niedziela, 17 sierpnia 2003

Prozaiczne sprawy w "domu nauczyciela", czyli Zmora administratora

W tym budynku mieszka dziś 8 rodzin. Skąd nazwa? Po części pewnie stąd, że niegdyś w tym samym miejscu stała szkoła. Piszemy w czasie przeszłym - stała, bo wykupieniu budynku przez Urząd Gminy, rozebrano go do fundamentów i wybudowano od podstaw nowy, z 8 lokalami mieszkalnymi. Ale nazwa raczej bierze się od tego, że - jak nam wyjaśnia Henryk Kmita, administrator budynku - mieszkają tu sami nauczyciele. Pan Henryk zna dokładnie historię tego miejsca z bardzo dawnych czasów...- Przed szkołą był to dwór majątkowy - opowiada. - Sama "lepianka", wapno i piasek. Później przekształcono ten obiekt w szkołę. Uczyłem w niej na początku wielu przedmiotów, między innymi j. polskiego, matematyki, geografii, historii, biologii, najwięcej jednak matematyki. Na początku... - lubi mówić Kmita - Wiec na początku było zaledwie 5 klas i dwóch nauczycieli w zupełności wystarczało. Ale musieli mieć całą wiedzę w jednym paluszku. Z czasem doszły dwie klasy i przybył jeden nauczyciel więcej. Szkołę rozebrano do fundamentów 19 lat temu. Nowy budynek, sfinansowany przez kuratorium, zbudowano z białego pustaka. Czynsz - 2 zł za 1m2. - Płacimy średnio 126 zł czynszu plus 80 zł na fundusz remontowy. Miesięcznie ok. 200 zł. Każdy lokal jest wykupiony. Każdy ma zamontowany w mieszkaniu swój licznik. Ile spuści się wody, tyle się płaci - mówi administrator. "Na początku" nie chciał zostać administratorem. Zgodził się pod jednym warunkiem - każdy po kolei obejmie tę funkcję. Administrator w takim domu to wydawałoby się sielanka. Niski czynsz i w ogóle bez problemów. Dziś pan Henio wie, że administrowanie jest trudne kosztuje sporo nerwów. Wszędzie znajdą się zmory spędzające sen z powiek. Z czasem zmorą nr 1 okazał się piec. Trzeba go było wymienić. Potem pojawiła się druga zmora pod nazwą węgiel. Trzecia zmora mieszka na dachu - luźna "ława", którą nikt nie chce się zająć. Piec. Mieszkańcom nie podobało się, że nowy piec zamontowano bez żadnych przetargów. Po prostu ktoś się zjawił, zrobił co trzeba i wziął pieniądze. Dwa dni roboty kosztowało wspólnotę mieszkaniową 2000 zł. - Cena z kosmosu. Ale zapłaciliśmy co do grosza - z dumą mówi pan Kmita. - Węgiel też kupowano bez zastanowienia. Ja postarałem się o taki po atrakcyjnej cenie - 230 zł za tonę. Jednak stwierdzono, że jest zły. Powiedziałem wobec tego, że więcej w te sprawy mieszać się nie będę. Człowiek nie ma 20 lat, by się denerwować. Ktoś kupił droższy. I co? Węgiel nie mógł dać piecowi potrzebnej temperatury. Ten chyba tańszy byłby lepszy. Ale cóż.... Każdy robi, jak uważa. Dach. Nim również nie ma kto się zająć. Poza tym jest na nim eternit. Szkodliwy. Jak wejdziemy do UE, trzeba będzie wymienić. Może dlatego nikomu się nie śpieszy, aby go naprawić? Tylko czy nie będzie za późno, gdy ta "ława" spadnie i komuś zrobi krzywdę? (il)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz