wtorek, 5 stycznia 2016

ANDRZEJ GRZYB. Kilka uwag o powieści "Pułapka na ptaki" Adama Hlebowicza

p { margin-bottom: 0.25cm; direction: ltr; line-height: 120%; text-align: left; widows: 2; orphans: 2; }

Gdybym był krytykiem literackim nieprzypadkowym, lecz zawodowym, do tego naukowo utytułowanym, o niebo lepiej niż to uczynię poniżej, spróbowałbym rozwikłać, przybliżyć czytelnikom tajemnice Boru z "Pułapki na ptaki". Przyznaję, od dawna bory wszelakie, lasy przebyte i nieprzebyte wydają mi się tajemnicą. Wielkie masztowe sosny pnąc się w niebo zielonymi koronami zdawały się być kościelnymi sklepieniami, a pnie proste i grube tak, że nie mogłem ich objąć, zdawały się pierwowzorem greckich kolumn. Zawsze ciekaw byłem ogromu boru i tkwiącej w nim tajemnicy natury, umierania i odradzania się życia. Od kołyski kusiły mnie powietrzne ptasie ścieżki i te korzenne dukty sarnie, i te ciemnie i krwawe wilcze szlaki. Zawsze w snach i na jawie jakoś się borów bałem.

Wolny od krytycznoliterackich reguł zapisuję poniżej kilka luźno powiązanych uwag o "Pułapce na ptaki" Hlebowicza.


Przyznaję, przeczytałem chciwie powieść Adama Hlebowicza "Pułapka na ptaki", za jednym pociągnięciem, bo dwieście stron na takie czytanie pozwala, a im dalej w las, tym chętniej odwracałem kartki.

Kiedy czytam debiutanckie powieści, a to nie jest powieść debiutancka, po pierwsze, cieszę się, że nie mają one tysiąca stron, po drugie, przypominam sobie za Umberto Eco to, co zacytował w "Zapiskach na pudełku od zapałek" o odrzuceniu "Moby Dicka" przez angielskie wydawnictwo w roku 1851 z uzasadnieniem: "Nie sądzę, by ta pozycja znalazła uznanie na rynku literatury dziecięcej. Jest rozwlekła, styl przestarzały i wydaje się, że nie zasługuje na rozgłos, jakim się ponoć cieszy".





Po narodzinach, a przed drukiem powieść "Pułapka na ptaki" miała więcej szczęścia niż "Moby Dick", a jaka jest jej przyszłość, nie wiem, bo nie mam zdolności proroczych, dla mnie przyszłość jest nieodgadniona.

Mógłbym mieć pretensje o to, że historia przyjaźni dwóch ornitologów dzieje się w Borach i mowa tu raczej o borowiakach z kociewskiej części Borów Tucholskich, ale dla czytelnika nieobeznanego w regionalnych rozróżnieniach nie ma to, jak autor słusznie założył, żadnego znaczenia, tym bardziej, że akcja powieści toczy się też na Syberii i na Węgrzech. Tak więc niech będą tajemnicze Bory, to nawet dla powieści lepiej.

Powieść Hlebowicza jest też o rodzinie, o chrześcijaństwie, czy raczej o wierze, o naturze, a na tym nie koniec. Tematów poważnych autor zamieścił w tej powieści więcej. O każdym z nich można by napisać mniejszy lub większy esej.

Co do możliwych esejów, to na przykład esej o śmierci podglądacza ptaków wskutek upadku z drzewa można zgrabnie w ostatnich dwóch zdaniach opatrzyć informacją, że "Pułapka" ma niezłe tempo i dobrze się czyta.

Mógłbym się czepiać, że za dużo tu ornitologicznych, ptasich opisów, ale sam lubię ptaki fotografować, więc ci, którzy to wiedzą, mocno by się zdziwili. Powieść zaś nie o ptakach jest, lecz o ludziach, o przyjaźni, miłości, o małej historii w wielkiej historii, o Bogu i poszukiwaniu Boga.

Nic nie poradzę na to że pierwsze zdanie powieści kojarzy mi się ze zdaniem z "Popiołów": "Ogary poszły w las", a szukanie ciszy przez bohatera w klasztorze, aby przemyśleć swoje życie, nasuwa mi porównanie z podobnym fragmentem z Houellebecqa.

Dobry rytm ma ta powieść i mimo różnorodności opisywanych zdarzeń i metafizycznych rozważań, konstrukcja całości jest solidna.

Czasem, nie pilnując dostatecznie języka, pisze się na przykład o "…szerokich ciekach wodnych", ale gdyby nie trafiła się choćby jedna niezręczność, a jest ich więcej, to nie widać byłoby dostatecznie jasno fragmentów mistrzowskich.

Warto też zauważyć, że w mowie jednego z bohaterów pojawia się gwara raczej kociewska niż - jak chce autor - borowiacka.

Co do darwinizmu i poglądu przeciwnego to dobrze, że toczy się dyskusję bez emocji (choć na przekór) i z należytą naukową wiedzą. Współcześnie dopuszcza się, że między teorią ewolucji a chrześcijańskim obrazem stworzenia świata nie ma wzajemnego wykluczenia. Absolutnym wyznawcom nauki zawsze wolno postawić pytanie: A co było wcześniej? Może jednak Stwórca, Stwórca, jeśli są uczuleni na słowo Bóg.

Między religią a nauką nie ma sprzeczności nie tylko z powodu różnic języka.

Dodałbym do tych rozważań choćby jedno z błyskotliwych stwierdzeń Michała Hellera, ale może tym sposobem zepsułbym powieść Hlebowicza. Więc niech będzie, jak jest.

Powieść Hlebowicza jest dobra, jeszcze raz powtórzę: z przyjemnością ją przeczytałem. Po kropce w poprzednim zdaniu już wiadomo, że powieść mi się podoba i z tego powodu wszystko, co powyżej, to subiektywne chwalenie, po prostu, panegiryk. Wyjawiłem też, że nie jestem krytykiem literackim, bo gdybym nim był, to unikałbym jak diabeł święconej wody takich deklaracji, jak w poprzednich zdaniach. Szczerze mówiąc, mam w nosie, co powinienem, a czego nie, dlatego napisałem, co uważam. Właśnie tak… i kropka.

Andrzej Grzyb




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz