Ostatki
Kto zjada ostatki, będzie piękny i gładki - mówił lud, kiedy nie było dobrobytu (za PRL-u zanim coś stanęło na stole, już było ostatkami). Zgodnie z tym ostatki starego roku spędziłem w reporterskiej trasie. Byłem tu i tam. Popstrykałem np. ostatki murów w Skarszewach, by napisać reportaż o naszej wszechpolskiej bezradności czynów i pięknie słów. Ostatki muru gotyckiego, z liniami papilarnymi (stąd cegła "palcówka") Kociewiaków, wyzyskiwanych przez koncern Krzyżak Company, który w amoku budował kościoły i zamki na Pomorzu w XIV i XV w., w przerwach męcząc dla rozrywki Juranda ze Spychowa albo paląc jego gród stojący w Szpęgawsku. Od lat władze Skarszew dyskutują, jak te ostatki muru zabezpieczyć, żeby nie przeszły w ostateczność. Problem - miasto musiałoby kupić podmurną ziemię (pas 10 m). Tu właściciele tej ziemi zwietrzyli interes i chcą 70 zł za 1 m kw. Jakże widać w tym polską zbiorową odpowiedzialność za losy ostatków zabytku, widzianą przez osobiste kieszenie. I pomyśleć, że w tychże Skarszewach ewangelicy w czynie zbiorowym i społecznym w ciągu dnia postawili kaplicę, o czym donosi zbieracz cudów Skarszew E. Zimmermann. Na ostatku pociągnąłem na interwencję do Godziszewa. Było już ciemno, a właściwie czarno, bo od dawna na niebie nie zapalają już gwiazd (mają tam u góry kryzys?). W czerni nerwowo pulsowały lampki autoalarmów VW stojących po 2 na podwórku. Przy Młyńskiej niesamowicie majaczyły bryły przebudowywanych metodą disco polo domostw. Kogoś, kto by tu rzucił hasło wspólnej przebudowy, puknęliby w łeb. Na śmierć, bo Polak potrafi walczyć w obronie swoich wartości. Szkoda. Korzystając z koniunktury gospodarczej, można by tę wieś i ohydne miejsca wyburzyć i zbudować spójnie na nowo. Powstałby kraj jak miasto Szanghaj albo Islandia, która zdobyła 1. miejsce w rankingu najatrakcyjniejszych państw do zamieszkania. A jeszcze niedawno siedzieli tam w lepiankach i żarli lód. Zanotowałem ostatki rozmów i ruszyłem do wsi Stanisławów. A dalej - już wiecie: autostradą A-1. Heeeeeeej! Witaj 2008 Roku!
Tadeusz Majewski
Za piątkowym wydaniem Dziennika Bałtyckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz