piątek, 20 maja 2005

Kup pan trzcinę

Kałębie - szumnie zwane Morzem Kociewskim - oprócz ryb, wielkiej powierzchni, po której można sobie pożeglować, idealnego dla turysty otoczenia, ma też i inne bogactwo, z którego można by żyć, a mianowicie trzcinę. Od pewnego czasu - za sprawa Kaszubów, którzy stawiają całe osiedla domków turystycznych - rośnie, rzec można świadomość, że ten wodny badyl może mieć wartość. Sprawdziliśmy to właśnie nad Kałębiem, które zarasta trzciną jak Kuba brodą Fidela Castro.
Idziemy do rybakówki,
czyli bloku a"la realizm socjalistyczny, stojącego na samym brzegu jeziora, z kilkadziesiąt metrów od fragmentu muru - resztówki po zamku krzyżackim. Gdyby nie ten blok, to pejzaż byłby tu romantyczny. Wierzby, sieci, łodzie i malownicza drewniana szopa.

Z PRL-u wycinali
Za PRL-u Kałębie należało do PGR Piotrowo i trzcina była wycinana. Co zimę, przymusowo. Co z tym robili? Podobno to szło na eksport, do RFN-u, gdzie mają lepszą technikę od nas - mówią w Osieku. - Ale przeważnie szła na maty. Kiedy przychodziło kilka wagonów żwiru, cementu czy jakichś innych materiałów, to się przykrywało matami trzcinowymi lub słomianymi. Do tego maty stosowano jako materiał ocieplający w budownictwie.

Po transformacji
Po 1990 roku, czyli transformacji ustrojowej, nastał kapitalizm i trzciny nikt nie chciał brać. Zwyczajnie, nie było zbytu. I trzcina na Kałębiu w ogóle nie była wycinana. Rosła sobie i rosła, i dzisiaj ma ponad 10 lat. To nic dobrego dla jeziora - z różnych względów. Trzeba przyznać, że za PRL-u pilnowano, żeby jezioro było czyste.
Po transformacji trzcina zaczęła się rozrastać.

Trzcina opanowała Kałębie
To nic dobrego - powtarzają w Osieku - ta trzcina. Mamy tyle osadu, że wiosło by się utopiło. Za Kurowskimi w stronę Dobrego Brata była kiedyś plaża, a teraz trzcina wyłazi w wodę ze 200 metrów od brzegu. W wielu miejscach na 150 do 200 metrów. Rybom w zasadzie nie przeszkadza, nawet dobrze, że jest, bo tam są tarliska, tylko żeby jej nie było za wiele.

Ścinał Nowodworski
Oprócz Bartłomieja Nowodworskiego nikt nie wycinał trzciny. Dlaczego pan Bartłomiej wycinał? Ano postanowił postawić żuławski dworek podcieniowy nad Kałębiem pod strzechą i ścinał. Może ta budowa go przerosła? Trudno powiedzieć. Potem raz urzędowo ścinali. Sprowadzili specjalne urządzenie, żeby oczyścić Kałębie. Urządzenie - taka kosiarka do trzciny, jeździła po jeziorze i obcinała. Ale co z tego, kiedy trzcina wyrosła z powrotem. W pierwszy roku po tym wykoszeniu to nawet było niebezpiecznie, bo z wody wyrastały krótkie, ostre noże tej trzciny. Brzuch można było sobie poharatać. - Ktoś sobie kieszeń chciał napchać tą maszyną - komentują osieczanie. - Dzisiaj trzcina jak rosła, tak rośnie.
I koszą jeszcze na plaży. Fachowo, bo to w końcu plaża. Co roku wchodzą w gumowych butach i przy gruncie koszą. Fachowo, bo taka trzcina, jeżeli nie wyjdzie w sezonie ponad wodę, zgnije.

Kaszubi wiedzą,
co z tym robić
- Mieszkałem na Kaszubach. Tam nie ma tyle trzciny, tyle że jezioro jest głębsze. To już jest głośna sprawa, że na Kaszubach na trzcinie zarabiają. Nie tylko na trzcinie. Budują domki z bali, drewna, przykryte trzciną. Takie domki stoją pod Warszawą i jeden przy wjeździe do Malborka. A u nas? Jak ja tu przyszedłem do Osieka 25 lat temu, tak naprawdę, poza materiałem na te maty, w ogóle nie było zainteresowania trzciną.

200 hektarów trzciny?
Hieronim Pieczyński jest z zawodu budowlańcem i rybakiem. To ciekawa tu, nad Kałębiem, kombinacja zawodowa. Inna sprawa, że generalnie jest rencistą. - Wielka płyta, eternit, blachodachówka i tak dalej, wszystko to przerabiałem. A trzcina jest najzdrowsza. Wiedzieli o tym nasi dziadowie, którzy kryli trzciną domostwa... Ile teraz jest tutaj tej trzciny? Zdrowo dla jeziora jest, jak 5 procent areału wody porasta trzcina. To by wystarczyło. Kałębie ma ponad 460 hektarów, ze 20 kilometrów naokoło. Średnio pas trzciny liczy sobie ze 100 metrów. 20-kilometrowy pas trzciny o szerokości 100 metrów! W sumie daje to 200 hektarów. Jezioro byłoby więc zarośnięte prawie w połowie. Nie chce się wierzyć. Oczywiście jest to bardzo ogólny szacunek. W każdym razie jest zarośnięte grubo ponad miarę.

Każdy powinien ścinać
- Jezioro to powinni każdemu jednemu dać do wycinania. Jak za dawnych czasów. Nasi pradziadowie to robili. Nawracamy się do tego czasu, że trzcinami zaczynają kryć. Koło Bukowin na przykład. Teraz w Osieku już wiedzą, że trzcina stała się towarem. Może precyzyjnie - tutaj powoli staje się towarem. No bo żeby coś stało się towarem, to musi być przecież nabywca. A z tym jest ciągle problem. Na razie to nieliczni zbierają, ot, tak, żeby do chleba dorobić albo żeby dzieciom książki kupić. Zbiera się ją na takiej samej zasadzie, jak kurki i jagody w lesie - dla podreperowania wątłego albo wątpliwego budżetu... Nie pisz pan tego, bo przyjdzie Skarbowy... Na stwierdzenie, że Skarbowy przyszedłby w takim wypadku także dla zbieraczy jagód i kurek, pada odpowiedź: A co myśli pan, że do nich nie przyjdzie? Będą zbierać kurki z kasą fiskalną.

Ścina się zimą
Taki elementarz dla ścinających trzcinę: po pierwsze - ścina się zimą, po drugie - ścina się, jak jest lód, po trzecie - ścina się, jak nie ma za wiele śniegu, coby można po lodzie chodzić. Reasumując ścina się na ogół zaraz na początku zimy, bo teoretycznie wtedy panują takie warunki. Potem trzcinę stawia się w kopy. Wiesz pan co to kopa? 60 snopków. Ścinam tę trzcinę pierwszy rok. Bo zimą nie mam co robić, i żeby grosza trochę zarobić. Jest jeszcze Kleina dwa, trzy laty temu trochę uciął, Łydkowski z Radogoszcza i "góral" - przybysz z południa. "Góral" - tak go przezwali.
Osieckie eldorado?
- W Szczecińskiem trzcinę kosi się rok w rok i biorą do Niemiec. Snopek trzciny kosztuje 12 marek. Ja zebrałem tej zimy 5 kop. Z jakiej powierzchni? Z połowy hektara, nawet nie.
Panie, to wy tu macie prawdziwe eldorado. 200 hektarów trzciny razy 10 kop to dałoby 2000 kop, co w szczegółach dałoby 12000 snopków. Razy 12 marek... = ...
- Nie tak szybko. To jest stara, dziesięcioletnia trzcina, a taka nie ma wartości. Ta moja jest dobrego gatunku, bo jest jednoroczna. Dwuletnia na pokrycia dachowe by się jeszcze może nadawała, ale starsza już nie. To nie jest takie proste, policzyć i powiedzieć, że super biznes. Sporo zależy od warunków pogodowych, a ta jest trudna do przewidzenia. Na przykład zeszłego roku nie dało się ciąć w ogóle.
Dlaczego ja mam trzcinę jednoroczną? Ano w ubiegłym roku wyczyściłem, wyciąłem starą. Oczywiście jakby na Kałębiu wyciął te starą, to byłaby zdatna. I wtedy byłoby jej mnóstwo, ten 100-metrowy pas, a może i z 10 procent więcej.
Klient cicho sza
- Owszem, myśmy się dowiedzieli, że to można sprzedać, że trzcina cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Ale klienci gdzie są? Na przykład ktoś dzwonił z Chojnic i cicho sza. Jak ja mam teraz po lecie to co nazbierałem spalić, to żaden sens. Jak będzie na dworze, to zniszczeje, się skruszy. A ona stoi na wolnym powietrzu. Gdyby była stodółka, to mogłaby i stać z 5 lat, ale to już inwestycja taka stodółka. Co jeszcze... Gdyby były impregnaty, to może byłoby wiadomo, co robić dalej.

Gdyby pojawił się klient
Ale gdyby pojawił się klient, duży klient, to co? - nacieram. - Czy byłby pan przygotowany na duży zbiór?
- Duży klient? Ja mu nie mogę dać nigdy gwarancji, że zbiorę tyle a tyle. Wszystko zależy od zimy. Gdyby zamarzło jezioro, i spadł śnieg powyżej 15 cm, to nie ma możliwości ciąć. Nasza zima to jest tak jak w powiedzeniu: na dwoje babcia wróżyła. Dlatego na razie zbiory są takie a nie inne. Rzec można - rękodzieło. Ja ścinam trzcinę szybrem, to tak po niemiecku. Co to takiego? Suwak z ostrzem samorobnie skonstruowany z drewnianymi uchwytami. Z metr - szerokość ostrza. Pcha się.

Duży klient
Ale jest duży klient, to nie blef - zapewniam. - I co? A jak to ilościowo na chałupie wygląda? Ile trzej trzciny trzeba.
- Na przeciętny dwuspadowy dom wystarczyło 10 kop. Kleina najlepiej zna się na układaniu, to on wie. 20 - 25 grubości. Nie powinno być więcej. Koszt materiału, samej trzciny, wyniósłby na dach ok. 2000 zł. Ci, co układają, biorą 100 zł dniówkę. Ok. 2000 zł za pokrycie.
Duży klient... za 200 złotych za kopę to nie warto pracować.

Założyć biznes?
Upieram się przy kliencie, który ma 5 mln złotych i chce tu, w Osieku wybudować osiedle drewnianych domów krytych strzechą.
- Tu, na terenie Osieka, byłoby praktycznie trzech, co kryją dachy.
Cieśli nie ma. Motyla już nie ma, ale jest Śpiewak (to takie przezwiska). Motyl zmarł, ale zdążył przyuczyć Śpiewaka. Jest też Bunikowski Jan, cieśla.
Tu są lepsi doradcy ode mnie. Chociaż są też i ci z Radogoszcza. Ale panie, biznes zaczyna się, jak ma się 30 lat, a nie 60. Inna sprawa, jak ktoś ma za 5 zł tyrać, to lepiej iść pod sklep piwo pić... Więcej panu nie powiem.
- To pan nie jest osieczakiem?
- 25 lat już tu mieszkam, ale w Osieku jak nawet będzie się mieszkało i 50 lat, to nigdy się nie będzie osieczakiem.

Chętnego osła...
- Biznes! Tutaj jest wioska emerytów i rencistów. Średnia wieku to ponad 40 lat. A ten inwestor, biznesmen to niech on najpierw przyjedzie, wtedy znajdą się chętni do pracy. Ruszy pozyskiwanie trzciny.
- Ale jak ja panu mówię, że jest inwestor, to pan nic? Ma pan syna (Łukasz - 21 l.), może by tak go przyuczyć do zawodu? Może zamiast patrzeć, gdzie by tu na Zachód nawiać za pracą, samemu coś wymyślić?
- Syn mi pomagał w ścinaniu trzciny i pieniędzy z tego nie ma. Trzcina teraz stoi i czeka na klienta. Pewnie, że gdyby było konkretne zamówienie, to by się przeszkoliło. Powstawałyby firmy raczej rodzinne, nie jedna spółka. Jedni by ścinali trzcinę, drudzy przecierali drewno, inni stawiali domy i przykrywali strzechą... Nauczyć.. Chętnego osła i tańczyć nauczy. Jakby było konkretne zlecenie, jakby dawał facet odpowiednio za kopę, to nawet w śniegu by się kosami pracowało. Bo można, chociaż trudniej jest. Zamiast 20 pęczków uciąć szybrem to by uciął 12 - 15 kosą lub sierpem i by na to samo wyszedł. Ale gdzie jest ten inwestor, panie?
Tadeusz Majewski
2002 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz