czwartek, 28 czerwca 2007

Dzień ks. Zdzisława - fotoreportaż

Telefon. - Zapraszamy pana w sobotę na imprezę z okazji Dnia Dziecka do Wycinek - mówi radny RG Osiek Rafał Szczęsny. - O godzinie... (tu jakieś szumy na łączach, więc nie zrozumiałem)


Dzień księdza Zdzisława




Osiek, Wycinki i okolice. Jadę do Wycinek w lekkim nastroju i lekko ubrany (koszulka i tenisówki). Jestem. Miła pani w sklepie mówi, że to będzie dopiero o 16, tymczasem jest znacznie przed południem. Jadę więc do Rafała Szczęsnego, który "mnie zna, ale ja jego nie pamiętam". Mieszka daleko od centrum wsi, w malowniczo położonej na brzegu Kałębia zagrodzie. Pan Rafał się śpieszy - cała gmina się śpieszy. Okazuje się, że ksiądz proboszcz i wikariusz obchodzą 25-lecie kapłaństwa.
Jest kiepsko. Robi się coraz zimniej, a ja nie mogę się nigdzie przysiąść w ciepełku z laptopem. O, może tu - ta agroturystyczna kwatera też nad brzegiem Kałębia.

Rikitikitak
- Proszę bardzo, proszę - zapraszają.
Ha, ha, ha! Ale do stołu na dworze. Pech po raz trzeci.
- Ładna ta kwatera...
- Mamy tu typowy domek holenderski z wszelkimi mediami na sześć osób i apartament, też na sześć osób. W apartamencie są dwa pokoje z wszystkimi mediami, telewizja.
- Zapisuję to wszystko, bo, wiecie państwo, tworzę bazę danych o kwaterach.
- Proszę bardzo, ale my to sprzedajemy.
- Sprzedajecie?! Nie może to być. Takie piękne miejsce, taki dom... A za ile sprzedajecie?
- Za 900 tysięcy złotych.
Na chwilę robi się cicho. Myślę intensywnie. A właściwie to nie myślę - wyobrażam sobie. 900 tysięcy złotych. Góra forsy.
- A co? Za dużo, tak? Teren - około 2000 m2, dom - część mieszkalna, ze 250 m2, budynek gospodarczy, ale są podciągnięte wszystkie media, tak że z tego garażu w każdej chwili można urządzić mieszkanie. Do tego dom jest ładny, zachowana szata graficzna starej części.
- Ale 900 tysięcy złotych!!
- A co pan myślał? Jeszcze niedawno cegła kosztowała 2 złote, a teraz 4. Nie obserwuje pan, co się dzieje z nieruchomościami?
- A dlaczego państwo chcecie to opuszczać?
- Jeździliśmy trochę po Zachodzie. Widzieliśmy takie wioski, jak Osiek czy te tutaj okoliczne. Tam zimą wszystko jest wymarłe. Dopiero jak zaczyna się wiosna, to wszystko zmienia się w wioski rekreacyjne. Stodoły zamieniają się w dyskoteki, dawniejsze budynki gospodarcze w knajpki, wszędzie robią grilla, powstaje mnóstwo placów zabaw dla dzieci... Nieliczni mieszkańcy mają tylko dbać o to, żeby był zachowany tradycyjny kształt wsi. Tak będzie tutaj. Stare chałupy zostaną, będą jedynie sprzedawane po śmierci ich starszych właścicieli i modernizowane przez nowych nabywców, ale też w wieku jak my - pięćdziesięciolatków... A co Osiek ma do zaproponowania turystom?
- No coś proponuje, na przykład festiwal muzyki gospel.
- Gospel jest pod koniec sierpnia, kiedy już się myśli o szkole... Proszę pana, nie ma co się czarować. To się tutaj kończy. Oni tu siedzą, ale gdzie są ich dzieci? Powyjeżdżali do Anglii, na Zachód, do dużych miast. Jeden z mieszkańców ma ponad kilkanaścioro dzieci, a został sam z synem. Reszta wyjechała na Zachód. Niech pan zobaczy, jacy ludzie przychodzą na te jagodzianki.
- Jakie jagodzianki?... Ach, te mistrzostwa świata w zbieraniu jagód... Trochę ta impreza nie wypaliła.
- Nie wypaliła, bo kto przychodzi? Większość starsi ludzie. I trudno się dziwić, że tak się dzieje. Kiedy do mnie przyjedzie mój syn, to co ma robić? Nie ma gdzie pójść. Młodzi nie przyjadą, bo nie weźmie pan takiego do kosiarki czy do pielenia. Młody przyjeżdża, bo chce się zabawić, a tu co? Ewentualnie przyjedzie jakaś parka na rikitikitak.
- ...Hm, na rikitikitak, mówi pan... Ach na barabara!
- Ale to też przecież nie na cały czas. Wieczorem też będą chcieli wyjść, wypić i zabawić się w normalnych warunkach.
- Nie dotyczy to tylko Osieka - wtrąca kobieta. - Znajoma z Mermetu skarżyła się, że może sobie chodzić bez majtek, a i tak nikt jej nie zauważy. Nie widzi tam żadnej twarzy. Nie ma dla kogo się ubierać. To jest smutne.
- Raczej - jak pani mówi - nie ma się dla kogo rozbierać... Tak, to jest bardzo smutne... Chociaż ja myślałem, że to właśnie na tym polega, ta cała agroturystyka: cisza, spokój, nie ma innych twarzy.
- Są różni ludzie. Kupowałem to 15 lat temu, bo chciałem tu mieszkać. Ale żona już wtedy mówiła: "W życiu tu mnie nie zamkniesz". Tu jest prześlicznie, jak ktoś lubi przyrodę. Ja kocham. Wychodzę na pomost, mówię: "kwa, kwa, kwa" i od razu nadpływa całe stadko kaczek. Ale żona tego nie lubi.
- Będzie większy ruch, jak otworzą zjazd z A-1 w Kopytkowie.
- Ze zjazdu do nas jest 12 kilometrów. Jechałem samochodem, włączyłem licznik... Ale to nic nie da. Tu jest kilka sklepików, które zimą starają się przetrwać. Co innego Mazury, gdzie chcemy się przeprowadzić. Łodzie, ścigacze, festiwale, knajpy, tam jest co robić, jest gdzie się bawić. A tu? Gdzie tu jest sprzęt pływający? Ta woda jest niewykorzystana. Albo gastronomia. Jest ewentualnie gospoda, gdzie możemy pójść, żeby sobie skuć mordy.
- Skuć mordy?
- Upić się.
- Ach tak.
Wsiadam do samochodu.
- Fajną na ma pan pracę - mówi mężczyzna na do widzenia.

Kard full
Przed kościołem pod wezwaniem św. Rocha w Osieku robi się gęsto. Jeszcze kilkanaście minut. Robię pierwsze zdjęcie dla rozgrzania palców i - koniec. "Kard full". Tak to jest, jak dostajesz od formy nowy aparat. Ale nic to, tamte zdjęcia na karcie sobie skasuję. Tylko jak skasuję, kiedy nie czytałem instrukcji obsługi? E, dam sobie radę - nowy aparat, ale ta sama marka (choć nie ten typ), co miałem wcześniej - prosta sprawa. Poza tym jestem przecież magistrem. Tymczasem... Trwa msza, a ja przez pół godziny rozpracowuję to nędzne pudełko. Fajną mam pracę, mówił tamten facet. Wreszcie znajduję odpowiednią kombinację przycisków. Znowu wchodzę do wnętrza kościoła. Ludzi też full. Zupełnie jak na tej karcie pikseli. Śpiew gospelowego zespołu i liturgia. Ksiądz wikary Zenon Dampc i ksiądz proboszcz Zdzisław Ossowski obchodzą 25-lecie kapłaństwa, po raz drugi już, bo 30 maja obchodzili w Pelplinie.
A potem drugie tyle czasu co msza delegacje podchodzą z kwiatami i prezentami - delegacje sołectw, strażacy i tak dalej. Wyławiam szept, że nie ma jednej delegacji... No nie, jakiej - nie dosłyszałem.
Patrzę na księdza Ossowskiego z wdzięcznością - można szeroko pisać o jego wielkim osieckim dziele, o którym pisałem tyle razy, ale teraz jedno jego dzieło jest najważniejsze - ogrzewany kościół. Trzyma ciepło, wreszcie więc paluchy nie marzną mi w tenisówkach.
Kościół wewnątrz jest piękny - odnowione neogotyckie kasetony ze świętymi w świetle przefiltrowanym przez barwne witraże robią się sympatyczne, pomimo swojej stylistycznej ostrości. Szkoda, że brak jeno z tyłu nad łbem organów - myślę sobie. - Ach jakby one tymi swoimi harmionijnymi ostrościami piszczałów pasowały do reszty.
Delegacje cały czas podchodzą do księży. Wdzięczność ludu jest dzisiaj wielka. Obsesyjnie obserwuję ich buty. Eelganckie lakierki panów. Moje tenisówki usprawiedliwia w tym świętym miejscu tylko rola fotografa, jaką zupełnie przypadkowo teraz tu pełnię. Rozmawiam szeptem z wycestarostą Kazimierzem Chyłą. - To dziwne. Nie ma tu delegacji... - mówi pan wicestarosta. I znowu nie dosłyszałem, jakiej...
Ksiądz Ossowski jest wzruszony. Mówi o przezwyciężonej chorobie, operacjach i o tym, że teraz czuje w sobie mnóstwo energii, moc.
Przy wyjściu dostaję święty obrazek z napisem: "Z serca błogosławię - ks. dr Zdzisław Ossowski - 30 maj - Pelplin 1982 - Osiek 2007 - Błogosław Boże Wszystkim, od których mnie wziąłeś i do których mnie posyłasz".



W kościele niezwykła atmosfera. Fot. Tadeusz Majewski

Ludzie się rozchodzą, samochody się rozjeżdżają, część jedzie w stronę ośrodka na Dobrym Bracie. Ja marznę w pepegach, robiąc zdjęcia. Ksiądz Ossowski z samochodu życzliwie kiwa na mnie reką, żebym jechał za nim. Jadę, wdzięczny, że ktoś mi zaoferował ciepło.
W holu ośrodka rehabilitacyjnego ciąg dalszy życzeń i prezentów. Masa ludzie. Są starostowie, wójtowie, biznesmeni, a ponad nimi niczym orzeł nad orłami - sam Maciej Płażyński. Ile ten drągal ma wzrostu? A może to ta szlachetna twarz tak go wywyższa?
I pomyśleć, że jeszcze ze 2 godziny przedtem w Wycinkach przekonywali mnie, że ta wieś umrze. Jak może umrzeć, jeżeli mamy tu marszałka i tylu znakomitości?
Robię zdjęcie ks. Zdzisławowi i dyr. ośrodka Elżbiecie Kulińskiej. Przyszli w tym samym czasie do Osieka, a tyle zrobili. Pani Elżbieta to działające kiedyś tylko przez dwa miesiące siermiężne miejsce przekształciłą w elegancki i czynny przez cały rok kurort. A ksiądz co zrobił? No nie, nie będziemy ciagle przypominać. Każdy wie.
Szampan, po chwili proszą na obiad. Urywam się, widząc kartoniki przy stole z nazwiskami, kto ma siedzieć. Toż to nie obiad faceta w tenisówkach. Ja jestem ten z dolnej półki.






Ksiądz Zdzisław Ossowski w świetnej formie. Fot. Tadeusz Majewski




Elżbieta Kulińska i ks. Zdzisław przybyli do Osieka w tym samym roku, a ile zrobili...

Dostałem dyplom
Wycinki. Radny Rafał Szczęsny zaczyna Dzień Dziecka. Przedtem oglądam po raz wtóry Kociewską Izbę Ludową. Sołtys Stefania Wielińska - (058) 582 93 23 - jest tu jakby mieszkającym w sąsiedztwie kustoszem, stąd podaję jej numer telefonu - można się zamówić. W jednym pomieszczeniu wystawa zdjęć Zenona Usarkiewicza - twórcy izby. Ten zresztą po chwili się pojawia. Ależ ma aparat! Ten mój przy jego to nawet nie ubogi krewny, to po prostu wcale nie jest krewny. Na dodatek po zrobieniu dwóch fotek znowu złośliwie pojawia mi się napis w okienku "Karf full". Dyskretnie kasuję niektóre zdjęcia z kościoła, żeby zrobić tutaj kilka ujęć.





Rafał Szczęsny rozpoyczna imprezę. Za chwilę wręczy mi dyplom. Fot. Tadeusz Majewski



Zimno, ale dzieciaki walczą w Wycinkach. Fot. Tadeusz Majewski

Rafał Szczęsny rozpoczyna zabawę i wręcza dyplomy. Dostaje pani ta, potem tamta, a potem... Nie zgadniecie kto!
Otóż... ja, Tadeusz Majewski.
Za co? Dyskretnie czytam: "Akt podziękowania dla Pana Tadeusza Majewskiego. Jedynie prawdziwy człowiek zauważy potrzeby innego człowieka. Jedynie człowiek wielkiego serca wyciągnie doń pomocną dłoń. Dziękujemy. KGW i Rada Sołecka w Wycinkach."
No, przesada. Ale pomimo zimna czuję ciepełko w sercu. Nieważne, że to takie tam pompatyczne. Ważne, że pan Rafał mi podziękował za przyjazd. Fajną mam pracę.
Łapię aparatem dzieciaki - bieg w workach, skakanki i... "Kard full".
Mało tych dzieci. Facet ma jednak rację - młodych już prawie nie ma, to skąd brać dziatwę?
Idziemy na kawę do izby. Jest wójt Stanisława Kurowska, jest też przewodniczący Rady Gminy Jerzy Kłos. Dyskutujemy. O tym i o owym, i między innymi o tym, co dwa razy niedokończone słyszałem wyszeptane w kościele - tyle osób, tyle delegacji, a nie ma delegacji z Urzędu Gminy Osiek i nie ma pani wójt!
Coś znowu nie zagrało w dyplomacji na linii Parafia - Urząd Gminy - myślę sobie.

Jadę do domu. Dzień spędziłem pracowicie. To jest fajna praca. Trochę też jak praca śledczego. Bo teraz, po zebraniu tych wszystkich spraw, musisz znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego władze nie poszły na 25-lecie do kościoła. Czyżby po ośmiu latach zimnej wojny między Urzędem Gminy a Parafią po zmianie wójta czekało gminę to samo? Któż by się spodziewał!
Tadeusz Majewski
Dziennik Bałtycki, Wirtualne Kociewie






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz