ZEC ?Star- Pec? - starogardzkie przedsiębiorstwo energetyki cieplnej, którego współwłaścicielem jest niemiecki Stadtwerke Leipzig GmbH zatrudnia 95 pracowników stałych i 10 sezonowych. Szybko rosnące ceny koksu (z ubiegłorocznych 490 zł na 790 zł za tonę) i oleju opałowego (z 1.400 zł na 2.200 zł za tonę) spowodowały, że firma rozbudowuje istniejącą sieć miejską i likwiduje małe, nieefektywne ekonomicznie kotłownie.W najbliższych planach ma zostać zlikwidowana kotłownia przy hali Agro - Kociewia, byłego technikum chemicznego, kotłownia przy ul. Gimnazjalnej i przy przychodni lekarskiej. Chęć podłączenia się do sieci miejskiej wyraził też zakład produkujący meble okrętowe FMO Famos.
Aby nie redukować zatrudnienia zarząd spółki szuka też pracy w usługach okołociepłowniczych. Obecnie 13 procent pracy nie jest bezpośrednio związane z produkcją, przesyłem i dystrybucją ciepła.
- Przez najbliższe ponad 2 lata zwolnienia nie grożą pracownikom- mówi Wojciech Pomin, dyrektor spółki- Wynika to z pakietu socjalnego, który został wynegocjowany przed prywatyzacją. Później duża część załogi będzie korzystała ze specjalnej osłony przedemerytalnej. Pracy jest tak dużo, że nie
przyjmujemy wykonawstwa usług remontowych i inwestycyjnych poza Starogardem. Znacznie wzrosła wydajność pracy. W roku 2002 przerób na jednego pracownika wynosił 99 tys. zł rocznie, a w ubiegłym 118 tys. zł. Myślę, że ta tendencja będzie się utrzymywać, bo wzrosła świadomość pracowników.
Dyrektor wie co mówi. Spółce udaje się uzyskać niższą cenę gigadżula od konkurencyjnej, byłej elektrociepłowni Polpharmy. Np. za pierwszy kwartał średnia cena netto wyniosła 35,57 zł za 1 GJ ?loco odbiorca?. Ta cena w ciągu roku wzrośnie, bo trafią się jeszcze zimne miesiące. W 2003 roku cena 1 GJ wynosiła 41,02 zł, a 2004 roku cena spadła i wynosiła 40,84 zł/GJ.
W niemieckiej centrali firmy trwa walka o wpływy. Donoszą o tym niemieckie gazety. Jednak ta sytuacja nie powinna mieć wpływu na sytuację starogardzkiego Star- Pecu.
- Nie mogę i nie chcę komentować tej sytuacji, bo jej nie znam i nie czytałem niemieckich gazet - powiedział nam W. Pomin. Chętnie za to opowiada, że jego pracownicy uczą się angielskiego i to z dobrymi efektami. Kilku z nich po 3 miesiącach nauki porozumiewało się w Lipsku bez tłumacza.
Jarosław Stanek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz