Plac przez zamkiem w Skarszewach to świetne miejsce do urządzania imprez kulturalnych. I wczoraj tam się taka odbyła - powiatowy konkurs gwary kociewskiej. Jeszcze trzeba by zainstalować budkę z lodami i saturator, konieczne w takim skwarnym dniu.
Inna sprawa, że dobre lody mają w lokalu oddalonym ok. 100 m rynku. Wiszą tam też bardzo ciekawe reprodukcje pocztówek ukazujących miasteczko z przełomu XIX i XX w. No i kopia planu Skarszew z 1810 r., którą natychmiast ściągnąłem ze ściany i zrobiłem jej zdjęcie, żebyście wiedzieli, jak to miejsce wyglądało ponad już 200 lat temu. I, jak to było w Starogardzie, zakonnicy doskonale wiedzieli, że to miejsce idealne nadające się pod zabudowę. Wznieśli zameczek, kościół, całe miasteczko, okalając je murem -1,1 kilometra. I tak samo jak w Starogardzie wykorzystali rzekę - tu Wietcisę, dopływ Wierzycy.
Po wykonaniu zdjęć na imprezie ruszyłem obejrzeć, co nowego w tym miasteczku. Święty Jan Paweł II prawie tak ładny jak ten w Lubichowie, młyny stoją jak stały, ryneczek wypiękniał, co widać na zdjęciu.
Schodziłem niżej, a potem uliczką, przy której nad oknami parteru jednego z domów widnieje napis "Wilhelm Joost Sattlermeister" (na nasze będzie Wilhelm Joost, mistrz rymarski albo siodlarski). Ktoś wyraźnie nie dostrzegł, że wiele się zmieniło w historii i generalnie piszemy i czytamy już tutaj po polsku.
Zszedłem jeszcze niżej, zupełnie blisko kościółka, który wpisał się do księgi rekordów Guinnessa, bo wzniesiono go w 24 godziny, do miejsca, gdzie w dziwacznym domku, w dużej części zbudowanym na gotyckim murze, mieszka osiem osób. Pisałem o nim reportaż w 2002 roku. Od tamtego czasu trochę się zmieniło - mówili mi mieszkańcy opalający torsy siedząc na schodach. Nowy burmistrz położył na uliczce asfaltowy dywanik, na grzebiecie gotyckiego muru wyrosły spore brzózki, a tuż przy wschodniej ścianie w dziurze pomiędzy gotyckimi cegłami ulokowały gniazdo pszczoły. Pokazała mi je pani z dzieckiem na ręku, mieszkająca w tym osobliwym, bo średniowiecznym domostwie, a jeden z mieszkańców radośnie zauważył, że będą z tego mieli lipcowy miód.
Pani z dzieckiem na ręku zauważyła, że nie zawiadamia czynników odpowiedzialnych za takie sprawy, bo usługa przeniesienia pszczelej rodziny kosztuje prawie stówę, tak samo jak usługa zlikwidowania dziwnych czarnych larw, lęgnących się w gotyckiej ścianie jej pokoiku. Oni tylko doradzają, czym należy owe larwy podlać i przyfajczyć. Ależ byłoby widowisko - płonące krzyżackie larwy, wylatujące z gotyckiego muru.
Po chwili zajechałem łąką od strony przelotowej szosy Tczew - Kościerzyna pod Basztę Skazańców, gdzie rozbili spory namiot robotnicy remontujący obiekt. Wiwat Jego Ekscelencja Pan Burmistrz Jacek Pauli! - wreszcie wzięto się za renowację murów po 25-letniej bezczynności.
Krzątający się przed namiotem barczysty mężczyzna, lat ok. 30, z wschodnim akcentem rzekł, że oczywiście, jak najbardziej mogę robić zdjęcia, ba, wyraził nawet zdziwienie, że o to pytam, przecież niedawno tutaj byłem. Oczywiście nie wyprowadzałem go z błędu. Dokładnie mi dokładnie, co tutaj robią - jak zbijają cegłę XIX w., żeby dojść do tej czysto gotyckiej.
Z namiotu wyszło dwóch następnych mężczyzn, jeden wysoki i żylasty, typ rzadko u nas spotykany. Wdaliśmy się w pogawędkę.
- Nie, tych ciuchów z linki proszę nie zdejmować - rzekłem, gdyż żylasty zauważył, że nie za bardzo pasują do zdjęcia. - Nie ściągać, bo robocze i nie ma się czego wstydzić. Wy skąd? - wskazałem na tablicę rejestracyjną z pierwszą literą L.
- Z Zamościa.
- No tak, z Zamościa, ale chyba jeszcze dalej ze wschodu.
- Słyszał pan o miasteczku Belz? Jesteśmy z tego miasteczka.
- Chyba Bełz - poprawiłem.
- Nie Bełz, a Belz.
- Bełz.
- Belz.
- Bełz.
- Belz!
- Bełz!! Jest nawet piękna pieśń żydowska Miasteczko Bełz. Śpiewa Gołda Tencer. Takim, wiecie panowie, drżącym, przejmującym jak cholera głosem. Miasteczko Bełz, kochany mój Bełz
Maleńka mieścina gdzie moja rodzina i dom mój był
Miasteczko Bełz, kochany mój Bełz
Ach, ileż to razy nad rzeczką jam marzył, o szczęściu śnił
Wspomnienia jasnych lat minionych
choć tak mi drogie są
Biedne serce me stęsknione boleśnie ranią i tną
- No dobrze - rzekł żylasty polubownie. - U was Bełz, u nas Belz. Pan wie, gdzie Belz, to pan wie, skąd jesteśmy.
- Tak się składa, że wiem.
Tu rzuciłem nazwy miejscowości - Równe, Sarny, Kowel. Ukraińcy się ucieszyli. Mieszkają blisko Równego.
- Moja mam była tam dwa lata temu.
- Pana mama? Żyje?
- Tak. Mieszkała w Hucie Stepańskiej. Znacie?
- Nie.
- Pojechała do swoich rodzinnych stron, których nie ma.
Miasteczko Bełz, kochany mój Bełz
Maleńka mieścina gdzie moja jedyna kochała mnie
- No tak, panowie, wyjadę po tym bruku? Podwoziem nie zahaczę? Bo na łące droga dopiero powstaje.
- Wyjedzie pan.
- No i widzicie, mamy teraz oto dwie największe emigracje w Europie - rzuciłem na do widzenia. - Pierwszą stanowią młodzi Polacy, którzy wyjeżdżają do Anglii, Niemiec i Norwegii, drugą jesteście wy, przyjeżdżając do nas. Nieoficjalnie już was u nas ponad milion.
- Tak, ale my też tu właściwie przejazdem - stwierdził żylasty. - Też wielu z nas stąd jedzie na Zachód.
Miasteczko Bełz, kochany mój Bełz
Dopiero teraz patrzę w internecie, że ten Bełz to ani Bełz nasz, ani Belz ich. Przypadkowa zbieżność nazw. Chodzi o Bełz w Mołdawii. Chociaż właściwie nie - to jedno i ciągle to samo miasteczko. Miasteczko Bełz.
19.07.2015 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz