środa, 18 maja 2005

Niesamowity spadek

Dnia 23 sierpnia 1875 roku zmarł w Szpitalu Miejskim w Gdańsku [w tym miejscu dziś stoi gmach Dyrekcji Okręgowej PKP] pewien człowiek z objawami chorobowymi, które były dla lekarzy zagadką.
Pacjent cierpiał na delirium tremens, ale to nie był jedyny powód jego śmierci - raczej dziwna, nie dająca się wówczas określić choroba żołądka.
Zmarły cieszył się dawniej niezwykłym zdrowiem i posiadaniem sporego majątku, co stworzyło mu możliwość przepicia wszystkich swoich pieniędzy i to przez używanie pewnego płynu, który doprowadził miasto jego urodzenia do wielkiej sławy.
Była to "Złota Wódka" nazywana w Gdańsku "Gold Wasser"
Dniem i nocą pomagał zatem nasz gdańszczanin podnieść rodzimy przemysł, a właściciela fabryki "Pod Łososiem" prowadził do bogactwa.
Błogie chwile przeżywał nasz gdańszczanin, kiedy podnosił kieliszek wypełniony wódką, obracając tenże ku światłu i przyglądając się migotającym w nim płatkom złota, które poruszały się niby złote, błyszczące pszczoły w słońcu. Rozkoszował się tym widokiem obywatel, dopóki nie pozostało mu nic innego, jak siny nos, ciężka choroba żołądka i w końcu oddanie w szpitalu swego ducha.
Pod koniec życia sprowadził się na poddasze pewnego budynku przy ulicy Korzennej. W komórce, w której mieszkał, nie znajdowało się nic oprócz koślawego krzesła, stołu bez szuflady, a na jego blacie - niezliczone pierścienie; ślady po ustawicznie mokrych kieliszkach.
Zamiast łóżka leżał w rogu komórki stary siennik, a na nim podarty koc.
Zaś w drugim kącie leżało 4537 butelek po "Złotej Wódce", z których sześć było potłuczonych.
Rozczarowany tym stanem rzeczy był jedyny krewny, siostrzeniec zmarłego, młody kupiec, który zawsze miał nadzieję, że wujek pozostawi mu w spadku tyle, by mógł się usamodzielnić i założyć własny, mały chociaż sklep.
Tym bardziej był zdziwiony i uradowany, kiedy po kilku dniach od swego kolego szkolnego - młodszego lekarza szpitala, w którym zmarł jego wujek - dowiedział się o następującej sprawie.
Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała przy otwarciu żołądka , że ten wewnątrz był grubo pozłacany i oprócz tego znaleziono w żołądku kulę zbitą z płytek złota wielkości kuli bilardowej, a w ślepej kiszce również pewną ilość tego kruszcu, wszystko o wartości około 1600 marek. Bardzo czysta sumka.
Jak najprędzej zgłosił siostrzeniec do Sądu w Gdańsku swoje pretensje do szpitala. Sąd uznał je za słuszne oraz zasądził, by szpital wydał owe złoto.
Po potrąceniu wszystkich kosztów pozostało spadkobiercy jeszcze 1500 marek, którą to sumę w połączeniu z własnymi oszczędnościami użył na otwarcie małego sklepu. O! Jak błogosławił siostrzeniec wynalazcę gdańskiej "Złotej Wódki". Umożliwiła mu przecież otrzymanie chociaż małej części spadku, a uczyniła z wnętrzności wujka mimo woli skarbonkę.
Opowiadano później w Gdańsku, że po tym wypadku kilkakrotnie i inni spadkobiercy, których spadkodawca był wielkim smakoszem "Złotej Wódki", wnosili podania o przeprowadzenie sekcji zwłok.
Ale o wynikach tychże nie doszło nic do wiadomości publicznej.
Franciszek Biernacki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz