wtorek, 18 sierpnia 2015

Nazywam się Rook, Andrzej Rook (odkrywanie Bietowa)



Przed wojną do Bietowa nieraz zajeżdżał minister i premier Juliusz Poniatowski. Grał na korcie bez ogrodzenia w tenisa z dyrektorem Państwowego Monopolu Surynem. Pisałem o tym w reportażu w "Rejsach" pt. "Pomnik Juliusza Poniatowskiego" (pomnik - mając na myśli poniatówki). Na dole dałem LINK do tego materiału.

Po podobno pięknym pałacu nic nie zostało. O jego tajemniczym zniknięciu nie chciała mówić bohaterka reportażu p. Władysława Dzienniak. Dziś miałem szczęście. Wysłuchałem opowieści o rozbiórce nie tylko pałacu, ale w ogóle całego majątku. Włóczyłem się później po Bietowie, które w ostatnim czasie prędko się zmienia (tu i tam budują, gdzieniegdzie remontują, przycinają trawę, rozpalają grilla, a w jednym ogródku ktoś nawet odnawia zdaje się buicka - chyży model z lat 60.) i według wysłuchanej opowieści przecierałem to wszystko jak kalkomanię, by wyczyszczone z fuzli teraźniejszości ujrzeć oczyma wyobraźni tamtą rzeczywistość...

@@@@

Nazywam się Andrzej Rook. Mam 70 i 9 lat. Rodzice Elżbieta i Józef Rook też urodzili się w Bietowie. Skąd to nazwisko, nie wiem. Chyba amerykańskie albo angielskie. Może mam tam jakiegoś krewnego aktora. Mój wujek Józef Andreskowski pracował tutaj jak fornal za Suryna, a w okresie okupacji u Niemca Szyka. Szyk - nie wiem, jak to się pisze. Przed wojną wujek bryczką woził dzieci do szkoły w Lubichowie... No pewnie, że pięknie. Pięknie, że woził dzieci? Pięknie było dla nas. Nie, nie woził wszystkich! Pan myślał, że woził jak dziś autobus. Woził swoje dzieci! Niektóre się czepiały i odganialiśmy.
Niemiec miał to wydzierżawione. Był fornalem, może być furmanem. Nie szwajcerem! Szwajcer je od krowów, a furman od koniów! W Nowy Rok fornale strzelali batogami, a Niemiec wychodził i im polał. "Szajs alte jahr" - mówił. Kiedy zbliżali się Rosjanie, wszystkie Niemcy fliśtlingoweli. Cała ta droga była zapchana wozami fliśtlingów, zupełnie jakby przejeżdżał cygański tabor. No tak, ma pan rację, Cyganie już od lat nie jeżdżą. Uciekali aby dalej od frontu. Szyka z rodziną też uciek. Wozy uszykoweli i w konie. Fornale mieli ich zawieźć na Gdańsk i wrócić, mój wujek też. Ale w Gdańsku coś się stało. Szyke złapali Ruski. Jego żona i dzieci zdążyli na statek i odpłynęli. Mój wujek wskoczył na statek, gdzie były konie i się między nimi schował. I z tymi koniami dopłynął do Schlezwig-Holstein. Z nim dopłynęło kilku innych. Tam go zatrzymali. Wrócił chyba w 1948 roku. Gdy Rosjanie przychodzili od Czarnej Wody - jakiej Wdy?! My na nią mówimy Czarna Woda - to tu byli jeszcze Niemcy w samochodach. My siedzielim w pewnicach. No w pewnicach, sklepie! Cała wioska siedziała w pewnicach gorzelni i w pewnicach obory. Największa gorzelnia była w Radziejewie i tutaj. Ludzie siedzieli w pewnicach i czekeli za... wyzwoleniem. Kiedy Ruskie weszli, zajrzeli do nas i - nie, nie gwałcili. Weszli wyżej i ciągnęli bimber. Potem po południu poszli na Gdańsk. Nie byli pijani. Właściwie to oni byli pijani przez cały czas, jak oni tak wojoweli. Po ich wyjściu wszyscy wyszli z pewnic i powoli zaczęli się rozchodzić do domów.
Najpierw rozebrali gorzelnię. Cegłę wzięło RSP Kokoszkowy. Nie PGR! PGR to co innego! W Kokoszkowach była RSP! Zbudowali z niej domki po prawej stronie, takie żółte. A później z rozebranego pałacu postawili posterunek wodny w Ocyplu. Skąd o tym wiem? Bo od 1950 roku pracowałem w kółku rolniczym jako traktorzysta i w 1960 roku sam woziłem.
Pałac był wielki. Tu, gdzie rozmawiamy, to malutka część. Tu było centralne, pralnia i kuchnia. A tam, w pałacu, stały piece kaflowe z pięknymi koronami.




Pałac stał z boku, tam, gdzie sąsiad przybudowywa. Sala była duża jak diabeł. Ja to panu narysuję. O, tu było główne wejście, a z drugiej strony, od strony parku, który mają Kaszubowscy, była wielka weranda ze szkła. Gmina przez jakiś czas ten pałac remontowała. Ale raz, gdy kładli papę, zarwał się dach i dali sobie spokój. Po wojnie tu była szkoła rolnicza. Po tym zarwaniu przeniesiono ją do Owidza. Tam też jeździłem i pracowałem. Nie spelim tam w pałacu. Pałac był w lewo na górce. Tam, w Owidzu, straszył diabeł. Widziałem raz wieczorem. Widziałem sylwetkę - chłopa z psem. To był farmazyn.
Jeździłem lanbuldogiem, no, ursusem. Nie wie pan co to landuldog?! Nie oglądał pan czterech pancernych? Wielki traktor z kominem, tłok jak wiadro. Podgrzewałem go od dołu, bo jak go miałem uruchomić? W 1910 roku była tu remiza strażacka, straż z konnym wozem. Remiza stała tam, obok kurnika. Kurnik jeszcze stoi, dach tylko je trocha uniesły. Aha, do 1945 r. była tu wielka stodoła. Spaliła się pełna zboża. Co było jeszcze? Kuźnia była tamuj i chlewy, i obora z kamieni - do wysokości więcej niż ta, na jakiej my tu siedzim (siedzimy na piętrze). Więcej niż ponad 3 metry. Kawałek tej ściany jeszcze jest. A blisko stała maszyna do tłuczenia kamieni. Kiedy pracowała, nic nie było słychać, taki huk. Spalinowa. Dlatego Bietowo ma brukowane uliczki. Transformator był, prąd był.

LINK DO REPORTAŻU "POMNIK JULIUSZA PONIATOWSKIEGO": http://kociewiacy.pl/gminy/lubichowo/index.php…

Andrzej Rook rysuje plan majątku

Kiedyś tu był kurnik, po wojnie straż pożarna

W tym domu mieszkali brukarze

Ciekawe wejście do domu brukarzy. Chyba z kół młyńskich, żaren

Za szałerkami park należący dziś do Kaszubowskich

Tu była pralnia i kuchnia

Tyle zostało z potężnej obory


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz