poniedziałek, 16 maja 2005

Nie zdejmować tablic

Maria i Kazimierz Klinowie mieszkają w poszkolnym budynku. Podwórzec jest ładnie urządzony. W kojcu rzuca się na nasz widok niebywałych rozmiarów owczarek, do którego boi się podejść - o czym się wkrótce dowiemy - nawet weterynarz.

Jak pani Maria znalazła Grabowiec

W tym budynku pani Maria uczyła nauczania początkowego. W 1993 roku przeszła na emeryturę. W sumie przepracowała 32 lata w szkolnictwie. Zaczynała z nakazu we Wdzie. Pracowała tam 3 lata i poprosiła o przeniesienie, gdyż otaczające wieś lasy robiły na niej przygnębiające wrażenie. Przeniesiono ją do Brzeźna Wielkiego, w gminie Starogard. Z deszczu pod rynnę.

- Tam byłam jak piąte koło u wozu - opowiada pani Maria. - W przenośni i dosłownie. Razem ze mną pracowało pięcioro nauczycieli, jedno małżeństwo, drugie narzeczeństwo i ja.
Po krótkim czasie przeszła dobrowolnie do Grabowca.
- To spokojna wieś. Ludzie jeździli tu na rowerach lub w konie. Dobrze mi się pracowało. Dzieciaki, które uczyłam, mają już wnuki.
Zapewne sporo z nich wyemigrowało do miast albo do Niemiec...
- Nie. Akurat z naszej wsi nikt nie wyjechał do Niemiec, ani zarobkowo, ani mieszkać. Większość mieszka tu z pokolenia na pokolenie.

W końcu zamknięto

Kiedyś pani Maria uczyła w tutejszej szkole 27 uczniów i po południu gdzieś z 7-8 uczniów zerówki. Potem było już tylko gorzej. Z 10 lat temu została sama zerówka, z 6 lat temu szkołę zamknięto. Jeszcze zdążyła tu pouczyć córka pani Marii, Justyna, z męża Zawitowska. Z powodu małej liczby uczniów pani Maria w latach 1979 - 95 pracowała także w szkole w Jabłowie.
Dzisiaj stąd do Jabłowa jeździ ponad 40 uczniów. Wozi ich autobus PKS ze Starogardu "kursem zamkniętym". Jakby konkurencyjny autobus jeździ trasą Jabłowo - Jabłówko - Grabowiec i Smoląg, i zbiera dzieci do szkoły w Bobowie (Grabowiec należy do gminy Bobowo, ale część rodziców chce mieć dzieci w szkole w Jabłowie - gm. Starogard).

Takie niby nic

Budynek w trzech piątych jest własnością Klinów. Tyle wykupili. Chcą oczywiście wykupić resztę, bo co to za własność, jak nie jest cała. Na przetargu będą mieli prawo pierwokupu.
Mąż pani Marii, Kazimierz, z zawodu operator koparki, odpoczywa po latach pracy na emeryturze. Bardzo chwali sobie tutejsze tereny, chociaż ziemia ma klasę VIz (nadająca się jedynie pod zalesienie). Ich działka ma ponad tysiąc metrów i - podobnie jak tu wiele innych - jest bardzo malowniczo położona.
- Ludzie z miasta dawno zauważyli, że tu są piękne tereny - zauważa pani Maria. - Już teraz nic tu nie ma do wykupienia, a jak coś się znajdzie, to od razu zostaje sprzedane i zagospodarowane... A takie niby nic. Nawet nie ma utwardzonej drogi, choć jest ich tu cała plątanina, "tak wiele, że jak policja goni, to jest gdzie uciekać".
Teraz pani Maria "w życiu" nie poszłaby do miasta. Przyzwyczaiła się do Grabowca, lubi naturę i spokój.

Woda skarbem
- Las mamy pod nosem, grzyby i ryby w stawie - dodaje jej mąż. Po chwili opowiada o wielkim skarbie tej ziemi. Jest nim... woda. - Ja tu znam każdą wioskę. Co się nakopałem tych stawów. Kopałem cały Skórcz, kopałem też w innych miejscowościach. A tutaj to jest teren kurzawkowy i zaraz pod ziemią woda. To wielka wartość, bo dzisiaj każdy chce mieć staw - ozdobny, na ryby.

Ile kosztuje takie wykopanie stawu?
- Przez 8 godzin można wykopać ze 200 - 300 m sześciennych ziemi. Staw 10 na 10 metrów kwadratowych o głębokości 2 metrów to 10 godzin pracy. Za godzinę biorą 50 złotych. Czyli wykopanie takiego stawu kosztuje około 500 złotych. Pod warunkiem, że ktoś chce ułożyć wybagrowaną ziemię obok. Jeżeli ktoś chce ją wywieźć, musi doliczyć koszty transportu.
- Ale co to za staw! - zauważa pani Maria.
Jak to co. Duży. Odpowiedni na ryby.
- To prawie oczko wodne - śmieje się pan Kazimierz. - Tutaj wykopałem staw 50 na 35 metrów i głęboki na 2,5 metra.

Się nie starzeją

Mieszkacie tu od dawna. Grabowiec to taka niepozbierana wieś. Można się w tej plątaninie dróg i lasków pogubić. Jaka czeka ją przyszłość? Daczowisko?
- Wcale nie - oponuje pani Maria. - Nasza wieś się nie starzeje. Jest coraz więcej młodych małżeństw. Będzie to wieś turystyczna. Tędy ma wieść oznakowana ścieżka rowerowa: Starogard - Barchanowy - Lipinki - Grabowiec. Planowali zrobić tutaj też wielki rezerwat przyrody. Są stare drzewa, zwłaszcza lipy, piękny teren. Ma być oświetlenie. Grabowiec będzie żył swoim życiem. Jeden poważny mankament to brak jeziora.

Modlił się pod tablicą

Pan Kazimierz dzieli się ciekawą uwagą.
- Podobno chcą zabrać wszystkie tablice ze szkół, upamiętniające zamordowanych przez Niemców nauczycieli, i chcą umieścić je wszystkie w nowej szkole w Bobowie. To chyba nie jest najlepszy pomysł. Ludzie nieraz tu przychodzą, żeby popatrzeć na ten budynek, nieraz ci, którzy się tu uczyli, przypomnieć sobie. Kiedyś jeden z nich przyszedł i modlił się przy tej tablicy. Powiedział, że to był pierwszy nauczyciel, który go uczył.
Pani Maria dba o tę tablicę, odnawia w rocznice, zapala znicze i przystraja kwiatami.

Ale jakże tu wejść na ten teren, kiedy pilnuje go taki wielki pies.
- Bethowen jest tak wielki, że by was zjadł - żartuje (?) pan Kazimierz. - Ale jest zamknięty i nie ma obawy.
Robimy zdjęcia na podwórzu, szkołę, tablicę, ciekawą ławeczkę z kołami. Zbliżamy się do Bethowena. Jakaś ciekawa rasa owczarka, z kosmatymi łapami. Już on by nam zagrał...

Zdjęcia
1. Budynek poszkolny w Grabowcu.
2. Tablica upamiętniająca nauczyciela.
3. Pani Maria przegląda pudełko ze zdjęciami w poszukiwaniu jakiegoś zbiorowego z uczniami. Znajduje. Znajduje też stary rachunek, który przywieźli na pamiątkę z jednych z nielicznych w swoim życiu wczasów. Na rachunku z czasów Gierka nie ma kaszanki, którą uwielbiał jej syn, ale jest za to Pepsi Cola!
Fot. Dorota Skolimowska
4. Wycieczka uczniów ze szkoły z Grabowca. Lata 70. Repr. Dorota Skolimowska.

Więcej o Grabowcu w tygodniku Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz