poniedziałek, 19 stycznia 2015

W żłobie leży! [z Facebooka - Tadeusz Majewski]

Pani Grażynie Kościelnej

W żłobie leży!

Musiał przyznać, że Rada wszystko świetne zorganizowała. Obliczyła nawet, przy pomocy OSP, dokładnie czas jego podróży, który rzeczywiście trwał dwa dni. Podczas powolnej jazdy wyobrażał sobie, że wiezie mięsiste liście opuncji do Susy albo dojrzałe melony na targ do Vidin w Rumunii. Po dokładnie 43 godzinach i 23 minutach, po kilkugodzinnym kluczeniu po Wielkiej Rozświetlonej Aglomeracji, wjechał do podziemnego garażu galerii Solaris i ustawił wóz pomiędzy lśniącymi świątecznie autami luksusowych marek. Z zadumą popatrzył na felgi kół i szerokie opony. Jego wóz, wózek właściwie, z wielkimi, drewnianymi kołami wyglądał tu surrealistycznie. A co tam - pomyślał - mamy przecież wieczór, w którym mało kogo coś jest w stanie zdziwić.

Jakaś para z chłopczykiem wysiadła z audi i zdumiona podeszła do niego.
- Ale bryka! Ile pali? - szyderczo zapytał mężczyzna.
- Darek, jak możesz kpić, to przecież Święta! Każdy na swój sposób chce coś zarobić - zmitygowała go kobieta. - Ten pan jest dostawcą, a że tak przebrany... Pasuje nawet i tu, w galerii Solaris... O, Konradek, tak właśnie wygląda osiołek...
- Fuj - krzyknęła nagle, gdy Klakson zrobił nagle naturalne, lecz nieprzyzwoite paf, które w tej ciszy i elegancji podziemnego garażu, wśród świątecznej chromy aut wyglądało na betonie wręcz absurdalnie.
- Ale narobił! - rzucił chłopczyk z satysfakcją na pożegnanie.
Zapisał w aparacie numer pozycji w boksie (nomen omen F16), dźwignął worek i po chwili ruchomymi schodami wjechał na parter galerii.
Galeria Solaris, jak prawie każda w tej części Europy, miała kształt ryby i olbrzymie owalne wcięcie z widokiem na przeszklony sufit, otoczone krawędzią jakby gigantycznej antresoli - piętra, gdzie również mieściły się stoiska, ale mniej znaczących firm.

Przechodząc przy eleganckich firmowych boksach dokładnie je rejestrował, robiąc zdjęcia o najwyższej rozdzielczości. O to Radzie również chodziło. Wszystko chcieli mieć udokumentowane, każdy szczegół w pikselach.
Wcale nie zaskoczona jego wyglądem sprzątaczka, może dlatego, że sama przebrana w biało-czerwony strój Mikołaja, wchłaniająca automatem kurze z marmurowej podłogi, zaczęła mu tłumaczyć, gdzie są biura.
Ruszył powoli, z przyjemnością rejestrując czystość, kolory boksów firm z najwyższej światowej półki, piękno i elegancję kobiet. W pewnym momencie rozbawił go jakiś mężczyzna w wieku około 30 lat w dziwacznych spodniach, z kilkanaście centymetrów jakby opuszczonych w kroku, co deformowało jego męską sylwetkę.
Przystanął przy stoisku z bombkami i choinkami. Elegancka sprzedawczyni z ciepłym uśmiechem w kącikach zmysłowych ustach demonstrowała klientkom wielkie bombki w rozmaitych kolorach. Kobiety, ze znudzonymi mężczyznami czekającymi za nimi, oglądały je długo i jakby z namysłem. Po ich wyborze sprzedawczyni skupiała się nad elektroniczną kasą. I tu zrobił zdjęcia najwyższej rozdzielczości - i jej, i bombkom, i sztucznym oczywiście choinkom.
- Czy może mi pan przynieść czekoladę? - rzuciła nagle do niego. - Koniecznie z bitą śmietaną.
Drgnął, zaskoczony, że nie patrząc na niego go zauważyła. Po chwili przyniósł - dwie.
- Pani ma błyszczyk na twarzy.
- Tak, to od bombek. Brokat - tłumaczyła lekko zarumieniona.
- Lubię gorącą czekoladę. Nieźle pan się przebrał, ale trochę tu pan nie pasuje.... Czy my się znamy? Robił pan zdjęcia...
- Jestem z wywiadu.
Kobieta roześmiała się i wstała z krzesła przy kasie, gdyż znowu podeszła jakaś pani.
- To obrzydliwe... - mówiła ewentualna klientka pompując policzki i zawieszając głos, co miało znaczyć, że zacznie jakąś tyradą. Niezrażona tym wstępem sprzedawczyni patrzyła na nią z wyczekującym, pogodnym uśmiechem. - ...to obrzydliwie... piękne. Te bombki. Tyle ich widziałam, ale te są obrzydliwie piękne.
Zastanawiał się, czy ta kobieta ten tekst wymyśliła, czy wyczytała w jakimś kolorowym magazynie.
Kiedy odeszła, sprzedawczyni zauważyła: - Wiedziałam, że coś takiego powie po słowie "obrzydliwie". Po tylu latach pracy w handlu to wyczuwam... Czyż nie są piękne? - wzięła dwie bombki w dłonie, przyginając przy tym zmysłowo ciało i jakby je ważąc spoglądała raz na jedną, raz na drugą.
- Piękne, ale...
- Którą by pan wybrał? Albo niech pan spojrzy na co innego - na te anielice, kwiaty, całą, gotową choinkę...
- No właśnie - dobiegł jakiś głos zza jej pleców. - Ile kosztuje cała choinka?
- Osiemset złotych.
- To niedrogo. Szkoda, że już mam - rzekła starsza pani i prędko odeszła.
- Anielice? Wyglądają nie jak anioły, a jak rajskie ptaszki. Chińskie anielice. To one są rodzaju ...żeńskiego?
Sprzedawczyni poczuła się lekko zakłopotana.
- Rozumiem, gender - rzekł. - Bombki. Pani zapewne wie, skąd one przyjechały. Jadą ich całe kontenery z Chin, częściowy rozładunek w Łodzi, a potem aż do dalekiej Hiszpanii. Wyczytałem w internecie.
- No tak, owszem, z Chin, ale oni już dawno nie przysyłają tandety.
- Tak się składa, że też tu przywiozłem, ale nasze. Pokazać pani? A może pani weźmie? Może pani zwyczajnie wziąć bez papierów i sprzedawać? Ominąłbym tę całą biurokrację.
- Może mogę - rzekła lekko, od razu, bez żadnego namysłu, z radosną obietnicą, ale po chwili nagle się usztywniła. Czyżby pomyślała z rozczarowaniem - znowu zwykły dostawca, może nawet akwizytor, choć tak zabawnie nawet tutaj w taki wieczór ubrany?
- Ja mam małe bombki. Rękodzieło. To znaczy wydmuchane w manufakturze, ale obrazki są wykonane ręcznie.
Wyjął z worka jedno z pudełek, otworzył i podał dwie bombki z misternie wymalowanymi obrazkami scen Bożego Narodzenia, z Jezusikiem. Były to arcydzieła sztuki malarskiej pań z KGW Jezierzec Wielki.
- Hm... myślę, że dziś takie nikogo nie zainteresują...
- Aha, nie są trendy? A skąd to pani przekonanie, że nie zainteresują, jeżeli takich tu nie ma? ...No dobrze, idę do kierownika...
- To kwestia gustu. Mam widocznie inny niż pan. Są chyba piękne - dodała z zakłopotaniem (natrętny akwizytor) - ale ja tu pracuję od rana i już jestem zmęczona, do tego jeszcze ta wyczerpująca muzyka.
No właśnie, dlaczego nie zwrócił uwagi, że przecież w galerii cały czas gra muzyka? Może to przez jej nieokreśloność? Przez chwilę się zastanawiał, co to jest. Zmiksowany Vangelis? Marek Biliński? Muzyka kompletnie bez wyrazu.
- Rozumiem. Faktycznie męcząca. Ale taka chyba ma tu być, tło do biznesu, muzyka agnostyka, może nawet, a fe, ateisty.
- Nie rozumiem, proszę pana, co to znaczy agnostyka.
- No bo powinny być chyba kolędy. Dzisiaj w Betlejem, Bóg się rodzi, moc truchleje, W żłobie leży i tak dalej.
- Ciszej, proszę pana... to są Święta.
- No właśnie, Święta. Więc wracając do mojego towaru, do pani słów: "może mogę"...?
- Nie mogę. Musi pan iść do kierownika, chociaż jest pan już spóźniony. Poza tym tutaj stoiska są bardzo drogie i nie wiem, czy się panu zwróci.
- Rozumiem...

Szczupły, wysoki kierownik w nienagannie dopasowanym garniturze z nienaganną twarzą docelowo życiowo wiceprezesa w wieku około 40 lat z trudem maskował rozbawienie, a po chwili lekceważenie.
- Więc chce mi pan powiedzieć, że przywiózł pan w tym stroju i w tym tobołku wyroby świąteczne pań z Koła Gospodyń Wiejskich Jezierzec Wielki? Hm.. Powinien pan z tym pójść z tym do jakiejś galerii.
- No właśnie. Myślałem, że jestem...
- Nie takiej galerii. Galerii sztuki ludowej. Cepelii czy czegoś takiego. My tu sprzedajemy sztukę... To znaczy sztukę europejską, międzynarodową, pasywną religijnie. A pana wyroby, to znaczy pań - bez obrazy - KGW to sztuka ludowa. Nie dam panu stoiska na korytarzu, bo jakby to wyglądało - tu mamy międzynarodowe, a pan z jakimiś pomalowanymi wydmuszkami ...
- Bombkami...
- Bombkami, no dobra. Absolutnie nie da rady. To nie jest bazar. Zresztą mamy ściśle określone procedury unijne.
- No przecież pismo jest. I list intencyjny od sołtysa Wrzołki też. O, i pieczątka "Rada Sołecka Jezierzec Wielki". I prośba od wójta gminy.
- Ale nie mogę odczytać.
- To po... hebrajsku. Panie trzy miesiące się męczyły, żeby napisać. Pomagał ksiądz proboszcz. O, proszę spojrzeć, jakie to pismo jest iluminowane. Jest nawet pudełko bombek dźwiękowych.
- Dźwiękowe?... To coś nowego. Proszę pokazać, puścić muzykę.
Wyciągnął te bombki i uruchomił. W ascetycznym, lśniącym szkłem i aluminium, z kilkoma doskonale wkomponowanymi kolorowymi reprodukcjami obrazów Paula Klee w idealnych antyramach gabinecie kierownika rozbrzmiała nagle pieśń chóru pań z KGW Jezierzec Wielkich: W żłobie leży...
- Dość! - ryknął kierownik. - Są Święta. Mamy je od 1 grudnia. Święta Zimowe. Święta Magiczne, a nie jakieś naiwne duperele. Nie czyta pan portali, nie czyta pan Gazety, nie ogląda Wiadomości? Takie bombki i inne szopki możecie mieć u siebie, w wiejskiej świetlicy albo kościele. Tu jest Metropolia. Niektórzy nasi klienci, ci niewierzący, mogliby to źle odebrać. Mogłoby być to też źle przyjęte ze względu na czyjeś uczucia religijne.
- No tak, panie dyrektorze... Czy mogę panu zrobić zdjęcie dla "Nowin Jezierzec Wielkich"? Bo wie pan, muszę mieć dowód dla pań z KGW, że w ogóle tutaj byłem. I wytłumaczyć się przed Radą Sołecką.

Klakson spokojnie stał w podziemnym garażu na F16. Stanowiska obok były puste, może dlatego, że nie bacząc na dostojeństwo osioł jak to osioł zrobił kilka dodatkowych placków i śmierdziało oślim łajnem. Na jego zadzie ktoś mu wymalował sprayem BMW, ale to nic. Strzepnął z sandałów pył, poprawił chałat, wyjął spod plandeki garść siana, otworzył puszkę Tiger i dał mu na wzmocnienie. Przed nimi długa podróż. Do Jezierzec Wielkich, a potem dalej, daleko, chyba na południe, właściwie nie wiadomo dokąd.
(fragment 12 rozdziału większej całości)

Zdjęcie użytkownika Tadeusz Majewski. Zdjęcie użytkownika Tadeusz Majewski. Zdjęcie użytkownika Tadeusz Majewski.

Anna Lembicz Panie Tadeuszu, jak od bombek, to chyba brokat 29 grudnia 2014 o 19:55 · Nie lubię · 1 Wiesława Dzwonkowska No niestety tradycja wyszła z mody. 29 grudnia 2014 o 20:11 · Nie lubię · 1 Maria Zofia Gajewska-Wozniak Tadziu prosze o całość -wciąga.. !!!!!!!!!!!!...... 29 grudnia 2014 o 20:30 · Nie lubię · 1 Maria Zofia Gajewska-Wozniak Dziekuje za pokazanie niestety smutnej naszej rzeczywistości....... 29 grudnia 2014 o 20:31 · Nie lubię · 1 Ewa Szwarc Komercja,komercja,komercja,...wchłania nas,pochłania na każdym kroku...strach się bać co będzie dalej 29 grudnia 2014 o 21:42 · Nie lubię · 1 Tadeusz Majewski Anna Lembicz Dziękuję Zmienię. 29 grudnia 2014 o 21:52 · "}" class="UFILikeLink">Lubię to! · 1
Marlena Czajkowska Cudny ten tekst:)gdzie reszta? 29 grudnia 2014 o 22:33 · "}" class="UFILikeLink">Lubię to! · 1 Tadeusz Majewski Marlena Czajkowska Serdecznie dzięki:) To jest bryk dwunastego, ostatniego rozdziału mojej powieści 29 grudnia 2014 o 22:48 · "}" class="UFILikeLink">Lubię to! · 2 Marlena Czajkowska 29 grudnia 2014 o 22:48 · Nie lubię · 1 Marlena Czajkowska No to już się sadowię z dobrą kawą w fotelu i...CZEKAM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz