratowanych obecnie dworków czy pałacyków ma swoją historię. Tu natomiast legendy ludzkich istnień co raz się kreuje, jak chociażby ta o Teodorze i Izydorze Gulgowskich. Jeżeli wiele z tego zjazdu rodziny Gulgowskiech biograficznych kwestii można się tu dowiedzieć, to najbardziej legendarne jest ich pierwsze spotkanie i ta ich miłość. Jeżeli zaś na koniec tego działu "legendą" nazwie Majewski "proces powstawania jakiejś miejscowości" (s. 253), to legendy w tym jest najmniej. Najpierw zda się to przypominać legendarną "Opowieść o Królu Pól" Singera, lecz potem nad wszystkim bierze górę ironiczne widzenie przez Majewskiego rzeczywistości i takie miasteczko, jakich dzisiaj mamy wiele na prowincji, zyskuje karykaturalny obraz. Kogo czego to wobec tego wina - kultury, cywilizacji czy ludzkiego snobizmu i głupoty? A może tego wszystkiego naraz i jeszcze tego czegoś, o czym tu nie powiedziano, a siedzi w każdym z nas i kiedy tylko dzieje się lepiej, czyni z nas takich, jak ci tutaj:

W miasteczku pojawia się bogacz, który rozparty na podłokietniku we wnętrzu pierwszego tutaj mercedesa, jednocześnie rozmawia przez pierwszą komórką i słucha pierwszej płyty CD, urządza się pierwszy szwedzki stół z homarem, ale bez specjalnych doń szczypiec, wybiera pierwszego macho - prezydenta, wójta, burmistrza - niekoniecznie z największym IQ, ale pewno najbardziej sprytnego, pojawia się pierwszy zawodowy żebrak. (s. 255)

Wszystko, co tu mamy, kończy się ,"Dostawą słów", bo przecież każdy tekst, popularnie mówiąc, jest klecony ze słów. Kiedy więc sobie uświadomimy, że tak naprawdę słowa, które wypowiadamy, nie są naszymi, nie jest to przyjemne. Podobnie bezradność może człowieka ogarnąć, kiedy sobie uświadomimy, że w każdym ustroju politycznym posługujemy się prawie obowiązkowymi słowami (258), podawanymi, podpowiadanymi, narzucanymi przez rządzących, przez polityków. Że Majewski trafnie to spostrzegł, wystarczyłoby uważnie przejrzeć "Słownik 1000 tysięcy potrzebnych słów" (2005), zredagowany przez Jerzego Bralczyka, by na nie natrafić. Ponadto warto sobie zdać sprawę, że zmiana ustroju nakazała jakby używać przy każdej okazji jednego słowa, wymawianego najczęściej przez młode pokolenie. Tym słowem jest "DOKŁADNIE"!

A ponieważ "dostawą słów" zajmował się jeszcze do niedawna drukarz, bo dzisiaj przy komputerowym składzie tylko nazwa takiego zawodu się ostała, więc Majewski mówi tutaj o tych, którzy niegdyś składali i drukowali lokalne gazety, a dzisiaj już ich nie ma, minęli się, jak mówią górale. Sztuka drukarska przestała być sztuką, a stałą się komputerową machinacją i nie ma z ich wydawaniem żadnego kłopotu. Tymczasem dawniej, "za komuny", jak przyjęło się mówić, bo narzucił to nam nowy ustrój, była to istna droga przez mękę. Wtenczas była "Obowiązkowa dostawa słów", jak mamy tutaj w tytule, i ile trzeba było się naprosić o edycję "Głosu Starogardzkiego".

Ale dzisiaj to już między legendy można włożyć, podobnie jak tę opowieść o donosie na nauczycielkę ze Szpęgawska, czy o tym "Wrobionym w SB-bola", a także o dzieciństwie autora i narratora tych słów spędzonym w Kocborowie; i to z tym "motylem" koniecznie! Bo tak tutaj już jest, że zawsze coś takiego między słowami Majewskiego błyśnie, że każe się dłużej nad nimi zatrzymać i zastanowić się wtenczas trzeba. Bo jakże tak natychmiast przejść do następnych słów, jeżeli przeczytamy to samo, co na początku. Jeżeli miałaby to tylko być sprawa kompozycji, nie warto by zwracać na to uwagi, ale tutaj jeszcze ten motyl!? I to nie jako jakiś tam stylistyczny ozdobniczek czy symboliczny wyraz samodzielności i dojrzałości, ale pomimo wszystko coś więcej. Tym bardziej że to niejedyny tutaj taki stylistyczny ozdobniczek.

Podobnie jak niejedyna tutaj refleksja, bez której Majewski nie może się obyć. Czasem jest ona gorzka i bezpośrednia, ale zawsze trafiająca w sedno, jak chociażby ta ostatnia, że Lubimy planować, gorzej z realizacją. Tutaj akurat nie dotyczy to autora tej książki, jeżeli już taką drugą, a właściwie to trzecią, jeżeli oczywiście wszystkie do mnie dotarły, zrealizował. Bowiem tą trzecią jest chyba jedyna tutaj i może w ogóle w Polsce rzecz o dotychczas panujących w Gminie Zblewo wójtach. Że powstała z okazji 20 lat samorządności w Gminie Zblewo, to wiadomo z jej pierwszej karty, co jednak zapowiada jej główny tytuł: Żaden wójt me był pewien, trzeba już samemu przeczytać. Jeżeli natomiast miałoby się określić jej gatunkową przynależność, to zupełnym reportażem nie można tego w żaden sposób nazwać, podobnie jak sprawozdaniem z działalności każdego z opowiedzianych tu wójtów, ani tym bardziej felietonem czy wywiadem. To tak samo, jak poprzednio - wszystko mamy tu w odpowiednich proporcjach, tylko że jak w "Oj, oj, Ojczyzna" z reportażu wszystko się wykluwa, tak tutaj z wywiadów i protokolarnych zapisów. Majewski lubi chadzać własnymi drogami, umiejąc przy tym kojarzyć ze sobą publicystyczne gatunki i nie pozwalając się im zniewolić.

Natomiast na koniec tego wszystkiego jeszcze trzeba powiedzieć o tytułowej okładce tej książki, wykonanej wedle fotograficznego collage"u, gdzie w otwartych drzwiach wagonu drugiej klasy widzimy stłoczonych podróżnych, jadących do pracy, a może już z niej wracających. Że to PRL-owskie czasy, zdradza ortalion jednego z nich, ale ten drugi to jakby bliska mi osoba, bo i fizjonomia twarzy taka sama, takie też polo i marynarka, a nawet ta teczka ze skayu, którą niegdyś nosił niemal każdy robotnik. Taka było wtenczas, ale i dzisiaj też nie jest dobrze, więc znowuż można ponarzekać na ojczyznę, myśląc oczywiście o państwie, bo przecież pod ten adres kierujemy zawsze swoje uwagi i pretensje - pod adres rządzących, którzy tworzą aktualnie taką właśnie naszą ojczystą państwowość.

Prof. dr hab Tadeusz Linkner w 2006 r. na temat "Przeplotni Tadeusza Majewskiego

Red. Naczelny "Toposu" Krzysztof Kuczkowski na temat "Przeplotni" i "Oj, Oj, Ojczyzny"

...bo są to książki fascynujące, układające się w wielką opowieść o Kociewiu i ludziach zamieszkujących tę krainę; książki zmierzające do ogarnięcia całości i jednocześnie wobec tej prawdziwej lub wyimaginowanej całości bezradne.


środa, 29 września 2010

Spotkanie autorskie z Panią prof. UG dr hab. Ewą GRACZYK

zapraszają na

spotkanie autorskie

z Panią

prof. UG, dr hab. Ewą GRACZYK

VI Otwarty Turniej Szachowy o Puchar Przewodniczącego Zarządu Regionu NSZZ "SOLIDARNOŚĆ"

Regulamin VI Otwartego Turnieju Szachowego o Puchar Przewodniczącego Zarządu Regionu NSZZ "SOLIDARNOŚĆ" Region-Gdańsk

1. Organizator:
Kociewski Parafialny Klub Sportowy "COR CORDIUM"

2. Cel: Popularyzacja gry szachowej. Uczczenie XXX rocznicy powstania NSZZ "SOLIDARNOŚĆ"

3. Termin i miejsce: Turniej zostanie rozegrany 23.10.2010 o godzinie 10:00 w Centrum Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych przy Kościele Parafialnym Najświętszego Serca Pana Jezusa na Łapiszewie.

4. Uczestnictwo: Ze względu na ograniczoną ilość miejsc decyduje kolejność zgłoszeń zawodników. Udział w turnieju jest bezpłatny.
Zgłoszenia przyjmowane w dniu imprezy do godz.9:45 lub telefonicznie do p.Drężka 694337624 oraz e-mail : drazbog@interia,pl

5.Sposób przeprowadzenia: Turniej rozegrany będzie według Warunków Technicznych turnieju będących załącznikiem do niniejszego regulaminu.

6. Nagrody: Zawodnicy którzy zajmą trzy pierwsze miejsca otrzymają nagrody rzeczowe oraz puchar za I m-ce

7. Sprawy organizacyjne
1/ Odpowiedzialnym za organizację turnieju jest Bogdan Dreżek
2/ Sędzią głównym i rundowym turnieju będzie Pan Grzegorz Gańcza

8. Postanowienia końcowe.
- W sprawach nieobjętych niniejszym regulaminem, a dotyczących strony technicznej rozgrywek, suwerenną i ostateczną decyzję podejmuje sędzia główny zawodów.
- Niesportowe zachowanie uczestnika turnieju grozi wykluczeniem z turnieju.
- Organizator zastrzega sobie prawo do wprowadzenia pewnych zmian w postanowieniach niniejszego regulaminu dotyczących głównie spraw organizacyjnych

III Kociewski Konkurs Literacki im. Romana Landowskiego

Zbliża się termin nadsyłania zgłoszeń na III Kociewski Konkurs Literacki im. Romana Landowskiego.

Termin upływa 6 października br. (decyduje data stempla pocztowego) lub 11 października br. (drogą elektroniczną).

Materiały do pobrania na stronie http://www.tmzt.tczew.pl/konkurs_literacki_10/iii_kkl_2010.html


Centrum Kultury i Sztuki w Tczewie
ul. Stefana Kardynała Wyszyńskiego 10
83-110 Tczew
tel. 58/531-07-07, 58/531-04-64
fax. 58/531-07-07 wew. 37


Bytonia, Zblewo. Podsumowanie projektu "Wykorzystam swoją szansę"

Bytonia, Zblewo. Podsumowanie projektu "Wykorzystam swoją szansę" - pdf

wtorek, 28 września 2010

Kronika policyjna - 19.09 - 27.09.2010 r.

K R O N I K A


o przestępstwach i wydarzeniach zgłoszonych przez jednostki podległe KPP Starogard Gd. od 19.09.2010 godz. 00:00 do 27.09.2010 godz. 00:00


ZDARZENIA ZAKŁÓCAJĄCE PORZĄDEK PUBLICZNY LUB NARUSZAJĄCE BEZPIECZEŃSTWO POWSZECHNE

Rozboje

19.09.2010 godz. 18:30, KALISKA, ul. LEŚNA
Policjanci z Kalisk zatrzymali 21-letniego mieszkańca Kalisk, który poprzez przewrócenie na ziemię 14-latka doprowadził go do stanu bezbronności, a następnie zabrał 8 szt. papierosów o wartości 2,60 zł. Sprawca rozboju trafił do policyjnego aresztu.


Kradzieże


05.09.2010 godz. 20:00, KALISKA, ul. DŁUGA
F-sze z posterunku w Kaliskach przeprowadzili czynności wobec14-latka, który ukradł warty 300 zł dysk twardy. Sprawą nieletniego zajmie się sąd rodzinny.


21.09.2010 godz. 11:20, ZBLEWO, ul. GŁÓWNA
F-sze PP w Zblewie ustalili czterech nieletnich w wieku od 11 do 14 lat, którzy na terenie Zblewa dokonali kradzieży czterech rowerów o wartości nie mniejszej niż 300 zł.


22.09.2010 godz. 12:20, STAROGARD GD.

Kryminalni ze Starogardu Gdańskiego zatrzymali 46-letniego mieszkańca Starogardu, który okradł jeden z miejscowych kościołów. Zatrzymany przez policję mężczyzna zabrał stojące przed ołtarzem lichtarze warte ponad 3 tys. zł. Skradzione mienie odzyskano.

Przestępstwa kryminalne inne


19.09.2010 godz. 18:00, STAROGARD GDAŃSKI,
F-sze OPI KPP w Starogardzie Gd. w toku wykonywanych czynności służbowych ustalili ekspedientkę, która sprzedała nieletnim w wieku 14 i 15 lat alkohol w postaci piwa.

19.09.2010 godz. 22:05, STAROGARD GDAŃSKI, ul. PELPLIŃSKA
F-sze OPI KPP w Starogardzie Gd, zatrzymali w bezpośrednim pościgu mieszkańca powiatu, który wybił szybę w zaparkowanym volkswagenie, czym spowodował straty w wysokości 1000 zł.

Oszustwa

21.07.2010 godz. 16:39, SKÓRCZ,
Mieszkaniec powiatu starogardzkiego w lipcu br. na portalu internetowym zakupił 15 sztuk wentylatorów stojących na kwotę 1028 zł, za które wpłacił pieniądze na konto sprzedającego. Mężczyzna do chwili obecnej nie otrzymał zakupionego towaru.


06.09.2010 godz. 00:00, PĄCZEWO,
Mieszkanka powiatu starogardzkiego za pośrednictwem portalu internetowego wylicytowała telefon komórkowy. Pomimo wpłacenia na konto sprzedawcy pieniędzy w kwocie 260,50 zł do dnia dzisiejszego nie otrzymała zakupionego telefonu.



14.09.2010 godz. 10:21, STAROGARD GDAŃSKI,
NN sprawca na portalu internetowym oszukał mieszkańca Starogardu Gd. przy zakupie laptopa doprowadzając pokrzywdzonego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie 1178 zł.

Nietrzeźwi kierujący ( 1 mg/l = 2,1 promila)

23.09.2010 godz. 07:30, ROKOCIN, DROGA NR 22
F-sze WRD tut. KPP zatrzymali na gorącym uczynku ARKADIUSZA P. (zam. Ś.), który w stanie nietrzeźwości 0,32 mg/l kierował dostawczym fordem.


23.09.2010 godz. 16:20, STAROGARD GDAŃSKI, ul. NOWOWIEJSKA
F-sz WRD KPP w Starogardzie Gd. zatrzymał na gorącym uczynku Piotra S. (zam. pow. starogardzki), który kierował dostawczym volkswagenem w stanie nietrzeźwym 0,79 mg/l alkoholu w wydychanym powietrzu.


24.09.2010 godz. 22:00, STAROGARD GD., ul. OKRĘŻNA
F-sze z tut. KPP zatrzymali na gorącym uczynku- KAMILA O., który będąc w stanie nietrzeźwości 0.60 mg/l kierował bmw.


24.09.2010 godz. 23:45, ROKOCIN,
Policjanci z tut. KPP zatrzymali na gorącym uczynku MACIEJA G., który w stanie nietrzeźwości 0,42 mg/l kierował osobową skodą.


25.09.2010 godz. 16:40, SMĘTOWO GRANICZNE, ul. STAROGARDZKA
F-sze z PP w Skórczu zatrzymali Pawła Cz. ( zam. powiat chojnicki ), który kierował motorowerem będąc w stanie nietrzeźwości 0,57 mg/l alkoholu w wydychanym powietrzu


PRZESTĘPSTWA NARKOTYKOWE

25.09.2010 godz. 21:30, PŁACZEWO,
F-sze KPP Starogard Gd. zatrzymali na gorącym uczynku 24-letniego mieszkańca powiatu starogardzkiego, który posiadał przy sobie ok. 1 g marihuany.


ZDARZENIA W RUCHU DROGOWYM, KOLEJOWYM, POWIETRZNYM I WODNYM

Wypadki drogowe

26.09.2010 godz. 14:25, STAROGARD GD., ul. CHOJNICKA
Kierujący motorowerem uderzył w bok osobowego opla, którego kierowca wymusił pierwszeństwo przejazdu podczas wykonywania manewru cofania. Kierujący motorowerem w wyniku zaistniałego zdarzenia doznał urazu lewej nogi. Kierujący trzeźwi.

Kronika strażacka - 20.09 - 26.09.2010 r.


Starogard Gdański, 2010-09-27


Krótka informacja z wybranych zdarzeń za okres od 20.09.2010 - 26.09.2010 r.

1. 21.09.2010 r., Barłożno, autostrada A1 - miejscowe zagrożenie
Na miejscu zdarzenia zastano plamę oleju na pasie awaryjnym autostrady A1 na długości około 7 km. Ruch na pozostałych pasach odbywał się bez zakłóceń. Zabezpieczono teren działań. Strażacy-ratownicy przystąpili do usuwania plamy wraz z służbami autostradowymi za pomocą sorbentu oraz neutralizatora. W pierwszej kolejności nawierzchnię spryskano neutralizatorem, następnie niektóre miejsca posypano sorbentem. Padający deszcz zmniejszał skuteczność neutralizacji. Po uprzątnięciu nawierzchni wycięto otwór w zbiorniku pojazdu, do którego wsypano sorbent celem nie dopuszczenia do wycieku resztek paliwa. Po odjeździe pojazdu posprzątano nawierzchnię w miejscu jego postoju.

2. 22.09.2010 r., Zelgoszcz - miejscowe zagrożenie
Na miejscu zdarzenia zastano samochód osobowy, który uderzył w autobus. Osobę poszkodowaną zabrała obsada karetki Pogotowia Ratunkowego. Policja obecna była na miejscu zdarzenia. Strażacy zabezpieczyli teren działań, a następnie ratownicy odłączyli akumulator pojazdu. Po czynnościach dochodzeniowych Policji pojazd załadowano na lawetę Pomocy Drogowej. Autobus został zabrany przez holownik PKS, a jezdnię posprzątano
z pozostałości powypadkowych.

3. 22.09.2010 r., Starogard Gdański, ul. Mickiewicza - miejscowe zagrożenie
Na miejscu zdarzenia zastano kolizję dwóch pojazdów. Na miejscu zdarzenia znajdowała się już Policja oraz karetka Pogotowia Ratunkowego. Zabezpieczono miejsce zdarzenia. Obsada Pogotowia Ratunkowego zajęła się uczestnikami zdarzenia. Po zakończeniu czynności dochodzeniowych Policji za pomocą sorbentu strażacy usunęli plamę olejową oraz usunęli z jezdni zabrudzenia pokolizyjne. Uszkodzone pojazdy przesunięto na pobocze jezdni.

4. 24.09.2010 r., Starogard Gdański, ul. Lubichowska - pożar
Na miejscu zdarzenia zastano palące się okno w kotłowni. Strażacy zabezpieczyli teren działań. Następnie strażacy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej podali jeden prąd wody
w natarciu na palące się okno oraz miał znajdujący się w kotłowni. W tym samym czasie odłączono zasilanie elektryczne budynku. Po przygaszeniu pożaru wyrzucono na zewnątrz budynku część miału, który przelano wodą. Na miejsce zdarzenia przybyła Policja. Pomieszczenie kotłowni oddymiono za pomocą agregatu oddymiającego.

5. 24.09.2010 r., Starogard Gdański, Al. Jana Pawła - miejscowe zagrożenie
w gimnazjum
Na miejscu zdarzenia strażacy zastali salę chemiczną w trakcie przewietrzania po ewakuacji dzieci do świetlicy szkolnej. W dwóch salach chemicznych i na zapleczu nie stwierdzono obecności substancji chemicznej. Strażacy zabezpieczyli teren działania. Młodzieży uskarżającej się na trudności w oddychaniu (9 osób) udzielono wsparcia psychicznego i zastosowano tlenoterapię. Na miejsce zdarzenia zadysponowano służby medyczne, którym przekazano im osoby poszkodowane. Jednocześnie ze względu na brak identyfikacji substancji zarządzono ewakuację całej szkoły. Ewakuowano 467 dzieci i 42 pracowników szkoły. Po przeliczeniu dzieci na miejscu zbiórki stwierdzono brak 8 dzieci, które udały się do domu.


Zobowiązano wicedyrektor szkoły Panią Jolantę Łobocką do sprawdzenia czy dzieci dotarły do domów oraz powiadomienia rodziców brakujących dzieci o możliwych objawach złego samopoczucia na wskutek zdarzenia. W trakcie działań ustalono, że najprawdopodobniej substancja została rozpylona przez dzieci, znaleziono pojemnik, z nieznaną substancją w plecaku jednego z uczniów. Dalsze czynności podjęła Policja. Po ponownym sprawdzeniu pomieszczenia zezwolono na kontynuowanie zajęć lekcyjnych. O zaistniałym zdarzeniu powiadomiono Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Starogardzie Gd.

6. 25.09.2010 r., Szpęgawsk - pożar
Po przybyciu na miejsce zdarzenia zastano palący się w całości budynek dróżniczy. Budynek był wyłączony z eksploatacji. Strażacy zabezpieczyli miejsce zdarzenia i podjęli czynności gaśnicze na palący się obiekt. Po zlokalizowaniu pożaru, przystąpiono do rozbiórki nadpalonej konstrukcji dachu. Pogorzelisko przelano wodą.


Sporządził: mł. asp. Karina Stankowska

PUP Starogard - oferty pracy - 28.09.2010

Powiatowy Urząd Pracy w Starogardzie Gdańskim dysponuje ofertami pracy w następujących zawodach:

Blacharz samochodowy
Blacharz/Dekarz
Brukarz
Cieśla
Dekarz
Diagnosta uprawniony do wykonywania badań technicznych pojazdów
Dociepleniowiec
Drwal
Elektromechanik - automatyk
Elektryk budowlany
Handlowiec kopiarek
Instruktor nauki jazdy
Kamieniarz
Kelner/ka
Kierowca samochodu ciężarowego
Mechanik pojazdów samochodowych-Wulkanizator
Mechanik rowerowy
Montażysta/Operator
Monter konstrukcji stalowych
Monter mebli
Murarz
Operator koparko - ładowarki
Operator maszyn przy produkcji opakowań i przetwarzania papieru.
Operator sprzętu budowlanego
Osoba ze zdolnościami manualnymi
Pracownik biurowy
Pracownik dozoru
Pracownik ds. logistyki
Pracownik ds. sprzedaży
Pracownik fizyczny
Pracownik ochrony
Pracownik pralni chemicznej
Pracownik robót wykończeniowych
Przedstawiciel finansowy
Przedstawiciel handlowy
Robotnik budowlany
Robotnik pomocniczy
Spawacz w osłonie CO2
Specjalista do spraw sprzedaży
Specjalista ds. kontaktu z klientami
Sprzedawca
Starszy dróżnik
Stolarz
Stolarz meblowy
Szwaczka
Ślusarz
Tapicer
Zbrojarz

Oferty pracy dla osób niepełnosprawnych:
Pracownik działu marketingu
Sprzątaczka
Sprzątaczka
Ślusarz-operator maszyn


Informacji na temat krajowych ofert pracy udzielają pokoje nr 2, 3, 4, 6 i 7 pod numerem telefonu 058 56 223 51.

Powiatowy Urząd Pracy w Starogardzie Gdańskim dysponuje ofertami pracy za granicą - informacje na temat pracy za granicą udziela pokój nr 4.

Gmina Zblewo. Nagrody Wójta "PRIMUS INTER PARES "

30 sierpnia 2010 r. podczas sesji Rady Gminy Zblewo zostały wręczone NAGRODY WÓJTA dla UCZNIÓW.


Nagrodą Wójta "PRIMUS INTER PARES "- pierwszy wśród równych z placówek oświatowych podległych naszej gminie nagrodzonych zostało 5 najlepszych absolwentów szkół podstawowych i 5 najlepszych absolwentów gimnazjów.

środa, 22 września 2010

INTERNETOWE DEBIUTY. Wiersze Jolanty Steppun




























Jolanta Steppun, urodzona starogardzianka. Mówi o sobie, że ma duszę małej artystki. Od dzieciństwa interesują ją wszelakie robótki ręczne, rysunek oraz poezja.
Dzierga drutami swetry, czapki, szydełkiem czaruje serwety, bluzki...
Haftuje na kanwie ściegiem krzyżykowym zwierzęta, kwiaty - oprawione w ramy zdobią wnętrze mieszkania.
Uczęszcza na zajęcia Klubu Miłośników Plastyki osób dorosłych w SDK.
Maluje obrazy na płótnie akrylem i farbami olejnymi.
Ma za sobą wystawę plastyczną. Wernisaż pt. "Cztery Pory Roku" 04 stycznia br. zorganizowała Spółdzielnia Mieszkaniowa "Kociewie" w Starogardzie Gdańskim.

Pierwsze wiersze pisała jako nastolatka. Zostało po nich tylko wspomnienie. Inspiracje do pisania daje samo życie. Tematyka wierszy jest różna. Pani Jola jednak przyznaje, że lubi pisać wiersze smutne. Twierdzi, iż one najbardziej docierają do serca czytelnika.
W maju 2009 roku odbyło się pierwsze spotkanie z poezją Joli w Starogardzkim Centrum Kultury w "KAWIARENCE POD GWIAZDAMI". W marcu 2010r. kolejna recytacja wierszy w SDK. Wena twórcza jej sprzyja, a to prowokuje do rozmyślań o własnym tomiku poezji...


WIERSZE



ojciec się uśmiecha z pożółkłej fotografii
czytasz jak ksiądz w kościele
kolejne wiersze księgi
marszczysz czoło
tkwi gdzieś w tobie pustka
szukasz kawałka by wypełnić

podpatrujesz z werandy
wiadro deszczówki z zakwasem
szare stado wróbli przy płocie
wydziobuje namoczony chleb
w sąsiedztwie gołębie zataczają
kręgi...
przypominają czas powrotu

w izbie półmrok
na stole haftowany obrus
kociewskie tradycje zostawiła na nim Felicja
w wazonie imieninowe róże
(mało kto pamięta o imieninach)
kupiłeś bukiet czerwonych

matka wczoraj wytopiła skwarki
w powietrzu zapach wiejskiego chleba
zjemy po pajdzie ze smalcem i solą
do polskiej z gorczycą
i nim powrócisz do miasta
zostawisz skrawek siebie dla niej


3000 lub trzy tysiące (i więcej)
prezent od ciebie
nie jestem zdziwiona
szukam tylko powodu
w myślach brak okazji

jestem podobna
nie wnikam w drobiazgi
cierpliwość znajdzie odpowiedź

rozrzucam kawałki na stole
sporo tych samych
a jednak tak innych

od ciebie
sposób na lepsze jutro

dziękuję za puzzle i pamięć


cierniowa za te włosy rude
wracając autostradą
czuję się jak żołnierz
w Twoim wierszu
z taką wielką różnicą

on powraca z niewoli
jemu szumi polska brzoza
ja powracam do niewoli
też mi szumi lecz nie ona

Władysławie jestem niewolnikiem
moje myśli słowa
dom moje pęknięte serce
jak wszyscy jestem grzeszna


doskonałe bez ram
męska koszula na niej
wyblakły błękit dotyka wczoraj
on nic nie obiecał
nic co by mogło być jutro

pomimo
z rękawa spływają słów potoki
nocy niezapominajki
tylko oczy wychodzą na smyczy

ponad czasem
powietrze wolne i czyste
wstrzyknięta dopasowana dawka
wygodnych uczuć

podświadomość
nadaje kształty i formy jutra
władza mózgu wypełza ze schematu
osiąga wyznaczony cel


gdybym dała tytuł byłby za szczery
nieważne jak mnie widzisz jak opisujesz to tylko słowa
twoje myśli i skojarzenia co ty o mnie możesz
ważne jak On widzi w jego oczach zwierciadło prawdy
jeśli istnieje - może to tylko urojenie naiwnej

dla siebie kawałek skruszonego serca
odrobinę wyrozumiałej fantazji tu i teraz nie wiem czy jutro
bukiet chabrów i maków w środku zimy pachnie
w każdej kieszeni i szufladzie schowana rozpacz

chodź podaruję tobie kapelusz czarny z dużym rondem
przysłoni tragedii polukruje ciemności świata
one bolą cholernie bolą nie biorę tabletek na bezsilność
nazbyt mało znam siebie o bliskich wiem jeszcze mniej

czego żądasz - przecież jestem grzechem
twarz i oczy w dużych czarnych okularach schowane łzy
tylko tyle chęć przeżycia i pociąg do rozpusty
taki zwyczajny człowiek z krwi i kości - nie zaprzeczaj

nie dane mi prawa sądzenia nie mogę być obiektywna
przekleństwo tego świata brak identycznej połówki
coś wychodzę z ramki tematu poezja jest grzeszna
snuje się po kątach szarego miasta rozrzucona w sieci

poeta rozpustny sieje nie martwi się zbiorem
który słowem nie grzeszy duszą nie kocha - powiedz mi
jakie stulecie nazwać świętym jakie jest pięknem
nie żal mi słów kartki czasu nie szkoda na myśli spisanie

nie wiem co jutro przyniesie czy mnie to obchodzi


jak potrafisz ukrzyżuj
wyrywają ostatnie ludzkie
dla własnej monety
wieszają na palu -
życie artysty

gardzą miłością bo zabrakło
oschłe miasta ocal proszę
dziwki też chcą żyć -
pamiętaj synu

wieczną chwałę mieć będzie
ostatni umierający liść
płacz brzozy
a teraz idź


wiadomość na którą czekasz
na białym obłoku
zostaną wyraźne ślady
do diabła z nimi
niech wiedzą jak można

seksu z myślenia nie będzie
daleko tak blisko
rozniecone płomienie pożądania

klepsydry nie oszukamy
nie nadrobimy straconych przyjemności
pragnienie zżera lakier z paznokci
gwałtownie uderza puls

czuję wilgotność warg
resztę dopowie niemy język

nie odpisuj
otwórz drzwi


pociąg
wyznaczone tory
zakurzone stare stacje
ciążą te same nazwy
wagony przepełnione pracą
otwarta świeża gazeta jak kanapka
z dworcowego kupiona w pośpiechu
pachniało dymem wczorajszych papierosów
i ściskał brak kartek

pamiętam
tamte pomarańcze
słodki smak wystany w długich kolejkach
dla nas zaczarowane miejsce

pociąg wciąż jeździ
w wagonach jakoś inaczej
komórka pachnie ulubioną muzyką
obdarte z głodu dworce
i tyle uczuć

nasz topos



pana tam nie było - opowiem
pamiętam była wąska ścieżka
między łąką a polem zboża
zbierał chabry w bukiet
i motyle wirowały w tańcu

rozpostarta zieleń z błękitem
między nim a mną kaczeńce
wbijały się w źrenice ukrywając nagość
uczucie ponad kwitło prawdą

miasto widziało splecione dłonie
przy świecach wystawny obiad
a restauracja zawiść siała
rosła zazdrość ich oczu

teraz noce w samotność wyglądają
tam popłynąć na jawie
ścieżka - porosła pokrzywą
nic że kłuje piszę wiersze

nie ukrywam między wersami
płynie życie



Gdańsk
jest takie miasto w kraju
znalazłam tu ciszę i wolności smak

z życia mego cudnych chwil zaledwie kilka

tu nauczyłam się żyć mając naście lat

bliskie sercu memu
Stare Miasto z królem nad królami Neptunem
i "Panienka z okienka" która wciąż czeka ukochanego
Długa i Piwna moje zaczarowane ulice


trzeba wspomnieć
Żuraw nad spokojną Motławą
gdzie snułam moje marzenia jako dziewczę młode
tak mi dobrze było i byłam szczęśliwa

gdy tęsknotą napełniam serce
odwiedzam je w pośpiechu życia
z uśmiechem wspomnień je witam
ze smutkiem opuszczam

tak bardzo moje
zwyczajne a niezwyczajne
stare uginające się pod ciężarem dat
i młode tętniące życiem i miłością

może na nowo zamieszkam w nim jak kiedyś
w młodości wspomnienia teraźniejszość wplotę
i przeszłości strony na kartce białego papieru zapiszę

Powstaje Starogardzkie Towarzystwo Tenisowe

Z inicjatywy Wojciecha Króla, który jest od 30 lat niekwestionowanym tenisowym liderem w Starogardzie Gdańskim, powstanie "Starogardzkie Towarzystwo Tenisowe". Przypomnijmy, że w latach 80. Wojtek Król /wychowanek trenera Bogdana Kruszony/ przez dwa lata był zawodnikiem sklasyfikowanym w pierwszej dziesiątce listy rankingowej w Polsce w kategorii kadetów. Nowe sportowe stowarzyszenie, które niebawem powstanie w naszym mieście, będzie zrzeszało sympatyków tenisa ziemnego.

19 Bieg Kociewski z Polpharmą

Tylko 2 tygodnie pozostały do 19 Biegu Kociewskiego z Polpharmą, zatem można jeszcze podreperować przygotowanie do tego najdłuższego biegu. Wielu starogardzian zaczęło dbać o swoją kondycję, o swoją sprawność poprzez codzienne biegi, jazdę na rowerze czy marsze z kijkami. Wierzę, że organizowane przez nas biegi przyczyniają się również do większej popularyzacji sportu i zarażania wśród mieszkańców mody na zdrowy styl życia.

Ważne informacje organizacyjne

K. Bączkowsk "Gawańdi kociewskie Kubi z Pińczina" - recenzja

Na blogu Andrzeja Grzyba i na stronie www.zblewo.pl zamieściliśmy zaproszenie senatora Andrzeja Grzyba na promocję książki autorstwa Konstantego Bączkowskiego pt. "Gawańdi kociewskie Kubi z Pińczina", która odbędzie się 24 września (piątek) 2010 r. o godz. 17 w Zespole Kształcenia i Wychowania w Pinczynie. Publikacja została wznowiona po raz pierwszy po trzydziestu pięciu latach. Przed promocją warto poinformować, co to za pozycja. Oto recenzja autorstwa Patrycji Hamerskiej oraz skan okładki.

Gawańdi kociewskie Kubi z Pińczina



"Gawańdi kociewskie Kubi z Pińczyna", autorstwa Konstantego Bączkowskiego, to jedna z tych książek, po które sięga się wielokrotnie. Jest to zbiór niezwykłych, ponadczasowych gawęd, które w całości zostały napisane gwarą kociewską. Tym bardziej cieszy zatem fakt, że po trzydziestu pięciu latach z inicjatywy senatora Andrzeja Grzyba oraz wójta gminy Zblewo Krzysztofa Trawickiego wznowiono wydanie książki.
Próby zredagowania i opracowania książki podjęła się Magda Pozorska.
Warto podkreślić, że wznowione wydanie Gawęd zostało uzupełnione o nowe opowiadanie, "Jida sztudyrować", które redaktorka zbioru odnalazła w jednym z numerów Pomeranii. Całość wzbogacają rysunki Iwony Murawskiej, absolwentki gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, dwukrotnej zdobywczyni stypendium Ministra Kultury.
Książka ta została podzielona zasadniczo na dwie części: część teoretyczną, na którą składa się komentarz do książki, napisany przez Tadeusza Linknera, refleksje dotyczące miejsca i roli gwary we współczesnym świecie, autorstwa Magdy Pozorskiej i wreszcie przedmowa do pierwszego wydania Gawęd, napisana przez Konstantego Bączkowskiego. Druga część książki to zbiór gawęd dotyczących życia w Kociewskiej Republice.


Jaka jest przywoływana wielokrotnie w książce Republika Kociewska, której obywatelem jest Kuba?
Jest to bez wątpienia kraina piękna, nie do końca odkryta, o której wyjątkowości zdarza się niestety nam, Kociewiakom, zapominać. Nie zapomina jednak o pięknie naszego regionu Kuba, który daje temu niejednokrotnie wyraz w swoich gawędach:

"Cudze chwalita, swego nie znata... Ja łobleciałom kawał świata. Znom cała Ojropa, czaść Azji i Afryki, ale mówia Wóm, że nasza ziamnia kociewska (ji kaszubska) należi do psiankniejszych zakóntków tego świata. Momi wszistko, rzyki i rzyczki, jaziora, górki i pagórki, lasi ji bogate pola(...)"

W dalszych częściach książki uczymy się wraz z Kubą m.in. jak mówjić prawda i dlaczego czasami lepsi nic nie mówjić, jak to kiedyś muzykoweli na Kociewiu, jak można dostać wścieklizni i dlaczego Kuba się nie łożanił.


"Gawańdi kociewskie Kubi z Pińczina" to, jak wspomniałam powyżej, książka ponadczasowa, gawędy w niej zawarte i morały z nich wynikające są aktualne również obecnie. Przede wszystkim gawędy te ocalają gwarę kociewską od zapomnienia, ukazując całe jej piękno. W tym miejscu warto przytoczyć słowa redaktorki zbioru:

"Gwara kociewska jest naddatkiem. Czymś wyróżniającym, bogacącym język ogólnopolski, jest szkatułą, w której przechowywane są dawne wyrazy, znaczenia zwroty. W społeczeństwie nie może być ona ograniczeniem, utrudnieniem, ale powinna wzbudzać ciekawość swoją odmiennością. Składa się ona na barwy kultury ogólnopolskiej".
.





Nowa strona Krzysztofa Kowalkowskiego

Miło nam poinformować, że powstaje nowa strona Krzysztofa Kowalkowskiego - autora wielu książek historycznych, w tym na temat kociewskich miejscowości. Podajemy jej adres: www.krzysztofkowalkowski.blogspot.com.

Gmina Zblewo. Fotowspomnienia z wakacji

Podczas wakacji w Gminnym Ośrodku Kultury w Zblewie odbywały się zajęcia świetlicowe: zajęcia plastyczne, gry planszowe, zajęcia sportowe i projekcja bajek. Poza tym GOK zorganizował wycieczki: rowerową nad Jezioro Niedackie do Ośrodka Wypoczynkowego w Twardym Dole, autokarowe do Gdyni Orłowo, akweduktu w Fojutowie, Muzeum Borów Tucholskich i Muzeum im. Sat Okha w Wymysłowie.Niżej prezentujemy galerię wakacyjnych zdjęć.

Turniej Eliminacyjny Orlika o Puchar Premiera Donalda Tuska

Turniej Eliminacyjny Orlika o Puchar Premiera Donalda Tuska odbył się w dniach 14-15 września 2010 r. na Orliku w Zblewie.

Wielki ruch na Orliku

W rozgrywkach wzięło udział 128 dziewcząt i chłopców w czterech grupach (dwóch kategoriach wiekowych).