poniedziałek, 30 sierpnia 2010

ŚCIEŻKI I DROGI STAROGARDZKIEJ "Solidarności"

Od autora


W roku 2010 mija trzydzieści lat od wydarzeń w naszej Ojczyźnie, które dały nadzieję Polakom na rychłe nadejście pełnej niepodległości. Czas zaciera prawdziwy obraz socjalistycznej rzeczywistości z tamtych lat. Zniewolenie ludzkich myśli, wymuszanie posłuszeństwa, system nakazowo-rozdzielczy i wszechobecna cenzura w prasie, radiu i telewizji były podstawą panującego wówczas ustroju. Całkowicie podporządkowana PZPR Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa stanowiły aparat represji w stosunku do Narodu.

Wszelkie objawy kontestacji ustroju i próby dążeń wolnościowych były brutalnie tłumione. Mimo to miliony ludzi nie akceptowało socjalistycznej rzeczywistości. W zakładach pracy coraz więcej pracowników wpinało w klapy swoich marynarek "oporniki" na znak wypowiedzenia posłuszeństwa władzy.

W Starogardzie Gdańskim przykładem działającej aktywności społecznej i wypowiedzenia posłuszeństwa władzom w latach osiemdziesiątych byli robotnicy Fabryki Mebli Okrętowych "Famos". Wspomnienia jednego z nich są cennym dowodem tamtych wydarzeń.

W niniejszej książce zostały one wiernie spisane w konwencji relacji świadka zdarzeń, bez komentarza i oceny, a pamięć ludzką bogato potwierdzają zebrane dokumenty. Czytelnik będzie więc miał możliwość weryfikacji zdarzeń i faktów w przypadku prób ich zniekształcania, świadomej manipulacji lub celowego minimalizowania.

STRAJK 18 sierpnia 1980 r.

w Starogardzie Gdańskim w oficjalnej prasie


W "Głosie Wybrzeża" temat strajku w starogardzkich zakładach pracy poruszał artykuł pt. "W miastach woj. gdańskiego". Jest to informacja kluczowa, która oddaje atmosferę tamtych dni, dlatego cytuję ją w całości: "W Starogardzie Gdańskim w czasie godzin strajku ruch w mieście był niewielki. Na opustoszałych ulicach unieruchomione autobusy WPK i PKS, które wznowiły kursowanie dopiero o godzinie 12. W sklepach, choć funkcjonowały one bez przerwy, nie było wielkiego tłoku. Większość starogardzkich zakładów i instytucji na 4 godziny przerwała pracę całkowicie. Częściowo pracowały takie zakłady jak: PGKiM, Centrala Nasienna, Spółdzielnia Mieszkaniowa. Zgodnie z ustaleniami NSZZ "Solidarność" pracował handel, służba zdrowia, żłobki i przedszkola. Również w szkołach w zasadzie odbywały się normalne zajęcia. W grupie zakładów wyznaczonych do ruchu ciągłego, a więc tych, które nie przerwały pracy, znalazły się SZF "Polfa", Zespół Spichrzów i Młynów, Zakład Mleczarski, Spółdzielnia Transportu Wiejskiego. Nie przerwała też pracy Spółdzielnia Krawiecka "Kociewiak" oraz punkty usługowe pralnicze".

Warto w tym miejscu wspomnieć, że w skład dyrekcji i ścisłej kadry kierowniczej w PGKiM wchodzili następujący członkowie zakładowej PZPR: Brunon Gdaniec, Marian Ziegert, Tadeusz Banach, Czesław Magnuszewski, a kierownikiem Wydziału Dróg był wówczas Eugeniusz Żak.


W tym czasie telefony, faksy, poufne pisma i instrukcje zalewają sądy, prokuratury, powiatowe komitety partyjne i urzędy państwowe. Trzeba wiedzieć, że władza miała dokładne rozeznanie o rosnącym niezadowoleniu społecznym. Niepokój i strach odzwierciedlają kopie urzędowej tajnej korespondencji.


Strajk w "Famosie"

relacja Zbigniewa Fierki


18 sierpnia 1980 r. ludzie musieli pieszo iść do swych zakładów pracy, ponieważ nie kursowała już komunikacja miejska. Także ja, jak każdy inny pracownik "Famosu", do oddziału P-21 dotarłem na własnych nogach.

Szybko można było się zorientować w nastrojach, jakie panowały w fabryce. Drogą nieoficjalną przychodziły informacje, że zakłady pracy w Gdańsku stoją. Ludzie podświadomie poczuli, że trzeba protest Gdańska wesprzeć. Do strajku nikogo nie trzeba było namawiać. Wszyscy poprzebierali się w ubrania robocze i stali gotowi do pracy na swoich stanowiskach. Kierownik oddziału, Zygmunt Halicki, zaczął chodzić po maszynowni i pytać, dlaczego nie pracujemy. Strajkujący odpowiadali wymijająco. Chcąc dowiedzieć się, dlaczego zakład stoi, dyrektorzy zwołali zebranie przedstawicieli poszczególnych wydziałów, które odbyło się w łączniku nad halami. Z mojego wydziału ja zostałem wytypowany na to spotkanie. Poinformowałem dyrekcję, że obecne związki zawodowe w zakładzie nie spełniają swojej roli. Ich działalność ogranicza się do rozdziału cebuli, marchwi i odpadów drewna klockowego.

Pamiętam wśród załogi głosy osób sugerujących, że nas wszystkich zamkną. Na tym zebraniu w drugim rzędzie krzeseł za mną siedział podparty rękoma o poręcz mego krzesła Jan Ossowski. Wstał i zaczął coś mówić. Zebrani go nie rozumieli. W nerwach mówił niespójnie, co chwilę się jąkał. Był tak zdenerwowany, że czułem, jak moje krzesło chodzi razem ze mną.

Polecono nam, by strajk przerwać. Załoga nie wykonała zalecenia dyrekcji i strajkowała dalej, w przeciwieństwie do pracowników biurowca, którzy kontynuowali pracę.

W międzyczasie na wydziale mechanicznym zawiązał się komitet strajkowy. Ta mała grupa osób bez konsultacji z innymi wydziałami wybrała na przewodniczącego komitetu strajkowego inż. Wiesława Czarlińskiego z biurowca. Nie pełnił on jednak długo powierzonej mu funkcji. Około godziny 8.30 został wezwany do dyrektora naczelnego, Gwidona Wysoczyńskiego. Tam pouczono go, że "działania jego jako kadry kierowniczej są wbrew interesom państwa, załogi i dyrekcji".

Po powrocie inż. Czarlińskiego grupa osób, która dokonała wyboru przewodniczącego, była zdezorientowana. Zaczęli przychodzić na oddział P-21. Pojawili się między innymi: Feliks Sadowski, Henryk Stępniak, Zygmunt Dywelski.

Moje stanowisko pracy znajdowało się najbliżej drzwi wejściowych do hali. Zapytano mnie, co o tym wszystkim sądzę i co załoga ma dalej robić. Odpowiedziałem, że musimy trwać do 13.30, do czasu nadejścia drugiej zmiany. Osobiście czekałem na Henryka Rzoskę. Znałem go od kilkunastu lat, jego twardy charakter i poglądy polityczne. Gdy wreszcie przyszedł do pracy, stanowczo mu zakomunikowałem, że powinien przewodniczyć komitetowi strajkowemu w całym zakładzie. Moja propozycja była przedtem konsultowana z innymi pracownikami poszczególnych wydziałów. Rozmawiałem o tym z: Janem Maliszewskim, Joachimem Pelplińskim, Grzegorzem Cwajdą i Janem Derdą. Henryk Rzoska zgodził się przewodniczyć, lecz zastrzegł sobie, że oczekuje ode mnie wsparcia i pomocy. Wyraziłem zgodę i obiecałem, że w każdej sytuacji może na mnie liczyć.

Na drugi dzień Henryk Rzoska poprosił mnie, bym udał się do stoczni w celu rozeznania sytuacji. Pojechaliśmy prywatnym samochodem Jerzego Stępniaka. W Gdańsku poszliśmy na halę BHP. Były tam już tłumy z różnych zakładów pracy z całej Polski. W hali tej spotkałem kolegów z innych starogardzkich zakładów pracy, między innymi: z Huty Szkła - Kazimierza Ciecholińskiego, z Zakładów Naprawczych - Zbigniewa Szymulę, z "Neptuna" - Eugeniusza Galubę i z "Elektronu" - Elżbietę Wieczorek. Widziałem też przedstawicieli starogardzkiego PKS.

O godzinie 22 wróciliśmy do Starogardu zaopatrzeni w materiały informacyjne. Eugeniusz Galuba pozostał w Gdańsku i prosił mnie, abym w "Neptunie" poinformował komitet strajkowy o przebiegu wydarzeń w hali stoczni gdańskiej.

O godzinie 23.30 dotarłem do "Famosu". Podczas mojej nieobecności /kiedy byłem w stoczni wraz z Ciecholińskim/ do zakładu przyjechało dwóch kurierów z Gdańska ściganych przez SB. Nie zostali oni wpuszczeni przez dyrekcję i nie uzyskali schronienia na terenie "Famosu". Dyrekcja powiadomiła o przybyciu kurierów z Gdańska miejscową komendę milicji. Kurierzy zostali aresztowani koło stacji benzynowej na ulicy Sikorskiego. Cała sytuacja wyszła na jaw dopiero, gdy Paweł Głuch kandydował na pierwszy zjazd krajowy jako delegat. Na spotkaniu, które miało miejsce w Domu Technika w Gdańsku, Paweł Głuch rekomendował swoją osobę jako przedstawiciela "Famosu". Do drugiego mikrofonu podszedł wówczas przedstawiciel gdańskiego MKZ z zapytaniem, dlaczego w "Famosie" nie udzielono schronienia gdańskim kurierom. Padały pytania: "Co pan wtedy tam robił?". Paweł Głuch zamilkł i z tego powodu nie został delegatem na I Zjazd Krajowy "Solidarności". Świadkiem wydarzenia na zebraniu oprócz mnie był przedstawiciel "Polfarmy", Jan Krzykowski.

Nazajutrz o godz. 8 rano zwołano zebranie całej załogi naszego zakładu, którą poinformowałem o przebiegu strajku w stoczni. Robotnicy "Famosu" nie opuszczali terenu zakładu pracy i swoich stanowisk. Rodziny przychodziły pod bramę z zaopatrzeniem. W tym czasie dyrekcja sprowadzała przedstawicieli różnych stowarzyszeń popierających władzę. Do zakładu ściągnięto m.in. przedstawicielki starogardzkiego oddziału Ligi Kobiet z panią Paderewską na czele. Nakłaniały one mężczyzn, aby przerwali strajk i powrócili do swoich rodzin. Ich agitacja nie odniosła jednak żadnego skutku.

Do przerwania strajku namawiali też robotników zakładowi partyjniacy, m.in. Głogowski i Burglin, którzy chodzili po poszczególnych działach. Na koniec strajku przybył do zakładu przedstawiciel Zjednoczenia Przemysłu Okrętowego, inż. Ślepowroński, w celu podpisania końcowych porozumień strajkowych. Do ratyfikowania porozumień płacowych został wezwany także Henryk Rzoska, który poprosił mnie o doradztwo i towarzyszenie mu.

Kiedy weszliśmy do salki konferencyjnej, zastaliśmy w niej już wszystkich dyrektorów, kierowników wydziałów i Komitet Zakładowy PZPR. Przedstawiciel zjednoczenia przeczytał uzgodniony tekst porozumień płacowych. Nie mając innego wyjścia, Rzoska podpisał dokument. To był zalążek powstania w "Famosie" Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych "Solidarność".

16 września 1980 r. powstałe w zakładach pracy komitety strajkowe przekształciły się w komitety założycielskie związków zawodowych NSZZ "Solidarność". Na spotkaniu w Zakładach Elektrochemicznych "Centra" Alina Pieńkowska i Jan Lityński namawiali do powołania MKS-u na wzór gdański. Zostali zgłoszeni następujący przedstawiciele zakładów pracy: Tomasz Kaszuba - PKS, Leon Wiczanowski - "Neptun", Jolanta Szostek - "Polfa", Danuta Stasiak - "Centra", Kazimierz Ciecholiński - Huta Szkła, Paweł Głuch - "Famos", Roman Cherek - Szpital "Kocborowo". Przewodniczącym wybrano Leona Wiczanowskiego, a jego zastępcami: Tomasza Kaszubę i Jolantę Szostek. Leon Wiczanowski został też wytypowany ze Starogardu do Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Na wniosek Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego władze miejskie oddały pomieszczenie w Starogardzkim Centrum Kultury na ul. Sobieskiego po klubie filmowym AKF "7" powstałemu biuru starogardzkiego MKZ.

W "Dzienniku Bałtyckim" na czwartej stronie w rogu, w słabo widocznym miejscu, znajdujemy notatkę pod tytułem "Solidarność w Starogardzie Gdańskim". Ze względu na jej kluczowe znaczenie zamieszczam pełny tekst informacji: "W Starogardzie Gdańskim utworzono Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ «Solidarność», powołując tym samym organ pośredni między «centralą» a terenem. Decyzja o utworzeniu MKZ w Starogardzie Gd. w pierwszej chwili zaskoczyła gdański MKZ NSZZ «Solidarność», któremu wydawało się to niepotrzebne. Obecnie powstają i gdzie indziej inne ogniwa pośrednie, na przykład w Tczewie. Utworzenie MKZ w Starogardzie Gd. nie dopuści do oderwania życia regionu kociewskiego od spraw nowego ruchu związkowego. Starogardzki MKZ pomaga NSZZ "Solidarność" we wszystkich drobnych zakładach pracy, spółdzielniach, filiach itp. Należy również dodać, iż starogardzki MKZ posiada swoją siedzibę przy ulicy Sobieskiego 12 /tel. 37-42/ i codziennie prócz sobót trwają tam dyżury od godziny 13 do 17. MKZ w Starogardzie Gd. przewodzi Leon Wiczanowski - zastępca kierownika oddziału NZPS «Neptun»".

Powołanie starogardzkiego MKZ NSZZ "Solidarność" z Leonem Wiczanowskim na czele zbiega się z ogłoszeniem czterogodzinnego strajku ostrzegawczego w Polsce. Co ciekawe, jeszcze na miesiąc przed 17 listopada 1980 r., czyli przed słynnym spotkaniem w Centrze z Pieńkowską i Lityńskim w dniu 30 października 1980 r., prokurator generalny PRL-u wysłał tajną instrukcję do prokuratorów wojewódzkich z zasadami ścigania opozycjonistów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz