![](https://lh3.googleusercontent.com/-0WiDR3gwtvM/Vs3LZxFTCBI/AAAAAAAApP0/vlNnR96bvvQ/oskar_portal_miniaturka.jpg)
Brzezińscy mieszkają w Iwicznie, koło Izby Pamięci twórcy skansenu we Wdzydzach Kiszewskich Izydora Gulgowskiego. Tak nas informują w bibliotece w Kaliskach. Zajeżdżamy. Faktycznie - koło poszkolnego budynku, gdzie mieści się izba, widać wielką stodołę i spore chlewy, słowem, gburskie gospodarstwo... A w domu? Zaskakują wielkie pokoje z podłogą wyłożoną dechami. Przez lata dostały słonecznego światła i mają przyjemny kolor bursztynu. Po chwili przychodzi Monika Brzezińska, a w drzwiach staje Oskar, a właściwie to Oskarek. W niby wojskowej czapce.
- Oskar jest napapużony - mówi Monika Brzezińska.
- Jak pani rzekła?
- Napapużony, od papugi.
- No to my wiemy, że od papugi...
Skądś, z jakichś zakamarków dzieciństwa, przypomina się to słowo: napapużony, papuguje...
- Niedawno mówiła pani dzieciom w Piecach niesamowite rzeczy - o kościele w Iwicznie, o dzwonach w Jeziorze Trzechowskim. Ale mówiła pani skrótowo albo skrótowo zapisały dzieci. My chcemy więcej. Przede wszystkim skąd ta wiedza? Jest pani młoda...
- Jestem 1947 rocznik. Zaraz powiem...
- Pani jest 1974 rocznik? No to trzeba się przeprowadzić do Iwiczna... Moze tu sie dłużej żyje?
- Tak, taki rocznik, i coś wiem. Poza tym nasze gospodarstwo jest tu, w Iwicznie, z wielką tradycją... Co to oznacza, z wielką tradycją? Że moi przodkowie dostali tę ziemię dawno, dawno temu.
- To też jakaś legenda?
- Nie, to prawda. Otrzymali od króla Sobieskiego akt nadania, bo wyróżnili się w bitwie. Byli rycerzami. Małe chłopki, ale barczyste i bardzo silne. Przybyli z Prabut Wisłą, stąd Prapubccy. Od tego czasu mieszkało nas tu kilka ładnych pokoleń. Ale się wypleniło, bo zabrakło następcy. W końcu ja byłam jedna jedyna w domu... Inna sprawa, że jakby mój ojciec żył dłużej, to by nie pozwolił, by mogło być inne nazwisko.
- Prabauty, Prabuccy, rycerze... pani wybaczy, ale brzmi to jak legenda. Ma pani dowody, że to prawda?
- To jest prawda, bo mój ojciec Antoni nigdy nie kłamał.
Przez chwilę milczymy i analizujemy to zdanie: "Prawda, bo ojciec nigdy nie kłamał". Jakie to proste i piękne.
- Musiał być ciekawy człowiek, ten pani ojciec. Ale jednak dopuścił do tego, że Prabuccy się skończyli w Iwicznie.
- Miało to swój powód. Ojciec, rocznik 1890, ożenił się w wieku pięćdziesięciu ileś lat. Dopiero w takim wieku, bo tak mu w życiu przyszło, że był kaleką. Dostał próchnicę w kolanie, w Poznaniu operowali go austriaccy lekarze i skrócili mu o pięć centymetrów nogę. I musiał na gospodarstwie nosić but ortopedyczny. Przez tę krótszą nogę nie chciał się żenić. A ożenił się z moją matką, Stefanią z domu Kraze, kobietą z krewności, ino dlatego, żeby nie zatracić tych ponad 80 hektarów ziemi.
- Ożenił się, żeby nie zaprzepaścić wielowiekowego gospodarstwa Prabuckich. Małżeństwo dla interesu!
- Jednak musiało być i troszkę miłości. I litości też.
- Miłości i litości? Jak ma się jedno do drugiego?
- No bo matka wzięła za mąż kalekę... I była o 14 lat młodsza. 1904 rocznik.
- Spoczywają w Piecach?
- Tak. Cała rodzina Prabuckich...
- Ach to ci Prabuccy! Mają tam bodajże najpiękniejszy w powiecie pomnik.
- To pomnik pokazujący zmartwychwstanie pana Jezusa, zbudowany według projektu mojego wuja (brata ojca). Wujek sam go zaprojektował, a wyrobił budowniczy Klein w Pelplinie. Dwa takie były produkowane... Ten nasz się przekrzywia. Miał betonową stopę pod sobą, ale ją usunięto i zrobiono źle.
- Wracając do pani ojca, rodziców... Ogląda pani "M jak miłość?".
- A tak, oglądam...
- No to tam jest dopiero miłość, a tu? Dla zachowania majątku.
- Jednak coś z tej miłości było. Ja ją widziałam. I mi się chce płakać, kiedy wspomnę, jak się do siebie odzywali. Była uczciwość i zawsze prawda. Nigdy mnie nie uczono jakiegoś oszustwa. Miałam naprawdę
![](https://lh3.googleusercontent.com/-KTXvmkVn7a4/Vs3Lp7v6I8I/AAAAAAAApTU/jDi2c3lr0-g/oskar_portal.jpg)
- Ten pomnik w Piecach... Tam leży Prabucki - sędzia okręgowy z Gdyni. Wielka musiała być to postać, człowiek wykształcony.
- Wykształciło się czterech braci ojca. Kiedy studiowali, każdy musiał napisać historię Iwiczna.
- O!
- I to nie było ze zmyśleń, ale wyciągnięte z archiwum. Tak mi ojciec opowiadał i to nie jest kłamliwe.
- Wrócimy jeszcze do pani tematu: rodzina Prabuckich... Teraz o tych legendach. Po pierwsze, skąd twierdzenie, że nazwa Iwiczno pochodzi od iwy?
- Bo tu rosło i nadal rośnie pełno iwy. To bardzo twarde wierzbowe drzewo. Służyło do wyrabiania kolb.
- Kolb? Ale kiedy powstała nazwa, nie było karabinów i kolb. Bo mówiła pani dzieciom, że Iwiczno jest bardzo stare, że to najstarsza tutaj osada, starsza nawet od Pieców. No chyba, że chodzi o kolby do kusz... Ciekawe... A co z tym kościołem? Był w rzeczywistości?
- Był. Drewniany. To też jest napisane w gdańskiej kronice. Musiał kiedyś stać na ziemi, która potem dostali Prabuccy. Ojciec pokazywał mi jeszcze wgłębienie, gdzie zawsze stała woda, chociaż tam jest suchszy teren.
- W kierunku na Piece?
- Nie, w kierunku na Kaliska... Ojciec opowiadał, a mnie to tak bardzo interesowało... Lubię historię. Lubię filmy historyczne, ale jak są bez walki.
- Mało jest takich bez walki, bo co to za historia bez walki? ...I co sie stało z tym kościołem?
- Został zburzony przez Krzyżaków, którzy mieszkali w Starej Kiszewie. To blisko od nas, może kilkanaście kilometrów jadąc przez Płociczno. Oni tam mieszkali, dookoła palili i mordowali. I tam, w miejscowości Boże Pole, jest czerwona ziemia, bo tak została zbryzgana krwią. Ponoć tam toczyła się bitwa z tymi Krzyżakami.
- Opowiadała pani też o studni...
- A tak, miała być studnia. To też zostało przekazane z pokolenia na pokolenie. Jak Krzyżacy rabowali i palili, to do tej studni wrzucono kościelne przybory wraz z monstrancją... O tej studni to inni też wiedzą, pan Zakrzewski wie więcej jak ja.
- Była tam, gdzie stał kościółek?
- Nie, dalej, w ogrodzie. Wybita drewnem. Została zasypana... Są jeszcze inne
opowieści o prawdziwych zdarzeniach. Na przykład o tym, że tu cholera była i uratowała się tylko jedna osoba. Od tamtego czasu nie można wozić w Iwicznie w sobotę obornika.
- Obornik zostawimy sobie na później... Skąd u pani taka ciekawość tutejszej historii?
- Nasz rocznik uczyła pani Monika Wałaszewska. Była nauczycielką od matematyki, ale chodziła z nami po terenie i opowiadała, że są polodowcowe, że Piece są drugą wioską po Iwicznie co do wieku, wiele mówiła też o naszej wsi. Raz zaprowadziła nas do pana Narlocha w Piecach, do jego domu. Pan Narloch miał wtedy z 90 lat. Siedzieliśmy na podłodze i słuchaliśmy, jak opowiadał, że w wyrwie pod cmentarzem (gdzie dziś wrzucają wianki) były wilcze nory, a wilków było tak dużo, że ludzie musieli na noc zamykać okiennice. I że strasznie wyły. Mówił, że to było w czasach, kiedy on był chłopaczkiem. Opowiadał też, że tutejsza ludność miała urobek na drzewie. Zatrudniał ją Żyd Arendt. Ludzie pracowali przy zrębach, drewno było rzucane luzem do Wdy i samo płynęło do morza.
- Jakieś bardzo stare dzieje... A dzwony w Jeziorze Trzechowskim? Też pani o tym
mówiła. Dzwony z tego kościółka?
- Z tego kościółka. Były zatopione w tej stronie pod Czarne. Rybacy podobno nieraz zahaczali o nie sieć. I raz się nawet odezwały. Rybacy poruszali, a one poszły w muł.
- Pani Moniko. Teraz musimy ściągnąć Oskara. Do zdjęcia. I koniecznie w tej czapce.
Pani Monika wychodzi. Negocjacje z Oskarem, by zapozował do zdjęcia, trwają dość długo. W końcu wchodzą. Oskar nie chce z czapką, ale natychmiast ją nakłada, kiedy prosimy, by ją nam dał. Rezolutny chłopak. Na pewno kiedyś zajmie się rekonstrukcją historii rodziny i Iwiczna. I wtedy oddzieli ziarna prawdy od fantazji w legendach babci.
Tadeusz Majewski, Kamila Sowińska
Foto.
Oskar nakłada czapkę, kiedy prosimy, by ją nam dał.
Magazyn Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz