środa, 22 września 2010

INTERNETOWE DEBIUTY. Wiersze Jolanty Steppun




























Jolanta Steppun, urodzona starogardzianka. Mówi o sobie, że ma duszę małej artystki. Od dzieciństwa interesują ją wszelakie robótki ręczne, rysunek oraz poezja.
Dzierga drutami swetry, czapki, szydełkiem czaruje serwety, bluzki...
Haftuje na kanwie ściegiem krzyżykowym zwierzęta, kwiaty - oprawione w ramy zdobią wnętrze mieszkania.
Uczęszcza na zajęcia Klubu Miłośników Plastyki osób dorosłych w SDK.
Maluje obrazy na płótnie akrylem i farbami olejnymi.
Ma za sobą wystawę plastyczną. Wernisaż pt. "Cztery Pory Roku" 04 stycznia br. zorganizowała Spółdzielnia Mieszkaniowa "Kociewie" w Starogardzie Gdańskim.

Pierwsze wiersze pisała jako nastolatka. Zostało po nich tylko wspomnienie. Inspiracje do pisania daje samo życie. Tematyka wierszy jest różna. Pani Jola jednak przyznaje, że lubi pisać wiersze smutne. Twierdzi, iż one najbardziej docierają do serca czytelnika.
W maju 2009 roku odbyło się pierwsze spotkanie z poezją Joli w Starogardzkim Centrum Kultury w "KAWIARENCE POD GWIAZDAMI". W marcu 2010r. kolejna recytacja wierszy w SDK. Wena twórcza jej sprzyja, a to prowokuje do rozmyślań o własnym tomiku poezji...


WIERSZE



ojciec się uśmiecha z pożółkłej fotografii
czytasz jak ksiądz w kościele
kolejne wiersze księgi
marszczysz czoło
tkwi gdzieś w tobie pustka
szukasz kawałka by wypełnić

podpatrujesz z werandy
wiadro deszczówki z zakwasem
szare stado wróbli przy płocie
wydziobuje namoczony chleb
w sąsiedztwie gołębie zataczają
kręgi...
przypominają czas powrotu

w izbie półmrok
na stole haftowany obrus
kociewskie tradycje zostawiła na nim Felicja
w wazonie imieninowe róże
(mało kto pamięta o imieninach)
kupiłeś bukiet czerwonych

matka wczoraj wytopiła skwarki
w powietrzu zapach wiejskiego chleba
zjemy po pajdzie ze smalcem i solą
do polskiej z gorczycą
i nim powrócisz do miasta
zostawisz skrawek siebie dla niej


3000 lub trzy tysiące (i więcej)
prezent od ciebie
nie jestem zdziwiona
szukam tylko powodu
w myślach brak okazji

jestem podobna
nie wnikam w drobiazgi
cierpliwość znajdzie odpowiedź

rozrzucam kawałki na stole
sporo tych samych
a jednak tak innych

od ciebie
sposób na lepsze jutro

dziękuję za puzzle i pamięć


cierniowa za te włosy rude
wracając autostradą
czuję się jak żołnierz
w Twoim wierszu
z taką wielką różnicą

on powraca z niewoli
jemu szumi polska brzoza
ja powracam do niewoli
też mi szumi lecz nie ona

Władysławie jestem niewolnikiem
moje myśli słowa
dom moje pęknięte serce
jak wszyscy jestem grzeszna


doskonałe bez ram
męska koszula na niej
wyblakły błękit dotyka wczoraj
on nic nie obiecał
nic co by mogło być jutro

pomimo
z rękawa spływają słów potoki
nocy niezapominajki
tylko oczy wychodzą na smyczy

ponad czasem
powietrze wolne i czyste
wstrzyknięta dopasowana dawka
wygodnych uczuć

podświadomość
nadaje kształty i formy jutra
władza mózgu wypełza ze schematu
osiąga wyznaczony cel


gdybym dała tytuł byłby za szczery
nieważne jak mnie widzisz jak opisujesz to tylko słowa
twoje myśli i skojarzenia co ty o mnie możesz
ważne jak On widzi w jego oczach zwierciadło prawdy
jeśli istnieje - może to tylko urojenie naiwnej

dla siebie kawałek skruszonego serca
odrobinę wyrozumiałej fantazji tu i teraz nie wiem czy jutro
bukiet chabrów i maków w środku zimy pachnie
w każdej kieszeni i szufladzie schowana rozpacz

chodź podaruję tobie kapelusz czarny z dużym rondem
przysłoni tragedii polukruje ciemności świata
one bolą cholernie bolą nie biorę tabletek na bezsilność
nazbyt mało znam siebie o bliskich wiem jeszcze mniej

czego żądasz - przecież jestem grzechem
twarz i oczy w dużych czarnych okularach schowane łzy
tylko tyle chęć przeżycia i pociąg do rozpusty
taki zwyczajny człowiek z krwi i kości - nie zaprzeczaj

nie dane mi prawa sądzenia nie mogę być obiektywna
przekleństwo tego świata brak identycznej połówki
coś wychodzę z ramki tematu poezja jest grzeszna
snuje się po kątach szarego miasta rozrzucona w sieci

poeta rozpustny sieje nie martwi się zbiorem
który słowem nie grzeszy duszą nie kocha - powiedz mi
jakie stulecie nazwać świętym jakie jest pięknem
nie żal mi słów kartki czasu nie szkoda na myśli spisanie

nie wiem co jutro przyniesie czy mnie to obchodzi


jak potrafisz ukrzyżuj
wyrywają ostatnie ludzkie
dla własnej monety
wieszają na palu -
życie artysty

gardzą miłością bo zabrakło
oschłe miasta ocal proszę
dziwki też chcą żyć -
pamiętaj synu

wieczną chwałę mieć będzie
ostatni umierający liść
płacz brzozy
a teraz idź


wiadomość na którą czekasz
na białym obłoku
zostaną wyraźne ślady
do diabła z nimi
niech wiedzą jak można

seksu z myślenia nie będzie
daleko tak blisko
rozniecone płomienie pożądania

klepsydry nie oszukamy
nie nadrobimy straconych przyjemności
pragnienie zżera lakier z paznokci
gwałtownie uderza puls

czuję wilgotność warg
resztę dopowie niemy język

nie odpisuj
otwórz drzwi


pociąg
wyznaczone tory
zakurzone stare stacje
ciążą te same nazwy
wagony przepełnione pracą
otwarta świeża gazeta jak kanapka
z dworcowego kupiona w pośpiechu
pachniało dymem wczorajszych papierosów
i ściskał brak kartek

pamiętam
tamte pomarańcze
słodki smak wystany w długich kolejkach
dla nas zaczarowane miejsce

pociąg wciąż jeździ
w wagonach jakoś inaczej
komórka pachnie ulubioną muzyką
obdarte z głodu dworce
i tyle uczuć

nasz topos



pana tam nie było - opowiem
pamiętam była wąska ścieżka
między łąką a polem zboża
zbierał chabry w bukiet
i motyle wirowały w tańcu

rozpostarta zieleń z błękitem
między nim a mną kaczeńce
wbijały się w źrenice ukrywając nagość
uczucie ponad kwitło prawdą

miasto widziało splecione dłonie
przy świecach wystawny obiad
a restauracja zawiść siała
rosła zazdrość ich oczu

teraz noce w samotność wyglądają
tam popłynąć na jawie
ścieżka - porosła pokrzywą
nic że kłuje piszę wiersze

nie ukrywam między wersami
płynie życie



Gdańsk
jest takie miasto w kraju
znalazłam tu ciszę i wolności smak

z życia mego cudnych chwil zaledwie kilka

tu nauczyłam się żyć mając naście lat

bliskie sercu memu
Stare Miasto z królem nad królami Neptunem
i "Panienka z okienka" która wciąż czeka ukochanego
Długa i Piwna moje zaczarowane ulice


trzeba wspomnieć
Żuraw nad spokojną Motławą
gdzie snułam moje marzenia jako dziewczę młode
tak mi dobrze było i byłam szczęśliwa

gdy tęsknotą napełniam serce
odwiedzam je w pośpiechu życia
z uśmiechem wspomnień je witam
ze smutkiem opuszczam

tak bardzo moje
zwyczajne a niezwyczajne
stare uginające się pod ciężarem dat
i młode tętniące życiem i miłością

może na nowo zamieszkam w nim jak kiedyś
w młodości wspomnienia teraźniejszość wplotę
i przeszłości strony na kartce białego papieru zapiszę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz