czwartek, 13 listopada 2003

Kociewie pełne architektonicznych barier

foto - Dziennik Bałtycki O tym, że życie na wózku inwalidzkim nie jest proste przekonywać nie trzeba. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że funkcjonowanie osoby niepełnosprawnej na Kociewiu, to istny horror. Załatwienie najprostszej nawet sprawy na poczcie, czy w urzędzie graniczy niemal z cudem.Nawet dwa stopnie schodów stanowią dla mnie duży problem - mówi Bożena Holc ze Starogardu, która od lat choruje na stwardnienie rozsiane. - Takich barier sporo jest na przykład w Szpitalu św. Jana, na poczcie, a w Starogardzkim Centrum Kultury aż prosi się o zamontowanie windy. Wszędzie tylko te okropne schody i schody... Uwzięli się na nas, czy co?!

O tym jak trudno żyć osobie niepełnosprawnej przekonał się reporter "Dziennika", który na półtorej godziny zasiadł na wózku inwalidzkim. Tak "unieruchomiony" udał się na ulice Tczewa. Już pierwsze, przejechane po miejskich chodnikach metry uzmysłowiły nam, że łatwo nie będzie. Krzywo ułożone płyty chodnikowe i wysokie krawężniki, to elementy, na które wielu z nas nie zwraca nawet uwagi. Tymczasem te - nawet drobne - nierówności dla osoby niepełnosprawnej stanowią często barierę nie do pokonania. Osobną kwestię stanowią budynki urzędów, które od ulicy oddzielają "fosy" naszpikowane schodami.

Wózek inwalidzki nie musi oznaczać rezygnacji z aktywnego trybu życia. Hasła podobnej treści często usłyszeć możemy w wielu audycjach telewizyjnych. Osoby skrzywdzone przez los uprawiają sport i wciąż są aktywne zawodowo. Tak przynajmniej jest w cywilizowanych krajach. Niepełnosprawnych mieszkańców Tczewa, czy Starogardu Gdańskiego trudno jednak przekonać, że to co pokazują media, to nie fikcja.

- Nawet dwa stopnie schodów stanowią dla mnie duży problem - mówi Bożena Holc ze Starogardu, która od lat choruje na stwardnienie rozsiane. - Takich barier sporo jest na przykład w Szpitalu św. Jana, na poczcie, a w Starogardzkim Centrum Kultury aż prosi się o zamontowanie windy. Inwalidzi nie mają łatwo również w starogardzkim magistracie. Jeden z urzędników powiedział nam anonimowo, że niektórych niepełnosprawnych opiekunowie... wnoszą na piętro na rękach.

- Rzeczywiście, w naszym urzędzie są bariery - przyznaje Tomasz Rzepka, naczelnik Wydziału Techniczno-Inwestycyjnego w starogardzkim magistracie. - Ponoć istnieje jakaś dokumentacja techniczna, na podstawie której można zrobić wejście do magistratu przystosowane dla niepełnosprawnych. Nie ma jednak konkretnych planów finansowych odnośnie takiej inwestycji. Również Tczew najeżony jest barierami architektonicznymi.

O tym jak trudno poruszać się po mieście na wózku inwalidzkim przekonał się wczoraj reporter Dziennika, który na kilkadziesiąt minut wcielił się w rolę młodzieńca z niedowładem kończyn. Na dobry początek udaliśmy się pod budynek tczewskiej poczty. By dostać się do jego wnętrza trzeba pokonać kilka stopni betonowych schodów. O podjeździe dla wózków niestety nikt nie pomyślał. Za cel wizyty w urzędzie postawiliśmy sobie zdobycie formularza dowodu wpłaty.

Reporter przez kilkanaście minut tkwił przed architektoniczną barierą. W tym czasie w pobliżu wózka przewijały się tłumy przechodniów. Wielu z nich wchodziło do budynku poczty. Obok "niepełnosprawnego" przez kilka minut stało młode małżeństwo. Paląc papierosy ukradkiem zerkali na wózek i siedzącego w nim mężczyznę. Pytanie o pomoc jednak nie padło. Gdy traciliśmy już wiarę w ludzką życzliwość obok reportera przystanął starszy mężczyzna. - Co biedaku, chciałbyś coś załatwić, ale nie możesz? - zapytał życzliwie. - Pobudowali jakieś windy za miliony złotych, które nie działają. Nikt nie myśli jednak o zwykłym podjeździe. Powinieneś złożyć skargę u dyrektora.

Po wypowiedzeniu tych słów starszy pan... odwrócił się i poszedł. Całkowicie zrezygnowani postanowiliśmy udać się w inne miejsce. W tym momencie przy wózku zatrzymała się starsza para. - Pomóc panu w czymś - zapytała kobieta. Poprosiłem więc o czerwony formularz. Po chwili jej mąż doręczył mi wymarzony kwitek. - Jestem wrażliwy na ludzką krzywdę - powiedział Ryszard Zakrzewski z Tczewa. - Sam mam głuchoniemego syna. Widząc jak pan się męczy nie mogłem przejść obojętnie.

Gdy reporter załatwił już jedną sprawę udał się pod Urząd Miasta, by spotkać się z prezydentem Tczewa. Przez kilkanaście minut czekał przed schodami magistratu niczym Jurand pod zamkiem krzyżackim. Bez skutku. Znikąd pomocy. Prezydenta ani widu ani słychu. Zziębnięty i zmęczony ludzkimi spojrzeniami udał się pod tczewski Urząd Gminy.

Tu zaskoczenie było ogromne. Już po chwili postoju przed schodami z budynku wyszła młoda, atrakcyjna pracownica urzędu. - Chce się pan dostać do urzędu? - zapytała pani Ania. - Może chce pan załatwić jakąś sprawę? Zrobiło się nam naprawdę przyjemnie.

Łatwiej załatwić sprawę w Wydziale Spraw Obywatelskich tczewskiego magistratu. Tam o podjeździe dla wózków pomyślano. Podobnie jest w budynkach starostw powiatowych Tczewa i Starogardu. W tym drugim przypadku osoba zajmująca się osobami niepełnosprawnymi siedzi jednak... na trzecim piętrze. Urzędnicy twierdzą, że na parterze nie ma wolnego gabinetu dla obsługi niepełnosprawnych.

• Dziękujemy

Redakcja "Dziennika" dziękuje pracownikom Samodzielnego Publicznego Szpitala Rehabilitacyjnego i Opieki Długoterminowej w Tczewie za wypożyczenie wózka.

Roman Nowak, Maciej Jędrzyński - Dziennik Bałtycki

źródło: starogardgdanski.naszemiasto.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz