niedziela, 1 marca 2015

ANTONI CHYŁA. 1 marca Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" - cz. 1

Wielu z nas 1 marca nie kojarzy się z pamięcią o "Żołnierzach Wyklętych" tu - na Kociewiu. Sam chciałem zebrać materiał o tych żołnierzach, gdyż dotychczasowy jest opracowany dosyć zdawkowo. Zawsze odkładałem to na później, lecz doszedłem do wniosku, że należy spisać to, co faktycznie udało mi się zebrać.

Działalność szwadronu 5 Wileńskiej Brygady AK pod dowództwem Zdzisława Badochy ps. "Żelazny" jest niezaprzeczalna. Część żołnierzy kwaterowała w leśniczówce Lasek, gdzie ojciec był leśniczym. Do leśniczówki zawitali późnym wieczorem, kiedy ojciec akurat czyścił swój sztucer. Dość silne dobijanie do drzwi leśniczówki ojciec skwitował do matki słowami: "Kto tak późno włóczy się po nocy?".


Matka otworzyła drzwi i do leśniczówki weszli żołnierze. Przedstawili się, że są z 5 Wileńskiej Brygady AK. W tym czasie poza rodzicami w leśniczówce była tylko mała siostra Lidzia. Żołnierze usłyszeli słowa ojca, gdyż okno było uchylone - był to maj 1946 roku, było dość ciepło. Początkowo byli trochę oburzeni, że ojciec ich tak określił. Wokół leśniczówki wystawili wartę. Matka przygotowała im posiłek. Spali w leśniczówce na słomie, którą przynieśli ze stodoły.

Rankiem życie w leśniczówce toczyło się normalnie, z tym że siostrę Lidzię partyzanci częstowali cukierkami, które zarekwirowali w sklepie geesowskim w Lubichowie. Słoma została zawsze uprzątnięta tak, że osoby, które by przybyły do leśniczówki, nie mogłyby się zorientować, że ktoś nocuje.

Partyzanci przez czas pobytu w leśniczówce odpoczywali i dość często czyścili broń. Specyficzne było to, że na parapetach okien były pozostawione granaty - na wypadek obrony. Ojciec wypełniał swe obowiązki leśniczego, z tym że miał zakazane informować kogokolwiek, że partyzanci są w leśniczówce.

Pewnego dnia matka pompując wodę ze studni na podwórzu usłyszała warkot silnika. Wbiegła do leśniczówki i krzyknęła, że ktoś jedzie. Partyzanci kazali zamknąć drzwi i powiedzieli, że będą się bronić. Okazało się, że przyjechał do nich łącznik na motorze - pan Leon Bukowski z Wdy, który przekazał informacje.

Krótko po tej wizycie partyzanci opuścili leśniczówkę Lasek, nakazując ojcu zgłosić fakt ich pobytu na Posterunku MO w Lubichowie. Ta ich wizyta sprawiła, że ojciec znalazł się w grupie osób, które nie były godne posiadania broni myśliwskiej i przestał być członkiem PZŁ. Leśniczówka Lasek, wchodząca w skład nadleśnictwa Lubichowo, znajdowała się w lesie, dość daleko od większych skupisk ludzkich i jako kwatera dla partyzantów była idealna.



Drugie spotkanie tego szwadronu z mieszkańcami Kasparusa w gminie Osiek nastąpiło podczas niedzielnej mszy świętej w kościele pod wezwaniem świętego Józefa w tejże miejscowości. Jak relacjonował naoczny świadek tego zdarzenia pan Jan Talaśka, w niedzielę zwarty oddział partyzantów wszedł do kościoła na początku mszy i zaśpiewał pieśń "Boże coś Polskę". Wszyscy uczestnicy mszy przestali się modlić i patrzyli na nich. Ksiądz przerwał odprawianie mszy i też patrzył na nich. Wszyscy byli ubrani w mundury wojskowe i w klapach mieli ryngrafy Matki Boskiej. Szczególnie utkwiła mu w pamięci sanitariuszka, która miała dużą torbę i na ramieniu opaskę białą z czerwonym krzyżem.

W tym czasie przed kościołem partyzanci mieli wystawioną wartę z czterech osób. Po wyjściu z kościoła w zwartym szyku opuścili wieś. Sanitariuszce towarzyszył duży pies, który szedł obok niej. Pan Kolaska słyszał, że mieli oni stacjonować w leśniczówce Szlaga, ale czy to jest prawdą, nie wie. Sanitariuszka to Danuta Sędzikówna ps. "Inka", pracownica nadleśnictwa Miłomłyn, która z początkiem 1946 roku nawiązała kontakt z dowódcą szwadronu Zdzisławem Badochą.

Ps. W tej pierwszej części chcę pokazać codzienny dzień żołnierzy 5 Brygady Wileńskiej AK szwadronu działającego na Kociewiu. Być może ktoś ma również bezpośrednie relacje z partyzantami z tego okresu i zechce podzielić się nimi na łamach WWW.kociewiacy.pl, a warto.

Skórcz dnia 28.02.2015 rok Antoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz