
W piątek 27 marca w Cafe Anka odbyło się kameralne spotkanie autorskie Andrzeja Grzyba z przyjaciółmi. Mówiono na temat ostatniej książki pana Andrzeja zatytułowanej "Okno początku i końca".
Każdy kto choć raz szukał na Wikipedii hasło "Kociewie" na pewno zwrócił uwagę na mapę tam prezentowaną:
Nie wiem na podstawie czego, jakich badań czy też publikacji, autorzy ją wyznaczyli, ale nie jest ona prawidłowa. Kociewiacy są na zachód od Starogardu Gdańskiego, Górale powinni być zaznaczeni bardziej na wschód jak również poniżej Tczewa, Feteracy są za bardzo na południe i do tego wielkość napisu sugeruje, że zajmują duży obszar, Olendrzy powinni być tam gdzie Wiślanie i bardziej na północ, Wiślan nie powinno być w ogóle, Borowiacy są wykluczeni z obszaru Kociewia, a włączeni zostali Polanie, do tego pojawiają się Piaskarze.
A jak to wyglądało w 1937 roku, kiedy w czasopiśmie "Język Polski" pani Zofia Stamirowska opublikowała w czterech kolejnych numerach artykuł "Kociewie i inne nazwy grup językowo-terytorialnych na pierwotnym Pomorzu"? Ważne, że opracowała ją na podstawie badań terenowych rozmawiając z mieszkańcami. Prezentuje to poniższa mapa z tej właśnie publikacji:
Mieszkańcy, którzy przyznawali się do określenia Kociewiacy zamieszkiwali ten obszar:
Feteracy, Pelplin i sąsiednie osiem wsi:
Olendrzy, pas ziemi nad Wisłą:
Górale, Tczew i ziemie na południe i zachód od niego. Obszar ten też był określany jako "Gród Zambora"
Resztę ziem na zachodzie i południu zamieszkiwali Borowiacy, określani także jako Lasacy.
W pierwszej części artykułu pani Zofia Stamirowska przywołuje szereg hipotez na etymologię nazwy "Kociewie". Ale kończy tę cześć artykułu stwierdzeniem: "Otóż na to, żeby forma Kociewie była wtórna, zgodzić się nie można. Na całym Kociewiu, jak długie i szerokie, znają ludzie wyłącznie formę Kociewie". Ci, z którymi rozmawiała, a znali tę nazwę, zawsze przywoływali ją w takiej formie. W drugiej części skupia się na wyznaczeniu granic Kociewia i innych terenów na podstawie tego, co mówią o sobie mieszkańcy tych terenów. A charakterystyczne jest to, że do nazwy Kociewiacy przyznają się mieszkańcy tylko niektórych obszarów, pozostali odsuwają je od siebie, określając się jako Feteracy, Górale, Olendrzy albo Borowiacy, Lasacy. Spośród tych, którzy przyznają się do określenia Kociewiacy, wyróżnia dwa charakterystyczne zamieszkiwane przez nich obszary. Jeden to pas ziemi ciągnący się od Starogardu Gdańskiego poprzez Bobowo, Pączewo, Skórcz aż po Janie - Starą, Kościelną i Leśną. Drugi pas ziemi, ciągnący się od Nowej Cerkwi poprzez Morzeszczyn, Królów Las do Piaseczna. Charakterystyczne jest to, że te dwa obszary są rozdzielone lasami oraz dolinami dwóch rzek, Węgiermucy oraz Beki. Mieszkańcy Bobowa i Pączewa twierdzili także, że to oni są tymi właściwymi Kociewiakami nie uznając tego drugiego Kociewia. Natomiast Feteracy wręcz odwrotnie, to parafie Nowa Cerkiew i Królów las miały być tym właściwym Kociewiem. Sama Zofia Stamirowska nie zbadała tego drugiego obszaru, chociaż miała informację od dwóch mieszkańców, Nowej Cerkwi i Gogolewa, że są Kociewiakami.
Natomiast ksiądz Stanisław Kujot w opracowaniu "Dzieje Prus Królewskich, Część 1, Do roku 1309", czyli publikacji wydanej o około 24 lat wcześniej, pisze tak: "U ludności miejscowej Kociewie oznacza jednak tylko najbliższą okolicę Nowej Cerkwi pod Pelplinem, ściśle biorąc tylko parafię tamtejszą i filialną z Królówlesie.". Charakterystyczne jest to, że w książce z 1875 roku "Opactwo pelplińskie", opisującej dzieje pelplińskich cystersów, wioski Nowa Cerkiew, Rzeżęcin, Morzeszczyn, Kulice, Królów Las, Gętomie, Rożental, Ropuchy stanowią "klucz pelpliński". Klucz pelpliński, czyli ziemie i wioski będące własnością cystersów, skąd czerpali oni dochody dla utrzymania klasztoru w Pelplinie.
Autor hasła "Kociewie" i "Kociewiacy" ksiądz Jakub Fankidejski w "Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" określił je najszerzej, bo: "Kociewie, nazywa się ziemia w Prusach zachodnich. Zajmuje ona mniej więcej cały obszar starogrodzki i część powiatu kwidzyńskiego, po lewym brzegu Wisły leżącego".
Także Florian Ceynowa napisał dwie książki, które mogą być pomocne w takim dowodzeniu. Pierwsza z nich to "Sto frantovek z poludnjovéj częśej Pomorza Kaszubskjego, osoblivje z zjemj Svjeckjej, Krajni, Koczevja i Boróv: z dodatkjem trzech prosb na vesele" wydana w 1866 roku w Świeciu, druga to "Sbjór pjeśni svjatovich, które naród słovjanskj v krolestvje pruskjm śpijewać lubj. Seszit 3, Frantóvkj, Sętopórkj, Prosjbi na vesele", wydana w 1878 także w Świeciu przez "czarnoksiężnika" (tak nazywano drukarzy) Juliusza Hauffe. Są to kolejne wydania (drugie rozszerzone) tych samych tekstów. Ważne dla topograficznej analizy są dwie pieśni, frantówki, "Z Koczevja". W pierwszym wydaniu pieśń 79 "Kłopot o żonę" ma podpis "Z Koczevja", natomiast w kolejnym już podpis jest inny "Pomije". Pomije to dzisiejsza wioska Pomyje na południowy wschód od Pelplina. Podobnie jest z pieśnią 82 "Chłopek", w kolejnym wydaniu jest już opisana jako pochodząca z "Novacerkjev". Novacerkjev to dzisiejsza wioska Nowa Cerkiew na południe od Pelplina. Zatem to, co w pierwszym wydaniu jest z bliżej nieokreślonego Koczevja, teraz ma lokalizację w terenie przynajmniej dla tych dwóch pieśni.
Reasumując, należy odróżnić dwie mylone często sprawy - Kociewie rozumiane jako terytorium zamieszkiwane przez Kociewiaków w przeszłości oraz obszar występowania gwary kociewskiej. Współczesne określenie "Kociewie" to obszar, na którym używana jest gwara kociewska. I takie współczesne przypisanie nazwy Kociewie wzięło się od obszaru występowania gwary kociewskiej, a nie odwrotnie.
I właściwie na tym mógłbym zakończyć, gdyby nie dyskusja, jaka wywiązała się na Facebook"u. Wydawało mi się, że w temacie etymologii słowa "Kociewie" nic już nie można wymyślić, żadnej nowej hipotezy przedstawić. Ale Anna Lembicz napisała: "Kiedyś podczas wakacji na Podkarpaciu przedstawiłam się jako Kociewianka. Tambylcy spojrzeli na mnie krzywo. Potem okazało się, że skojarzenie mieli jednoznaczne - od kociej wiary, czyli świadków Jehowy". Ja nigdy wcześniej nie spotkałem się z tym określeniem "kocia wiara". I skąd takie skojarzenie na Podkarpaciu? I to w odniesieniu do Świadków Jehowy, którzy rozpoczęli swoją działalność dopiero w 1870 roku. Ksiądz Bernard Sychta w drugim tomie Słownika kociewskiego poczynił bardzo podobne spostrzeżenie "(...) w Łączkach pod Kartuzami zapisałem w 1948 r rzeczownik z określeniem przymiotnikowym Kocie wiarë "głucha, zapadła okolica" (...) mimo woli skojarzyła mi się z nimi nazwa etniczna Kociewie."
Zacząłem szukać informacji o etymologii tego określenia. Natrafiłem na takie wyjaśnienie: "Na ten temat jest wiele teorii, jedną z nich jest ta, że określenie "kocia wiara" jest parafrazą słowa kacerz (heretyk, sekciarz), które w latach 20-tych XX wieku było częstokroć mylone z niemieckim "Katze" - kot. Ludzie prości, którzy stykając się z językiem niemieckim i słysząc, że należy wystrzegać się wiary kacerzy, tłumaczyli sobie, że trzeba uważać na "wiarę kocią" i odnosili to do pierwszych pojawiających się głosicieli Towarzystwa Strażnica, czyli świadków jehowy. Należy jeszcze dodać, że kacerz to w języku niemieckim Ketzer, a w języku czeskim kacier.". Pytanie tylko, czy na Kociewiu było już znane i używane wobec ewangelików, luteranów w dawniejszych czasach. Nie umiem dać na nie odpowiedzi, ale nasunęło mi się skojarzenie z XIV wiekiem i tym co wyczytałem w "Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego".
Oto wynotowane przeze mnie wypisy z haseł:
Nowa Cerkiew - "Wizytacya (1583, Rozdrażewski) donosi, że w parafii wszyscy prawie mieszkańcy się zlutrzyli, w N. znalazł się tylko jeden katolik. Kiedy proboszcz, na onczas dobry katolik Szymon Żelasko, chrzcił, musiał brać luteranów na chrzestnych."
Bobowo - "Kiedy około r. 1554 umarł tu ostatni proboszcz katol. Paweł, wtedy bez wiedzy biskupa, przysłał tu starosta gniewski Achacy Czema (starosta starogardzki do 1528, później jego brat Fabian do 1580), luterskiego swojego kaznodzieję. Przez całe 42 lat chodzili parafianie na jego nabożeństwo, wcale nie wiedząc, że trwali w odstępstwie. Dopiero za biskupa Rozrażewskiego został kościół przywrócony katolikom r. 1596."
Pączewo - "Około r. 1583 był kość. tutejszy w ręku inowierców (ob. Wizyt. Rozdrażewskiego, str. 61)."
Nowe - "Według wizytacyi bisk. Rozdrażewskiego z r. 1583 liczył 19 parafii: 1) Nowe, 2) Lalkowy, 3) Pieniążkowo, 4) Jania, 5) Nowacerkiew, 6) Królowlas, 7) Klonówka, 8) Dzierzążno, 9) Piaseczno, 10) Opalenie, 11) Lubin, 12) Bzowo, 13) Płochocin, 14) Komorsk; przez lutrów zajęte: 15) Osiek, 16) Skórcz, 17) Pączewo, 18) Czarny las, 19) Dąbrówka (str. 54—61). Widać stąd, że do nowskiego dekanatu dołączono południową część dek. gniewskiego, co nastąpiło niezawodnie w czasie reformacyi, gdy prawie cały ów dekanat odpadł od kościoła, jak świadczy Rozdrażewski (str. 53)."
Gniew - "Roku 1590 przysłany tu był od władzy 1-szy prob. katolicki Jan Radźmiński, który miał kościół farny odebrać po 40 przeszło latach, ale się sprawa jeszcze przewlekała, aż dopiero r. 1596 r. 1 lipca został oddany katolikom."
Skórcz - "W XVI w. kościół przeszło 30 lat zostawał w ręku innowierców. Ówczesny ststa osiecki i starogardzki Marcin Borzewicz sprzyjał luteranizmowi i szerzył reformacyę w obu starostwach. Był on przedtem kanclerzem Stefana Batorego w Siedmiogrodzie. Dopiero po śmierci ststy żona Katarzyna Wojanowska z Wojanowa pod Gdańskiem oddała kościoły katolikom."
Być może nazwa Kociewie to właśnie wspomnienie "kociej wiary" na tych terenach?
Mariusz Kurowski
Literatura:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kociewie
Zofia Stamirowska "Język Polski" 1937, nr 2-5
Stanisław Kujot "Dzieje Prus Królewskich. Cz. 1, Do roku 1309"
Stanisław Kujot "Opactwo Pelplińskie"
"Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich"
Florian Ceynowa "Sto frantovek z poludnjovéj częśej Pomorza Kaszubskjego, osoblivje z zjemj Svjeckjej, Krajni, Koczevja i Boróv : z dodatkjem trzech prosb na vesele"
Florian Ceynowa "Sbjór pjeśni svjatovich, które naród słovjanskj v krolestvje pruskjm śpijewać lubj. Seszit 3, Frantóvkj, Sętopórkj, Prosjbi na vesele"
Część pierwsza - przejdź
"ku Gociewiu"
Pan Bogdan Kruszona opublikował w 2013 roku w wydawnictwie Bernardinum książkę pt. "Kociewie czy kociołki" 1. Książka byłaby jedną z wielu o historii Kociewia, gdyby nie kontrowersyjne wnioski, jakie autor wyciąga na podstawie analizy meldunku ppłk. Józefa Hurtiga (nie Hurtyga!) datowanego na 10 lutego 1807, a adresowanego do gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. Mówię tutaj o rozdziale "V. Nowa analiza starych dokumentów" na stronach 51 do 60. Wnioski te tak się różnią od tego, co dotychczas było wiadomo na ten temat, że nie mogłem na nie pozostać obojętnym. A cóż takiego kontrowersyjnego jest w nich zawarte? "Dokument ppłk. Hurtyga z 10 lutego 1807 r. do gen. Dąbrowskiego zawierający w nazwie Gociewie nie dotyczy w żaden sposób terenów Kociewia określanych i wyznaczanych w dostępnych publikacjach do dnia dzisiejszego." 2. Jakby tego było mało, pisze, że "Podobnie jest z Gociewiem, którego lokalizacji należy szukać w okolicach Malborka." 3. Aż ciśnie się na usta: gdzie Rzym, gdzie Krym? Książka ta za kilka lat może być cytowana jako źródło wiedzy o Kociewiu i wnioski w niej zawarte będą powielane jako jedynie słuszne. A nie są słuszne! Autor skupił się na analizie meldunku, ale przyjął błędne założenia o tym, co wiedzieli lub mogli wiedzieć oficerowie (ppłk Józef Hurtig był adiutantem gen. Jana Henryka Dąbrowskiego). Meldunek należy czytać dokładnie tak, jak został napisany i nie wybiegać w dywagacjach poza to, co w nim jest zawarte. Pułapka w próbie interpretacji polega na tym, że pan Bogdan próbuje go zrozumieć przez pryzmat tego, co on wie o Kociewiu (Gociewiu), a nie, co wiedział ppłk. Józef Hurtig. A według mnie o Gociewiu Hurtig nie wiedział absolutnie nic. Nazwa ta nic mu nie mówiła! Postaram się to w dalszej części udowodnić.
Aby poprawnie zinterpretować ten meldunek, należy najpierw spróbować zrozumieć całość taktyki wojsk polskich, sposobu raportowania, jak również wydarzeń, jakie działy się na tych terenach. Janusz Staszewski 4 w 1933 roku opublikował nakładem Towarzystwa Naukowego w Toruniu książkę "Źródła wojskowe do dziejów Pomorza w czasach Księstwa Warszawskiego część I Zajęcie Pomorza 1806/7 r." 5. Dlaczego ta publikacja jest taka ważna? Ano dlatego, że jest ona zbiorem meldunków, rozkazów i korespondencji Jana Henryka Dąbrowskiego pomiędzy nim a jego oficerami, dowódcami wojsk powstańczych uczestniczących w kampanii pomorskiej. Czym była kampania pomorska? Była ona częścią Powstania Wielkopolskiego 1806 roku 6, jednego w czterech powstań polskich, jakie zakończyły się wygraną. Wygraną, jaka nie byłaby możliwa bez udziału i współdziałania z wojskami francuskimi Napoleona, które najpierw zajęły Berlin, a następnie skierowały się m.in. na Poznań i Warszawę w końcu zajmując tereny Prus.
No dobrze, ale co miało wspólnego powstanie Wielkopolskie z Pomorzem? Dlaczego w ogóle wojska polskie pod dowództwem Jana Henryka Dąbrowskiego znalazły się właśnie tutaj? Aby to zrozumieć, należy przywołać mapę 7 tych terenów opracowaną przez von Schroettera w latach 1802-12. (Mapa jest przywołana tylko do celów poglądowych, Jan Henryk Dąbrowski jej nie znał w czasie, o którym mowa!) Po pasmach porażek i przegranych bitew wojska pruskie cofnęły się na Pomorze i do Prus. Na tych terenach istniały trzy główne ośrodki oporu pruskiego: twierdze w Grudziądzu, Kołobrzegu i Gdańsku. Twierdza grudziądzka była zdobywana przez wojska francuskie przebywające na prawym brzegu Wisły i blokowana przez wojska polskie rozlokowane na lewym brzegu Wisły. Ten podział na prawy i lewy brzeg Wisły jest bardzo ważny, ponieważ rzeka w naturalny sposób stanowiła linię podziału pomiędzy wojskami i tak właśnie wynika to z analizy meldunków. Wojska pruskie natomiast operujące z twierdzy gdańskiej miały pełną swobodę działania na terenie całego Pomorza Gdańskiego, Żuław i terenów dzisiejszego (tak jak dzisiaj je znamy) Kociewia, ponieważ najpierw należało zająć te tereny, następnie zablokować Gdańsk i zdobyć go. Twierdza kołobrzeska natomiast była zdobywana przez wojska francuskie. To właśnie wojska polskie, podporządkowane i współdziałające z wojskami francuskimi, miały za zadanie opanować tereny dzisiejszego Kociewia. Walczyć ze sobą miały dwa wojska: pruskie, tracące teren jak również żołnierzy w wyniku dezercji, i polskie, starające się ustanawiać własną administrację, organizujące ciągle swoje oddziały, zaciągające rekrutów, konie do kawalerii i transportu armat oraz cierpiące na niedostatek broni i ładunków do niej. Wojska polskie miały działać frontem w kierunku Gdańska z punktem koncentracji w rejonie Bydgoszczy z jednej strony i oparte o Wisłę (Świecie, Nowe, Gniew) a z drugiej strony o Koronowo, Tucholę i Chojnice. Jak wyglądało kalendarium tych działań?
5 stycznia gen. Dąbrowski w Warszawie wydał rozkaz (42. strona 61) o koncentracji wojsk w rejonie Bydgoszczy. Wcześniej już 4 stycznia gen. Kosiński zajął Świecie (40. strona 59). W następnych dniach trwało zajmowanie kolejnych wiosek i miejscowości tak, aby utworzyć kordon, linię wojsk w celu przeciwdziałania wypadom wojsk pruskich w kierunku Bydgoszczy i Wielkopolski. Centrum logistycznym i aprowizacyjnym dla wojsk stało się Świecie (22 stycznia, 71. strona 102). Do 29 stycznia zajęte zostały: Nowe, Gniew, Tuchola, Chojnice, Skarszewy, Starogard Gdański i Tczew. 29 stycznia wskutek wycofywania się Francuzów na prawym brzegu Wisły i przerwania oblężenia Grudziądza także gen. Dąbrowski wydaje rozkaz o wycofaniu się wojsk polskich za Czarną Wodę (rzeka Wda) i w kierunku Świecia (152. Strona 185). Po rezygnacji przez Francuzów z blokady Grudziądza mógł się spodziewać ataku Prusaków spoza Wisły i odcięcia swoich wojsk od Świecia. Kolejnym punktem zwrotnym tej kampanii był 10 lutego, kiedy to gen. Dąbrowski otrzymał wiadomości o ponownym oblężeniu Grudziądza przez Francuzów (269. strona 277). Ważną datą są także dni 7-8 lutego, czyli dzień bitwy pod Iławą Pruską, gdzie Napoleon zmusił wojska rosyjsko-pruskie do odwrotu. Do 10 lutego wieści o tej bitwie dotarły już prawdopodobnie do Gdańska i dalej do oddziałów pruskich na dzisiejszym Kociewiu i stały się przyczyną ich wycofania.
A zatem jak dobrze oficerowie gen. Dąbrowskiego znali tereny, na jakich walczyli? Okazuje się, że niezbyt dobrze, a mapy, którymi się posługiwali nie były tak dokładne jak mapa von Schroettera. Oto co pisał gen. Dąbrowski do gen. Kosińskiego 24 stycznia "…Ponieważ mapy tak fałszywe, że żadną miarą w żadnej operacji na nie spuścić nie można…" (89. strona 118). "…Pytaj się jego, czy niema mapy rysowanej departamentu mareinwerderskiej (kwidzyńskiego)…" (89. strona 119). Z kolei gen. Kosiński do gen. Dąbrowskiego 25 stycznia "Niech Generał będzie łaskaw zaleci w swojej kancelarji, ażeby o jednym miejscu pisząc jednostajnie go nazwali, w dzisiejszym rozkazie Starogard i Stargard nieumiejącemu po niemiecku zrobił ambaras." i dalej "Będę się starał z Bystramem złączyć, lecz o Zelgorzu (chodzi o Zelgoszcz) nikt nie wie". Gen. Dąbrowski 26 stycznia do kamery (zarządu) kwidzyńskiej "Proszę takoż prześwietną kamerę, aby kazała natychmiast kopiować dla mnie mapy departamentu swego, które się znajdują po wszystkich stolicach departamentowych" (105. strona 138). Wielokrotnie też opisując swoje położenie określają je poprzez zapisanie, ile to mil (pruskich, równych około 7,5 km) jest względem innych miejscowości. Wniosek jest zatem taki, że musieli polegać na niedokładnych mapach, ewentualnie rysować je sami dla swoich potrzeb, jeśli urzędy miejscowe nie były w stanie ich dostarczyć. Problemem były także niemieckie i polskie nazwy miejscowości, jak również ich wymowa (Zelgorz, Zelgoszcz). Bardzo często stosowali je zamiennie, aby były zrozumiałe dla adresatów meldunków. Podejrzewam, że podobnie mogło być z nazwą Gociewie (Kociewie). Głoski "g" i "k" są na tyle podobne do siebie, że jeśli wymawia je osoba z akcentem, to mogą być zniekształcone. A narodowości na tych terenach było dużo [Polacy, Niemcy, Żydzi, Holendrzy (Olendrzy)] i z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że nie wszyscy byli w stanie poprawnie posługiwać się językiem polskim.
Jakie były relacje żołnierzy polskich i ludności miejscowej? Czy mogli liczyć na ich przychylność? Gen. Dąbrowski bardzo dbał o to, żeby mieszkańcy niezależnie od narodowości nie czuli się skrzywdzeni przez wojska. Niejednokrotnie karał za rabunki. A nieliczne sytuacje, kiedy pozwalano żołnierzom grabić, zawsze były związane z oporem zbrojnym, jaki stawiali mieszkańcy miast. "Odezwa gen. Dąbrowskiego do Holendrów i wszystkich rodu niemieckiego mieszkańców na polskiej ziemi" z dnia 1 lutego (184. Nowe, strony 210-212) wymownie świadczy o tym. Obiecuje, że ludność miejscowa traktowana będzie jednakowo dobrze niezależnie od narodowości. Spośród ludności rekrutowano także szpiegów, którzy donosili o ruchach wojsk i innych sprawach. "Żyd, Józef Manche ze Świecia, zawsze używany od p. Dziewanowskiego pułkownika za szpiega; przed kilku dniami wysłał go tenże p. Dziewanowski pod pretekstem o rekwizycją do Nowego, gdzie mu magistrat miejski kazał przenocować. W nocy przyszła komenda pruska i zabrała go do Gdańska i jest tedy domysł, że Prusacy o nim musieli być uwiadomieni, ile że prosto do tego domu, gdzie on nocował, po niego zajechali. Ten nieszczęśliwy zostawił tu żonę i dzieci, bez sposobu życia." (115. Świecie, 26 stycznia, strona 150). Wiele cennych informacji uzyskiwano poprzez przepytywanie miejscowych i podróżnych.
Kolejna sprawa to pytanie o odległość, jaką była w stanie pokonać piechota i kawaleria w warunkach zimowych. W rozkazie z Warszawy dnia 5 stycznia dotyczącym koncentracji wojsk pod Bydgoszczą gen. Dąbrowski wyznaczył ją bardzo wyraźnie: dzienne 2 do 4 mil pruskich (15 do 30 km) (42. strona 63). W warunkach bojowych dystans ten mógł być różny, ale trzeba pamiętać o tym, że piechota nie była używana do zwiadu, ale co najwyżej patrolowania brzegów Wisły i najbliższej okolicy miejsca postoju. Do zwiadu na dalsze odległości była używana kawaleria. Jednak promień działania także nie był dużo większy. Prawdopodobnie dziennie mogła przebyć około 5-10 mil (42 do 75 km). W jednym z meldunków gen. Kosiński donosi, że "Tym tylko sposobem 10 mil w jednym dniu ujechać potrafię" (157. strona 190). W warunkach bliskiej obecności przeciwnika dowódcy liniowi wysyłali patrole na bliskie odległości tak, aby mieć rozpoznanie terenu i działań przeciwnika. Siłą rzeczy promień działania takiego patrolu nie mógł być zbyt duży, ponieważ ich zadaniem nie było podjęcie walki, ale rozpoznanie sił wroga i miejsc jego pobytu.
Jeśli chodzi o Malbork, to pojawia się on w dwóch meldunkach. Jeden (112 Gniew strona 147), płk. Dziewanowskiego, mówi o tym, że Francuzi po drugiej stronie Wisły (prawej) podeszli do Malborka i Kiszporka potykając się z Prusakami i zwyciężając ich. Drugi (314. z 15 lutego) mówi o patrolach strzegących dróg na Gniew, Starogard, Gdańsk i właśnie Malbork. Malbork i jego okolice nigdy nie były celem wojsk polskich! Na prawym brzegu operowali Francuzi i to oni jedynie potrzebowali mieć rozpoznanie tego terenu. Gen. Dąbrowskiego interesował lewy brzeg Wisły, prawy natomiast tylko w kontekście doraźnego zagrożenia od Prusaków. Jedynie Kwidzyn z racji podziału administracyjnego (powiat obejmował także tereny po lewej stronie Wisły) mógł wyłamywać się z tego schematu. Nie znalazłem też żadnego meldunku, który by informował o sytuacji w okolicach Malborka. Ani przed ani po dacie 10 lutego 1807 roku. A skoro patrol został wysłany, to jakiś ślad w meldunkach musiałby pozostać.
Stan Wisły i możliwość jej przejścia bardzo interesował gen. Dąbrowskiego i dopominał się o meldunki na ten temat. Ale z kontekstu rozkazów i meldunków wynika, że chodziło o ewentualne zagrożenie ze strony wojsk pruskich i przeciwdziałał temu rozstawiając straże i wysyłając patrole wzdłuż rzeki. Oto niektóre z nich: "Już Wisła zaczyna stawać tak, że już ludzie przechodzą pojedynczo." (101. Nowe, 26 stycznia, strona 134). "Wisła, aż do montewskiej szpicy jest zamarzła, od szpicy do Tczewa jest otwartą, za Tczewem aż do Gdańska znów stoi." (110. Gniew, 26 stycznia, strona 143). "Uwiadomniono mnie natychmiast, że tu znajdują się Prusacy, lecz posławszy mocne patrole nad przewóz pokazało się, że tu nie było, jak tylko 3 dragonów, którzy zatrudniali się usłaniem słomą ścieżki przez Wisłę i ci na zbliżenie się patrolu wystrzeliwszy z pistoletów uciekli. Mieszkańcy tutaj powiadają, że tu widzieli dnia wczorajszego 38 Prusaków, oprócz wspomnianych 3 dragonów, z których jedni powiadali, że tędy regiment kawalerji, a drudzy, że 3 kompanie piechoty przeprawić się mają równo ze świtem." [179. Munsterwalde (Opalenie), 31 stycznia, strona 206]. I najważniejszy, bo dotyczący stanu Wisły w dniu napisania meldunku przez Hurtiga: "Dnia 10 lutego przeprawiło się naszych przez Wisłę ludzi sto pięć. Miejscami był lód słaby, że konie wpadały. Widząc to, nasi szukali innego miejsca do przeprawy i dotąd nie przybyli." (291. Rudnik strona 289). Wynika z tego, że owszem, Wisła była możliwa do przeprawy, ale nie było to łatwe i patrol pozostający na prawym jej brzegu łatwo mógł zostać przechwycony i wzięty w niewolę. Ostatni opis dotyczy przeprawy pod Grudziądzem w dniu zdobycia twierdzy grudziądzkiej i w sytuacji dobrego rozpoznania terenu. Inaczej to wyglądało pod Nowem.
Skoro już dotarliście do tego momentu, to czas najwyższy na przywołanie pełnego tekstu meldunku ppłk. Hurtiga. Większość ludzi zna tylko fragment o wysłaniu patrolu ku Gociewiu. Niewielu zna pełen tekst meldunku.
Oto on:
"Nowe, 10 lutego 1807.
Ppłk. Hurtig do gen. Dąbrowskiego.
Stanąłem w tym momencie tutaj. Prusaków miało być 400 do 500 wszystkiego i mieli armaty, wczoraj rano wymaszerowało 200 ludzi, a wieczór reszta, wszyscy poszli do Gniewu, o czem mam pewną wiadomość, bo mówiłem z ludźmi, którzy ich żołnierzy odwozili i spotkałem powracających.
Zostawiam tak kawalerję płk. Dziewanowskiego jako i piechotę w mieście, dopóki dalszych rozkazów nie odbiorę. Skoro konie wytchną, pójdą dwa patrole: jedna ku Gociewiu [?], a drugi ku Starogardowi. W Starogardzie ma się 200 Prusaków znajdować.
Hurtyg, ppłk.
Mówią, że wszystkie wojska pruskie będące w tych okolicach, dostały rozkaz cofnąć się aż do Gdańska."
Zastanówmy się, co takiego Hurtig napisał w tym meldunku. Nie miał powodu kłamać, fantazjować, bo straciłby wtedy zaufanie swojego szefa, gen. Dąbrowskiego. Przekazywał to, co wiedział i w taki sposób, żeby być zrozumianym. Dlaczego użył słowa "Gociewie" i co ono oznacza? Zapomnijmy przez chwilę, że wiemy, co to jest Kociewie i jakie jest jego dzisiejsze położenie. Postawmy się w sytuacji oficera, który przepytuje ludzi, którzy powrócili po odwiezieniu żołnierzy pruskich i mówią mu, gdzie ich odwozili, w jakim kierunku. Dlaczego stosuje dwie nazwy Gniew i Gociewie? Gniew przewija się ponad 70 razy na 394 meldunki, natomiast Gociewie tylko raz, ten jeden jedyny. Otóż Hurtig usłyszał tę nazwę być może po raz pierwszy i potraktował ją tak, jak każdy wojskowy by ją potraktował. Gociewie to nazwa miejscowości, wioski, a nie krainy geograficznej rozumianej tak jak mogłoby się to dzisiaj wydawać. Nigdy wcześniej ani później w żadnym meldunku nie wysyłano patroli na Żuławy ani Kaszuby, zawsze jest wskazane konkretne docelowe miejsce, wieś czy też miasto. Jeśli jest mowa o Żuławach, to np. w kontekście zbierania zaopatrzenia z kilku wiosek leżących na Żuławach lub też wysłania patrolu do Tczewa a później na Żuławy. Dla ludzi miejscowych określenie Gociewie było zrozumiałe, natomiast dla Hurtiga już nie. Moim zdaniem doszło do pomyłki Hurtiga w rozumieniu tego, co ludzie odwożący żołnierzy mu przekazali. Oni mówili o regionie, dosyć niewielkim w tamtych czasach, natomiast on potraktował to jako nazwę wioski! On chciał wysłać patrole w ślad za Prusakami, a ci z kolei nie mogli z armatami przeprawiać się przez Wisłę, rozdzielać siły, ponieważ armaty były zbyt cenne, żeby je stracić podczas przeprawy. A nie byli w tym czasie postawieni pod ścianą, nie musieli ewakuować się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia wojskami polskimi. Rozdzielili swoje siły tylko po to, żeby wysłać przodem armaty z osłoną piechoty, natomiast straż tylną stanowiła druga grupa osłaniała odwrót zatrzymując ewentualny atak. Pozostawienie armat w Gniewie także nie wchodziło w grę, ponieważ były one potrzebne do obrony bardziej ufortyfikowanych miast jak Tczew czy Gdańsk.
Ten dopisek na końcu o rozkazie cofnięcia się aż do Gdańska wskazuje na to, że mogli wybrać najkrótszą drogę do Gdańska, która prowadzi przez… Pelplin. Sam autor publikacji Janusz Staszewski także sądził, że Gociewie to zniekształcona nazwa wioski, dlatego opatrzył nazwę pytajnikiem [?] i umieścił w wykazie miejscowości na końcu książki. Podejrzewam, że mianem Gociewia (Kociewia) określano teren kilku wiosek pomiędzy Ropuchami na północy a Królów Lasem na południu, czyli tereny dzisiejszej gminy Morzeszczyn. Jest wiele poszlak wskazujących, że chodzi dokładnie o ten obszar, ale to już temat na oddzielny artykuł.
1 http://pl.scribd.com/doc/168957473/Kociewie-czy-kocio%C5%82ki-szary-150dpiscribd
2 http://pl.scribd.com/doc/168957473/Kociewie-czy-kocio%C5%82ki-szary-150dpiscribd strona 60
3 http://pl.scribd.com/doc/168957473/Kociewie-czy-kocio%C5%82ki-szary-150dpiscribd strona 59
4 http://pl.wikipedia.org/wiki/Janusz_Staszewski_(historyk)
5 http://www.kpbc.ukw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=24280
6 http://pl.wikipedia.org/wiki/Powstanie_wielkopolskie_1806_roku
7 http://rcin.org.pl/dlibra/docmetadata?id=829
CZĘŚĆ 2 - PRZEJDŹ
2015 jest rokiem V Kongresu Kociewskiego, odbywającego się co 5 lat. W imieniu Komitetu Organizacyjnego Kongresu Zarząd Bractwa Czarnej Wody (organizacja pożytku publicznego, KRS 0000003678) zaprasza do udziału w Imprezach na Orientację o Puchar Kociewia 2015. Głównym celem Pucharu jest promocja walorów turystycznych naszego regionu.
Cykl składa się z pięciu zawodów rozgrywanych zasadniczo na terenie Kociewia. Odbędą się one w powiecie świeckim - gminy Warlubie (Bielowszczak) i Osie (Nad Wdą) oraz w powiecie starogardzkim - w gminie Osiek (Szago) i na terenie pozostawionym do decyzji organizatorów w późniejszym czasie (Majówka "15 i Harce). Imprezy Pucharu Kociewia są jednocześnie imprezami innych cykli - Pucharu Borów Tucholskich (Bielowszczak, Nad Wdą, Harce i Szago), Pucharu Starogardzkiego (Majówka "15) i Pucharu Województwa Kujawsko-Pomorskiego (Bielowszczak i Nad Wdą).
W zawodach mogą wziąć udział wszyscy chętni bez względu na poziom umiejętności - przygotowane będą trasy piesze TT (dla niezaawansowanych, zaczynających starty w InO), TM (zasadniczo dla uczniów gimnazjum, o niedużym stopniu trudności), TU (dla średnio zaawansowanych, głównie uczniów szkół średnich) oraz TZ (dla zaawansowanych). Ponadto na trzech imprezach odbędą się zawody TR - rowerowe (bez ograniczeń wiekowych). Osoby z formalnie kategorii wyższych, oceniające swoje umiejętności krytycznie, mogą sprawdzić się poza konkurencją w kategorii niższej.
Zasady InO są podane w uproszczeniu na stronie Zespołu Szkół w Osiu - http://zszosie.pl/images/biegi/biegi.pdf oraz http://www.zszosie.pl/index.php?limitstart=99.
Informacje na temat pierwszych zawodów (Bielowszczak 28 marca) znajdują się na stronie Pucharu Borów Tucholskich www.pbt.turystyka.pl. Po 7 kwietnia wszelkie informacje dotyczące Pucharu oraz InO będą się ukazywać na nowej stronie Bractwa - www.bractwoczarnejwody.org.pl.
Wszelkich informacji udziela kierownik Pucharu, prezes Bractwa Czarnej Wody - Józef Malinowski - tel. 530 702 068, mail bczw@poczta.onet.pl i prezes @bractwoczarnejwody.org.pl.
Ona: - Pan się nie dziwi, że ja nie chciałam pana wpuścić. Bo pan wie, co się dzieje...
On: - Podawali w telewizji, że w Olsztynie z gazowni niby zadzwonili, że zaraz przyjdą. Przyszli, zwiózeli jó, naleli jó. Dwóch przyszło, a za nimi czterech.
Wieczorny quizik? Proszę bardzo! Gdzie to jest w Starogardzie? Kiedy, to oczywiste - czasy okupacji. Ale gdzie? Rozwiązanie i komentarze pod zdjęciami.
Właśnie fakt braku jakichkolwiek innych informacjach o Franciszku Chylewskim spowodował, że postanowiłem wyjaśnić jego historię. Po wielomiesięcznych poszukiwaniach w archiwach udało się ustalić losy Franciszka od dnia urodzenia aż do jego śmierci. Dużą pomoc okazali tu członkowie rodziny Franciszka, których odnalazłem w Tczewie. Posiadali oni wiele zdjęć Franciszka z okresu jego służby w polskim lotnictwie, ucieczki prze Rumunię Grecję do Anglii oraz z czasów służby w 300 Dywizjonie, które pozwoliły na uzupełnienie znalezionych informacji. Wszystko to pozwoliło na napisanie jego biografii, która została opublikowana w Zeszytach Chojnickich roczniku wydawanym przez Chojnickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Promocja Zeszytów Chojnickich odbyła 31 stycznia 2015 roku w Chojnickim Ratuszu. Wszystkich zainteresowanych losami Franciszka Chylewskiego odsyłam na moją www.krzysztofkowalkowski.pl lub na stronę miasta Chojnice: www.miastochojnice.pl/zeszyty-chojnickie/ gdzie można przeczytać m.in. mój artykuł o Franciszku Chylewskim uzupełniony zdjęciami udostępnionymi przez jego rodzinę oraz uzyskanymi z Instytutu i Muzeum im. Gen. Sikorskiego w Londynie.
Krzysztof Kowalkowski
Redaktor naczelny rocznika Kazimierz Jaruszewski omawia najnowszy numer Zeszytów Chojnickich.
Przedstawiam kulisy pracy nad biografią Chylewskiego.