poniedziałek, 23 maja 2005

Trzeba widzieć walczących

Biegliśmy z aparatem na marszobiegu Korzeniowskiego w Osiecznej, biegliśmy w biegu Jana z Jani w Barłożnie, biegliśmy w niedzielę w biegu w Kaliskach. Przyznajemy się bez bicia - nie wytrzymaliśmy tempa i nie pobiegliśmy w Zblewie (ale do tego biegu jeszcze wrócimy). Inna sprawa, że gminy, organizując co tydzień imprezy biegowe, nie dają nam oddechu.

Kaliska. Słonecznie, ale wieje zimy wiatr. Przed Gminnym Ośrodkiem Kultury tłumek. Od razu, poza śliczną blondynką, wyłapujemy okiem obiektywu chłopca z napisem ABC. Po sylwetce i dresie widać - zawodowiec. Stoi z tatą.

To pana syn? Zajmie pierwsze miejsce?
Tata, Stanisław Wnuk, może nie liczy na najwyższe miejsce na pudle, ale na jedno z pierwszych tak.
- Błażej startuje w kategorii klas 4 - 6, ale jest najmłodszy - mówi pan Stanisław. - Trenuje siedem dni w tygodniu w klubie "Remus" Kościerzyna. Jeździmy na biegi, które odbywają się w blisko położonych miejscowościach. Tu pobiegniemy wszyscy, cała rodzina. Biega Błażej, żona, drugi syn, ja też. Startowaliśmy w Gdańsku, Bytowie, Sopocie i innych miejscowościach. Imprez biegowych jest mnóstwo. W ciągu dwóch tygodni to nasze piąte zawody.
Po biegu pan Wnuk (jak Błażej był w swojej kategorii drugi, a żona trzecia) powie nam, że na swojej posesji ma wszystko, co potrzebne do uprawiania sportu, a mianowicie siłownię, płotki, materace, stół do tenisa. Wnukowie uprawiają biegi średnie, bo na sprint w Kościerzynie nie ma warunków. Dzieci są urodzonymi biegaczami, ale i tak dalsza kariera zależy od ciężkiej pracy.









Z malucha wygląda dziewczynka z napisem POLSKA na dresie.

Jesteś w kadrze Polski?
- Nie, jestem z Pieców. Nazywam się Daria Niewiadomska.

No to skąd ten dres?
- Kupiłam.
O.K. Ta odpowiedź nas satysfakcjonuje. Żadne USA, żadne barwy innego kraju. Po prostu POLSKA i tyle.
I biegną. Kategoria za kategorią. W sumie 123 osoby. Nie licząc wójta gminy Antoniego Cywińskiego i radnej Grażyny Dery, którzy towarzyszą każdemu biegowi w charakterze obsługi technicznej.
W starszych kategoriach wygrywają faworyci, m.in. w seniorkach Lucyna Pączek ze Starogardu i oczywiście mistrz Dariusz Klein z Dabrówki, od lat reprezentujący barwy Oleśniczanki. Darek jest 10-krotnym medalistą mistrzostw Polski. Rozmawiamy z nim po biegu.
- Kiedym mam wolny czas, kiedy nie biegnę w maratonach, biorę udział w takich biegach jak ten w Kaliskach. Mam córeczkę Sandrę i synka Oskara. Tutaj startowała też moja żona Gabriela.






Twój przyjazd do Kalisk to zaskoczenie dla organizatorów. Jesteś gwiazdą. Jaki jest twój ostatni duży sukces?
- Medal zdobyty w 2002 roku w Spale na halowych mistrzostwach Polski na 3 kilometry.
Tu Darek opowiada o pechu, który spowodował, że nie był najlepszy w Polsce na 3 km i na 3 km z przeszkodami. Kontuzja, roztrzaskał sobie rzepkę o płotek, i operacja, i "uszło mu 4 lata ze sportowego życiorysu".





Nie żałujesz, że poszedłeś w stronę sportu wyczynowego?
- Absolutnie! Jestem do dziś w wojsku. Startuję w barwach Oleśniczanki. Dzięki sportowi odwiedziłem 18 krajów, m.in. Turcję, Libię, Hiszpanię, Włochy, Ukrainę, Rumunię. Będę miał 35 lat. Zacząłem biegać maraton. W debiucie we Wrocławiu byłem czwarty i wziąłem tylko 3 tys. złotych (za pierwsze miejsce było 20 tys. zł). Dwa lata temu w maratonie w Gdańsku zająłem drugie miejsce.







Ostatnio jest sporo lokalnych imprez biegowych. Jak to oceniasz?
- Biegi to musi być piknik. Piwko, kiełbaska, sponsorzy, promocja, jakieś losowanie. Ludzie muszą w tym żywo uczestniczyć, dlatego najlepsze są właśnie krótkie, emocjonujące dystanse. I najlepiej, żeby przez cały czas było widać walczących biegaczy. Bardzo atrakcyjne są biegi wkoło rynku. Tak robią to w Tucholi, tam jest show. Nawet telewizja przyjeżdża, bo to jest dynamiczne. W takich biegach, jak ten, trasa powinna być cały czas widoczna dla widza. Widz musi czuć atmosferę walki. Na nieco większe biegi warto zaprosić jakiegoś mistrza i Czarnego. Żaden problem. Oni tylko czekają. Wystarczy sponsor i za 200 zł jednego mamy. Z Czarnymi biegi nabierają rumieńców.
Zapisujemy te cenne uwagi Darka i adresujemy organizatorom - wszystkich naszych kociewskich biegów.
Elwirze Hinc zrobiliśmy z daleka, z użyciem teleobiektywu, zdjęcie w Barłożnie, tak nam się podobała podczas rozgrzewki. I tam wygrała. Tu też robimy jej fotki. Trenuje ją od I klasy podstawówki Mirosław Nowacki w KS Agro-Kociewie.
Elwira była już piąta na zawodach rangi wojewódzkiej. Na takie zawody, jak ten w Kaliskach, jeździ często z tatą Markiem.
- Nie denerwuje się - mówi pan Marek. - Dziewczyna ma talent. Może pójdzie na AWF. Mama też biega.
- Zajęłam pierwsze miejsce - mówi Lucyna Pączek. - Kto mnie trenuje? Sama się trenuje, a pomaga mi Paweł Małkowski, trener z Bydgoszczy. W Chojnicach ostatnio byłam druga na 10 km. W Bydgoszczy, w biegu ogólnopolskim, też byłam druga. Czy biegam zawodowo? Jak się nie ma kontraktów, to nie jest się zawodowcem. Mam pierwszą klasę. To mi sprawia satysfakcję.
Na placu z boku GOK-u wójt wręcza nagrody. Wcześniej zawodnicy i ich opiekunowie jedzą kiełbaski, podawane przez Krystynę Jędrysiak. Niektórzy kupują też i watę cukrową.
- Nazywam się Tomasz Cybulski. Przyjechałem tu z Łęga - mówi młody człowiek kręcący watę. - Dorabiam sobie. To rodzinny biznes - ojciec jedzie w jedno miejsce, ja w drugie. Objeżdżam tylko Kaszuby i Kociewie. Dzwonią do mnie, jak jest jakaś impreza...
I koniec. Zawodnicy i ich opiekunowie rozjeżdżają się prędko do domu. Jak po każdych sportowych zawodach, robi się jakoś pusto i smutno. Zostajemy tylko my, dyrektor GOK-u i kilka innych osób. W gabinecie dyrektora chcemy wrzucić wyniki do Internetu, żeby w tym samym dniu poznał je świat. Ale niestety, zmęczenie daje się we znaki i przekładamy to na następny dzień. Reporterzy też czasami muszą odpocząć.
Tadeusz Majewski, Marek Grania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz