środa, 3 maja 2006

"Przeplotnia" - książka o Kociewiu

Jeszcze kilka - kilkanaście dni, a na rynku księgarskim ukaże się "Przeplotnia" - książka, nad którą pracowałem przez ostatnie miesięce, a w pewnym sensie przez 16 lat jako - po kolei: redaktor prowdzący "Informatora Pomorskiego", redaktor naczelny "Gazety Kociewskiej" - od 1990 do 2000 r., redaktor naczelny "Tygodnika Kociewskiego" - od 2000 do 2003 r. i od 2003 jako redaktor prowadzący "Kociewiaka" (magazyn w piątkowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego").


Pozycja liczy sobie 320 stron, jest ilustrowana, ale zasadniczno ma być do czytania. "Przeplotnia" to obszerny zbiór moich reportaży, wywiadów, felietonów i opowiadań o Kociewiu i Pomorzu (m.in. teksty nagrodzone w "Rejsach" - w piątkowym magazynie "Dziennika Bałtyckiego"). Książkę będzie można również nabyć zamawiając przez internet, a konkretnie - przez moją stronę, na której właśnie jesteście (Wirtulane Kociewie - adres: www.kociewiacy.pl).
Książkę opatrzyłem dwoma recenzjami: Andrzeja Grzyba i Dariusza Szretera. Zamieszczam je niżej.
Tadeusz Majewski



Andrzej Grzyb o "Przeplotni"

Na skraju świata czyli w centrum dzieją się rzeczy zwykłe, ale tak szczególne, że warte zauważenia, opisania, zapamiętania. Centrum jest tam, gdzie żyjemy od pokoleń albo i od wczoraj. Niełatwo jest z tego codziennego tworzywa wyłuskać obrazy, historie, opowieści, które nie tyle warto zapisać, ile trzeba, bo za chwilę zagasną jak diamenty w popiele.

Życie gazety, jak jętki jednodniówki, jest krótkie. Dzień następny unieważnia numer poprzedni. Jeśli jednak obserwator - redaktor jest osobą obdarzoną talentem, to owoce jego dziennikarskiej pracy okazują się trwałe. Warte po namyśle zebrania w książkę, której zawartość tak pięknie świadczy, rejestruje życie ludzkie. W przypadku proponowanego przez Tadeusza Majewskiego zbioru zatytułowanego "Przeplotnia" tak właśnie jest.

Jego reportaże literackie zasługują na dłuższy żywot niż ten w gazecie czy tygodniku. Autor to nie tylko reporter wykonujący swoje dziennikarskie obowiązki, lecz bystry obserwator niuansów codzienności, ludzi i zdarzeń, z których splata się zajmująca historia wciąż nieznanego nawet w sposób dostateczny regionu, Kociewia.

Jego świadomość materii literackiej pozwala mu w krótkich, prawie depeszowych relacjach zawrzeć spostrzeżenia głębsze, pytania istotniejsze niż czyni się to w codziennej dziennikarskiej pracy. Konstrukcja tych reportaży raz jest dynamiczna, jakby pospieszna, a innym razem powolna, refleksyjna, doskonale dostosowana do potrzeby obrazu czy opowiadanej historii. I nie ma tu żadnego lukru, życie pokazywane jest takim, jakim jest.

Bywa, że z pozoru błahy fakt, przypadkowe spotkanie staje się pretekstem do opowiedzenia życia bohatera, a jest ono w czasie i przestrzeni, jak się okazuje, niezwykłe, dramatyczne, zapętlone w historię trudna i okrutną, tą właśnie, jakiej doświadczyło Pomorze w XX wieku.

Ma autor chłodny dystans do bohaterów swych opowieści, co pozwala nieraz ukazać to nawet, czego ów bohater nie chciał powiedzieć i dobrze, że rozpoczął swoją książkę jakby opowieścią o sobie samym, o losach swojej rodziny, która na Kociewie przyszła, wygnana przez wojnę ze swych wschodnich pieleszy. Los wygnańców wojny i Jałty jest przecież też częścią historii Pomorza.

Jednym z pierwszych reportaży, jakby trochę broniąc się przed nieprzyjaznym przecież określeniem "bosy Antek", zgrabnie ripostuje autochtonowi, że ten ma jakby rzymski, a może żydowski nos. W innej opowieści - reportażu pokazuje autor wielopokoleniowe losy kilkunastoosobowej rodziny i notuje słowa matki, która mówi, że kiedyś nie tyle wstydziła się biedy, co wielodzietności swojej rodziny, ale teraz kiedy dzieci dorosły, usamodzielniły się, do czegoś doszły, rozrzucone po okolicznym świecie jako tako żyją, to już się nie wstydzi, ale jest ze swych synów i córek dumna.

Wiele w tych reportażach jest okruchów autentycznych historii, a to z czasów wojny, a to sprzedwojnia, a to z powojnia, których w innych książkach nie znajdziemy. Są to ważne, małe historie, bez których nie ma dużej historii.
Pojawiają się też, i to nie raz jeden, w tych reportażach sprawy trudne, czy też przemilczane, jak choćby sprawa grup narodowościowych z czasów okupacji niemieckiej. W prostych relacjach widać, jak było naprawdę. Niczego się tu nie owija w bawełnę, niczego nie tłumaczy, po prostu pokazuje się poprzez relacje tych, których to dotknęło, jak było.

Warto też odnotować autentyczność języka, to wtrącanie, nieraz przewrotnie, wciąż żywej gwary kociewskiej. To tez zaleta tych reportaży.
Może nie do końca autor pokochał Kociewie, ale z całą pewnością wciąż na nowo próbuje je zrozumieć. Może w tym właśnie tkwi siła jego "spojrzenia" na Kociewie.
Książka bez wątpienia zasługuje na opublikowanie i niejednego, lecz wielu, znajdzie nie tylko na Kociewiu, czytelnika.

Andrzej Grzyb
Pisarz, regionalista



Dariusz Szreter o twórczości autora:

Twórczość Tadeusza Majewskiego to niezwykle interesujące i wartościowe zjawisko z pogranicza dziennikarstwa i literatury pięknej. Z dziennikarstwem łączy go forma, nawiązująca do reportażu lub felietonu oraz - przede wszystkim - fakt, iż opisuje on zdarzenia rzeczywiste: historie, które sam przeżył bądź zasłyszał od swoichrozmówców.

Od współczesnej żurnalistyki różni go jednak styl, a także podejście do tematu. Majewski nie zadawala się powierzchownym, uproszczonym i jednoznacznym opisem zjawisk. Przeciwnie, szuka w nich tego, co nieproste, pokazuje je w całej złożoności i wieloznaczności. Nieustannie dywaguje, porównuje, zmienia oświetlenie przedmiotu, by wydobyć z niego niedostrzegalne wcześniej niuanse i półcienie.

W swoim pisarstwie prezentuje, w najlepszym tego słowa znaczeniu, prowincjonalny punkt widzenia. Nie tylko dlatego, że opisuje prowincję, ale dlatego, że dostosowuje narrację do innego biegu czasu, tego, jaki dostrzegalny jest poza dużymi miastami. Jego styl jest kontemplacyjny, niespieszny,
refleksyjny, skłonny do dygresji, pochylający się z zainteresowaniem nad każdym nowym przedmiotem.

Kierownictwo "Dziennika Bałtyckiego" ceni sobie możliwość współpracy z Tadeuszem Majewskim, a nasze uznanie dla jego twórczości wyraziło się m. in. w przyznaniu mu w listopadzie 2005 r. nagrody kolegium redakcyjnego dla najlepszego tekstu publicystycznego za artykuł pt."Mój pradziadek na tle bzu".

Dariusz Szreter
Szef pionu publicystyki "Dziennika Bałtyckiego"
Kierownik magazynu weekendowego "Rejsy"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz