czwartek, 20 sierpnia 2015

TERESA DĄBROWSKA. O historii Zelgoszczy. Niezbędne uzupełnienia (materiał z 2006 r.)


Oto następna garść wspomnień Teresy Dąbrowskiej z domu Michna na temat okresu międzywojennego i okupacyjnego. O historii tej wsi, bo ma bogatą. Oto następna garść wspomnień Teresy Dąbrowskiej z domu Michna na temat okresu międzywojennego i okupacyjnego

Pisaliśmy o historii Zelgoszczy m.in. w artykułach o "wsi wielkich ludzie", o Cyrylu Rompie i Anastazym Klinie, a o tej nowszej - w artykułach o nadaniu szkole imienia Andrzej Grubby. W kilku artykułach korzystaliśmy z wiedzy Teresy Dąbrowskiej, która o przedwojniu Zelgoszczy wie wszystko. Oto uzupełnienia do poprzednich artykułów. Historycy będą mogli z tego wszystkiego zrobić ciekawą monografię wsi.

Widzę, jak torami lata
- Pani Tereso, w artykule "Wieś wielkich ludzie" pisaliśmy, że z Zelgoszczy wywodzą się i profesorowie, i doktorzy... Ostatnio na przykład doktor Sławomir Bieliński, sekretarz Urzędu Gminy w Lubichowie.
- A co, mądra głowa.

- Chyba z rok temu wzruszający list napisał Leszek Adamowicz... profesor. A więc mamy kolejnego profesora. Wyczyński mieszka w Kanadzie, Adamowicz w Warszawie... Profesora Adamowicza pani pamięta?
- Tak, sąsiadki syn złapał to w Internecie (na stronie gminy Lubichowo - przyp. red.). Ten chłopak wszystko złapie. Złapał najpierw ten reportaż z gazety w Internecie pod tytułem "Wieś wielkich ludzi", okazało się, że Leszek też to złapał i napisał, i to sąsiadki syn też złapał.

Leszek jest synem Eugeniusza Adamowicza i Stefanii Adamowicz, z domu Kocharska. Oni przyszli ze wschodu, z Kresów. Kupili gospodarstwo od Malborskich albo Nalborskich, pierwsze gospodarstwo za wiaduktem po prawej stronie od szosy do Lubichowa... W 1938 roku miałam 8 lat, a więc chodziłam trochę do polskiej szkoły. Kto wtedy uczył... Pani Misterska, pani Wolaninówna, mnie pani Regina Poćwiardowska, zamężna Adamowicz. Jej mąż był Renek... Jeden był Renek, drugi Genek (Eugeniusz, właśnie Leszka Adamowicza ojciec). Po wojnie rodzina Renka gdzieś się wyprowadziła, chyba do Chwaszczyna. Genek został tu, na gospodarstwie, aż do wyprowadzki do Warszawy. A Leszek chodził tu do ogólniaka. Widzę w pamięci, jak torami lata do dworca (wtedy do Starogardu jeździły pociągi, autobusów nie było). Leszek jest 1939 rocznik. Mieszkali tu do lat 70.

Mieszkał za "jaszczurką"
- Mam tu stare zdjęcie. Kto to?
- To Łucjan Wyczyński, ojciec Pawła. Był pracownikiem leśnym. To zdjęcie pochodzi sprzed pierwszej wojny światowej, jak był zabór pruski... Może on był w wojsku niemieckim.

- Pamięta pani profesora Wyczyńskiego z dzieciństwa?
- Jezuś, no panie, to był mojego brata kolega i jakże bym go nie miała pamiętać? ...Nie pochodził z bogatej rodziny. Dostawał gminne stypendium, bo w szkole był prymusem (dwóch było takich w gminie). Chodził do tutejszej szkoły, a potem do czerwonego gimnazjum, gdzie uczył profesor Bolesław (chyba takie imię) Raszeja, brat Jana Raszei, który tu miał sklep... Znałam go dobrze. Ja tu się urodziłam i tu mieszkałam. W 1930 roku miałam 8 lat. Jego ciocia, czyli Łucjana Wyczyńskiego siostra, Maria Kittatu, mieszkała obok. A on mieszkał tam, gdzie "jaszuczurka".




- Jaszczurka?
- Pomnik upamiętniający "Jaszczurkowców", organizację podziemną, jaką założył Wyczyński. Pan nie wie, gdzie ten pomnik "Jaszczurkowców"? Gospodarstwo Wyczyńskich jest za tym pomnikiem... Paweł przyjaźnił się więcej z Józwem, a z moim drugim bratem, z młodszym Konstantym, pracował w czasie okupacji u Erwina Minutha. Paweł pracował w sklepie w czerwonym domu, a mój brat w oborze i w podwórku. W tym domu mieściło się wtedy sołectwo, bo Minuth został w okupacji sołtysem. Przed wojną była tam karczma, sklep spożywczy i tancbuda, i to należało właśnie do Jana Raszei. Oni, od Raszei, wszyscy byli do tego ogólniaka wepchnięte, bo byli zdolne i mieli pieniądze. A Wyczyński nie pochodził z bogatej rodziny, ale miał stypendium...
- A widziała pani profesora Wyczyńskiego po wojnie?
- Widziałem go koło "jaszczurki", w poważnym wieku, w czasie, jak ta "jaszczurka" była otwierana. Ksawer Milewski będzie dokładnie wiedział, kiedy to było. Bo on jest albo 1922, albo 1923 rocznik.

To był nasz człowiek, ludzki
- Porozmawiajmy o okresie okupacji. W Zelgoszczy sporo się wtedy działo. Działała ta "Jaszczurka". Co pani pamięta z tego czasu?
- Od 31 marca 1942 roku była ogólna mobilizacja. Kto nie podpisał listy o to andojczowanie, to albo w czapę, albo do obozu, i wszyscy te listy składali... Tak było też z dziadkiem Tuska i nie ma się czego wstydzić... Inna sprawa, że Tusk chce kosztem narodu odbudować kraj... O, już pan nabija (zapisuje a laptopie - przyp. red.).

- Czemu tego nie zapisywać? Ma pani swoje poglądy polityczne i warto się nimi podzielić? Dlaczego Tusk chce kosztem narodu?
- Bo chciałby odbudowywać kraj kosztem emerytów, zupełnie jak po wojnie. Tylko że po wojnie wszystko było zniszczone, a teraz jest rozkradzione.

- Aha... Józefa Milewskiego, późniejszego doktora historii, też pani znała?
- Józef Milewski urodził się w 1914 roku, był ode mnie znacznie starszy, ale dobrze go pamiętam. Pamiętam, jako żołnierz w 1939 szedł na Osie.
- Uciekali?
- Nie uciekali. Szli na Osie, na Toruń, do miejsca koncentracji. To była chyba piechota... Józef Milewski był znany przed wojną jako żołnierz zawodowy. W czasie wojny ukrywał się w Zelgoszczy. Po wojnie był pierwszym wójtem w Lubichowie.

- Złośliwi mówią, że siedział za piecem...
- To się tak lekko mówi, że siedział za piecem. Ukrywał się przez całą okupację i notował. Gdzie Żydówki padły, kogo wyprowadzili, gdzie wyprowadzili i tak dalej.

- Czy to prawda, że wieczorami wychodził przebrany za kobietę?
- Tak mówili. Nikt z kolegów go nie rozpoznał... Można sobie wyobrazić, co to znaczyło ukrywać się przez całą okupację. Józef po wyzwoleniu postawił przy przed matki posesją krzyż z napisem: "Za moc wytrwania Najwyższemu w czasie wojny 1939 - 1945". Byłam na tym poświęceniu krzyża. Po wojnie Milewski często tu bywał. Zawsze interesował się na bieżąco Zelgoszczą. Pisał książki. To był nasz człowiek. Ludzki. Porozmawiał i z dzieckiem, i z dziadem, z takim, co stoi i piwo pije, i z gospodarzem. Niejeden to by nos zadzierał, on nie. To był rodak z Zelgoszczy, tu były jego korzenie. Jak wtedy w tym polu zginął, to szedł pisać książkę o Czarnymlesie, o kościele czarnoleskim, o cmentarzu pocholerycznym. Jego śmierć była symboliczna. Wyszedł z PKS, prawdopodobnie szedł pod stację, przez tory, bo tam jest stecka. Szedł w stronę cmentarza. Już do tego cmentarza nie doszedł.


Dramat rodziny Słowików
- Działali tu partyzanci, też "Jaszczurka". Słyszała pani o ich jakichś akcjach?
- Tu było bardzo ciężko działać. Niemcy rozprawiali się krwawo. Przykładowo rodzina Słowików. W 1919 roku od Ukrainy przyszła tu za chlebem matka Słowika. Osiedliła się na Pawelcu. Miała dwóch chłopców po pierwszym mężu, Jana i Stanisława. Na Pawelcu ożeniła się z Urbanem, z którym też miała dwóch chłopców. Jan Słowik działał pobocznie, pomagał partyzantom. Jego matka i brat też pomagali. Mieszkali pod lasem, więc ludzie z lasu przychodzili. Mama Słowika nawet im prała bieliznę. I wpadło gestapo. Jana Słowika akurat przebywał u kogoś. Był brat i jego matka. Gestapo zrobiło rewizję. Znaleźli skrzynkę, co było wybrane mięso, i zaaresztowali matkę i Stanisława. Janowi ktoś dał cynk, że aresztowali jego rodzinę. Niemcy wyprowadzili ich do szkoły we Wdzie, zrobili sąd doraźny i wyprowadzili ich, panie, pod Ocypel, za rzekę, po prawej stronie, tam gdzie jest w lesie droga. I tam chyba kazali im wykopać dół i ich zastrzelili.

- Skąd to wiadomo, z akurat tam?
- Jechał stary Gawrzyjał, co w konie woził drewno z lasu, i Jan Kolaska z Wdy. Zauważyli dycht świeży piasek i luźne choinki - wstawione, ale luźne, wycięte. Naznaczyli sobie to miejsce i po wojnie Jan Słowik przewiózł zwłoki matki i brata na cmentarz do Wdy... Tam jest jakiś kamień upamiętniający.

- Straszna tragedia. A Jan gdzie mieszkał?
- Zaczął się ukrywać. Ale gdzie, to nie wiem... Dowiedział się, że ukrywa się Józef Milewski. Przyszedł więc do Milewskich. Oni dali mu jeść, przebrali w bieliznę i przeprosili, że nie mogą go ukrywać, bo by znaleźli ich domownika.

Nastek był zawodowcem
- Ostatnio pisałem o Anastazym Klinie z Zelgoszczy, który po wojnie pożyczał instrumenty muzyczne.
- A, Nastek... On grał w orkiestrze w Zlegoszczy. Kto grał? Cejer, chyba Bronisław, Dwóch Bukowskich, jeden Edmund, Nastek... Grali przed wojną i po wojnie. Nastek to był zawodowiec. Skąd się nauczył grać... Wyjeżdżali do pracy nie do Niemiec, a na Żuławy, koło Elbląga. Tam się chyba nauczył tego grania. Bukowskiego chłopaki też tam jeździli. Tutaj pracy nie było, to od wiosny jaż do zimy wyjeżdżali tamuj. Grali wszędzie, ale najwięcej to tuż po wojnie w Drewniaczkach. Tam za krzyżówką w lesie po lewej stronie był plac zabaw. Bukowskich po wojnie tu nie było, więc grał ktoś z Osieka.
Bukowskich tu nie było i grali z Osieka.
Tadeusz Majewski

Zdjęcia

1. Teresa Dąbrowska. Dzięki niej udało się zrekonstruować kawałek żywej historii Zelgoszczy. Fot. Tadeusz Majewski

2. Łucjan Wyczyński, ojciec profesora Pawła Wyczyńskiego. Repr. Tadeusz Majewski

Opublikowano 1.08.2006 r.

LINK DO 1 CZĘŚCI - ZELGOSZCZ WIELKICH LUDZI - PRZEJDŹ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz