poniedziałek, 14 stycznia 2008

Na początku jedliśmy non stop pizzę

Irmina: - Konkurencja to dobra rzecz, bo przynajmniej człowiek ma chęć do działania...









Na początku jedliśmy non stop pizzę

Republika Kaliska marzy o hotelu (ma powstać na poddaszu szkoły) i restauracji. Tymczasem od pół roku w okrąglaku jest już czynny... bar.
Okrąglak stoi w centrum Kalisk. Zaprojektował go podobno Antoni Cywiński - obecnie wójt gminy, być może nie przypuszczając, że Republika Kaliska (tak już określa tę gminę wielu) w tym miejscu dzisiaj chciałaby mieć centrum, być może nawet mini ryneczek.
Oglądam budynek. Jest zimno, mróz z wiatrem, pora obiadowa. Na okrąglaku szyld "Bar "Przy Kominku"" - zapraszają Patryk i Irmina". W barze kominek, w kominku ogień - trzeba usiąść jak najbliżej niego. Siadam. Biorę menu. Niestety, nie wziąłem okularów, tymczasem w karcie ze sto pozycji. Za kontuarem stoi jedna pani, dziewczę właściwie, w okienku kuchenki druga.
- Biorę to, co pani poleci.
I kończy się na udku kurczaka... Jak jest za dużo pozycji w menu, to też niedobrze. Trudno wybrać.
- Smakował kurczak?
Nie rozpływam się w pochwałach. Smakował jak przystało na kurczaka w temperaturze minus dziesięć stopni na dworze w barze z kominkiem. Cena? Zapewne średnia krajowa.
A teraz, kiedy już jest po konsumpcji i zapłacie, znienacka:
Wypełniamy kwestionariusz... Może pani usiąść? ...W Kaliskach dawno, dawno temu była restauracja. Bodajże GS-owska.
- Teraz tam jest sklep.
A tu bar. Chyba od niedawna?
- Bar Gastronomiczny "Przy Kominku" istnieje od 1 czerwca 2007 roku. Mieści się w tak zwanym okrąglaku, gdzie jest jeszcze salon fryzjerski i lumpeks...
Dzisiaj nie mówi się "lumpeks", bo to źle brzmi, tylko "odzież używana".
- Odzież używana...
Właściciel? Pani?
- Tak, ja. Irmina Bekling. Mieszkam w Kaliskach.
Chodziła pani tu do gimnazjum?
- Mnie jeszcze gimnazjum nie załapało. Ukończyłam w kaliskach szkołę podstawową.
Gimnazjum nie załapało? To ile pani ma lat?
- Skończę trzydzieści... Ludzie mówią, że wyglądam dużo młodziej... W Starogardzie uczyłam się w szkole wielozawodowej, między innymi fryzjerstwa. W trakcie roku szkolnego wyjechałam do Niemiec. Byłam tam najpierw rok, potem kilka razy. W sumie byłam trzy lata. Ale nie tylko w Niemczech. Pracowałam też w Belgii i Holandii. Pojechałam w celach zarobkowych.
Trzeba było zostać na stałe. (Wszyscy powinni stąd wyjechać! - myślę złośliwie, może dlatego, że zazdroszczę tym młodym, że mogą tak łatwo sobie wyjechać, może dlatego jestem taki zły.)
- Miałam plany, żeby zostać na stałe, ale pokrzyżowały je sprawy rodzinne... Z drugiej strony, patrząc z perspektywy czasu, w życiu bym tam na stałe nie została.
Ooooo.... A to dlaczego?
- Tęskni się za rodziną. Człowiek czuje się wyobcowany, jak drugiego gatunku. Bez żadnych praw, pomimo że zna się, tak jak ja, język niemiecki.
A ci co teraz wyjeżdżają, wrócą jak pani?
- Myślę, że większość nie wróci. Nie tylko dlatego, że więcej zarabiają. Myślę, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej mają inne warunki pobytu. Od razu można dostać miejsce zamieszkania, meldunek i legalną pracę.
Zarobiła pani na Zachodzie i postanowiła w Kaliskach otworzyć ten biznes?
- Nie zarobiłam. Zarabiałam tam na życie i sporo zwiedziłam. Po powrocie nie miałam planów, co będę robiła. Właściwie to nie miałam perspektyw. Wymyśliłam, że tutaj otworzymy bar. Bardzo pomogli mi rodzice, do których należy ten lokal. Otrzymałam też pieniądze z Powiatowego Urzędu Pracy - 13 300 złotych. W biznesplanie pisałam, że konkurencja jest tylko w Zblewie i Czarnej Wodzie.
Metraż?
- Dwa pomieszczenia. W sumie około 80 metrów kwadratowych.
Ile osób się zmieści?
- Stoły są rozkładane. Kiedy się rozłoży, około 50. Przy złożonych - 36.
Więc... hmmm... wymyśliła pani ten bar... Nie bała się pani ryzyka?
- Bałam się niesamowicie. Zupełnie nie wiedziałam, jak to wypali. Kiedy rozpoczęłam, przygotowałam różnych produktów na tydzień. Tymczasem sprzedaliśmy to w ciągu... godziny. Wszystko poszło: warzywa do surówek, produkty żywnościowe. Ludzie walili drzwiami i oknami. Tak było przez pierwszy miesiąc. Sześć osób pracowało w kuchni na pełnej parze od godziny 11 do 2 w nocy (wtedy było tak otwarte). Potem się zmądrzyliśmy i zamykaliśmy kuchnię o godzinie 21 - 22.
A teraz ilu pracuje?
- Cztery osoby razem ze mną.
Gmina Kaliska ma wielkie walory turystyczne. Przez Kaliska przejeżdżają turyści w stronę Cieciorki i Bartla. Kim są klienci barku i ilu ich jest przeciętnie?
- Ze sto osób dziennie. Z tym że teraz jest połowa tego, co latem. I sami kaliszczanie. Latem klientela jest urozmaicona.
Najpopularniejsze dania? Może jakieś nasze, regionalne?
- Na pierwszym miejscu kebab, na drugim pizza, na trzecim gyros... Te dania wozimy też do Czarnej Wody, Starej Kiszewy i Zblewa. Jeżdżę ja osobiście lub Patryk... Prowadzimy catering do różnych miejsc, na przykład do Urzędu Gminy czy dla ich gości. Najwięcej zamówień mieliśmy pod koniec lata, nawet do 50. Co weekend. Najwięcej z ośrodka Kazub... Regionalne dania? Może golonko?
No tak, golonko ma coś w sobie regionalnego... O, tu jest żurek. Jak nie kociewski, to przynajmniej polski. Drogi jest? Gdzie indziej podają za 7 złotych. Uważam, że jak na żurek, to za drogo, bo w końcu co to właśćiwie jest, taki żurek.
- Ale u nas też jest za 7 złotych.
To też za dro...
- Tylko niech pan popatrzy, ile się go dostaje (Irmina wstaje, idzie w stronę kuchenki i przynosi wielki talerz).
Litrowy?
Samotny człowiek, siedzący obok nad specjalem, kręci sceptycznie głową.
Niech ta druga pani wleje wodę do tego talerza z litrowej butelki, to zobaczymy.
- Osiem dziesiątych litra - pada wynik.
Jak osiem dziesiątych litra, to żurek może być za 7 złotych.... Jakie plany na przyszłość?
- Oczywiście, plany mam. Niestety, tu nie ma warunków, żeby zwiększyć lokal. Jedynie moglibyśmy wykupić resztę, są tu jeszcze trzy segmenty, ale oni też dobrze prosperują.
Pytam o plany, by przydałaby się tu jednak restauracja. Bar restauracyjny to nie restauracja.
- No tak. Nie możemy gotować ziemniaków, bo nie mamy warunków. Ale restauracja to ogromne pieniądze. Tutaj sama maszyna do kebabu kosztuje średni 3 tysiące, piec do pizzy - 5 tysięcy złotych. A całe to nasze wyposażenie kosztowało około 120 tysięcy, z czego te 13 tysięcy z Powiatowego Urzędu Pracy. Niby niewiele w stosunku do całości, ale dużo daje.
Te pieniądze są bezzwrotnie?
- Jeżeli przez rok ten lokal będzie prosperował i nie powstaną zaległości z podatkiem i z ZUS-em, to bezzwrotne.
Nie boi się pani konkurencji? Przy berlince na odcinku gminy Kaliska na pewno coś powstanie.
- Już podobno ktoś tam coś otworzył. Podaje ponoć pierogi ruskie... Konkurencja to dobra rzecz, bo przynajmniej człowiek ma chęć do działania... To prawda, że przy berlince jest lepsze miejsce, ale raz tu zajechał TIR i kierowca rzekł: "Jak tu do was trudno trafić". Wyjaśnił, że słyszał o nas przez CB-radio.
A pani co lubi zjeść?
- Odkąd mamy bar, to stołujemy się tutaj. Bardzo lubię kebab. Na początku jednak jedliśmy non stop pizzę.
Tadeusz Majewski


Irmina podkłada do kominka, żeby nie zamarzła mi herbata. Prawa, że nie wygląda na 30 lat? Fot. Tadeusz Majewski


Wioleta przy kebabie, starokociewskim daniu. Fot. Tadeusz Majewski


Oglądam budynek. Jest zimno, mróz z wiatrem, pora obiadowa. Na okrąglaku szyld "Bar "Przy Kominku"" - zapraszają Patryk i Irmina".


Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz