wtorek, 31 maja 2005
Dobra zabawa w Starogardzkim Parku
Dajcie im ziemię!
PUP Starogard-oferty pracy, 31.05
Droga - niby nic wielkiego (cz.1)
Ludzie w sąsiednich gminach kiwają głowami i już głośno mówią, że ten wójt to ma do dróg jakąś szczęśliwa rękę.
Dodajmy, że nie tylko do dróg, ale do wodociągów i kanalizacji. Czyli tego wszystkiego, co
albo biegnie pod ziemią i czego nie widać, albo co pełza na ziemi. Na pozór są to sprawy prozaiczne - te dzieła podziemnie (kanalizacja, wodociągi), w ogóle nie do zauważenia, i te dzieła przyziemne (szosy), które ledwo się dostrzega. I nie widzi się ogromu pracy. Dobrze się wobec tego stało, że przy oddaniu drogi zrobiono gminny show. Sukces idzie dzięki temu w świat.
Patrzy św. Roch
Sobota, rozwidlenie dróg w Wolentalu. Jedna droga idzie do centrum wsi i drogi krajowej, droga w pole, ale nie dosłownie, bo do gospodarstw, trzecia - ta nowa - do Czarnegolasu. Przy tym rozwidleniu zbierają się ludzie - mieszkańcy wsi, gminy, strażacy, goście, muzycy, włodarze. Z postumentu patrzy na nich św. Roch. Odmalowany na biało lżej znosi
niesamowity skwar. Najgorzej mają goście. Musowo w garniturach. No i władze. Goście - VIP-y stają w szeregu blisko św. Rocha i czekają na rozpoczęcie uroczystości. Z czystego, głęboko niebieskiego nieba leje się na nich ponad 30 Celsjuszów. Ale to w części oficjalnej, bo potem wszyscy ściągną marynarki.
Podsłuchujemy krótkie rozmowy. Między innymi Edmunda Stachowicza (SLD) - "chłopaka z Linowca" (parafraza "chłopaka z Sosnowca" - to o Kiepurze) - jak go nazwie prowadzący imprezę Stanisław Sierko - z Andrzejem Lissem (PiS). Poseł Andrzej zazdrości posłowi Edmundowi niezwykłej aktywności w kociewskim terenie. Jest pewny, że to się przełoży w przyszłych wyborach na konkretne głosy. On, poseł z Pelplina, zajmuje się gospodarka morską, gdzie - jak nam mówi - ma do czynienia z ogromnym złodziejstwem.
Władze pod ZIELONĄ BUDKĄ
Wójt, przewodniczący Rady Gminy Józef Oller, proboszczowie i panie urzędniczki sprytnie schronili się w cieniu pod parasolem ZIELONEJ BUDKI. Manewr pod względem taktycznym doskonały. To się nazywa zdobyć przewagę w polu. Za chwilę padną pierwsze słowa. Ale zanim to nastąpi, opowiedzmy, o czym nam pół godziny przedtem mówił pan Grabon, mieszkaniec Wolentala.
Zadowolony obywatel
Jako nacja jesteśmy generalnie niezadowoleni ze wszystkiego. Człowiek, który podchodzi do nas, by zupełnie bezinteresownie w kilku zdaniach wyrazić, że jest najzwyczajniej w świecie zadowolony, budzi nasze zdumienie. A z czego jest zadowolony Zbigniew Grabon - mieszkaniec osiedla popegeerowskiego w Wolentalu? Ze wszystkiego. Po 14 latach pracy w
PGR-ze kupił za 35 milionów złotych (oczywiście starych) mieszkanie, ma ogródek z altanką, cieszy się, że bloki w Wolentalu są ocieplone i kolorowe. Do tego osiedle jest w czołówce w województwie pod względem płatności. Na plus oczywiście. Jedyne, co trzeba jeszcze zrobić, to wylać asfalt na drogę wiodącą na osiedle. Leży na niej biały tłuczeń - brzydki dla samochodów, i strasznie się od niego kurzy. O nowej drodze pan Zbigniew wypowiada się w superlatywach. - Panowie, od lasku, od strony Czarneglasu, jechałem na luzie z 500 - 600 metrów - mówi. - Taki tam spad.
Co będzie
Zaczyna wójt Erwina Makiła. Wyjaśnia, że impreza jest poświęcona oficjalnemu otwarciu nowo wybudowanej drogi łączącej dwie parafie i trzy sołectwa, spinającej drogę powiatową i wojewódzką. Przy okazji zostaną uczczone inne uroczystości: pierwsza rocznica wstąpienia do Unii Europejskiej, Rok Kociewia na Pomorzu, Gminny Dzień Strażaka i zbliżający się Dzień Dziecka.
Mamy więc do czynienia kilka imprez w jednej.
Wójt wita gości, m.in. ww. posłów, radnego Sejmiku Województwa Andrzeja Grzyba, Piotra Gontarka z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Zdzisława Smardzewskiego z
Agencji Nieruchomości Rolnych, wicestarostę Kazimierza Chyłę, prezesa powiatowego zarządu OSP Wiesława Wrzesińskiego.
Po czym zapowiada, co będzie - wystąpienia, występy (to co innego niż wystąpienia), przecięcie wstęgi, poświęcenie drogi, zawody sportowe - biegi w różnych kategoriach, zasadzenie drzewek przez gości, przejażdżki bryczkami.
- W drugiej części uroczystości - mówi E. Makiła - zapraszamy do Pączewa, gdzie na placu i w budynku szkoły w formie festynowej będzie kontynuacja imprezy, a tam m.in. podsumowanie wyników biegowych, występy orkiestry, odznaczenia zasłużonych strażaków z gminy, pokaz prac artystów ludowych z gminy, gry i zabawy dla dzieci i młodzieży.
Droga jest unijna
Teraz kilka słów o drodze, która - jak się okazało - nie narodziła się dzisiaj.
- Droga, która dziś oddajemy społeczeństwu, a zbudowaną przy pomocy środków unijnych w ramach programu SAPARD, ma swoją historię. Według opowiadań naszych dziadków początki realizacji sięgają lat przedwojennych, tj. 20. i 30. ubiegłego stulecia. Droga poprzez wsie Wolental - Czarnylas i Lipinki miała rozwiązać problemy transportowe do tzw. berlinki. Wybuch wojny, okupacja, kryzysy gospodarcze uniemożliwiły zrealizowanie pięknych planów. Zmiany ustrojowe i pomoc unijna umożliwiły realizację wcześniejszych wizji.
Już przed wstąpieniem Polski do UE zaoferowana nam pomoc miała przyczynić się do poprawy infrastruktury, w tym głównie zadań w zakresie ochrony środowiska, poprawy jakości dróg, odnowy wsi i dziedzictwa kulturowego. Z oferty tej skorzystaliśmy, a efekty tego widać w postaci nowych dróg, kanalizacji, zakupionego sprzętu rolniczego. Dofinansowanie środków unijnych było znaczące i wynosiło 75 procent wartości zadania. Wykonanie tej pięknej drogi, kanalizacji gminy czy zakup części stojącego tu sprzętu i maszyn rolniczych (na bocznej ulicy stanęły wspaniałe maszyny rolnicze - przyp. red.) stało się realne. Oddawaną dziś drogę gminną nazywamy droga unijną - łączy ona drogę powiatową z wojewódzką, spełniając wymogi techniczne dla tego typu dróg obowiązujące w UE. Jest o nawierzchni betonowo-asfaltowej, długości 2682 m i szerokości jezdni 5,0 m, korony drogi 6,5 m. Łączna wartość 2150 tys. zł, z czego 1248,7 tys. zł to środki unijne, a 901,6 tys. zł to środki własne gminy. W niedługim czasie, bo chyba w lipcu, będziemy oddawać drugą bardzo ważną inwestycję, realizowaną również z programu SAPARD, a jest to kanalizacja jednej trzeciej terenu naszej gminy pn. Wschód, obejmująca prawie 1500 mieszkańców sołectw Wielbrandowo, Wybudowanie Wielbrandowskie i Barłożno na wartość prawie 2,3 mln zł.
Krótko, konkretnie. No i czujemy się już zaproszeni na podobną imprezę do Barłożna w lipcu. A swoją drogą to ciekawy pomysł - każde zakończenie poważnej inwestycji wieńczy gminna albo ponadgminna impreza.
Droga - niby nic wielkiego (cz.2)
Teraz mówią proboszcz parafii Pączewo Jan Rzepus i proboszcz parafii Czarnylas Piotr Wilkowski. Dowiadujemy się, jak dużo znaczeń ma słowo "droga". Jest więc sobie droga w sensie dosłownym, właśnie przyziemna, taka jak z Czarnegolasu do Wolentala, ale są i znaczenia nawet bardzo symboliczne. W sensie religijnym drogą jest Pan Jezus. W sensie religijnym wszystko, co prowadzi do jednoczenia ludzi, odpowiada Bożym planom.
Wychodzą goście. Najpierw posłowie. Andrzej Liss mówi o ewidentnych korzyściach, jakie dało nam wejście do UE. Że faktycznie otrzymujemy 75 procent środków. Edmund Stachowicz opowiada, że przejechał się nową drogą trzy tygodnie wcześniej podczas deszczu i obserwował, jak woda spływa do rowów.
Bo w Unii Europejskiej, proszę Państwa, woda nie ma prawa stać na szosie. To komentarz od nas. I oby tak było.
Drzewka i bryczki
Droga została obsadzona drzewami. Ale osiem stanowisk pozostawiono dla VIP-ów, by mogli zasadzić każdy swoje drzewko. Oby wszędzie przyjął się taki obyczaj. Po pierwsze - wszędzie będzie więcej drzew, pod drugie - dla osób, które owe drzewka wsadzają, będzie to motyw powrotów.
Wzięcie mają bryczki. Cisną się do nich dzieciaki z... Wolentala. Zapytane, czy jada po raz pierwszy, całe w uśmiechach odpowiadają, że nie, to już drugi albo trzeci raz.
My jedziemy z posłem Edmundem Stachowiczem i przewodniczącym rady Gminy Józefem Ollerem. - Wiesz - mówi poseł - przypomina mi się, jak jechaliśmy droga do Okola, do Nadolnego i zabieraliśmy bańki z mlekiem.
I zaczynamy się z posłem licytować na wspomnienia.
- A jak dziadek naładował furę siana, siadaliśmy na niej i jechaliśmy z wielką trwogą... Dobrze, ze koń nie był pijany.
Przejażdżka bryczką - niby nic, a ile wspomnień. I ten koński zapach, to cmokanie kopyt po asfalcie i niepewność, czy aby koń dobrze skręci, bo to jednak zwierzę, a nie koń mechaniczny.
Wspaniała impreza wieńcząca wydawałoby się zwyczajną inwestycję. Policzmy - 25 km takich dróg to 10 imprez gminnych. Opłaca się. Żebyśmy nie wyszli jednak na jakichś dziennikarskich dziwolągów, to trzeba znaleźć dziurę w całym. W drodze nie ma. Ale przykro nam donieść, że jednak coś tu szwankowało. Co? Ano pogoda. Nie dopisała. Za gorąco.
Tadeusz Majewski
Fot. Marek Grania
Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego
Smoląg. Sołtys Edmund Netkowski o wsi
Do rozdroża z kapliczką dojedziesz nieutwardzonymi duktami z różnych stron - z Bobowa, Grabowca, od strony Pelplina i bóg wie jeszcze skąd. Ziemia tutaj, podobnie jak w Grabowcu (o czym pisaliśmy tydzień temu), jest nędznej klasy, ale nie dla poszukiwaczy siedlisk. Jednak tutejsi nie mają zamiaru jej sprzedawać.
Rzut oka na Smoląg
Edmund Netkowski jest sołtysem Smoląga od 16 lat, czwartą już kadencję. Tak długo, bo nikt tu inny nie chce zostać. Może gdyby więcej płacili, to by się ktoś zdecydował, ale na 100 złotych nikogo nie nabierze. Sołectwo nie jest duże, leży według linii drogi, która zaczyna się od szosy Bobowo - Starogard i kończy się na trasie do Bielawek. Mieszka tu 130 osób (32 nakazy płatnicze). Sukcesy? Może to, że zostało założone światło przy drogach.
Co do historii kapliczki. Sołtys Netkowski nie wie dokładnie, kto ją pobudował, gdyż tutaj po wojnie nie mieszkała jego rodzina, a niejakich Furgonów. Ale coś tam słyszał. Opowieść, jak to matka Furgona obiecała, że kiedy jej synowie wrócą z wojny, postawi kapliczkę. Wrócili i tak się stało.
Za 20 lat będzie sam las
Pan Edmund przesiedlał się z Grabowca. "Z tędy" pochodzi jego żona Teresa, a on się wżenił. I tu teraz mieszkają.
Obecnie sołtys jest już emerytem. Gospodarstwo, liczące 16 hektarów ziemi klasy V i VI, zdał synowi Zbigniewowi, który pracuje jako kierowca. Żona Zbigniewa ma zakład fryzjerski w Starogardzie. Kto więc tę ziemię uprawia?
Netkowski od razu odpowiada, że tu, na Smolągu, ludzie zawsze gdzieś pracowali zawodowo na zewnątrz, także i w urzędzie gminy w Bobowie, i robili na gospodarstwie. Wymienia nazwiska. Natomiast "czystych gospodarzy" na Smolągu jest sześciu. Oczywiście takie podejście do ziemi - mateczki się zemści. Za 20 lat - zauważa sołtys - będzie tu sam las. On sam się sieje.
Może sprzedać?
No to może lepiej sprzedać? - dywagujemy. - W Grabowie mówią, że ziemia idzie na pniu. Byliśmy nawet u jednych i pytaliśmy, czemu nie sprzedają, jeżeli te piachudry takie niedochodowe. A oni nie chcą i koniec.
Sołtys wyjaśnia, że niektórzy chcieliby, ale nie bardzo mogą, bo ta ich ziemia jest zadłużona przez niepłacenie składek KRUS.
Tak ich doprowadziła Unia
Akurat mija pierwsza rocznica uniowstąpienia Polski. Gospodarze o tym doniosłym zdarzeniu nie myślą przychylnie. Wszystko według nich się pozmieniało na gorsze. A kiedyś? Mieli 20 sztuk bydła i się utrzymywali. Z ubojni i mleczarni sami przyjeżdżali po mleko i tuczniki. Teraz mają jedną krowę i nic nie idzie sprzedać. Tak ich doprowadziła Unia.
Rolnik zawsze coś wygrzebie
Upieramy się ciągle przy jednym pytaniu: Skoro jest tak źle, to dlaczego nie chcą sprzedać ziemi? Oczywiście za dobrą cenę.
Netkowski widzi to tak. Teraz by sprzedał i co? Poszedłby na dziady. Poza tym aż tak źle to nie jest, żeby sprzedawać. Polski rolnik to jest taki, że obojętnie w jakim systemie, to będzie grzebał i pomału zawsze coś wygrzebie. I dla siebie zawsze coś ma. Inna sprawa, że tak, jak jest dzisiaj źle, to jeszcze nie było.
Frost wychował na VI klasie
Do dyskusji włącza się Kazimierz Frost, goszczący akurat u Netkowskich. Mówi, że miał ośmioro dzieci. Wszystkie wychował na VI klasie ziemi. Co więcej - "jano" tę ziemię dokupował. W jednym roku wyprawił trzy wesela. Za komuny - zdaniem Frosta - było dobra gospodarka. "Takie czasy się nie wrócą". Dzieci już są usamodzielnione, ale teraz wnuki nie mają co robić. A kiedyś było tak, że jak praca komuś się nie podobała, to człowiek "szed" gdzie indziej.
Dzisiaj pan Kazimierz ma "jano konia, żeby mogli gdzie pojechać".
Kazimierz Frost politykę państwa i Unii wobec polskich rolników określa jednym, precyzyjnym zdaniem: "Najlepiej chcieliby nas tu zalesić".
"Ino wałków naciąć"
Teraz to już rozpatrujemy trzy możliwości - po pierwsze: pozostać i biedę klepać, po drugie: sprzedać za powiedzmy 300 - 400 tysięcy zł ziemię i po trzecie: zalesić.
Z wypowiedzi Netkowskiego wynika, że taką gospodarkę trzeba trzymać na wszelki wypadek, dajmy na to jak syna zwolnią, to zawsze ma gdzie wrócić i coś robić. A co do zalesienia, to rodzi się pytanie: Co będzie za 20 lat? Bo mówią, że jak się zalesi ziemię, to płacą przez 20 lat, a potem już nic nie da. I nie wiadomo, kto las będzie miał na własność. Za 20 lat to może być tak, że w tym lesie to "se ino wałków będzie można naciąć". Dlatego Netkowscy specjalnie nie chcą zalesiać. Poza tym byli tu tacy, co - żeby zalesić - sprzedali ostatnią krowę, wydali pieniądze na zalesienie i nie wiedzą teraz, czy coś dostaną. W takich sprawach niepewności nie powinno być.
Ci z pałacu też nie chcą zalesiać
W ogóle zalesienie budzi nieufność. Przykładowo w tutejszym pałacu, który kiedyś należał do PGR Jabłowo, a teraz do Agencji Nieruchomości Rolnych. Za pałacem jest 16 ha ziemi. Ci z Agencji każdemu z pałacu chcieli dać po 2 hektary i 300 zł miesięcznie dotacji do emerytur i rent, żeby zalesili i pracowali na tym, ale nikt z nich nie chciał. Nie wiadomo, co się stanie z tym dalej.
Pałac był w opłakanym stanie już przed wojną. Wtedy jego właścicielem był niejaki Chudziński. W 1938 roku miała na Smolągu miejsce parcelacja. Zbudowani poniatówki, z których do dzisiaj stoi dziesięć. Niektóre zasiedlili ludzie z miasta, pięknie odnowili.
Klamki pucować?
Jaki więc będzie Smoląg za 20 lat? - drążymy temat. - czy to wszystko będzie zalesione albo sprzedane jako siedliska dla bogatych ludzi z miasta?
Kwota 300 tysięcy złotych za gospodarstwo na Netkowskim nie robi żadnego wrażenia. Nie ma co się wysilać. Oni z tego nie pójdą. Jak tu będą, to syn im da jeść.
A w mieście, jak zabraknie, to za co kupią? Po drugie swoich korzeni się nie
przesadza. "I jakby sprzedał, to syn gdzie pudzie? Klamki pucować?". Poza tym co to za wielka wartość - mieszkać w mieście, w bloku. To dlaczego teraz jest taka moda, że każdy chce na wieś? (Co za ironia losu - w latach 70. wszyscy ino płacili na bloki).
Netkowski pamięcią sięga do czasów Bieruta. Od niego do dzisiaj wszystko się tak bardzo pozmieniało. Na gorsze.
Frost zauważa, że i tak nigdy nie było dobrze. Niemcy katowali 6 lat, teraz Polacy katują 60 lat. "Tera nasze państwo zakopało się do dołku" - peuntuje pan Kazimierz mówiąc o przemianach po 1990 roku. I kończy politycznym żartem. Otóż...
W Ewangelii Matka Boska jeździła na osiołku. Tera też jeździ na osiołku, ino że na Wałęsie. Bo on nosi tę Matkę Boską w klapie.
1. Dla Teresy i Edmunda Netkowskich sprzedaż gospodarstwa, nawet jak się samo zalesia, jest nie do pomyślenia. Żadne pieniądze nie wchodzą w grę. Poza tym co to za wielka wartość - mieszkać w mieście? Fot. Dorota Skolimowska.
2. Kapliczka - jak mnóstwo innych - stanęła po wojnie w podzięce Panu Bogu za to, że synowie wrócili z frontu. Fot. Dorota Skolimowska.
3. Pałac na Smolągu stracił swoja świetność już przed wojną. Po wojnie z dekady na dekadę mogło być tylko gorzej. Fot. Dorota Skolimowska
Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.
Wysłany przez kociewiak opublikowano wtorek, 31 maj, 2005 - 17:03
niedziela, 29 maja 2005
200 tys. dla TBS
- Te pieniądze warunkują otrzymanie kredytu z Krajowego Funduszu Mieszkaniowego na realizację drugiego budynku mieszkalnego, którego budowę rozpoczeliśmy w ubiegłym roku- mówił Janusz Domachowski, prezes TBS- Przypominam wieloletni plan rozwoju budownictwa, który państwo radni przyjeliście. Tam te pieniądze są zafiksowane.
Radnym z opozycji nie spodobał się roszczeniowy ton wypowiedzi prezesa. Sławomir Ruśniak pytał czy gmina miejska jest jedynym udziałowcem TBS.
- Nie podoba mi się stawianie nas pod ścianą. Będzie dofinansowanie- będzie kredyt. Nie będzie dofinansowania to go nie będzie.
- Banki tak rozmawiają - wyjaśniał Stefan Milewski, przewodniczący Rady Miejskiej, w przeszłości dyrektor banku.
Z kolei radny Henryk Kurkowski chciał wiedzieć jaki jest procentowy udział przyszłych lokatorów w kosztach budowy.
Domachowski wyjaśnił, że przy budowie pierwszego budynku stosował wyłącznie kaucję, która wynosi 10 proc. wartości mieszkania. Przyznał, że zmieniły sie realia i bank, który ma finansować przedsięwzięcie dlatego zarząd spółki dopuścił tzw. partycypantów czyli osoby , które byłyby skłonne wpłacić do 30 proc. wartości przyszłego mieszkania i mieć w ten sposób pewne miejsce na liście zasiedleń.
Kaucja nie może obecnie stanowić środków obrotowych na budowę.Prezes poinformował, że osoby fizyczne , które mają symboliczne udziały w spółce chcą je zbyć na rzecz gminy miejskiej Starogard, tak aby ta objęła 100 proc. udziałów.
Odpowiadając na pytanie Bogdana Lebiedzińskiego prezes Domachowski przyznał, że Rada Nadzorcza spółki złożona jest z osób, które nie posiadają żadnych udziałów. Żlił się też radnym, że nowe przepisy wliczają do powierzchni mieszkania ścianki działowe, co podwyższa sztucznie jego metraż.
Radny Głuch miał wątpliwości czy TBS jest dostępny dla zatrudnionych mieszkańców miasta o niskich dochodach. Zarzucił, że dostęp do TBS jest coraz trudniejszy i należy koniecznie utrzymać poprzednie warunki budowania.
Radni mieli ogromne trudności ze zrozumienie tego co mówi prezes Domachowski, bo aparatura nagłaśniająca salę obrad bardzo zniekształcała głos.Wcześniej zastępca prezydenta Eugeniusz Żak gestykulując w typowy dla siebie sposób mówił o tym, że te pieniądze nie zostaną przejedzone, a stanowić będą majątek gminy.
Ostatecznie po ogłoszeniu przerwy, podczas której prezes wyjaśniał wątpliwości radnych uchwała została przyjęta 11 głosami radnych koalicji. Opozycja wstrzymała sie od głosu.
Jarosław Stanek
Pierwszy proboszcz uhonorowany
Ks. Lendziński był wikariuszem u ś. Wojciecha, potem kapelanem w Szpitalu Dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Kocborowie, a od lipca 1982 roku do września 1999 proboszczem parafii NSPJ. Został pochowany przy świątyni, którą zbudował.
Jarosław Stanek
piątek, 27 maja 2005
Pod Bukowinami
środa, 25 maja 2005
Komin zostanie ?
Dwudziestometrowy komin kotłowni dawnej rzeźni przy ul Kościuszki w Starogardzie grozi zawaleniem. Naszą redakcję zaalarmowali o tym przedsiębiorcy, którzy prowadzą tam działalność gospodarczą. Komin z czerwonej cegły jest wyraźnie przechylony, a ostatnio spadła jedna ze skorodowanych metalowych obręczy. Jego cokół jest także uszkodzony.
- Od dwóch lat wysyłam pisma- mówi Andrzej Jankowski, wlaściciel działki na ktorej stoi feralny komin- Bardzo przypomina to odbijanie piłeczki. Starosta umywa ręce, prezydent miasta także. Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego stwierdził, że budowla zagraża życiu i zdrowiu osób przebywajacych w jej sąsiedztwie. Czy mamy zamknąć nasze zakłady i zwolnić ludzi?
Jankowski proponował, że rozbierze komin na swój koszt. Długo jednak nie otrzymywał odpowiedzi na swoje pisma. W końcu zdecydował się na powiadomienienaszej gazety.
Budynek kotłowni jest wpisany do ewidencji zabytków, co jednak w myśl perzepisów nie jest jednoznaczne z jego ochroną. Aby był chroniony powinien zlaleźć się w rejestrze zabytków.
W najmniej komfortowej sytuacji jest Rajmund Schulfer, którego zakład naprawczy znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie komina.
-Jeżeli spadnie on na drewniany niebędący w dobrym stanie technicznym dach warsztatu zniszczy samochody, które tu garażujemy- twierdzi Schulfer- Kto zapłaci odszkodowanie?
W tym samym budynku znajduje się magazyn z drogimi urządzeniami klimatyzacyjnymi a klika metrów dalej biura spółki Rocket Poland i hurtownia.
Codziennie przebywa tam wielu ludzi. Nie chcielibyśmy pisać o tragedii spowodowanej urzędnicza niemocą.
Tymczasem A. Jankowski otrzymał decyzję PINB, ktora nakazuje mu opracowanie... planu zabezpieczenia niebezpiecznej budowli. Niestety pismo nie precyzuje jak taki plan miałby wyglądać.
-Wydaliśmy taki nakaz- potwierdza Piotr Cychnerski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego- Ten kompleks jest objęty ochroną konerwatorską i tylko konserwator może wydać decyzję w tej sprawie. Natomiast o ile tam dojdzie do nieszczęścia odpowiedzialnośią cywilną obciążony jest właściciel działki.
Elżbieta Sieniawska, architekt w Pomorskim Urzędzie Konserwatora Zabytków w Gdańsku powiedziała nam,że przygotowuje właśnie opinię w tej sprawie.
- Ten teren jest chroniony planem i stanowi zabytkowy zespół - powiedziała nam wczoraj- Chcemy żeby został utrzymany. Właściciel nie może od nas żądać wskazania sposobu zabezpieczenia tylko na własny koszt wykonać taką ekspertyzę. Prawo określa wyraźnie, że to on odpowiada za stan budowli na swojej działce.
Jarosław Stanek
Na studia bez matury
Dyrektor pionu kadr gdańskiej TP S.A. odkryła, że sześciu jej pracowników ma fałszywe matury. Impulsem do działania był anonimowy telefon. ?Życzliwy? głos w słuchawce powiedział, że jeden z ukończył w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych studia, które współfinansowała TP S.A
Pracownikom grozi zwolnienie. Będą też musieli zwrócić pieniądze, które spółka wydała na ich dokształcanie.
- Pani dyrektor pionu kadr w naszej firmie przeprowadziła swoiste śledztwo. Obdzwoniła szkoły. Kiedy okazało się, że nasi pracownicy, których wymienił anonimowy informator nigdy nie byli ich uczniami zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - mówi Roman Wilkoszewski, dyrektor biura prasowego gdańskiej TP S.A - Ustaliła, że oszustwa dopuściły się czterej pracownicy z Gdańska, jedna z Elbląga i kolejna z Kościerzyny. W stosunku do nich zostaną wyciagnięte surowe konsekwancje służbowe aż do zwolnienia z pracy włącznie. Ponadto nie będą mogły skorzystać z Programu Dobrowolnych Odejść, który przeprowadzamy właśnie w firmie.
Przypomnijmy, że wartość odszkodowania i odprawy wyniesie średnio ok. 50 tys. zł brutto na jedną osobę.
-Potwierdzam, że w ubiegłym tygodniu wpłynęło do nas takie zawiadomienie- powiedział nam Krzysztof Skierski szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk- Południe - Trwa postępowanie wyjaśniające. Nie zleciliśmy jeszcze żadnych czynności policji. Był długi weekend, a obieg dokumentów jaki jest każdy wie. W tym tygodniu rozpoczniemy stosowne czynnosci.
Jarosław Stanek
Maxsigra kontra Viagra?
Opóźnia się wejście na rynek Maxigry- polskiego znacznie tańszego odpowiednika Viagry, którego producentem są ZF. Polpharma S.A. w Starogardzie, która ma 5,5 proc. udziału w polskim rynku farmaceutycznym. Oficjanym powodem opóźnienia są badania laboratoryjne prepearatu, które spółka postanowiła powtórzyć. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy sie, że ?poślizg? wynika z totalnego bałaganu panującego w Urzędzie Rejestracji Leków. Maxigra została zarejestrowana w marcu tego roku na okres pięciu lat. Zawiera taką samą substancję czynną (sildenafil), jak dostępna na rynku Viagra, ale zgodnie z deklaracją starogardzkiego producenta leków została otrzymana inną metodą syntezy co pozwoliło na jej zarejestrowanie.
- Nie naruszamy praw patentowych - powiedział nam we wtorek właściciel i prezes Rady Nadzorczej spółki Jerzy Starak- Spodziewamy się jednak procesu ze strony innowatora, którym jest koncern Pfizer. To norma przyjęta w biznesie, że próbują zablokować nam wejście na rynek.
Pfizer nie chce dopuścić konkurenta na rynek przed upłynięciem dziesięcioletniego okresu ochronnego dla swojego produktu. Kończy się on w 2008 r. W obowiazującej dyrektywie Unii Europejskiej Europejskiej brak jest definicji istotnego podobieństwa leków. Prawdopodobnie polski sąd, przed którym będzie toczył się ewentualny spór będzie musiał rozstrzygnąć istniejące wątpliwości w tej sprawie, gdzie zasada ochrony praw nabytych wchodzi w konflikt z obowiązującym nas od 1 maja 2004 r. prawem Unii Europejskiej. Szacunkowe roczne wpływy ze sprzedaży Viagry w Polsce to trzy miliony dolarów.
Jarosław Stanek
wtorek, 24 maja 2005
Urodziwy śpiewak
Malownicze jeziora, niewielkie stawy, śródleśne bagna wzbogacają krajobraz ziemi kociewskiej.
poniedziałek, 23 maja 2005
Ludzie są pozamykani
W tym tygodniu rozmawiamy o "jakości życia" w Smętowie Granicznym - stolicy gminy. Na nasze pytania odpowiada Michał Chrzanowski, dyrektor tutejszego Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Czy w Smętowie jest bezpiecznie?
- Ja czuję się w Smętowie bezpiecznie. Może to z racji wykonywanej funkcji. Ale poleciłbym samotny spacer po miejscowości.
A ludzie spacerują?
- Smętowo to specyficzna miejscowość. Ostatni pociąg przyjeżdża o godzinie 16, ludzie wysiadają, rozchodzą się do domów i po tej porze na ulicach widać najwyżej osoby starsze, które idą do kościoła lub spacerującą młodzież. Im bliżej wieczora, tym osób jest mniej. Zamykają się w swoich domach.
A jest jakaś szczególna ulica, którą się spaceruje? Taki smętowski deptak?
- Nie ma. Mogłaby to być właśnie uliczka wiodąca do GOKSiR-u, ale żeby tu dojść z centrum od dworca, trzeba ominąć ciemny lasek. Ludzie boją się przy nim przechodzić. Na sesji Rady Gminy padła propozycja, żeby równolegle do chodnika, leżącego przy lasku, wyciąć drzewa w pasie około półtora metra i zrobić oświetlenie. Spacerujący czuliby się bezpieczniej.
Mało która stolica gminy ma tuż przy centrum lasek. To teren prywatny, samosiejki? Nie można z niego utworzyć parku?
- Lasek jest własnością gminy. W sumie to taki park. Kiedyś był zadbany. Pozostały w nim jeszcze alejki i betonowe cokoły po ławkach, które zginęły śmiercią naturalną, drewno po prostu zgniło. Teraz jest gorzej. Śmieci z lasku czasami zbierają nasi pracownicy.
Dlaczego nie robi się więc z tego lasku parku?
- Ja uważam, że warto przywrócić dawny wygląd parku. Częściowo zresztą ma to być robione. Od strony GOKSiR-u ma być plac zabaw dla dzieci, zrobiony w ramach Programu Odnowy Wsi. Można by też odrestaurować te ławki. Spotkałem się jednak i z taką opinią: "A po co to? Żeby pijacy mogli tam chlać i dewastować?". Ale wcześniej ławki stały prawie 30 lat.
Jeszcze o tym lasku - ewentualnym parku. Dzisiaj wszystko robimy w ramach programów, licząc na dotacje unijne itp. Nie można by samemu, w ramach - przepraszamy za to określenie - czynu społecznego? Skrzyknąć mieszkańców, zrobić. Szanowaliby swoje dzieło.
- Niektórzy mieszkańcy poszliby na przygotowanie terenu pod ten plac, jaki ma powstać przy GOKSiR-ze, ale jeżeli chodzi o czyn społeczny dotyczący całego parku, to byłoby ciężko. Ludzie są raczej pozamykani.
Przyjeżdża do pana gość z południa Polski. Jakie interesujące miejsce w Smętowie by pan mu polecił do obejrzenia?
- Trudne pytanie... Kiedyś byłby to dworzec PKP, ale teraz jest zdewastowany. No cóż, obszary leśne, grzyby, ryby, czyste powietrze, spokój. Atutem jest bardzo ładny kompleks sportowy, z boiskiem do piłki nożnej, z boiskiem do plażówki, z kortem tenisowym (najtańszym w powiecie - przyp. red.), na którym niestety mało kto gra, z muszlą koncertową.
Zdewastowany dworzec, zdewastowane wieże ciśnień, które byłyby atrakcją Smętowa, gdyby nie należały do PKP... Las, jezioro w Smętowie?
- Do jeziora jest 2,5 kilometra, w stronę Wyrębów Wielkich... Zostało sprzedane i teraz są kłopoty, żeby z niego korzystać.
Jest już po godzinie 13. Chcielibyśmy coś zjeść. Serio. Gdzie tu można zjeść?
- Knajpki jako takiej tu nie ma. Zjeść, owszem, można, tylko w jakich warunkach? Na ten temat można by podyskutować.
Są jakieś stałe imprezy w miejscowości?
- Imprez jest sporo, ale typowo okolicznościowych. Stałych nie ma. Kiedyś chłopcy próbowali zorganizować festiwal muzyki indiańskiej, niestety nie wyszło. Okazało się, że same dobre chęci nie wystarczą. Potrzebna jest jeszcze kasa.
Chcielibyśmy wypłacić pieniądze, żeby coś zjeść. Gdzie tu jest bankomat?
- Bankomatu nie ma. A z pewnością by się przydał. Jestem zdziwiony. Niedawno zbudowano tu siedzibę filii banku. Powinni zainstalować bankomat.
Mamy już za sobą dwie stolice gminne. Mieszkańcy Czarnej Wody przyznali sobie 8 pkt, Zblewa - 5, a pan ile by dał Smętowu w skali od 0 do 10 punktów?
- 4 punkty.
Tadeusz Majewski, Marek Grania
Foto
Michał Chrzanowski zgadza się z nami, że brak bankomatu to poważne niedopatrzenie filii banku. Fot. Tadeusz Majewski
Trzeba widzieć walczących
Na Piernika Górce
Michał Chrzanowski o Smętowie - ludzie są pozamykani
W tym tygodniu rozmawiamy o "jakości życia" w Smętowie Granicznym - stolicy gminy. Na nasze pytania odpowiada Michał Chrzanowski, dyrektor tutejszego Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Co to za patefon?
Serwis prasowy Urzędu Miejskiego w Starogardzie Gdańskim z 23 maja 2005 r.
Powiatowy Urząd pracy poleca
Sprywatyzować szpital św. Jana?
Radni i publiczność dowiedzieli się, że komornik ma na swoim koncie 4,5 mln. zł zajętych na poczet długów szpitala. Tej gotówki nie można ruszyć, bo kłócą się o nią wierzyciele. Ostatnio zaczęli przysyłać pisma z ponagleniami do starostwa, które jest organem założycielskim szpitala i zgodnie z prawem odpowiada za jego długi swoim majątkiem..
Radny Pepliński przypomniał, że rok temu wnioskował o zwołanie nadzwyczajnej sesji w sprawie szpitala.
- Mam wrażenie, że im szpitalowi gorzej tym wam lepiej- zaatakował dyrektora Rocławskiego- Pan prowadzi działalność maskującą, żeby ukryć swoje i ordynatorów horendalne zarobki.Pokazuje pan kolorowe obrazki, żeby nam radnym w głowach zamącić. W pana szpitalu ludzie głodują pan ile zarabia? Czy nadal w godzinach pracy jest pan lekarzem orzecznikiem w ZUS?
Sprowokowany Rocławski nie pozostał mu dłużny. Powiedział, że Peplińskiemu kończy się w tym roku renta i o ile ją dostanie to on, Tadeusz Rocławski dopilnuje, żeby Peplińskiemu cofnięto prawo jazdy, bo przy jego schorzeniu prowadzenie samochodu jest zagrożeniem dla ruchu drogowego. Dodał też, że Pepińskiemu słoma wystaje z butów i jest za krótki, żeby dyskutować o czymś na czym wogóle się nie zna.
Panowie Tadeuszowie nie przebierali w słowach i przewodniczący Rady Powiatu Wieław Brzoskowski był zmuszony ogłosić przerwą dla ostudzenia atmosfery.
Barbara Kawińska, kierownik Działu Lecznictwa Sacjonarnego w Pomorskim Oddziale Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia wytknęła z kolei zbyt kosztowne operacje, które wykonywane były w starogardzkim szpitalu, a powinny w klinice.
-Nie łudżcie się państwo, że z pieniędzy z kontraktu dyrektor spłaci długi, bo jest to niemożliwe- tłumaczyła- Jako osoba prywatna, nie urzędnik mogę powiedzieć tylko jendo.Trzeba prywatyzować i to jak najszybciej.
Potem T. Rocławski metodycznie odpierał zarzuty radnego Pepińskiego. Przypomniał, że to nie ona ustalał pensje ordynatorom, którzy są doskonałymi specjalistami. Dodał , że on sam jest specjalistą ortopedą i tylko dlatego nie operuje, żeby nie powiększać zdałużenia szpitala. Zaznaczył, że jego czas pracy jest nie normowany, a orzecznikiem ZUS jest po to, by nie stracić prawa do wykonywania zawodu.
Jarosław Stanek
Piękna Pani
Koncert dedykowany Papieżowi Janowi Pawłowi II prowadził wiceprzewodniczący związku Józef Gierik. Rozpoczęła go Stefania Werochowska z Godziszewa deklamując własny wiersz o zmarłym Ojcu Świętym.
Przez kilka godzin zmieniały się zespoły na scenie. Z Borzechowa przyjechał chór Sąsiedzi, z Lubichowa Jutrzenka, ze Zblewa Melodia, Leśne Echo z Kalisk, Trio ze Skarszew, Skórzeckie Szpaki ze Skórcza, Halka z Osiecznej, Połowinki z Godziszewa a Relaks z Pinczyna.Ich występy uzupełnili starogardzianie: chór Wrzos, kabaret Po Prostu On ii Kociewiacy. Ponadto można było posłuchać wierszy Franciszka Koseckiego ze Skórcza, Anny Juraszewskiej z Pinczyna i Lidii Godlewskiej - Wróblewskiej ze Starogardu.
- Czas znalazł dla nas tylko poseł Edmund Stachowicz- powiedział Kazimierz Szmagliński przewodniczący starogardzkiego koła PZERiI -Inne osobistości go nie znalazły. Każdy z uczestników został nagrodzony pamiątkowym pucharem. Po imprezie chóry już umawiały się na spotkanie za rok.
Jarosław Stanek
Pierwsza setka pani Klary
Zapytana przez naszego reportera o sekret długowieczności, powiedziała, że nie ma żadnej recepty.
- Starałam się zawsze iść przez życie z humorem i nie szukałam z nikim zwady.- powiedziała - Nie żyło się niegdyś lżej niż teraz, ale ludzie w stosunku do siebie byli chyba lepsi. Biednie było, ale spokojniej. Borę życie na wesoło i pewnie dlatego dożyłam setki.
Pani Klara bez trudu wymienia imiona swojego rodzeństwa. Jubilatka miała ich trzynaścioro. Siedmiu braci i sześć sióstr. Sama urodziłą się jako piąta. Doskonale pamięta dom przy ul Mostowej gdzie się urodziła i ojca Franciszka, który był cieślą.Jej mama Weronika prowdziła gospodarstwo domowe.
Przyszło jej mieszkać jeszcze przy ul. Skarszewskiej, Wodnej i Kościuszki.
Właśnie przy Wodnej w nie istniejącym już domu urodził się jej dziś 81 letni syn Witold Rosani, który także uczestniczył w jubileuszu.
- Tego domu nad kanałem już nie ma- wspomina pan Witold- Pamiętam, że jako chłopiec łowiłem w nim ryby przez okno. Naukę w szkole podstawowej nr 3 przerwała mi wojna. Trafiłem w 1943 do wojska. Nauczyłem się zawodu malarza. Pracowałem trochę prywatnie i kilka lat w Polfie. Każdą wolną chwilę staram się spędzić z mamą. Mam nadzieję, że ja też dożyję takiego jubileuszu.
Jarosław Stanek
niedziela, 22 maja 2005
Spokojnie w Smętówku
Spokojnie w Smętówku
Pani sołtys gospodarzy na 18,8 ha, co stawia ją - jak na warunki lokalne - w gronie większych gospodarzy. Problemem dla wsi jest brak miejsca na wiejskie spotkania. Niedawno sprzedano duża salę balową w pałacu. Świetlica "przeniosła się" do mniejszej sali. Na świetlicę - ujdzie, ale zabaw nie da się robić, bo za mała. Jest i boisko po części na terenie gminnym, po części na należącym do jednego z rolników. Problemem są też latarnie, które oświetlają prywatne podwórka zamiast drogi. Pani sołtys postulowała już o ich przeniesienie. We wsi jest też staw, ale - jak mówi jeden z mieszkańców - najpierw miał być oczyszczany, ale potem koncepcja się zmieniła i po spuszczeniu wody został sprzedany. Pani sołtys też nielekko. Muszą z mężem sporo się nagimnastykować, żeby dzieciom niczego nie zabrakło. Dzieci jest całkiem spora gromadka. Tomasz ma 20 lat, Justyna - 18, Anna i Iwona - to bliźniaczki po 16 lat, Dorota - 13, a najmłodszy Bartosz - 4. Pani sołtys ma trochę truskawek. Mówi, że cena w tym roku była niezła. Sprzedawała w Smętowie po 3,50 zł za kilogram. Zawsze jest tak, że parę lat jest tania. Potem wielu likwiduje krzaczki, bo się nie opłaca, a wtedy cena idzie w górę. Ot, taka lekcja ekonomii, o prawie popytu i podaży. W gospodarstwie jest jeszcze parę uli. Oglądamy plastry miodu wyprodukowane przez pracowite owady. Świnie też są. Ale jak cena spada do 3 zł za kilogram, to ciężko. A popłacić trzeba wszystko. Takie dylematy.
U Pyrkowskich
We wsi jest jeden sklep prowadzony przez Jana Krużyckiego z Ostrowitego. To duże udogodnienie. Podstawowe artykuły można kupić na miejscu. Ale my nie wchodzimy do sklepu. Wchodzimy do najbliższego zabudowania od strony Smętowa. Z podwórka spod ogromnego orzecha włoskiego widać wieżę smętowskiego kościoła.
Zbigniew i Teresa Pyrkowcy mieszkają w Smętówku. Pan Zbigniew mieszka tu od 1956 roku, czyli od urodzenia, żona od 1979. Zamieszkali z matką pana Zbigniewa, Jadwigą, która poznamy nieco później, bo akurat pojechała na rowerze do sklepu.
Siadamy w kuchni i rozmawiamy o życiu. Żyje się nielekko. Gospodarstwo nie jest duże. 6,61 ha. Najgłupsze, że podatek płacą od hektara przeliczeniowego i wychodzi jakby mieli tych hektarów ponad 9. Taka arytmetyka. Pyrkowscy mają czworo dzieci. Piotr ma 25 lat, Jacek - 24, Dorota - 19, a najmłodsza Monika pójdzie do 4 klasy podstawówki. Ciężko. Przez te przeliczeniowe hektary mają za duży dochód. A obaj synowie nie mają pracy.
- Dostaliby z opieki przynajmniej na bilet, jak mają tej roboty szukać? - zastanawia się pani Teresa. - Młody chłopak chce się ubrać, zapalić. A tak, to co? - retoryczne pytanie zawisło w powietrzu, bo do domu wraca pani Jadwiga. Matka pana Zbigniewa. Kiedy dowiaduje się, że jesteśmy z gazety chętnie opowiada. O czasach przedwojennych. O Niemcu, właścicielu majątku Arturze Cymie, który służył w polskich ułanach. Mała wówczas Jadwiga musiała chodzić do folwarku do pracy.
Wspomina jak masarz Sajdowski jeździł z kiszką do wsi. Jak ktoś stale u niego kupował, dostawał na święta krąg kiełbasy w prezencie. Dziś powiedzielibyśmy, że w ramach promocji. Dwóch takich jeździło. Wozy miały budy, jakie można oglądać na filmach o Dzikim Zachodzie. Bo sklepów nie było. W Lalkowach był sklep Dzięgielewskiego, w Smetowie handlowała Niemka (taka dojczkatoliczka - tłumaczy pani Jadwiga) Zyfeld. Sklep miał też Szampowski. Handlowcy szanowali klientów. Uprzejmość była wpisana w ich zawód.
Cym nie był złym panem. Doczekał swoich w 1939 roku. A w 1941 już nie żył. Zmarł ciężko chory w gdańskim szpitalu. Zapisał wszystko swojej przyjaciółce, która - jak mówią miejscowi - dzieliła też z nim łoże.
- Cyma nikogo ze wsi do lagru nie oddał - opowiada pani Jadwiga. - Zabrał konie, krowy, cały inwentarz, bo musiał. I mówił, żeby przychodzić do niego do pracy. Płacił. Nikt głodny nie chodził. Dzieci zbierały kłosy, wyrywały chwasty albo obcinały buraczane liście. Pamiętam, jak spotkałam pierwszy raz Niemców, to cała się trzęsłam ze strachu. A oni pożartowali i pojechali. Musieli przejechać przez każdą wioskę. Na początku jechał na motorze ten cały as, a za nim pozostali samochodami.
Słuchalibyśmy jeszcze długo pani Jadwigi, bo opowiada bardzo ciekawie. Chcemy jednak zajrzeć do innych obejść.
Rzeźbienie pana Mietka
Mieczysław Ruda po raz pierwszy złapał zwykły scyzoryk i zajął się rzeźbieniem gdzieś tak około 1960 roku. Przypuszcza, ze pod wpływem wujka, który rzeźbił, Władysława Langowskiego. W 1964 roku wystawiał swoje prace w Dworze Artusa w Gdańsku. Nie pamięta już dokładnie tytułu, ale chodziło chyba o postęp na wsi. Wystawiał własnoręcznie wyrzeźbiony traktor z .młockarnią. Traktor się zachował. Młockarnię rozbroiły dzieciaki. Pan Mieczysław już nie struga ptaszków, bo ręce wykrzywił reumatyzm. Oglądamy jego prace. Nasz podziw budzi wierna miniatura ołtarza z kościoła w Lalkowych. Pan Władysław mówi o sobie, że nie lubi się chwalić. Dlatego nie zdecydowałby się na żadne wystawy indywidualne. Uważa, że dziś nikt nie kupowałby jego ptaszków rzeźbionych zwykłym scyzorykiem. Dla nas mają one jednak swój urok. Tu też słuchamy o podatku od hektara przeliczeniowego. Pan Władysław uprawia 6,73 ha. Kiedyś przepisy mówiły, że o ciągnik można się starać mając 7 ha. Ten podatek sprawił, że ciągnik w gospodarce jest. Już 16 rok. I jeszcze posłuży.
Żona Krystyna ze Starej Jani. Dzieci czwórka. Życie jak wszędzie. Nie uważają, że ich jest jakieś nadzwyczajne. Tyle, że Bóg dał tego talentu, którym pan Władysław nie lubi się chwalić.
Na koniec zajrzyjmy jeszcze do świetlicy. Tu poznana na początku naszego reporterskiego zwiadu Dorota Pyrkowska przeprowadza próbę z dziećmi przed planowanymi na sobotę dożynkami. Dowiadujemy się, że zaśpiewa sama "Maryla Rodowicz", a i wójt obiecał przyjechać. Dożynki będą po raz pierwszy. Dlatego trema spora. Robimy pamiątkowe zdjęcie. Wychodzimy z pałacu Artura Cyma. Raz czy dwa razy do roku przyjeżdżają tu jego potomkowie. Ale tu już wszystko sprzedane. Oprócz małej sali. Kiedy kolej na nią?
Tekst: Jarosław Stanek (2003 r.)
piątek, 20 maja 2005
100-lecie OSP w Lubichowie
Powiatowy Dzień Rodziny
Włodarze ocenią redaktorów?!
Św. Roch potrzebny i dziś
Szteklin pępkiem powiatu starogardzkiego
Jak się żyje w Zblewie
Jest tak sobie
Kup pan trzcinę
LKS Pomorzanka
Krzywe Koło
To jest mój plejs
czwartek, 19 maja 2005
Wysyłajcie SMS-y!
Jak się mieszka w stolicy gminy
Arboretum Wirty 1875
ARBORETUM WIRTY 1875
Gmina - Sórcz, oddanie drogi
środa, 18 maja 2005
Franciszek Biernacki
Znachor - egzorcysta
Tak jak na południu Europy przeważnie kapucyni zajmowali się zaklinaniem i wypędzaniem złych duchów oraz zażegnywaniem wszystkiego złego, tak czynił to też na terenie Pomorza Gdańskiego, a zwłaszcza na Kociewiu w XIX wieku były cysters, późniejszy proboszcz z Przywidza Wojciech Wilhelm Miecznikowski.
Dudde
Każde miasto ma swoje znane osobistości, tak w sferach niższych, jak i wyższych. Toteż i Starogard Gdański posiadał ich w dostatecznej ilości - zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku.
PODEJRZANA O CZARY.
Grzeszna miłość
GŁOS Z NIEBA
Było to latem 1913 roku, kiedy to Wojciech Czapiewski wracał późnym wieczorem z miasta.
Upiory, czyli wampiry !
Do dzisiaj pokutuje jeszcze na Pomorzu Gdańskim wśród ludności wiejskiej - zwłaszcza na Kociewiu i w Borach Tucholskich - wiara w wampiry. Inaczej nazywane "żywymi trupami" [duchy zmarłych], wysysających krew z człowieka lub zamęczające go na śmierć.
Są to zmarli, którzy po pochowaniu powstają i odwiedzają krewnych - wysysają ich krew tak, że i oni są następcami zmarłych.
Szlafmyca
Niesamowity spadek
wtorek, 17 maja 2005
Nabór bezrobotnych na szkolenie
szkolenie:
PUP Starogard - oferty pracy 17.05.2005
X Jubileuszowy Bieg Jana z Jani
X Jubileuszowe Biegi Przełajowe im. I Wojewody Pomorskiego Jana z Jani.
poniedziałek, 16 maja 2005
Franciszek Biernacki
Tadeusz Majewski
Przeplotnia
Do Kocborowa przyjechała zaraz po maturze- 1 września 1958 r. Pracowała tu, w przedszkolu, do 31 sierpnia 1988 roku.
Stefania Mach - przedszkolanka.
Organista Józef Sulewski
czytaj: http://starogard.kociewiacy.pl/Artykul34.html
Organista Józef Sulewski
Cenna ziemia kl. VIz
Nie zdejmować tablic
W poszukiwaniu korzeni
Urząd Stanu Cywilnego w Skórczu to chyba jedyna komórka urzędowa wspólna dla dwóch małych gmin - miasta Skórcz i gminy Skórcz. Kierownik USC Danuta Skoneczna ma tu księgi stare nawet i 100 lat. Coraz częściej zaglądają do niej ludzie w poszukiwaniu swoich korzeni. - Tutejsi, zamieszkujący te tereny od pokoleń i bardzo mocno z sobą skoligaceni, mogą zejść bardzo głęboko w czasie. Nawet do XVII wieku - mówi pani Danka.
Franciszek Biernacki
Tadeusz Majewski
niedziela, 15 maja 2005
Coś potężnego!
ZBLEWO. Skrzyżowanie berlinki z szosą Warlubie - Kościerzyna to atrakcyjne miejsce dla inwestorów. Leszek Lewicki stawia tu ogromny, nowoczesny w każdym calu obiekt. Powstaną - prognozuje pan Leszek - następne, o ile poprawi się klimat dla inwestorów.
Impresje reporterskie
Korzeniowski w Osiecznej
sobota, 14 maja 2005
Spływy Wdą - przystanek Czarna Woda
Płyną dary - SP 4 - c.d.
Historia SP 4 w Starogardzie
Szkoła Podstawowa nr 4 - wspomnienia
Wda - Królowa Kociewia
Zespół END w finale BISLISTY
piątek, 13 maja 2005
Jak się tutaj mieszka - ranking (cz. 1)
- Czy zamienimy się na mieszkania? Pani ma M-4, my mamy M-4, ale w Starogardzei. - Absolutnie, broń boże! - zaskakuje nasa pani Maria. I daje swojej miejscowości 8 punktów (w skali od 0 do 10) za jakość życia.
UM Starogard - informacje, 12.05.2005
w Warszawie z Ministrem Infrastruktury Panem Janem Ryszardem Kurylczykiem. Rozmawiano
na temat remontu drogi krajowej 22 na odcinku przebiegającym przez miasto Starogard. Więcej:
Informacje - UM Starogard - 12.05.2005
Bajka o placu
Dawno, dawno temu, za lasami, jeziorami była sobie wieś Kaliska, nie otoczona murami, ani wysokimi basztami. W centrum sioła był plac ogromny, samotny i opuszczony.
Jutro pobiegną!
czwartek, 12 maja 2005
Z licencją na zwyciężanie (z archiwum)
Mistrzyni goi rany
Zaśpiewa z wirtuozem?
Najliczniejsza kociewska rodzina?
Mistrzostwa wrotkarzy!
Wrotkarze, szykujcie wrotki! 28 maja (sobota) zostanie uroczyście oddana do użytku nowa, równiutko wyasfaltowana szosa z Czarnegolasu do Wolentala (gm. Skórcz) o długości 2700 metrów.
Zaśpiewa z wirtuozem?
Marta Laaser (16 l.) z I kl. "czerwonego" LO od 3 lat ćwiczy śpiew w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a od niedawna recytację pod okiem znakomitego duetu szkoleniowców braci Radka i Irka Ciecholewskich (Formacja działań teatralnych przy SCK).
Mistrzyni goi rany
W lutym Kasia wygrała mistrzostwa województwa w kolarskich przełajach. Jej brat Piotr był czwarty. 30.04 w Czarnkowie koło Poznania walczyła w wyścigu górskim w Skoda Auto Grand Prix MTB 2005, organizowanym przez Cz. Langa.
środa, 11 maja 2005
Wszyscy są w jej księgach
Tutejszy Urząd Stanu Cywilnego to chyba jedyna komórka urzędowa wspólna dla dwóch małych gmin - miasta Skórcz i gminy Skórcz. Kierownik USC Danuta Skoneczna ma tu księgi stare nawet i 100 lat. Coraz częściej zaglądają do niej ludzie w poszukiwaniu swoich korzeni. - Tutejsi, zamieszkujący te tereny od pokoleń i bardzo mocno z sobą skoligaceni, mogą zejść bardzo głęboko w czasie. Nawet do XVII wieku - mówi pani Danka.
Kleszczewo. Kościół na kościołach
W PRL-u domek jednorodzinny budowało się średnio 16 lat. Dzisiaj, kto ma pieniądze, porządny dom zbuduje przez rok. Ale mówimy o małych budynkach. Z tym większym podziwem trzeba spojrzeć na kościół w Kleszczewie. Parafianie w biednym okresie międzywojennym wznosili go rok!
Ciąg życia... cz. 2
Ciąg życia w jednym miejscu
IV Kaliski Uliczny
14 Maja 2005, godz. 14.00
Zbudują ulicę
Internet w małym mieście
Dzisiaj transmisja programów lokalnych dzięki Internetowi jest znacznie łatwiejsza niż na początku lat 90. - W każdej chwili można by na przykład wyemitować przemówienie burmistrza czy transmisję z meczu lokalnej piłkarskiej drużyny - mówi sekretarz Miasta Czarna Woda Roman Sikora.
wtorek, 10 maja 2005
Pod Świerkiem
Kwaśniewski patronem szkoły w Zblewie
Zespół Szkół Publicznych w Zblewie ma patrona
Wymieniam ich w modlitwie
Wymieniam ich w modlitwie
Wynajmę lokal
Lokal pod działalność handlowo-usługową o powierzchni 350 metrów kwadratowych
PUP-oferty pracy-10.05.2005
poniedziałek, 9 maja 2005
Rycerze Floriana to my
Umiemy żyć jasno, z honorem i dumnie, ożywiać marzenia i spełniać swe sny. Więc trzeba świat kochać i strzec go rozumnie. Rycerze Floriana to my. Te słowa zaczerpnięte z hymnu OSP były mottem spotkania z okazji Dnia Stażaka, które odbyło się w piątek w świetlicy OSP w Starogardzie.
W 66 ochotniczych jednostkach ochrony przeciwpożarowej w powiecie starogardzkim działa prawie 2 tys. czynnych członków. Podnadto tysiąc osób to członkowie honorowi, wspierający i członkowie Młodzieżowych Drużyn Pożarniczych. W 1995 roku OSP w Starogardzie Gd. została włączona do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego.
Uroczystośc po raz pierwszy prowadził prezes OSP w Starogardzie Łukasz Zblewski
-Proszę przyjąć szczere wyrazy uznania i podziękowania dla wszystkich starażaków- mówił prezydent Starogardu Stanisław Karbowski- Dziękuję za codzienną służbęi nieustanne zmagania z nieprzemijającą potęgą żywiołu często z narażeniem własnego życia. Dziękuję za profesjonalizm jaki państwo prezentujecie w czasie prowadzonych akcji szczególnie tych w naszym mieście. Życzę wszystkim by mimo trudnej i bardzo niebezpiecznej pracy cieszyli się dobrym zdrowiem a także szacunkiem i zaufaniem mieszkańców. Na każdy dzień słuzby zyczę opatrzności św. Floriana, a codzienny trud i odpowiedzialność niech stanowią źródło satysfakcji zawodowej i osobistej.
Poseł Edmund Stachowicz na uroczystość przyjechał nieomal prosto z Sejmu.Nie omieszkał pochwalić się, że od 3 lat jest druhem OSP w Rokocinie. Przypomniał, że w tym roku OSP W Siwiałce obchodzić będzie zacny jubileusz 105 - lecia istnienia. Dodał, że z tej okazji pomógł w uzyskaniu 15 tys. zł na sprzęt dla tej jednostki.
Kazimierz Burczyk przypomniał 143 letnią historię starogardzkiej OSP i zapropował aby jej siedziba została nazwana imieniem zmarłego rok temu druha Adama Olżyńskiego, dzięki którego determinacji doszło do jej budowy.
Najlepsi starażacy zostali odzanczeni.Srebrne Medale za Zasługi dla Pozarnictwa odebrali: Tadeusz Fedoruk, Andrzej Byrszel, Jadwiga Grabowska, Andrzej Piotrowski, Mariusz Wojciechowski i Mariusz Jaworski. Brązowe medale otrzymali ; Andrzej Biernat, Marcin Lemke, Mariusz Reimus, Marcin Nierzwicki, Wojciech Igel, Marcin Byrszel, Sebastnian Żywicki, Anna Reszczyńska i Bożena Dziemdziora. Odznaki Wzorowy Strażak odebrali DorotaKoziczkowska, Mikołaj Grabowski, Grzegorz Nagórski i Łukasz Kraska. Ponadto odznaki za wysługę lat dostali: Stanisław Zakrzewski, Bogumił Czerski, Jan Orlikowski, Grzegorz Wolnik, Henryk Habkowski, Kazimierz Gdaniec, Mariusz Jaworski, Maciej Jarczyk i Sławomir Pawelczyk.
Jarosław Stanek
sobota, 7 maja 2005
Co po Papieżu?
Wydarzenia związane z śmiercią Papieża pokazały, ze jest w nas olbrzymia, niewykorzystana siła. Mam wrażenie, że należy jej się bać. Bo przyrównać ją można chyba tylko do pamiętnych wydarzeń 1981 roku, które zmieniły system polityczny w Polsce. Teraz przeróżnej maści socjologowie i teoretycy będa pisać prace magisterskie o zbiorowym amoku, bądź też manifestacji jedności i powrocie do religii ludzi, którzy byli od niej z różnych względów daleko. A my Kociewiacy? Zapalilismy tysiące zniczy, modlimy się o beatyfikację naszego wielkiego rodaka, ba, nawet przez kilka dni potrafiliśmy na siebie nie warczeć. Ale już to wszystko wraca do normy : politycy , którym nie udało sie nic ugrać na śmierci Jana Pawła II już rozpoczęli swoją kampanię, dzienikarze- zresztą bardzo wysoko ocenienie przez społeczność za to, że z wyczuciem i kompleksowo informowali o tym wydarzeniu, już kopią się po kostkach. Od śmiercji Karola Wojtyły minęło... dni. Czy razem z nim umarło coś więcej? chyba tak. Gdzie teraz szukać autorytetów. W Warszawie, Pcimiu czy Starogardzie? Tu jest po staremu: jest jeden słynny pijak z genami długowieczności, jeden mąż opatrznościowy - lokalny nawiedzony polityk, który uważa, że wie wszystko najlepiej, jeden lokalny szpicel, który węszy gdzie się tylko da i donosi komu się tylko da (już nie podówjny agent, a wielkrotny), jeden lokalny nawiedzony mąż sprawiedliwy - strażnik prawa (nic, to że z wyrokiem!), jeden lokalny pseudodziennikarz śledczy, jeden charakterystyczny lekarz - np. ginekolg, który bierze w wielką łapę, jeden nawiedzony pseudopoeta, jeden filmowiec, który skończył kręcić filmy, kiedy przestali produkować celuloid, daje się też i rozpoznać najpiękniejszą dziewczynę, dandysa, osiłka i głupiego Jasia.
Czy trzeba uciec stąd daleko?
Media do tego stopnia kochały papieża, że praktycznie do końca puszczały mimo uszu jego radykalizm w kwestiach socjalnych. W rzeczywistości jednak papież Jan Paweł II w swoich encyklikach konsekwentnie wypowiadał się przeciw bogatym i potężnym. Jego walka przeciwko syrenim śpiewom rynku była znacznie bardziej zażarta niż niegdyś walka z komunizmem. Ale i pod tym względem najlepiej rozumiała go młodzież, uznając niemalże za sprzymierzeńca-wywrotowca, jako że właśnie młodzi ludzie - przy całym swym zafascynowaniu konsumpcją - zawsze otwarci są na hasła wyrzeczenia się jej złudnego uroku.
Być może prawda jest taka, że Ojciec Święty triumfował właśnie w swoich klęskach. Nie był w stanie zapobiec wojnie w Iraku, jednak jego sprzeciw wobec niej przyniósł mu podziw i miłość. Trudno wyobrazić sobie coś bardziej wzruszającego niż modlitwy o pokój, wygłaszane przez papieża w wózku inwalidzkim, bezwładnie przechylonego na bok, jak obalone drzewo. I to jak pielgrzymowali do niego najpotężniejsi tego świata, a on ich bez wahania upominał!
Żałoba pełna była wspomnień i deklaracji. O wielkiej mądrości Zmarłego, naukach z mądrości jego płynących i przemianach, jakie spowodował. Ludzie z pierwszych stron gazet, ludzie tam niegoszczący deklarowali, że od tej pory staną się lepsi. Zrealizują w testamencie Jego Wartości. Będą naprawdę przestrzegać Dekalogu, wyrzekną się agresji, zapiekłości, zajadłości. Pojednają się z wrogami swymi. Jakżesz było to piękne, wzruszające!
Przychodzi dzień, kiedy ogłoszona żałoba skończyła się. Ogłoszona, bo własna jest nieograniczalna. Nastaje dzień, kiedy trzeba wrócić do codziennych, "normalnych" zajęć. Jak silnie, jak długo przetrwają tak licznie złożone publicznie i sobie deklaracje poprawy? Czy były one wyrazem autentycznej przemiany, czy tylko poprawności medialnej?
Po "dniu po" będą następne dni. Wtedy okaże się naprawdę, jak wielki wpływ wywarł Papież na tak liczne grono ludzi, tak bardzo deklarujące przywiązanie do jego nauk.
Jarosław Stanek
piątek, 6 maja 2005
Pies pogryzł dziecko w Skarszewach
źródło: www. pomorskapolicja.gov.pl
Star- Pec dobrze grzeje
END w finale BISLISTY
czwartek, 5 maja 2005
Stawianie na młodych
Moja czarodziejska góra
Współczesną młodzież. Podobno hałaśliwa, bez uczuć, arogancka. Lubi muzykę hard, dyskoteki, gry komputerowe z krwią na monitorze. Nie kocha, nie tęskni, nie marzy. Czyli że nie jest romantyczna? Oczywiście, że jest. Wychodzi to podczas rozmowy z młodzieżą z Osieka. Temat - ulubione miejsc, gdzie odrywają się od diabelnie brutalnej rzeczywistości, by przemyśleć świat.
Rezerwat - Jezioro Udzierz
Kasparus. Bobry zrobiły rumpel pumpel
Czekamy na jej syna, który pojechał w pole robić porządki, bo "znowu bobry zrobiły rompel pompel".
. Nie mam czasu się nudzić.
Architektura wsi
Wierzbiny. Wieś Złotej Jesieni?
Las, urocza wieś. 16 numerów. Tylko w pięciu mieszkają tutejsi, w pozostałych latem mieszczuchy. Dlaczego zostało ich tak niewielu? Zygmunt Nowopolski, najstarszy mieszkaniec, od pokoleń związany z Wierzbinami, ma 71 lat.
- Stare Wierzbiny to była sama krewność - mówi. - Jak kto się żenił, spoza wsi nikogo nie brał. Ludzie wtedy jeno z lasa żyli. Z trochę takich większych gospodarzy byli: Zaborowski, ojciec Felicjana, Jan Brzóska i Józef Brzóska. Pozostali mieli najwyżej 2 hektary. Same piachy. Żyli z lasu. Czasem wyjeżdżali na roboty na Żuławy. Biednie było, ale wesoło. Spotykaliśmy się na podwórkach, w domach, graliśmy w różne gry, zabawy. A teraz to tylko telewizor.
Pan Zygmunt mieszka sam. Prawdopodobnie jego domostwo także zostanie opuszczone.
Sołectwo Wysoka. Dziś i jutro
Wieś sołecka Wysoka położona jest w zachodniej części gminy Bobowo . Ogólna powierzchnia sołectwa wynosi - 1165 ha , stosunkowo wysokie klasy gleb uwarunkowały rozwój rolnictwa. W sołectwie obecnie na stałe zamieszkuje 471 osób w tym dzieci i młodzieży - 137 , osób w wieku produkcyjnym - 310, osób w wieku poprodukcyjnym - 24.
Zapraszają gości
Kamionka - historia c.d.
Młodzi boją się mówić?
Osiem ton ozdoby
Pinczyn. Ks. Mirosław Wensierski
Z sesji
Barpol - Mikropolska
Sylewtki. Sławomir Bieliński
Sołectwo Grabowo - wszystko o...
Eugeniusz Berent - były przewodniczący RG
Bobry zrobiły rumpel pumpel
Czekamy na jej syna, który pojechał w pole robić porządki, bo "znowu bobry zrobiły rompel pompel".
Sylwetki. Sławomir Bieliński
Doktor urzędnik
środa, 4 maja 2005
Już są w Kleszczewie
wtorek, 3 maja 2005
Pożegnanie sezonu
poniedziałek, 2 maja 2005
Dwie "twarze" 1 maja
Polpharma- Ucieczka w nowoczesność
-Za niecałe trzy miesiące minie 5 lat od prywatyzacji firmy.