Kaliska. Słonecznie, ale wieje zimy wiatr. Przed Gminnym Ośrodkiem Kultury tłumek. Od razu, poza śliczną blondynką, wyłapujemy okiem obiektywu chłopca z napisem ABC. Po sylwetce i dresie widać - zawodowiec. Stoi z tatą.
To pana syn? Zajmie pierwsze miejsce?
Tata, Stanisław Wnuk, może nie liczy na najwyższe miejsce na pudle, ale na jedno z pierwszych tak.
- Błażej startuje w kategorii klas 4 - 6, ale jest najmłodszy - mówi pan Stanisław. - Trenuje siedem dni w tygodniu w klubie "Remus" Kościerzyna. Jeździmy na biegi, które odbywają się w blisko położonych miejscowościach. Tu pobiegniemy wszyscy, cała rodzina. Biega Błażej, żona, drugi syn, ja też. Startowaliśmy w Gdańsku, Bytowie, Sopocie i innych miejscowościach. Imprez biegowych jest mnóstwo. W ciągu dwóch tygodni to nasze piąte zawody.
Po biegu pan Wnuk (jak Błażej był w swojej kategorii drugi, a żona trzecia) powie nam, że na swojej posesji ma wszystko, co potrzebne do uprawiania sportu, a mianowicie siłownię, płotki, materace, stół do tenisa. Wnukowie uprawiają biegi średnie, bo na sprint w Kościerzynie nie ma warunków. Dzieci są urodzonymi biegaczami, ale i tak dalsza kariera zależy od ciężkiej pracy.
Z malucha wygląda dziewczynka z napisem POLSKA na dresie.
Jesteś w kadrze Polski?
- Nie, jestem z Pieców. Nazywam się Daria Niewiadomska.
No to skąd ten dres?
- Kupiłam.
O.K. Ta odpowiedź nas satysfakcjonuje. Żadne USA, żadne barwy innego kraju. Po prostu POLSKA i tyle.
I biegną. Kategoria za kategorią. W sumie 123 osoby. Nie licząc wójta gminy Antoniego Cywińskiego i radnej Grażyny Dery, którzy towarzyszą każdemu biegowi w charakterze obsługi technicznej.
W starszych kategoriach wygrywają faworyci, m.in. w seniorkach Lucyna Pączek ze Starogardu i oczywiście mistrz Dariusz Klein z Dabrówki, od lat reprezentujący barwy Oleśniczanki. Darek jest 10-krotnym medalistą mistrzostw Polski. Rozmawiamy z nim po biegu.
- Kiedym mam wolny czas, kiedy nie biegnę w maratonach, biorę udział w takich biegach jak ten w Kaliskach. Mam córeczkę Sandrę i synka Oskara. Tutaj startowała też moja żona Gabriela.
Twój przyjazd do Kalisk to zaskoczenie dla organizatorów. Jesteś gwiazdą. Jaki jest twój ostatni duży sukces?
- Medal zdobyty w 2002 roku w Spale na halowych mistrzostwach Polski na 3 kilometry.
Tu Darek opowiada o pechu, który spowodował, że nie był najlepszy w Polsce na 3 km i na 3 km z przeszkodami. Kontuzja, roztrzaskał sobie rzepkę o płotek, i operacja, i "uszło mu 4 lata ze sportowego życiorysu".
Nie żałujesz, że poszedłeś w stronę sportu wyczynowego?
- Absolutnie! Jestem do dziś w wojsku. Startuję w barwach Oleśniczanki. Dzięki sportowi odwiedziłem 18 krajów, m.in. Turcję, Libię, Hiszpanię, Włochy, Ukrainę, Rumunię. Będę miał 35 lat. Zacząłem biegać maraton. W debiucie we Wrocławiu byłem czwarty i wziąłem tylko 3 tys. złotych (za pierwsze miejsce było 20 tys. zł). Dwa lata temu w maratonie w Gdańsku zająłem drugie miejsce.
Ostatnio jest sporo lokalnych imprez biegowych. Jak to oceniasz?
- Biegi to musi być piknik. Piwko, kiełbaska, sponsorzy, promocja, jakieś losowanie. Ludzie muszą w tym żywo uczestniczyć, dlatego najlepsze są właśnie krótkie, emocjonujące dystanse. I najlepiej, żeby przez cały czas było widać walczących biegaczy. Bardzo atrakcyjne są biegi wkoło rynku. Tak robią to w Tucholi, tam jest show. Nawet telewizja przyjeżdża, bo to jest dynamiczne. W takich biegach, jak ten, trasa powinna być cały czas widoczna dla widza. Widz musi czuć atmosferę walki. Na nieco większe biegi warto zaprosić jakiegoś mistrza i Czarnego. Żaden problem. Oni tylko czekają. Wystarczy sponsor i za 200 zł jednego mamy. Z Czarnymi biegi nabierają rumieńców.
Zapisujemy te cenne uwagi Darka i adresujemy organizatorom - wszystkich naszych kociewskich biegów.
Elwirze Hinc zrobiliśmy z daleka, z użyciem teleobiektywu, zdjęcie w Barłożnie, tak nam się podobała podczas rozgrzewki. I tam wygrała. Tu też robimy jej fotki. Trenuje ją od I klasy podstawówki Mirosław Nowacki w KS Agro-Kociewie.
Elwira była już piąta na zawodach rangi wojewódzkiej. Na takie zawody, jak ten w Kaliskach, jeździ często z tatą Markiem.
- Nie denerwuje się - mówi pan Marek. - Dziewczyna ma talent. Może pójdzie na AWF. Mama też biega.
- Zajęłam pierwsze miejsce - mówi Lucyna Pączek. - Kto mnie trenuje? Sama się trenuje, a pomaga mi Paweł Małkowski, trener z Bydgoszczy. W Chojnicach ostatnio byłam druga na 10 km. W Bydgoszczy, w biegu ogólnopolskim, też byłam druga. Czy biegam zawodowo? Jak się nie ma kontraktów, to nie jest się zawodowcem. Mam pierwszą klasę. To mi sprawia satysfakcję.
Na placu z boku GOK-u wójt wręcza nagrody. Wcześniej zawodnicy i ich opiekunowie jedzą kiełbaski, podawane przez Krystynę Jędrysiak. Niektórzy kupują też i watę cukrową.
- Nazywam się Tomasz Cybulski. Przyjechałem tu z Łęga - mówi młody człowiek kręcący watę. - Dorabiam sobie. To rodzinny biznes - ojciec jedzie w jedno miejsce, ja w drugie. Objeżdżam tylko Kaszuby i Kociewie. Dzwonią do mnie, jak jest jakaś impreza...
I koniec. Zawodnicy i ich opiekunowie rozjeżdżają się prędko do domu. Jak po każdych sportowych zawodach, robi się jakoś pusto i smutno. Zostajemy tylko my, dyrektor GOK-u i kilka innych osób. W gabinecie dyrektora chcemy wrzucić wyniki do Internetu, żeby w tym samym dniu poznał je świat. Ale niestety, zmęczenie daje się we znaki i przekładamy to na następny dzień. Reporterzy też czasami muszą odpocząć.
Tadeusz Majewski, Marek Grania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz