poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Poczytajcie Krzycha Kłosa. Mówią, że przegiął...

Do dyskusji...

Refleksje historyczne

Kociewie podczas zaborów przypadło Prusom, a później znajdowało się pod panowaniem niemieckim. Dopiero po I wojnie światowej, w wyniku ustaleń Traktatu Wersalskiego, dostało się ponownie odrodzonej Polsce. Niestety, nie na długo. Już po 20 latach ponownie, na szczęście na krótko, znowu wpadło w ręce Niemców, tym razem najgorszym - nazistom. Już w pierwszych dniach września 1939 r. dali o sobie znać w Lasach Szpęgawskich, Najgorsze wcześniejsze cechy tej nacji powróciły pod inną postacią ...

Gwałtowna ulewa od siąpiącego przez dłuższy czas nawet niewielkiego deszczu różni się tym, że tak jak nagle przyszła, tak też nagle odchodzi i skutki jej wcale nie są takie tragiczne. Woda spłynie, a ziemia jest tylko mokra na powierzchni. Padający przez całe dnie "kapuśniaczek" przenika jednak ziemię głęboko i na trwałe ją nawadnia. Właśnie do takiej gwałtownej ulewy porównałbym przetoczenie się przez Kociewie wojsk sowieckich, natomiast spuściznę po Niemcach porównałbym do siąpiącego przez cały czas deszczu.

Dlaczego?

Odpowiedź jest bardzo prosta - Niemcy, panując na tych ziemiach przez cały wiek XIX i część XX w. znacznie większym stopniu mieli wpływ na te ziemie i jej mieszkańców. Zarówno w pozytywnym i negatywnym kontekście. Jako pozytywne można by wskazać... no właśnie co? Czy to, że jako pierwsi wprowadzili obowiązkowe ubezpieczenia społeczne (zdobycze socjalizmu), obowiązkowe szkolnictwo, wprowadzali przemysł, rozwijali technologie itp.? Czy to są rzeczywiście ich zasługi? Czy gdyby ich tutaj nie było, czy istniałaby tu przemysłowa czy też kulturalna "pustynia"? Myślę, że nie. Polacy właśnie w zaborze pruskim, tam, gdzie byli pod ciągłą presją, w Wielkopolsce i na Pomorzu, doskonale się samoorganizowali, tworząc własne banki, spółdzielnie, wydawnictwa, prasę, organizacje polityczne itp. Zwierzchnictwo niemieckie nie było im do tego wcale potrzebne, a ciągły ucisk i dyskryminacja były tylko swoistym katalizatorem dla rozbudzenia polskiej tożsamości narodowej.

W perspektywie czasu można powiedzieć, że nie udało im się wykorzenić z tych ziem polskości. Jak się okazało, to obowiązkowe szkolnictwo bardziej im było potrzebne do wynaradawiania i germanizacji. To właśnie na Kociewiu, w Kasparusie i innych miejscowościach, podobnie jak we Wrześni w Wielkopolsce, miały miejsce strajki szkolne w obronie polskiego języka. Zauważmy również, że tak samo wobec Polaków postępowali Niemcy wtedy, kiedy byli cesarstwem, republiką (Republika Weimarska), czy też państwem totalitarnym - III Rzeszą. Widać, było to (mam nadzieję, że już nie jest) ich cechą narodową bez względu na ustrój polityczny i formę władzy. Na Kociewiu, na terenie diecezji Chełmińskiej, Niemcy w czasie II wojny światowej zamordowali ponad 700 księży. Prawie w każdym tutejszym kościele jest tablica upamiętniająca mord dokonany w pierwszych dniach września na proboszczu i wikarym w danej parafii. Tylko w czasie wojny domowej w Hiszpanii wojska "republikańskie" mordowały więcej księży. Lasy Szpęgawskie w tym samym czasie stały się miejscem kaźni większości tutejszej inteligencji, nauczycieli, lekarzy, urzędników... Takie są niestety fakty, tego nie zmienimy, a z pamięci wymazać nie możemy. Zawsze trzeba pamiętać, z kim ma się do czynienia. Można powiedzieć, że od zakończenia wojny minęło ponad 60 lat, obecni Niemcy są przecież kimś zupełnie innym... Czy aby na pewno? Kilka lat temu przebywałem w Sttutgarcie u rodziny pochodzącej właśnie z Kociewia. Trochę się zdziwiłem, kiedy się dowiedziałem, że w kablówce nie ma żadnego polskiego kanału. Były niemieckie, angielskie, tureckie, chińskie, indyjskie - wszystko to, co jest na satelicie, ale polskiego nie. Zapytałem, dlaczego tak jest. Kuzyn (tak go nazywam) odpowiedział, że kiedy poszedł do administratora i chciał zamówić jakiś polski kanał, otrzymał odpowiedź, że jeżeli Polacy nie są w Niemczech żadną uznaną mniejszością narodową, to on nie ma obowiązku zapewnić im polskich kanałów w kablówce. Własnej anteny satelitarnej na budynku oczywiście też nie można było zamontować. Tak wyglądała w praktyce niemiecka demokracja. Najlepiej moim zdaniem oddał czasy niemieckiej okupacji pewien mieszkaniec Pieców, który w 1943 r. napisał list o czasach sobie współczesnych i schował go w butelce. Pisał on o tym, co się tu działo, o kartkach na żywność, o zamknięciu kościoła itp. a wszystko to podsumował zwrotem "... Sind Polen, sind verloren ..." (są Polacy i są przegrani). Na szczęście tak się nie stało.

Przetoczenie się tędy Armii Czerwonej, tych swoistych "wyzwolicieli", było naturalną konsekwencją niemieckiego "parcia na wschód" (Drank nach Osten). Znowu Kociewiacy ponieśli ofiary. W mojej rodzinie sześcioletni brat matki zginął w piwnicy postrzelony przez radzieckiego żołnierza, a babcia została ranna, kiedy przez Piece przechodził front. Prawie w każdej kociewskiej rodzinie były jakieś ofiary. Jednak bezpośrednia obecność wojsk radzieckich na Kociewiu była tylko epizodem, który dość szybko się skończył. Większe skutki przyniosło 45 lat władzy ludowej. Swoiste rozdwojenie jaźni zafundowała nam Polska Ludowa. W szkole uczono oficjalnej historii, która co kilka lat, przy kolejnych przewrotach, ulegała modyfikacji. Ludzie chodzący na co dzień do kościoła zapisywali się do partii (jakiej, nie muszę pisać, bo była tylko jedna) i dalej chodzili do kościoła nie widząc w tym żadnej sprzeczności. Pod koniec lat 80. system ten, oficjalnie posługujący się specyficznym słownictwem, był już po prostu śmieszny. Byłem wtedy uczniem technikum i pamiętam, że kiedy odwiedzał naszą szkołę towarzysz Bejger (I sekretarz KW PZPR w Gdańsku, zastępca członka Biura Politycznego KC PZPR - taka proteza) i wygłaszał do nas przemówienie, wywoływało to u nas tylko rozbawienie. Po prostu gadał niezrozumiałym językiem jakieś głupoty o przewodniej roli partii, sojuszu ze Związkiem Radzieckim, "świni" Reaganie, spekulantach itp. Właśnie z takich "tępaków" składała się wtedy władza - ci inteligentniejsi dawno dali dyla, zapewniając sobie ciepłe posadki - teraz robią za fachowców. Prawda Panie Prezydencie...?

Dobrze, że czasy te minęły. Co by nie mówić, dzisiaj każdy może gadać, co mu się podoba. Pokazują to przykłady Andrzeja Leppera, Renaty Begger czy też posła Palikota. Bredzić każdy może.

Myślę, że władza przyniesiona z sowiecką armią była tak jakby dużo głupsza od tej pochodzącej z niemieckiego nadania. Niemcy z polskością walczyli, moim zdaniem, z większą premedytacją i robili to dużo dokładniej. Dzisiaj niestety znowu się znajdujemy, pomimo tego, że jesteśmy członkami UE, między Rosją a Niemcami - czy naprawdę są to inne Niemcy i inna Rosja niż te, z którymi stykaliśmy się w przeszłości? Myślę, że nie.

Krzysztof Kłos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz