Tutejszy Urząd Stanu Cywilnego to chyba jedyna komórka urzędowa wspólna dla dwóch małych gmin - miasta Skórcz i gminy Skórcz. Kierownik USC Danuta Skoneczna ma tu księgi stare nawet i 100 lat. Coraz częściej zaglądają do niej ludzie w poszukiwaniu swoich korzeni. - Tutejsi, zamieszkujący te tereny od pokoleń i bardzo mocno z sobą skoligaceni, mogą zejść bardzo głęboko w czasie. Nawet do XVII wieku - mówi pani Danka.
Najpierw z panią Danką, bardzo szykowną kobietą, ustalamy wspólne starogardzkie korzenie. Nie udaje się - ona chodziła do "czwórki", a ja do "siódemki" - dwie części miasta, odległe wówczas od siebie o lata świetlne. Potem oglądamy z nabożeństwem pożółkłe księgi z wpisami - opisami podstawowych dla człowieka życiowych zdarzeń. Inkaust, jakkolwiek nieco wyblakły, jest bardzo czytelny.
Co to za księgi i ile liczą sobie lat?
- Mam księgi urodzeń, małżeństw i zgonów od bieżącego roku do stu lat wstecz. Komplety. U nas, w tym rejonie, na szczęście wszystkie księgi się zachowały. Są urzędy, gdzie ich brakuje - zaginęły, zostały popalone. Mam księgi z byłych tutejszych urzędów.
Jakich byłych urzędów? Istniało ich tu więcej?
- Tak. Na przykład do 1935 r. urzędy były w Wielkim Bukowcu, Pączewie, Barłożnie i Skórczu. Potem pozostał jeden, jak dzisiaj - Urząd Stanu Cywilnego w Skórczu, obsługujący cały ten rejon. Taki stan trwał przez okres 1936 - 1954. W 1955 roku znowu się zmieniło. Powstały w tych wyżej wymienionych wsiach Gromadzkie Rady Narodowe, a przy nich USC, z tym że już nie cztery, a trzy, bo Wielki Bukowiec przydzielono do Zelgoszczy.
Do stu lat... A starsze?
- Te starsze oddaję do Archiwum Wojewódzkiego w Gdańsku - ul. Wały Piastowskie 5.
Księgi są co roku o rok starsze, więc - wynika z tego - co roku oddaje pani księgę liczącą 100 lat?
- Nie jedną, a 12 ksiąg. Bo co roku powstają trzy księgi: urodzeń, małżeństw i zgonów. Trzy zestawy ksiąg, które powstawały na początku XX w. w czterech wymienionych USC. Wychodzi dwanaście.
Czy ktoś się tymi księgami interesuje?
- Wiele osób. Teraz jest trend do prowadzenia swoich rodzinnych ksiąg. Wpływa bardzo dużo podań. Albo po prostu ludzie przyjeżdżają w poszukiwaniu przodków. Nie wiedzą, że USC posiada księgi do 100 lat wstecz. Kieruję ich do Gdańska. Dobrze podać adres.
Podamy (patrz wyżej - przyp. red.). Kto jest bardziej zainteresowany - ludzie stąd czy z zewnątrz?
- Większość to ludzie z zewnątrz. Pytają też Niemcy, bo przecież wielu rodziło się na tych terenach w czasie okupacji. Niemcy zwracają się do nas poprzez konsulaty. Naszych niewielu. Ostatnio częstymi gośćmi USC są nasi historycy, którzy piszą książki na temat Skórcza. Historię Skórcza spisuje Alojzy Kosecki, historię szkoły - Roman Kolenda.
Mamy tu na stole księgi z roku 1907 i 1936. Mogę zerknąć na tę z 1907? ...O, sporo osób z nazwiskami na "ski". To sprawia mi satysfakcję. Na przykład ten: geboren w 1854 r. Znane tutejsze nazwisko. Żył długo... Niech pani się nie obawia, nie robię fotokopii. Mam fotograficzną pamięć wzrokową (to oczywiście żart). Czy te informacje są tajne? Ustawa danych osobowych? Przecież ci ludzie od dawna już nie żyją.
- Tak łatwo nie udostępniamy. Osobom bezpośrednio zainteresowanym, to tak. Prawa wglądu określa Ustawa o aktach stanu cywilnego i inne. Teraz właściwie dwie. Ograniczają wydawanie tych dokumentów.
Więc osobie obcej, nieskoligaconej z tymi, którzy "siedzą" w księgach, nie można udostępniać informacji?
- Można, jeżeli ta obca osoba ma jakiś interes prawny. Wyjaśnia na przykład jakieś swoje sprawy spadkowe, które dotyczą też osób odnotowanych w księgach.
Są tu księgi prowadzone przez 100 lat. Sporo ich. Nie wiedzę komputera. Nie byłoby to wspaniałe, gdyby te wszystkie dane przenieść na twardy dysk? Wszyscy obywatele Skórcza, urodzeni w ciągu 100 lat w Skórczu i w okolicach miasteczka w wersji elektronicznej... Ciekawe ilu ich by było. 50, a może 100 tysięcy?
- 100 lat w komputerze... To na pewno ułatwiłoby pracę. W wielu Urzędach Stanu Cywilnego tworzy się komputerowe bazy danych. Oczywiście tradycyjne księgi istnieją i są prowadzone dalej.
Dwie gminy - bo obsługuje pani dwie gminy - powinny fundnąć pani komputer... Gdyby powstała taka baza danych, można by tymi danymi operować na rozmaite sposoby. Na przykład wreszcie dokładnie ustalić, ile tu było Niemców, Polaków, Żydów. Jakie proporcje w jakim czasie. Ilu ewangelików, ilu katolików. Albo jaka była przeciętna długość życia w wybranym okresie, jaka śmiertelność dzieci, jakie dominujące imiona i tak dalej. Raj dla historyka. Panią to nie wciąga, te skarby, jakie pani posiada?
- Wciąga aż za bardzo. Na przykład jak ktoś ogranicza poszukiwania swojego zdarzenia do dwóch lat, to ja mu przeszukuje zdarzenia, jakie zaszły w ciągu dziesięciu lat. Co do tych imion - też często przeglądam. Czasami jestem zaskoczona. Na początku XX wieku były Anastazje, Weroniki, Stefanie i nagle pojawia się jakieś współczesne imię, na przykład Andrzej. W tych starych księgach jest też bardzo dużo zgonów małych dzieci. Często miały 3, 4 latka.
Upieram się przy tym komputerze. Gdyby te dane były w wersji elektronicznej, to jakiś program zapewne robiłby analizy porównawcze.
- Oczywiście. Niektóre Urzędy Stanu Cywilnego mają takie programy. Dzięki nim można wydrukować wszystkie dokumenty, również dane dotyczące średniej wieku, liczby kawalerów, panien z dzieckiem, rozwodów (to raczej w księgach parafialnych), których kiedyś było o wiele mniej, demografii. Te ostatnie dane łatwo uzyskać. Robimy co miesiąc sprawozdania zdarzeń - urodzeń, małżeństw i zgonów, i co miesiąc dajemy do GUS-u.
Czy jest w tych starych księgach określona narodowość obywateli?
- Nie ma. Ale są informacje - ewangelik, katolik. Widać też, że były małżeństwa mieszane - katoliczka i ewangelik. Rzadko, ale były. Kto z tych dwojga zmieniał Kościół, trudno byłoby określić.
Załóżmy, że już się dokonało - ma pani komputer. I jakaś stażystka wklepuje 100 lat Skórcza z tych ksiąg.
- Stażystka nie. Prowadzenie takiej dokumentacji wymaga bardzo dużej dokładności. Tu ważna jest każda kreseczka, kropka. Jak zrobi się błąd, to potem musi być opisany. W ogóle każda zmiana wymaga decyzji administracyjnej, również poprawka tego błędu, jeżeli już się utrwali. To tak, jakby ktoś zmieniał sobie nazwisko.
To chyba sytuacje rzadkie?
- Nie takie rzadkie. Często ludzie używają przez lata jakiegoś nazwiska błędnie napisanego, a w akcie jest dobrze. Potem taki ktoś chciałby przy tym swoim zostać. Panie, po rozwodach, też na ogół wracają do swoich nazwisk panieńskich. To odbywało się do niedawna w Starostwie, a od 3 maja odbywa się u nas.
Badała pani swoją genealogię? Danuta z domu Pączek?
- Daleko się nie dokopałam. Daleko dokopała się teściowa.
Załóżmy, że ktoś ma czas i wklepuje te dane do komputera, potem jedzie do Archiwum Wojewódzkiego. Do jakiego czasu mogliby się dokopać mieszkańcy Skórcza i okolic?
- Bardzo głęboko. Skórcz i okolice zamieszkują ludzie mocno skoligaceni. Są ludzie, którzy jeżdżą po parafiach i w archiwach i dochodzą nawet do XVII wieku.
Rozmawiał Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz