środa, 18 maja 2005

Dudde

Każde miasto ma swoje znane osobistości, tak w sferach niższych, jak i wyższych. Toteż i Starogard Gdański posiadał ich w dostatecznej ilości - zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku.

Do jednych z nich należał czeladnik rzeźnicki Kretschmer - nazywany powszechnie - "Dudde".
Matka jego posiadała po zmarłym mężu zakład rzeźnicko - masarski przy ul. Rycerskiej 4.
*
Już przed świtem biega on przez ulice miasta do Rzeźni Miejskiej. Głowę trzyma przeważnie pochyloną w przód , a spod czapki rzeźnickiej wychodzą mu pukle czarnych włosów.
W jednej ręce nosi jedną bańkę blaszaną 20-litrową dla wykorzystania w czasie uboju krwi - do przerobu na krwawą kiszkę i salceson. Przy boku nosi wielką otwartą torbę skórzaną, a w niej widać różne noże i stalkę do ostrzenia noży.
"Dudde", mierzący około dwóch metrów wysokości, był bardzo silnym człowiekiem, a w zapasach nikt nie był w stanie położyć go na łopatki.
*
Opowiadano o nim, że w Rzeźni Miejskiej założył się - i to bardzo wysoko - że wykręci dorosłemu wołu kręgi w karku.
Zakład wygrał, ale woła zmuszony był natychmiast dobić i mięso sprzedać w taniej jatce. Nie martwił się tym, gdyż wygrana była większa od ceny zakupu woła.
Kretschmer odbywał swoją służbę wojskową na przełomie XIX i XX wieku w II Pułku Artylerii Ciężkiej w Nowym Porcie pod Gdańskiem, gdzie w tamtejszym kasynie oficerskim wisiał do roku 1919 jego portret, przedstawiający starogardzianina trzymającego pod każdym ramieniem po jednej lufie armatniej.
Obraz ten był namalowany w naturalnej wielkości w farbach olejnych przez znanego malarza Edgara Schulza ze Starogardu i podarowany pułkowi przez rodzinę Kretschmera, wówczas należącej do jednej z majętniejszych w Starogardzie.
W czasie odbywania służby czynnej przez Kretschmera w Nowym Porcie, zawinął z wizytą do portu jeden z okrętów Jej Królewskiej Mości Wiktorii, królowej Anglii.
W załodze tegoż okrętu znajdował się marynarz nazywany "pożeraczem żelaza". Był to bardzo silny człowiek, w którego rękach żelazo wyginało się jak guma.
Oto ten marynarz wyzywał każdego na pojedynek w walce na gołe pięści. Gdy usłyszał o silnym artylerzyście z Nowego Portu, przesłał mu wyzwanie na pojedynek.
Po uzyskaniu zezwolenia od swoich przełożonych "Dudde" zgodził się na tą walkę.
W jednej z wówczas licznych knajp portowych, do których uczęszczali tak marynarze, jak i żołnierze garnizonowi, odbył się pojedynek.
Walczyli ze sobą gołymi pięściami. Ale Anglik przewyższał naszego "Dudde" w boksie i rzucił go trzy razy na deski
W momencie, gdy Anglik przy trzecim upadku Kretschmera chwycił go za włosy, chcąc go uderzyć głową o podłogę, tenże uderzył Anglika w ramię i to tak silnie, że pogruchotał mu kość ramieniową, i jeszcze raz wymachując pięścią , uderzył Anglika w klatkę piersiową tak potężnie, że połamał mu żebra. Skutkiem tego przewieziono Anglika na okręt pod opiekę lekarską. Ciosy okazały się śmiertelne - nie udało się Anglika uratować.
Pochowany został z wszelkimi honorami wojskowymi na cmentarzu w Nowym Porcie.
Kretschmer pozostał kawalerem do końca życia. Był dobrego i łagodnego usposobienia, małomówny, a przede wszystkim nigdy nie chorował. Pewnego poranka matka znalazła go nieżywego w łóżku.
Zmarł na udar serca tuż przed pierwszą wojną światową.
Franciszek Biernacki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz