wtorek, 19 sierpnia 2003

Jak wyleczyć lekarza

Jak wyleczyć lekarza (wersja kierownika Ośrodka) Polska Dr Abdul Ghafar przyjechał do Polski w 1987 r. z Afganistanu jako stypendysta Ministerstwa Zdrowia. Miał za sobą już trzy lata pracy w Afganistanie, w Polsce chciał się uczyć dalej. W Łodzi nauczył się j. polskiego, w Krakowie zrobił specjalizację I i II stopnia w zakresie chorób wewnętrznych (Akademia Medyczna w Krakowie - Katedra Ginekologii). Tak więc dr Ghafar nie jest byle kim. Mógł wrócić do Afganistanu, mógł zostać na uczelni, ale nie pasowało mu ani jedno, ani drugie. Lubi małe miejscowości, spokój.Opalenie 1.06.1996 r. zamieszkał z żoną w Opaleniu. Przepracował tam 3 lata jako kierownik przychodni, pracował też w pogotowiu w Gniewie. W ciągu tych 3 lat zdobył specjalizację z medycyny pracy w Instytucie Chorób Tropikalnych w Gdyni. "Gdyby mówił dobrze po polsku, to dostałby szóstkę" - mówił mu promotor. Smętowo Za wójta Teodora Kalinowskiego potrzebny był w gminie Smętowo lekarz. - Gdzieś o tym wyczytałem i się zainteresowałem - opowiada dr Ghafar. - Tutaj było finansowo trochę lepiej, więc się dogadaliśmy z żoną. Po tej decyzji nagle w Opaleniu zaproponowano mi lepsze warunki, ale słowo się rzekło. Zostałem kierownikiem w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Kopytkowie (gm. Smętowo). Bez konkursu. Konkurs jest na ordynatora. Ja rzadko słyszę o konkursach na kierownika. Są pojedyncze przypadki, kiedy dochodzi do jakiegoś konfliktu albo kiedy wójt nie chce dalej zatrudniać. Wójt Kalinowski pozwolił mu pracować w Ośrodku jak na swoim podwórku. Kiedy rozpocząłem pracę, mówiłem załodze, że będziemy pracować jak w rodzinie. Inwestycje - Początek? Nie było tu nawet aparatu do intubacji - niezbędnego aparatu do pierwszej pomocy (jak chory już nie oddycha, to trzeba włożyć i reanimować). Później kupiłem aparat EKG za 11 tys. z nadajnikiem. Prawdopodobnie takiego nie ma nawet w Starogardzie. Przez telefon można powiedzieć, co się dzieje. Przeprowadziłem remont sal, w gabinecie lekarskim położono płytki, wymieniliśmy drzwi zewnętrzne, kupiliśmy telewizor, magnetowid. Na inwestycje poszło około 13 tysięcy. Bez gminnych pieniędzy 13 tysięcy zł i - co ważne - gmina nie dała ani złotówki. - Płacił nam dr Waliński z gminy Osiek, z Morzeczyna też mi płacili, bo ja mam specjalizację II stopnia. Do tego mamy lepsze wyposażenie, np. USG, aparaty do badania ogólnego moczu. Dzięki temu były dla ośrodka przychody od osób zewnętrznych. To po pierwsze. Po drugie - kasa chorych daje ok. 30 procent pieniędzy na konsultacje i diagnostykę. Dzięki specjalizacji i wyposażeniu nie trzeba było wysyłać na zewnątrz i te pieniądze zostawały tu. Są też pacjenci z tamtego zostawionego przeze mnie rejonu, z Gniewu, Możeszczyna, Nicponi. Około tysiąc osób. Chcą się przepisać. Konflikty - Za Kalinowskiego w Ośrodku nie było żadnych konfliktów. Nastał nowy wójt, Jerzy Zieliński. I wiadomo, przyszła część nowych radnych. Po drugie - kasa chorych zaczęła zmniejszać dopływ pieniędzy. I zmieniła coś ważnego. Od chwili, kiedy ja tu przyszedłem, były nocne dyżury pielęgniarki. Ośrodek był czynny 24 godziny na dobę. W tym roku kasa chorych powiedziała, że zabiera nam na te pieniądze i oddaje szpitalowi, który miał świadczyć te usługi (nocne). A szpital to sprzedał Polmedowi. Z tego powodu część pieniędzy uciekła. Ba, jeszcze trzeba było za to płacić. Nie zawiesiłem rehabilitacji - Co jeszcze... Mamy tutaj Gminne Centrum Rehabilitacji. Od 2 lat kasa chorych nie podpisała z nami umowy. Dała je tylko Starogardowi, Tczewowi, nam nie płaci. Mógłbym to zawiesić, ale tego nie zrobiłem, bo prośba Rady Gminy była taka, że mam to otrzymać. Tu mieszkają biedni ludzie. Z reguły jest 10 zabiegów. Każdego pacjenta by to kosztowało 200 zł miesięcznie za bilet. I do tego oczekiwanie w kolejce. A tu mamy masaż z parafiną, juntofurezę, biodynamikę, laseroterapię, solux i różne ćwiczenia i naciągi. Jest wykwalifikowana rehabilitantka. Rozbudowane usługi porównywalne z tym, co w Starogardzie robi dr Jabłonowska. Zlikwidować łatwo, a później co? Na to gmina nie dała żadnego grosza. Zarys konfliktu - Na skutek cięć kasy chory budżet zmniejszył mi się o ok. 5 tys. zł miesięcznie Ze względów ekonomicznych zdecydowałem się zredukować jeden etat pielęgniarski. Ta pani, o którą chodziło, miała nabyte prawa emerytalne. Mało - mogła jeszcze dorobić na pół etatu. Taką propozycje dałem. Wybrałem najłagodniejsze wyjście. Jednocześnie nie zrezygnowałem z gabinetu rehabilitacji, bo to dla ludzi. Oni, pracownicy, wiedzieli, że budżet się zmniejszył... Zwolniłem tę panią w trybie ustawowym, z obiecaną na pół etatu umową zleceniem. Finansowo nic by nie straciła. Przychodnia by oszczędziła. Zarobki? - Zarobki podwyższyłem o 7,5% w 2001 roku. Najniższe ma moja żona (pielęgniarka), żeby nie myśleli, że żonie daję więcej. Ile? 1565 brutto - z 1100 zł na rękę. To jest najniższa stawka pielęgniarska w Kopytkowie. Jest pięć pielęgniarek. Nadgodzin nie ma. Kiedy były dyżury nocne, pod telefonem - otrzymywały 30 zł za dyżur za powszechni dzień, 60 zł za sobotę i niedzielę. W sumie zarabiały z 1500 zł na rękę. Bunt - Pielęgniarki napisały na mnie do PIP-u, do Sanepidu i do wójta. Argument? Wypowiedzenie pani Celince. Może się bały o siebie? Kto będzie następny? Chciały, żeby pani Celina została. Przy świadkach mówili, żeby moja żona Urszula się zwolniła. Żona Urszula: - Powiedziałam, że ja się zgadzam, że się zwolnię. - Najwięcej miała do powiedzenia przewodnicząca komisji zdrowia RG - ciągnie dr Ghafar. - A przecież to ja jestem kierownikiem ośrodka. Ja zarządzam, jako kierownik jestem odpowiedzialny za kadry, za organizację pracy, za pacjentów. Ja odpowiadam przed kasą chorych i przed Izbą Lekarską, a nie wójt ani nikt inny. Ale wójt bez mojej wiedzy zaprosił do siebie tę pielęgniarkę, a potem mnie. To - moim zdaniem - pierwszy błąd wójta. A z drugiej strony - pani przewodnicząca komisji zdrowia RG pracuje w przychodni kolejowej w Smętowie, która znajduje się w kiepskim stanie. Po prostu upada. To ona zaczyna wywoływać zamieszanie. Do tego jest koleżanką pana wójta. Jest stroną - chciała zepsuć opinię mojej przychodni, doprowadzić do konfliktu między pielęgniarkami a mną. Moment był dobry, bo wiedzieli, że moja umowa się kończy. Kontrola - Oni mieszają na sesjach. Ja mam się zająć pacjentami, tymczasem siedziałem z dziesięć razy na dywaniku u pana wójta. Pan wójt kontrolę zrobił - wezwał komisję, która nie miała prawa kontrolować. Wezwał mnie, radę społeczną. Cały czas chodziło o to, że mam przeprosić tę panią Cecylię Jasnoch Wołkowską. Kontrola - pod koniec czerwca -dotyczyła mnie i spraw finansowych, stanu budynku, sprzętu, ubezpieczenia. To było bardzo bolesne. Poczułem się niezadowolony z tego powodu. Odczułem, że oni są razem w kupie, my napływowi. A kontrola PIP-u? Jedyne co nakazali na urlop wysłać i zrobić pomiar natężenia prądu. Konkurs - Później pan wójt ogłosił konkurs na stanowisko kierownika przychodni. Powiedział, że moja umowa skończyła się z końcem czerwca. Mógł przedłużyć umowę z 2 lat na 5. Ja powiedziałem wcześniej: "Jeżeli pan wójt ma kogoś zatrudnić na moje miejsce, to ja odejdę. Jeżeli pan mnie nie chce, to ja odejdę normalnie, z honorem". Wygrałem ten konkurs, ale wójt nawet nie ogłosił wyników. Jaki był skład komisji? Nigdzie nie był ogłoszony. Pojawili się kandydaci, ale dwóch z nich się wycofało, a jedna osoba chciała ten ośrodek sprywatyzować. A co do kwalifikacji? Moje były najlepsze. Bez umowy - Umowa o pracę skończyła się w czerwcu. Wygrałem konkurs i czekałem na podpisanie nowej. Od 1 lipca zacząłem pracować bez umowy i dr Totonga tak samo. Zadzwoniłem do wójta, czy mam pracować, czy nie. Pan wójt telefonicznie odpowiedział, że ja mam, a dr Totonga nie. Powiedziałem dr Totondze, żeby poszedł swoją drogą. Wójt ustnie potwierdził, że już jestem kierownikiem, ale papieru ciągle na to nie było. Trzy dni pracowałem bez umowy. Znowu zadzwoniłem do pana wójta z pytaniem, jak z tą umowa. Odpowiedział, że jest w trakcie przygotowania. Minęło 7 dni. Pracodawca powinien dać pismo, umowę. Dalej nie miałem. W ósmym dniu powiedział, że umowa jest. Chciałem ją dać do Teleexpressu. Zawierała błędy prawne i merytoryczne. Dopiero po 10 dnach dostałem umowę możliwą do podpisania. Jeszcze umowa - Wziąłem z sobą tę umowę do prawnika. Prawnik powiedział, że mi należy się 5 lat, a nie dwa, że to jest błąd. Ale stwierdził też, że "jeżeli pan jest zmuszony - bo pan pracuje na czarno - to niech pan podpisze". Podpisałem umowę, ale napisałem do wójta, że w umowie jest błąd. Odpowiedź - według jego oceny umowa jest prawidłowa. Stanęło na 2 lata. Nacisk i szantaż - Cały czas czułem nacisk i szantaż ze strony wójta. Do tego doszła odmowa zatrudnienia Totongi (dał nakaz). Pracowałem miesiąc sam. Na 5 tys. pacjentów musi być dwóch lekarzy zatrudnionych. Mimo to że pracowałem, pan wójt kazał księgowej, żeby obcięła moją premię. To już było nie do wytrzymania. Zadzwoniłem do dr Totongi i powiedziałem: "Chodź tu pracować, bo ja mam nadciśnienie, nie jestem w takim stanie pracować". Rasizm - Zachorowałem, poszedłem na zwolnienie lekarskie przez stresy wywołane szantażem wójta. Doznałem uszczerbku na zdrowiu, leczę się, mam nadciśnienie, wrzody. Zatrudniłem Totongę... To jest rasizm - tego się nie boję. Po co te naciski od początku? Po co te zagrywki? Dr Totonga jest Syryjczykiem, mieszka w Gdyni. On uczciwy człowiek, a wójt mówi, że na niego jest skarga... Dr Totonga jest Polakiem, pijany nie przyjeżdża, pracuje. Pielęgniarki mnie nie słuchają, on mnie słucha... Żebym miał jakiegoś lekarza... W gazecie ogłosiłem... Doznałem uszczerbku na zdrowiu, leczę się, mam nadciśnienie, wrzody. Co dalej - Ja życie ratuję. Jeżeli ja jestem ciągle pod kontrolą, w ciągłym strachu, to jak ja mam to robić? Pracowałem dobrze i dobrze mnie nauczyli w Krakowie. Byłem konsultantem. Mogłem zostać na uczelni, ale chciałem pracować na wsi, w małej miejscowości. Jestem w stanie tu konkurować prywatnie z lekarzami Skórcza, Gniewu. Panie wójcie, jeżeli Pan mnie nie chce, to ja odejdę normalnie, z honorem. Tylko niech pan pamięta, Pan ma tylko budynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz