Las sam się sieje Artykuły Centrum Smoląga to rozstaje dróg z ładną kapliczką. O rzut beretem od niej stoi domostwo sołtysa Edmunda Netkowskiego. Nieco dalej, na chyba sztucznie usypanym wzgórku, widać zdewastowany pałac, w którym za PRL-u mieściły się mieszkania PGR-owskie, a obecnie mieszkania komunalne.
Do rozdroża z kapliczką dojedziesz nieutwardzonymi duktami z różnych stron - z Bobowa, Grabowca, od strony Pelplina i bóg wie jeszcze skąd. Ziemia tutaj, podobnie jak w Grabowcu (o czym pisaliśmy tydzień temu), jest nędznej klasy, ale nie dla poszukiwaczy siedlisk. Jednak tutejsi nie mają zamiaru jej sprzedawać.
Rzut oka na Smoląg
Edmund Netkowski jest sołtysem Smoląga od 16 lat, czwartą już kadencję. Tak długo, bo nikt tu inny nie chce zostać. Może gdyby więcej płacili, to by się ktoś zdecydował, ale na 100 złotych nikogo nie nabierze. Sołectwo nie jest duże, leży według linii drogi, która zaczyna się od szosy Bobowo - Starogard i kończy się na trasie do Bielawek. Mieszka tu 130 osób (32 nakazy płatnicze). Sukcesy? Może to, że zostało założone światło przy drogach.
Co do historii kapliczki. Sołtys Netkowski nie wie dokładnie, kto ją pobudował, gdyż tutaj po wojnie nie mieszkała jego rodzina, a niejakich Furgonów. Ale coś tam słyszał. Opowieść, jak to matka Furgona obiecała, że kiedy jej synowie wrócą z wojny, postawi kapliczkę. Wrócili i tak się stało.
Za 20 lat będzie sam las
Pan Edmund przesiedlał się z Grabowca. "Z tędy" pochodzi jego żona Teresa, a on się wżenił. I tu teraz mieszkają.
Obecnie sołtys jest już emerytem. Gospodarstwo, liczące 16 hektarów ziemi klasy V i VI, zdał synowi Zbigniewowi, który pracuje jako kierowca. Żona Zbigniewa ma zakład fryzjerski w Starogardzie. Kto więc tę ziemię uprawia?
Netkowski od razu odpowiada, że tu, na Smolągu, ludzie zawsze gdzieś pracowali zawodowo na zewnątrz, także i w urzędzie gminy w Bobowie, i robili na gospodarstwie. Wymienia nazwiska. Natomiast "czystych gospodarzy" na Smolągu jest sześciu. Oczywiście takie podejście do ziemi - mateczki się zemści. Za 20 lat - zauważa sołtys - będzie tu sam las. On sam się sieje.
Może sprzedać?
No to może lepiej sprzedać? - dywagujemy. - W Grabowie mówią, że ziemia idzie na pniu. Byliśmy nawet u jednych i pytaliśmy, czemu nie sprzedają, jeżeli te piachudry takie niedochodowe. A oni nie chcą i koniec.
Sołtys wyjaśnia, że niektórzy chcieliby, ale nie bardzo mogą, bo ta ich ziemia jest zadłużona przez niepłacenie składek KRUS.
Tak ich doprowadziła Unia
Akurat mija pierwsza rocznica uniowstąpienia Polski. Gospodarze o tym doniosłym zdarzeniu nie myślą przychylnie. Wszystko według nich się pozmieniało na gorsze. A kiedyś? Mieli 20 sztuk bydła i się utrzymywali. Z ubojni i mleczarni sami przyjeżdżali po mleko i tuczniki. Teraz mają jedną krowę i nic nie idzie sprzedać. Tak ich doprowadziła Unia.
Rolnik zawsze coś wygrzebie
Upieramy się ciągle przy jednym pytaniu: Skoro jest tak źle, to dlaczego nie chcą sprzedać ziemi? Oczywiście za dobrą cenę.
Netkowski widzi to tak. Teraz by sprzedał i co? Poszedłby na dziady. Poza tym aż tak źle to nie jest, żeby sprzedawać. Polski rolnik to jest taki, że obojętnie w jakim systemie, to będzie grzebał i pomału zawsze coś wygrzebie. I dla siebie zawsze coś ma. Inna sprawa, że tak, jak jest dzisiaj źle, to jeszcze nie było.
Frost wychował na VI klasie
Do dyskusji włącza się Kazimierz Frost, goszczący akurat u Netkowskich. Mówi, że miał ośmioro dzieci. Wszystkie wychował na VI klasie ziemi. Co więcej - "jano" tę ziemię dokupował. W jednym roku wyprawił trzy wesela. Za komuny - zdaniem Frosta - było dobra gospodarka. "Takie czasy się nie wrócą". Dzieci już są usamodzielnione, ale teraz wnuki nie mają co robić. A kiedyś było tak, że jak praca komuś się nie podobała, to człowiek "szed" gdzie indziej.
Dzisiaj pan Kazimierz ma "jano konia, żeby mogli gdzie pojechać".
Kazimierz Frost politykę państwa i Unii wobec polskich rolników określa jednym, precyzyjnym zdaniem: "Najlepiej chcieliby nas tu zalesić".
"Ino wałków naciąć"
Teraz to już rozpatrujemy trzy możliwości - po pierwsze: pozostać i biedę klepać, po drugie: sprzedać za powiedzmy 300 - 400 tysięcy zł ziemię i po trzecie: zalesić.
Z wypowiedzi Netkowskiego wynika, że taką gospodarkę trzeba trzymać na wszelki wypadek, dajmy na to jak syna zwolnią, to zawsze ma gdzie wrócić i coś robić. A co do zalesienia, to rodzi się pytanie: Co będzie za 20 lat? Bo mówią, że jak się zalesi ziemię, to płacą przez 20 lat, a potem już nic nie da. I nie wiadomo, kto las będzie miał na własność. Za 20 lat to może być tak, że w tym lesie to "se ino wałków będzie można naciąć". Dlatego Netkowscy specjalnie nie chcą zalesiać. Poza tym byli tu tacy, co - żeby zalesić - sprzedali ostatnią krowę, wydali pieniądze na zalesienie i nie wiedzą teraz, czy coś dostaną. W takich sprawach niepewności nie powinno być.
Ci z pałacu też nie chcą zalesiać
W ogóle zalesienie budzi nieufność. Przykładowo w tutejszym pałacu, który kiedyś należał do PGR Jabłowo, a teraz do Agencji Nieruchomości Rolnych. Za pałacem jest 16 ha ziemi. Ci z Agencji każdemu z pałacu chcieli dać po 2 hektary i 300 zł miesięcznie dotacji do emerytur i rent, żeby zalesili i pracowali na tym, ale nikt z nich nie chciał. Nie wiadomo, co się stanie z tym dalej.
Pałac był w opłakanym stanie już przed wojną. Wtedy jego właścicielem był niejaki Chudziński. W 1938 roku miała na Smolągu miejsce parcelacja. Zbudowani poniatówki, z których do dzisiaj stoi dziesięć. Niektóre zasiedlili ludzie z miasta, pięknie odnowili.
Klamki pucować?
Jaki więc będzie Smoląg za 20 lat? - drążymy temat. - czy to wszystko będzie zalesione albo sprzedane jako siedliska dla bogatych ludzi z miasta?
Kwota 300 tysięcy złotych za gospodarstwo na Netkowskim nie robi żadnego wrażenia. Nie ma co się wysilać. Oni z tego nie pójdą. Jak tu będą, to syn im da jeść.
A w mieście, jak zabraknie, to za co kupią? Po drugie swoich korzeni się nie
przesadza. "I jakby sprzedał, to syn gdzie pudzie? Klamki pucować?". Poza tym co to za wielka wartość - mieszkać w mieście, w bloku. To dlaczego teraz jest taka moda, że każdy chce na wieś? (Co za ironia losu - w latach 70. wszyscy ino płacili na bloki).
Netkowski pamięcią sięga do czasów Bieruta. Od niego do dzisiaj wszystko się tak bardzo pozmieniało. Na gorsze.
Frost zauważa, że i tak nigdy nie było dobrze. Niemcy katowali 6 lat, teraz Polacy katują 60 lat. "Tera nasze państwo zakopało się do dołku" - peuntuje pan Kazimierz mówiąc o przemianach po 1990 roku. I kończy politycznym żartem. Otóż...
W Ewangelii Matka Boska jeździła na osiołku. Tera też jeździ na osiołku, ino że na Wałęsie. Bo on nosi tę Matkę Boską w klapie.
1. Dla Teresy i Edmunda Netkowskich sprzedaż gospodarstwa, nawet jak się samo zalesia, jest nie do pomyślenia. Żadne pieniądze nie wchodzą w grę. Poza tym co to za wielka wartość - mieszkać w mieście? Fot. Dorota Skolimowska.
2. Kapliczka - jak mnóstwo innych - stanęła po wojnie w podzięce Panu Bogu za to, że synowie wrócili z frontu. Fot. Dorota Skolimowska.
3. Pałac na Smolągu stracił swoja świetność już przed wojną. Po wojnie z dekady na dekadę mogło być tylko gorzej. Fot. Dorota Skolimowska
Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.
Wysłany przez kociewiak opublikowano wtorek, 31 maj, 2005 - 17:03
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz