sobota, 7 maja 2005

Co po Papieżu?

Żałoba narodowa
Wydarzenia związane z śmiercią Papieża pokazały, ze jest w nas olbrzymia, niewykorzystana siła. Mam wrażenie, że należy jej się bać. Bo przyrównać ją można chyba tylko do pamiętnych wydarzeń 1981 roku, które zmieniły system polityczny w Polsce. Teraz przeróżnej maści socjologowie i teoretycy będa pisać prace magisterskie o zbiorowym amoku, bądź też manifestacji jedności i powrocie do religii ludzi, którzy byli od niej z różnych względów daleko. A my Kociewiacy? Zapalilismy tysiące zniczy, modlimy się o beatyfikację naszego wielkiego rodaka, ba, nawet przez kilka dni potrafiliśmy na siebie nie warczeć. Ale już to wszystko wraca do normy : politycy , którym nie udało sie nic ugrać na śmierci Jana Pawła II już rozpoczęli swoją kampanię, dzienikarze- zresztą bardzo wysoko ocenienie przez społeczność za to, że z wyczuciem i kompleksowo informowali o tym wydarzeniu, już kopią się po kostkach. Od śmiercji Karola Wojtyły minęło... dni. Czy razem z nim umarło coś więcej? chyba tak. Gdzie teraz szukać autorytetów. W Warszawie, Pcimiu czy Starogardzie? Tu jest po staremu: jest jeden słynny pijak z genami długowieczności, jeden mąż opatrznościowy - lokalny nawiedzony polityk, który uważa, że wie wszystko najlepiej, jeden lokalny szpicel, który węszy gdzie się tylko da i donosi komu się tylko da (już nie podówjny agent, a wielkrotny), jeden lokalny nawiedzony mąż sprawiedliwy - strażnik prawa (nic, to że z wyrokiem!), jeden lokalny pseudodziennikarz śledczy, jeden charakterystyczny lekarz - np. ginekolg, który bierze w wielką łapę, jeden nawiedzony pseudopoeta, jeden filmowiec, który skończył kręcić filmy, kiedy przestali produkować celuloid, daje się też i rozpoznać najpiękniejszą dziewczynę, dandysa, osiłka i głupiego Jasia.
Czy trzeba uciec stąd daleko?
Media do tego stopnia kochały papieża, że praktycznie do końca puszczały mimo uszu jego radykalizm w kwestiach socjalnych. W rzeczywistości jednak papież Jan Paweł II w swoich encyklikach konsekwentnie wypowiadał się przeciw bogatym i potężnym. Jego walka przeciwko syrenim śpiewom rynku była znacznie bardziej zażarta niż niegdyś walka z komunizmem. Ale i pod tym względem najlepiej rozumiała go młodzież, uznając niemalże za sprzymierzeńca-wywrotowca, jako że właśnie młodzi ludzie - przy całym swym zafascynowaniu konsumpcją - zawsze otwarci są na hasła wyrzeczenia się jej złudnego uroku.
Być może prawda jest taka, że Ojciec Święty triumfował właśnie w swoich klęskach. Nie był w stanie zapobiec wojnie w Iraku, jednak jego sprzeciw wobec niej przyniósł mu podziw i miłość. Trudno wyobrazić sobie coś bardziej wzruszającego niż modlitwy o pokój, wygłaszane przez papieża w wózku inwalidzkim, bezwładnie przechylonego na bok, jak obalone drzewo. I to jak pielgrzymowali do niego najpotężniejsi tego świata, a on ich bez wahania upominał!
Żałoba pełna była wspomnień i deklaracji. O wielkiej mądrości Zmarłego, naukach z mądrości jego płynących i przemianach, jakie spowodował. Ludzie z pierwszych stron gazet, ludzie tam niegoszczący deklarowali, że od tej pory staną się lepsi. Zrealizują w testamencie Jego Wartości. Będą naprawdę przestrzegać Dekalogu, wyrzekną się agresji, zapiekłości, zajadłości. Pojednają się z wrogami swymi. Jakżesz było to piękne, wzruszające!
Przychodzi dzień, kiedy ogłoszona żałoba skończyła się. Ogłoszona, bo własna jest nieograniczalna. Nastaje dzień, kiedy trzeba wrócić do codziennych, "normalnych" zajęć. Jak silnie, jak długo przetrwają tak licznie złożone publicznie i sobie deklaracje poprawy? Czy były one wyrazem autentycznej przemiany, czy tylko poprawności medialnej?
Po "dniu po" będą następne dni. Wtedy okaże się naprawdę, jak wielki wpływ wywarł Papież na tak liczne grono ludzi, tak bardzo deklarujące przywiązanie do jego nauk.
Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz