poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Oto Starościna Dożynek w Czarnymlesie

Starościna z Czarnegolasu

Będzie niosła chleb dożynkowy. Dla wójta gminy Skórcz, aby sprawiedliwie go dzielił. Maria Kozłowska z Czarnegolasu wybrana została na starościnę tegorocznych Dożynek Gminy Skórcz.

Stanislaw Sierko - Gazeta Kociewska





W tej gminie dożynki odbywają się nietypowo. Każdego roku organizuje je bowiem inne sołectwo. Zawsze jednak są to jedne z najlepiej zorganizowanych dożynek w całym powiecie. Tak to kiedyś zaproponował wójt Erwin Makiła i konsekwentnie realizuje swój pomysł. W ubiegłym roku gospodarzami Gminnego Święta Plonów było sołectwo Wolental. W tym roku dożynki zawitają do sołectwa Czarnylas. Mieszkańcy sołectwa na starostów dożynek wybrali Marię Kozłowską oraz Zygfryda Szwedę. Kobiety mają pierwszeństwo, a więc odwiedzamy starościnę. Jedziemy do Czarnegolasu.


Córka starościny

- Mama jest właśnie na kolejnym spotkaniu organizacyjnym w sprawie dożynek. Tata jest razem z mamą - informuje mnie Anna, najstarsza córka Kozłowskich. - Spotkanie jest w świetlicy. Koło kościoła.

Pani Ania jest właścicielką sklepu. W Czarnymlesie są dwa sklepy, jeden Gminnej Spółdzielni, a drugi pani Ani.

- Ten sklep prowadzę ponad 3 lata. W domu, który zbudował mój dziadek Paweł Blockus. Dziadek już od 16 lat nie żyje - mówi pani Ania. - Trzeba było włożyć sporo pracy, aby z pokojów na parterze zrobić pomieszczenia sklepowe. Ale bez pracy nie ma kołaczy. Krótko po otwarciu sklepu wyszłam za mąż. Teraz bardzo pomaga mi mąż. Właśnie jest na dachu. Kładzie zielone gonty. A ja zajmuję się dziećmi. Mamy dwóch synów. Starszy, Krzysiu, ma 3 latka, a Jacek - dopiero pół roczku. Krzysiu to chyba będzie kierowcą, bo ciągle bawi się samochodami.


1. Maria i Franciszek Lorbieccy, dziadkowie Marii Kozłowskiej ze strony matki. To jedno z najstarszych ocalałych zdjęć rodzinnych pani Marii.

Pani Ania wraca do dzieci, a ja idę do świetlicy. To tylko kilka kroków od sklepu. Naprzeciw świetlicy, obok przystanku PKS, wykonano piękne skalniaki. Wszędzie dużo kwiatów i wzorowy porządek. Przy skalniaku ustawiono nieco tajemniczy napis: "Ktoś to w czynie zbudował, a Ty to uszanuj". Na frontonie ceglanego budynku, w którym mieści się Świetlica Wiejska, umieszczono sporych rozmiarów tablicę z flagą Unii Europejskiej. Czytamy: "Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Restrukturyzacja i modernizacja sektora żywnościowego oraz rozwój obszarów wiejskich 2004-2006". Dowód na to, że Unia nas wspiera.


2. Zdjęcie klasowe przed szkołą w Czarnymlesie z nauczycielem Henrykiem Sykuterą. Druga po lewej stronie nauczyciela siedzi Maria Kozłowska.



5. Maria Kozłowska z domu Blockus w młodości.


3. Fotografia ślubna Marii i Bogdana Kozłowskich wykonana 2 stycznia 1972 roku.


Słomiani Kociewiacy

Elegancko wyremontowana elewacja zewnętrzna budynku świetlicy, nowe okna, nowe drzwi. Wchodzę do środka. Spotkanie przeddożynkowe ma się ku końcowi.

- Jeszcze tylko domówimy kilka szczegółów i kończymy. Sam pan wie, że szczegóły są najważniejsze - mówi Janina Kalbarczyk, dusza organizacyjna większości gminnych imprez.

Scena, dekoracje, grochówka, lody i cukierki dla dzieci, program artystyczny, dekoracja ołtarza polowego. Wszystko jest zapinane na ostatni guzik.

- Konferansjerkę będzie prowadziła Dorota Piechowska. Ona jest najlepsza i niezawodna - twierdzi pani Janka. - Prowadzi prawie wszystkie imprezy w naszej gminie i okolicy.

- A scena będzie stała dokładnie naprzeciw głównego wejścia do kościoła. Twarzą do słońca - dodaje sołtys.

- Gości witać będą ogromne, słomiane postacie Kociewianki i Kociewiaka - mówi starościna. - Już Kociewiankę mamy gotową. Stoi przed moim domem. Zaraz pan ją zobaczy.

Jedziemy do gospodarstwa pani starościny. Eleganckim, czerwonym samochodem. Pani starościna prowadzi bardzo ostrożnie.

- Muszę jeździć ostrożnie, bo mam chore nogi - wyjaśnia pani Maria. - Przez te moje nogi to nawet do Watykanu nie pojechałam. Pojechał mój mąż z córką Anią. To było jakieś pół roku przed śmiercią naszego Papieża. Trudno. A i wzrok mi wysiada. To chyba przez te moje heklowanie, czyli robienie na drutach. Teraz to nawet na druty nie patrzę. Robię na pamięć. Bardzo to lubię. Za młodu dużo haftowałam. Nawet na konkursy. Teraz jak mnie boli głowa, to najlepszym lekarstwem są druty. Chwilę pohekluję i już ból głowy mija.

Dojeżdżamy do gospodarstwa. Duże podwórko. Ogromna weranda obok wejścia do domu.


4. Maria Kozłowska, starościna Dożynek Gminy Skórcz 2008.

Wychowana w pałacu

- Urodziłam się w Rywałdzie. Kiedy miałam dwa latka, rodzice przenieśli się do Czarnegolasu. Tata dostał tu pracę w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej "Zwycięstwo" - opowiada pani Maria. - To była bardzo dobrze funkcjonująca spółdzielnia. Tata był nawet przez jakiś czas jej prezesem. Pamiętam, że po tacie prezesem został Czechowski. Mieszkaliśmy w pałacu. Na piętrze. Wtedy pałac był piękny. Mieszkało w nim kilkanaście rodzin. A teraz? Tragedia. Pałac jest ruiną. Wszystko zarośnięte. Aż chce się płakać.

Pani Maria smutno kręci głową. Przez chwilę milczy jakby chciała przywołać obrazy z tamtych lat.

- Najsłynniejszym prezesem RSP był Jerzy Szwarc. On tu zrobił chyba najwięcej. Przedszkole. Kawiarnię. Boisko. Tu przyjeżdżała młodzież z Gdańska na dyskoteki. I na mecze piłkarskie też. Czarnylas rozkwitał. To były piękne czasy mojego dzieciństwa i młodości. Do szkoły podstawowej zaczęłam chodzić w Czarnymlesie. U nas były klasy od I do IV. Mieliśmy tylko dwóch nauczycieli. Kierownika szkoły Henryka Sykuterę i jego syna Tadeusza. Ich żony nie były nauczycielkami. W klasach było po około 15 uczniów. Często więc mieliśmy lekcje łączone. Szkołę podstawową kończyłam w Pączewie. Tam języka polskiego uczyła Małgorzata Garnyszowa, wspaniała hafciarka. Właśnie wtedy polubiłam haftowanie. Po podstawówce poszłam do "obuwianki". Jeszcze dzisiaj potrafię zrobić buciki. I robię buciki moim wnukom. Na drutach - śmieje się pani Maria.



6. Dożynkowych gości będzie witać słomiana Kociewianka. Na zdjęciu starościna wraz z sołtysem prezentują Kociewiankę.

Wesele w stanie wojennym

- A z pałacu przeprowadziliśmy się bliżej wioski. Tata wybudował dom. W tym domu teraz Ania ma sklep - mówi pani Maria. - Dom stoi przy drodze prowadzącej do kościoła. Każdej niedzieli mieszkańcy "górki" przechodzili więc koło naszego domu. Przechodził też tędy Bogdan Kozłowski. I tak to jakoś się zaczęło. Kilka spotkań, kilka zabaw i ślub. To było 26 lat temu. W stanie wojennym. Dokładnie 2 stycznia. Wtedy ze wszystkim były kłopoty. Tu rządzili komisarze wojenni. Oni stołowali się w stołówce RSP, a ja pracowałam w kuchni. Znaliśmy się. To nam sporo pomogło. Wesele urządziliśmy w pałacowej stołówce. Na 80 osób. Udało nam się załatwić fantastyczny zespół ze Skarszew. Oni mieli grać Sylwestra w Warszawie, ale z uwagi na stan wojenny wszystko zostało odwołane. I tak trafili do nas. Było cudownie. Niezapomniane wesele. Po ślubie zamieszkałam "na górce" u męża. I mieszkamy tutaj do dziś. Mamy trójkę dzieci. Najstarszą Anię już pan poznał. Marcin ma 23 lata. Skończył szkołę rolniczą w Swarożynie. Mieszka z nami. Tomek ma 16 lat i zacznie naukę w Skórczu. Chce zostać kucharzem. No i mam dwóch wnuków, Krzysia i Jacka. A starościną będę pierwszy raz. Nie mam tremy. Wszyscy mnie pytają, czy będę w stroju kociewskim. Bo, jako aktywna działaczka KGW zawsze na festynach ubrana jestem w strój kociewski. Sama go uszyłam i obhaftowałam. W naszym kole mamy już 8 pełnych kompletów strojów kociewskich. Nawet mamy kociewskie buty, suto wiązane. Nasze koło reaktywowało się jakieś 5 lat temu. Szefową jest Ewa Faleńska. Jest nas już około 30 gospodyń. Ale na dożynkach będę po cywilnemu.


Wizyta u "blondynek"

Na podwórko wjeżdża mąż pani Marii. Mała przerwa w pracach polowych.

- To jest ojcowizna. Mamy 35 hektarów. Dobra tu ziemia. Mamy nawet II klasę - mówi z dumą pan Bogdan. - W tym roku miały być kiepskie żniwa, a ja zebrałem po 7,5 tony pszenicy z hektara. Oczywiście z tych dobrych gleb. W klasie II i III mam prawie 10 hektarów. Reszta to IV-V klasa. Zbóż nie sprzedaję. Wszystko przerabiam na mięso. Wieprzowe. Nie prowadzę hodowli w cyklu zamkniętym. Nie mam macior ani knura. Kupuję prosiaki i tuczę je do tuczników. Rocznie sprzedaję około 1 500 tuczników. Większość sprzedaję do naszej RSP "Zwycięstwo". Oni mają swoją ubojnię. Dodatkowo jestem członkiem Zrzeszenia Producentów Trzody Chlewnej "Kociewie" i jak trzeba, to sprzedaję tuczniki do zrzeszenia... Jak widzę przyszłość gospodarki? Myślę, że któryś z synów zdecyduje się ją przejąć. Pewnie to będzie Marcin. My z żoną jesteśmy na KRUS-ie i jeżeli będzie taka możliwość, to od razu idziemy na emeryturę albo rentę strukturalną. Chce pan obejrzeć moje "blondynki"?

Pewnie... Wzorowe chlewy. Czyste. Automatyczne podawanie paszy. Noskowe poidełka. Za chlewami płyta gnojowa. Europa.

- Zapraszam w sobotę na nasze dożynki. Wszystkich zapraszam. Warto przyjechać do Czarnegolasu - mówi na pożegnanie starościna Maria Kozłowska.

Stanisław Sierko

Skany archiwalnych fotografii wykonała Anna Szweda, córka pani Marii.

FOTO




7. Państwo Kozłowscy z wnukami Krzysiem i Jackiem.


9. Bogdan Kozłowski prowadzi wzorową hodowlę tuczników.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz