niedziela, 23 listopada 2003

Bytonia - Tomasz Damaszk o rajdach pieszych

17-19 października w Bytoni (gm. Zblewo) odbył się Ekstremalny Rajd Pieszy i Rowerowy na Orientację Harpagan 26. Oczekiwano przyjazdu ok. 500 zawodników, a przyjechało ponad 600. Do tego doliczmy ze stu kibiców. Kto wie, czy po Ciemnogrodzie i Gospelu w Osieku to nie druga impreza, która ściągnęła tylu uczestników "z Polski". Dzięki niej Bytonia i okolice (czyli powiat) zaistniały na mapie imprez na orientację i rozsławiły nasze piękne pod względem turystycznym tereny

Na temat biegu oraz kulisów imprezy rozmawiamy z Tomaszem Damaszkiem, nauczycielem wychowania fizycznego w szkole w Bytoni, zapalonym organizatorem marszów na orientację, pełniącym w owe dni rolę gospodarza imprezy.

Harpagan 26 okazał się wielką impreza. Czy istnieje szansa, że będzie rozgrywany na naszym terenie częściej?

- Nie. Te zawody za każdym razem rozgrywane są gdzie indziej. Nie znaczy to, że nie odbędą się kiedyś w naszym powiecie. Warto tu nadmienić, że już raz Harpagan się odbył w Czarnej Wodzie, ale oczywiście trasy się nie pokrywały z tymi, jakie wytyczono w Bytoni.

Byłeś gospodarzem imprezy, rozmawiałeś z wieloma zawodnikami. Co mówili na temat naszych stron?

- Byli wręcz zachwyceni. A to są ludzie, którzy znają całą Polskę.

Szkoda więc, że to była dla nas impreza jednorazowa. Gdyby było inaczej, wpisalibyśmy ją może do kalendarza imprez ogólnopolskich, których jest u nas jak na lekarstwo.

- Cóż, taki już mają charakter te zawody. Ale coś pozostało. Dzięki temu, że tereny się bardzo podobały, planuje się między innymi urządzić tutaj w 2005 roku zawody rangi ogólnopolskiej. Z tym, ze na razie trudno powiedzieć, czy to będą mistrzostwa Polski, czy Puchar Polski, ale coś z tego będzie.

Również dzięki twoim staraniom, można więc ciebie nazwać ambasadorem powiatu ds. turystyki... Porozmawiajmy więcej o tej imprezie. Masa ludzi "z Polski", duże zadanie logistyczne. Przecież trzeba było ich gdzieś zakwaterować, wyżywić. To było zapewne spore wyzwanie dla ciebie i szkoły. Kiedy przyjeżdżali pierwsi zawodnicy?

- Przyjeżdżali samochodami, pociągami, jak się da. Niektórzy byli w Bytoni nawet w piątek rano, kiedy w szkole trwały jeszcze lekcje. Przypomnę, że zawody odbywały się z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę... Tak, to było duże zadanie logistyczne. Miałem już doświadczenie zdobyte na innych zawodach, ale skala tego przedsięwzięcia była znacznie większa. Niemniej wszystko się udało. Dla tych pierwszych, najwcześniejszych, którzy przyjechali z Wrocławia, udostępniliśmy piwnice jako noclegownię. Potem nocowali już na parterze, na korytarzu. Oczywiście nie było mowy o żadnych łóżkach. To są biegi na orientację, dla ludzi twardych. Każdy miał karimatę. Sporą pracę włożyły kucharki, przygotowując 800 porcji bigosu. Oczywiście, jeżeli idzie o cały przebieg zawodów i sprawy aprowizacyjne, nie działaliśmy sami. Przyjechało około stu organizatorów, między innymi harcerzy, z Klubu Imprez na Orientacje Neptun z Gdańska.

Start o godzinie...?

- Pierwszy był rajd pieszy. Piechurzy wystartowali w piątek o 21.00. Przedtem było oczywiście oficjalne otwarcie. Był wójt... patronat starostwa. Wójt był zaskoczony. Gdzie wszedł, mnóstwo ludzi. Frekwencja zaskoczyła nie tylko jego... Wystartowali wszyscy na raz. Dostali mapy i poszli pierwszą północną pętlą, liczącą 50 kilometrów. Potem wrócili do szkoły, otrzymali drugą mapę i ruszali na drugą pętlę, też 50-kilometrowa.

Te pętle zapewne wyznaczają dla nas, miejscowych, atrakcyjne trasy turystyczne. Być może powinno się je nanieść na jakąś mapę turystyczną. O jakie miejscowości zahaczały te pętle?

- Pierwsza o Cis, Konarzyny, Wieck (koło Czarnej Wody). Na tej pętli było 8 punktów kontrolnych, Druga trasa, południowa, na której było 7 punktów, wiodła przez Młyńsk, okolice Ocypla, Wdecki Młyn, Krępki, Osowo Leśne i Twardy Dół.

I - przypomnijmy zasady - ci maszerujący w nocy - musieli zaliczyć 15 punktów. Inaczej mówiąc, potwierdzić obecność na tych 15 punktach. Jak to potwierdzanie odbywało się w praktyce?

- Na każdym punkcie byli harcerze, którzy mieli "lampiony" - biało-czerwone prostokąty, i perforatory.

Perforatory?

- Tak, każdy z uczestników miał swoja kartę startową i swój kod. Harcerze na punktach wycinali na tych kartach ten kod, potwierdzając tym samym obecność zawodnika na tym punkcie.

Sto kilometrów w 24 godzin, częściowo w nocy, pieszo, z zaliczeniem 15 miejsc, które trzeba odnaleźć. Przeciętnie musieli maszerować 4,166 km na godzinę. Czy każdy szedł tą samą trasą na tych pętlach?

- Piechurzy musieli zaliczać punkty według z góry ustalonego porządku.

Ilu zawodników uczestniczyło, a ilu zakończyło marsz, zaliczając wszystkie punkty?

- Na 440 uczestników ukończyło 35.

- To niewielu. Jednak ponad 4 km na godzinę to nie tak dużo. Tak na marginesie - ile kilometrów pokonuje przeciętny piechur w godzinę?

- Przeciętnie 5 kilometry, ale bez zaliczania żadnych punktów i nie w nocy. I nie w lesie. Oczywiście to szli, można powiedzieć, zawodowcy. Na pewno więcej zmieściłoby się w tych 24 godzinach, gdyby nie wyjątkowo chłodna jak na tę porę roku noc. Był przymrozek, a nawet i gdzieniegdzie minus 5 stopni. Nie wytrzymywali, poza tym gubili się w lesie. Taki marsz nocą, jedynie z mapą i kompasem jako źródłem informacji o terenie, w mrozie, to nie są żarty.

- A można mieć noktowizor?

- W regulaminie nie ma o tym punktu, a więc można.

- A teraz rajd rowerowy. 200 kilometrów w 12 godzin.

- Tak, 200 kilometrów, ale tutaj była jedna pętla. Start nastąpił o 6.30 w sobotę. Zawodnicy w większości jechali na góralach. Na trasie było do zaliczenia 20 punktów kontrolnych. Tu istotna różnica - piechurzy musieli zaliczać punkty według ustalonego porządku, a rowerzyści mogli sobie jechać w dowolnym kierunku. Dostawali o 6.30 mapę i wyjazd. I tu część ludzi popełniała błąd, ruszając bez dokładnej analizy mapy. Potem wracali do szkoły w Bytoni, by to zrobić.

- Analiza mapy jest tak ważna?

- Może najważniejsza. Trzeba dokładnie przeanalizować mapę i określić taktykę. Inaczej mówiąc, określić trasę, jaką się pojedzie.

- Taktykę? Myślałem, że wsiada się na rower, pedałuje się jak najszybciej i zalicza punkty?

- To nie takie proste. Trzeba uwzględnić to, że punkty na trasie rowerowej miały różną punktację wagową. Cztery punkty leżące najbliżej Bytoni, miejsca startu, miały po 1 pkt wagowym. Były to Młyńsk, Twardy Dół, Kaliska i Góra (powiat kościerski). Następne cztery zaliczone miejsca - Koźmin, Semlinek, Ocypel, Stare Polaszki (kościerski) - miały po 2 pkt wagowe. Po 3 punkty wagowe otrzymywało się za zaliczenie Zdrójna (rezerwat), Osówka (gm. Osieczna), Krępek (Lubichowo) i Konarzyn (powiat kościerski). 4 pkt dostawało się za zaliczenie leśniczówki Wygoda koło Sumina, punktu w rezerwacie Brzęczek (za Pogódkami), Rudy (gm. Stara Kiszewa), Jeziora Wieckiego (Czarna Woda), a 5 pkt - za zaliczenie Lipowej (powiat świecki), Niedamowa, Czarnocina, Wdeckiego Młyna, jeziora Kochanka (gm. Lubichowo). Im dalej punkt kontrolny leżało od miejsca startu, tym więcej punktów bazowych.

- To logiczne. Czyli najpierw trzeba było wykreślić jakąś optymalną trasę, która pozwalałaby zaliczyć te wszystkie miejsca i zdobyć jak najwięcej punktów. I oczywiście zmieścić się w czasie.

- Tak, jak człowiek źle skomponował trasę, to już z góry przegrywał. To jest właśnie kwestia taktyki. Niekoniecznie trzeba zaliczyć wszystkie miejsca. Można było z góry założyć, że nie zaliczy się wszystkich punktów i ominąć te, za które otrzymywało się po 1 czy 2 punkty bazowe, a skoncentrować się na zaliczaniu punktów kontrolnych, za które otrzymywało się najwięcej okt bazowych.

- 200 kilometrów podzielić przez 12 godzin równa się 16,66 km na godzinę. Ile osób zaliczyło wszystkie 20 punktów?

- ... Cztery. Na 188 zawodników.

- Zapewne wygrali ludzie znający ten teren. Ktoś od nas albo z Tczewa czy Czerska.

- Nie. Znajomość terenu może coś i daje, ale najważniejsze są tu głowa. Otwarte oczy, mapa i kompas. Jeżeli ktoś ma obycie i doświadczenie z mapami, to poruszanie się po lesie nie sprawia większego problemu bez względu na to, czy się zna teren, czy nie zna... Zwyciężyli dwaj zawodnicy - z Wrocława i Goleniowa. Wyruszyli z osobna, ale na trasie postanowili jechać razem. W regulaminie nie ma punktu, który mówi, że każdy ma jechać indywidualnie. Wygrali, pokonując trasę w 11 godzin i 1 minutę. Dwaj następni też nie byli stąd. Generalnie prawie wszystkim zabrakło czasu. Każdy starał się na 18.30 zjechać do Bytoni, ale to było bardzo trudne.

- A rekordy, jakieś wielkie porażki, śmieszne wydarzenia?

- Na trasie pieszej padł rekord Harpagana - dwaj zawodnicy z Czerska pokonali trasę w 17 godzin i 9 minut.

- Może dlatego, że teren jest łatwy?

- Z jednej strony teren jest łatwy, bo nie ma wzniesień, ale z drugiej strony trudny, bo jest dużo leśnych przecinek i ścieżek, które mogą powodują, że mało doświadczeni zawodnicy popełniają błędy. Sytuacje zabawne? W sobotę jakaś rodzina jechała ze Starej Kiszewy do Bytoni i o 22.30 (koniec rajdu pieszego był o 21.00) w Strudze napotkała samotnego wędrowca z mapą i latarką. Maszerował w kierunku Zblewa. Był zmarznięty. Podwieźli go.

- W rajdzie rowerowym jest jakaś optymalna trasa?

- Jest rozwiązanie. Kolega, Karol Kalsztein, który robił te trasę, powiedział mi, jak trzeba jechać te 200 kilometrów. Znam rozwiązanie. Może znajdą je czytelnicy Kociewiaka?

Zostań z nami Kociewskim Harpahganem

Wytyczamy najkrótsza trasę między punktami. Rozwiązania - mapę z połączonymi przez Was punktami kontrolnymi (a więc wybraną przez Was trasą), prosimy przysyłać lub dostarczać do siedziby Dziennika Bałtyckiego, Starogard, ul. Gimnazjalna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz