poniedziałek, 13 maja 2013

ANTONI CHYŁA. Gawęda o krowach i serach. 12.05.2013

W dniu dzisiejszym z Waldkiem Kuklińskim udajemy się do wsi Kamionka na szacowanie szkód łowieckich miejscowych rolników. Szkody te wyrządziły dziki na łąkach przy jeziorze Udzierz (rezerwat przyrody w gminie Osiek). Jadąc ze Skórcza przez Barłożno, Mirotki, Starą Janię, Leśną Janię, Rynkówkę, Kamionkę, Lisówek nie napotykamy na pasące się bydło. Po prostu już nie ma tego bydła jak przed laty. Nie ma już mleczarni w Barłożnie i Smętowie. Zlewnie mleka zaadaptowano na budynki mieszkalne...

A przecież nie tak dawno temu codziennie w "piątek i świątek" dostarczano mleko do zlewni i mleczarni. Nie kto inny jak Pan wozak odbierał mleko w kanach (bańkach - blaszanych naczyniach) od rolnika. Rolnik po wydojeniu krów mleko musiał przecedzić przez sitko, które dodatkowo wykładano tetrą (pieluchą), jaka zapewniała dokładność zatrzymania wszelkich zanieczyszczeń. Dokładne mycie kan, zbiorników w zlewniach mleka jak i cystern samochodów to była codzienność. Mleko z udoju wieczornego przechowywano w kanach, natomiast ranne było dolewane. Zimą rolnik nie miał kłopotów, natomiast miał je latem i na wiosnę, gdy bydło pasło się na łąkach i występował zwiększony udój mleka. Część rolników pozostawiało na noc bydło na pastwisku i wtedy mleko było transportowane w kanach lub wiadrach, niesionych na szuńdach (część drewna z wyrobionym wgłębieniem na barki zakończona kietami (łańcuchy) z haczykami ). Z tym że mleko trzeba było schłodzić - czy to wpuszczając do studni, czy do zbiorników z przelewającą się wodą - aby nie doszło do jego skwaśnienia. Kany te następnie rolnik umieszczał na podwyższeniach tak, że wozak podjeżdżał wozem konnym i ładował na wóz.

Kany były o pojemności 10, 20 i 30 litrów, z tym, że 30 miały z boku uszy. Co ciekawe, najczęściej koń sam prowadził wóz i wiedział, gdzie się zatrzymać. W okresie zimy zdarzało się często, że wozak szedł obok wozu,aby się rozgrzać. Były przypadki w okresie późniejszym wykorzystywania zamiast koni ciągników kołowych, a w niektórych przypadkach nawet gąsienicowych. Wspomnieć należy też o wszelkich budowach kabin na wozach konnych przed opadami deszczu lub śniegu.

W zlewni najczęściej panie zlewniarki (zawsze w białych czepkach i fartuchach) odbierały mleko, z tym że przed zlaniem do zbiornika pobierano próbki na zawartość tłuszczu. W tych badaniach brali udział członkowie Spółdzielni Mleczarskich. Najważniejsze było umiejętne kręcenie korkiem gumowym w tłuszczomierzu po uprzednim podgrzaniu i wirowaniu. W trakcie zlewania mleka jak i prób trwała ożywiona dyskusja. Część dostawców mleka odbierała ze zlewni ser, masło, mleko w proszku dla cieląt i paszę. Za te rzeczy mleczarnia potrącała dostawcom i niekiedy niektórzy mieli pretensję do wozaka, że tak to dużo potrącili. Wtedy to wozak ze spokojem mówił, kto jeszcze oprócz rodziny korzystał z tych specjałów.

Gwoli przypomnienia - to w mleczarni Barłożno robiono masło i żółte sery, nie mówiąc o śmietanie i twarogu, z którego przy produkcji uzyskiwano serwatkę. Produkowano też kazeinę. Pamiętam jeszcze starą masielnicę drewnianą wykonaną z drewna mahoniowego, która została zastąpiona masielnicą ze stali nierdzewnej. Mleczarnia Barłożno wysyłała mleko do innych mleczarni w Gdańsku i Pasłęku. Ze zlewni mleko zabierały samochody - cysterny, nie żadne chłodnie. Mleczarnia Smętowo robiła sery tak zwane "liliputki".

A jak to wyglądało w Osiecznej? W oparciu o wspomnienie pana Jana Włoch mogę przypomnieć. Z tą wsią i gminą miałem możność się zapoznać, gdy zostałem skierowany rozkazem personalnym do służby. Miałem możność wjeżdżać do wsi od strony Ocypla, Śliwic lub iść od strony dworca PKP. Tam dzień zaczynał się przejściem bydła na pastwiska na łąki Borowskie, wśród których się wije się rzeczka Prusyna, łąki na Rusku i Ostrówku. Być może trudno by było mi tam trafić dziś po 33 latach. Pamiętam też widok bydła powracającego do obór na wieczorny udój.

Po wjeździe do wsi od strony Ocypla po prawej stronie mijaliśmy budynek dawnego Nadleśnictwa Osieczna i po dojechaniu do rozwidlenia skręcaliśmy w lewo, mijając po prawej stronie budynek mieszkalny, gdzie przed laty była piekarnia. Po prawej stronie znajduje się budynek dawnej mleczarni - obok gospodarstwa pana Franciszka Stolkmana. Po lewej stronie mieszkał pan Antoni Zielnica - ostatni ułan w tej miejscowości.

W 1937 lub 1938 roku miejscowy gospodarny nadleśniczy zakupił większa ilość krów w celu produkcji mleka, w związku z czym zaszła potrzeba przerobienia tego mleka. Zakupił wirówkę (na Kociewiu używa się słowa centrefuga), która została zamontowana w piwnicy nadleśnictwa. Z tej wirówki korzystali rolnicy ze wsi. Po odwirowaniu mleka pozostawiali śmietanę, zabierając chude mleko. Z inicjatywy tego nadleśniczego przystąpiono do budowy mleczarni. Inwestycja była realizowana w dwóch etapach. W tym to czasie, jak budowano, to zlewnię przeniesiono do remizy.

Po wybudowaniu mleczarni podczas okupacji Niemiec sprowadził większą wirówkę, którą kręcić musiało dwóch mężczyzn. Wtedy to śmietana z Osiecznej trafiała do mleczarni w Osiu i była przewożona pociągiem. Do Osiecznej przybył mechanik Jędryczka, który wykonał wszelkie prace związane z uruchomieniem parówki, tak, że przestano ręcznie kręcić wirówkę i zaczęto produkować sery, to znaczy robiono je na surowo {takie określenie użył pan Włoch). Przez okres 1 do 2 tygodni leżakowały w piwnicy. Następnie były pakowane w skrzynie i pociągiem przewożono je do Osia, gdzie podlegały dalszej fermentacji. Z Osia do Osiecznej pociągiem wracały gotowe sery jak i masło.

Mleczarnia w Osiecznej podlegała pod mleczarnię w Osiu. Z relacji pana Grzegorza Sławnego wynika, że sery w tej mleczarni produkowano również po wojnie - do początku lat 60. Przypomina sobie, że kierownikiem mleczarni w latach 1965 do 67 był pan Gabryś Szykowski. W tym to okresie rolnicy z mleczarni wykorzystywali serwatkę w żywieniu świń. W tejże mleczarni w piwnicy leżakowały smaczne sery, gdzieś każdy o średnicy 30 cm a grubości 14 do 15 cm.

Nam pozostał tylko smak tego sera, który rozpuszczał się w ustach. Cóż, małe w tym czasie było brzydkie duże to było piękne. Nie wiem, czy dzisiejsze seropodobne produkty mogłyby konkurować z tamtymi serami. Być może rozpłynęłyby się ze wstydu, gdyż w tamtych serach do produkcji było używane mleko od poczciwych krów, które swobodnie zjadały trawę z Borowskich Łąk, machając ogonami, leżąc na łące, przeżuwając i spacerkiem udając się do obór. To były jednak piękne czasy z widokiem pasącego się bydła.

Skórcz dnia 12.05.2013 Antoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz