niedziela, 28 kwietnia 2013

ANTONI CHYŁA. Po 68 latach tymi samymi drogami

Postanawiam się udać do Pana Konstantego Grabana, aby z nim powspominać stare czasy - dokładnie jego drogę, jaką odbył z żołnierzami niemieckimi w końcu lutego 1945 roku.

Jadę ze Skórcza drogą leśną obok cmentarza wojennego za stadionem miejskim. Nie jestem pewien, czy jest Pan Kostek (tak mówią w Smolnikach na Pana Konstantego) zdrowy, gdyż zdrowie ostatnio u niego szwankuje. Cóż, jadąc lasem mijam miejsca znane z młodości, jak dojazd do jezior Gniestwo i Głuszeniec. Mijam dawną linię energetyczną Gródek - Gdynia. W chwili obecnej porasta tu tylko wrzos. Chwała leśnikom, że dbają o wrzosowiska - naturalną bazę żerową zwierzyny płowej jak sarna, daniel i jeleń....


Dojeżdżam do jeziora Smolniki - jest w dole. Zjeżdżam ze stromej góry. Jak miały ciężko konie ciągnące dawniej wozy pod tę górę! Droga Wda - Osiek nic się nie zmieniła, może tylko skurczyła się linia brzegowa jeziora. Nie jak 58 lat temu, gdy kąpaliśmy się w tym jeziorze! Ten sam nurt wody w strumieniu… Jadę i skręcam w lewo do wsi. Ale tu się zmieniło! Narosło budynków jak grzybów po deszczu. Nawet droga przez wieś jakaś wąska. Każda posiadłość dosłownie odgrodzona - coś jakbym przejeżdżał przez miejscowość, gdzie mieszczą się budynki ambasad lub konsulatów. Dobrze, że już nie wozi się siana wozami, bo część znalazłaby się na płotach.

Dojeżdżam do miejsca zamieszkania Kostka. Zastaję go w domu. Z tym że jest mały problem, gdyż trzeba porozumiewać się przy pomocy pisma - Kostek utracił słuch. Przy pomocy synowej udaje mi się go namówić, aby pojechał ze mną samochodem tą samą trasą jak 69 lat temu.

Z relacji Kostka wynika, że wieś miała dać dwa powozy konne do przewozu ekwipunku trzydziestu niemieckich żołnierzy ze Smolnik do Kasparusa. Było to na drugi dzień po tym, jak na skutek działań wojennych spaleniu uległ budynek inwentarski ze stodołą. W tym dniu dogaszali palące się siano. Oddziałem dowodził kapitan. Żołnierze poruszali się pieszo za wyjątkiem dwóch, którzy nie byli w stanie iść i oni byli przewożeni na wozie Kostka.

Wsiadamy do samochodu i ruszamy, z tym że wyjeżdżamy inną drogą, bo wyjazd tej, którą Kostek znał z dzieciństwa, zagrodził sąsiad.

Przejeżdżamy obok krzyża. Kostek każe skręcić w lewo i jechać wolno. Wspomina, że krzyże, jak przyszli Niemcy, je obalili. Następnie w lesie każe kręcić w prawo, gdzie droga prowadzi na wprost w kierunku Wdy. Po przejechaniu odcinka drogi po prawej stronie pokazuje miejsce, gdzie, jak był dzieckiem, przychodzili się kąpać, kiedy paśli krowy lub gęsi. Teraz jest już tylko bagno.

Po przejechaniu następnego odcinka drogi po prawej stronie znajduje się bagno, które według relacji Kostka nazywa się "wdeckie błotka", a za nim ma być drugie "wdeckie błotko". Kostek poleca mi stanąć przy poprzecznej linii mówiąc, że oni skręcili w lewo w stronę kantaktowego mostu - jechali drogą Wdecki Młyn - Lasek. My nie możemy tak jechać, gdyż mostu już nie ma. Trzeba by jechać w kierunku na Wdę, lecz skręcamy w lewo za strugą z Śmierducha.

Kostek wspomina, że była tu tak zwana Winduga do spławiania drewna Wdą. Dojeżdżamy do asfaltu i po lewej stronie mamy ślady po kościółku i cmentarzu ewangelickim. W lewo prowadziła droga do młyna i tartaku wodnego. Jadąc na wprost dojeżdżamy na most przy elektrowni wodnej. Kostek wspomina, że była tu węgornia ze śluzą. Ja też to pamiętam. Były dwa kanały, z tego pierwszy na młyn i tartak, drugi na rzekę. Przejeżdżamy drugi drewniany most we Wdeckim Młynie i jedziemy w lewo na rozwidleniu dróg.

Po prawej stronie mijamy leśniczówkę i dojeżdżamy do ogrodzonej części lasu. Po lewej stronie, gdzie przy ogrodzeniu prowadzi droga w miejsce dawnego kantakowego mostu, zatrzymujemy się. Kostek wspomina. Ekwipunkiem żołnierzy były plecaki, łopaty i motyki. Żołnierze z wozu Krocza przenieśli się na jego wóz, a Krocz wrócił do Smolnik. Kostek z żołnierzami udał się w kierunku Kasparusa. Uważa, że Krocz mówił perfekt po niemiecku i z kapitanem załatwił, że mógł wracać do domu.

Jadąc dalej mijamy po prawej stronie zalesione obecnie łąki. Pamiętam, że jak przejęliśmy ten obwód łowiecki, to pasło się tu bydło leśniczego Wiesława Wójcika. Na łąki te z relacji Kostka mówiono "Suchy Jelonek" - faktycznie były one suche. W tej chwili są podtopione za sprawą bobrów. Kostek wspomina że zaraz musi być po lewej stronie leśniczówka. Zapewniam, że zaraz będzie. Kostek powtarza: "Ale ja już tyle lat nie jechałem… Ale to wszystko urosło…". Ucieszyłem się, gdy Kostek powiedział: "Ja się tego nie spodziewałem w życiu, że ja tu jeszcze pojedę".

Mijamy leśniczówkę Szlagę i dojeżdżamy do rozwidlenia dróg. Kostek każe jechać w lewo do Szlagi. Mówi, że to porządna, duża góra. Kiwam głową że tak. Znam te drogi, gdyż tu poluję. Kostek mówi, że do młyna Szlagi jechali dołem. Faktycznie jest tam droga, ale teraz tam nie ma mostu na strudze Święta. Dojeżdżamy do asfaltu. Kostek mówi, że wtedy nie było szosy. Każe się mi zatrzymać na wysokości zaniedbanego pomnika. Wskazuje, że w tym miejscu kazali się mu zatrzymać. Kapitan udał się w lewo do dworku młynarza Durała, gdzie przebywał gdzieś około godziny. Żołnierze w tym czasie kopali rowy strzeleckie przy drodze. Po jego przyjściu użył gwizdka, na który żołnierze przybiegli na zbiórkę. Następnie załadowali ekwipunek i udali się do wsi Kasparus.

Dojechali do pierwszego domku za strugą (obecnie oznaczony nr 44) i kapitan kazał się zatrzymać. Sam poszedł się dowiedzieć, gdzie są Rosjanie, którzy w tym czasie już ostrzeliwali wieś Kasparus. Po prawej stronie drogi znajdował się budynek inwentarski, w którym schował się żołnierz - w żłobie u krowy - i udawał że śpi. Szukanie go zajęło około godziny. Po jego odnalezieniu kapitan powiedział, że udają się do Gruz Bukowiec. Kostek zawrócił wozem i pojechał z powrotem do Wdeckiego Młyna, z tym że skręcił w lewo, w pierwszą drogę przez las. Żołnierze, jak przedtem, maszerowali za wozem. Jadąc Kostek powtarza: "Kiedyś to był las! 150 do 200-letni. Teraz nie ma jeszcze 100 - to już precz!".

Dojeżdżamy do drogi na kantakowy most. Zatrzymuję się. Kostek wspomina, że kapitan nie zwrócił uwagi, że skręcił w prawo, a miał jechać prosto. My jedziemy tą samą drogą, którą jechaliśmy do Kasparusa. Po skręceniu w prawo za dawnym kościółkiem ewangelickim Kostek przypomina, że na tę budowlę mówiono "herhacz" - tak było, przypominam sobie tę nazwę.

Jadąc lasem Kostek informuje, że orał pod ten las z synem leśniczego Talaśki. Pamiętam fundamenty po starym tartaku. Kostek potwierdza, że był taki, ale w okresie gradacji sówki choinówki. Uśmiecha się i wspomina, jak tu było ładnie na tej Windudze. Harcerze w 1939 roku mieli tu obóz. Było zawsze gwarno i wesoło.

Skręcam w prawo. Kostek protestuje. Mówię, że jedziemy z drugiej strony mostu kantakowego. Wspomina, że na to miejsce mówiono Olszki. Widać na drugim brzegu budynki Wdeckiego Mlyna. Nie można dojść do miejsca, gdzie był most - po prostu pan Flizik uprawia pole, które ma ogrodzone przed zwierzyną.

...Kostek dowiedział się od oficera, że z nimi będzie tak długo, jak będzie żył koń...

Skręcamy w lewo do góry i jesteśmy na linii do Lasku. Dojeżdżamy do skrzyżowania z drogą Wda - Smolniki. W tym to miejscu zatrzymali ich żandarmi na motocyklach i polecili udać się do Lasku, gdzie mieli przenocować, a następnie rano udać się do Wielkiego Bukowca. W tym to czasie Kostek dowiedział się od oficera, że z nimi będzie tak długo, jak będzie żył koń, którym będą transportować ekwipunek. Plan, jaki miał Kostek, się nie udał, gdyż chciał jechać do domu, bo Niemcy by się nie zorientowali, ale spotkanie z żandarmami pokrzyżowało plany. Udali się do leśniczówki Lasek.

Podążamy tą samą drogą, może różniącą się tym, jak wspomina Kostek, że ta obecna ma dziury - wtedy była zadbana. Sam się dziwię, jak podrósł mijany las. Kostek pokazuję drogę do Lubichowa, Śmierduszka i Tylne Błoto zna doskonale. Tu pracował długie lata w lesie, a przedtem pomagał ojcu, który również pracował w lesie.

Mijamy znajome dęby, które podrosły, dojeżdżamy do leśniczówki. Kostek wspomina, że na podwórzu przy pompie stały trzy samochody. Udaję się do leśniczówki, gdzie proszę leśniczego Fiałkowskiego o zgodę na wjazd na podwórko, wspominając w jakim celu tu jesteśmy. Po wjechaniu zatrzymuję się. Kostek wskazuje miejsce, gdzie była pompa i stały samochody. Nie ma co prawda już stodoły, stoi tylko garaż. Na noc Kostek wprowadził konia do stodoły, a sam nocował z pracownikiem obsługującym bydło w pokoju w budynku inwentarskim (Bieliński pracował w tym czasie i o tym fakcie mi wspominał). Wczesnym rankiem zaczęli w dwóch nosić siano ze stodoły do obory. Zauważył to wartownik stojący przy samochodach. Podszedł do Kostka i zapytał, skąd jest, gdyż go nie zna. Mówił w języku niemieckim. Kostek tłumaczył się, ale że zna niemiecki słabo. Niemiec zaczął mówić po polsku. Pytał, ile ma lat, gdyż wygląda na młodego. Kostek powiedział, że w nocy przybył z żołnierzami, którzy kwaterują w leśniczówce. Niemiec powiedział, że ma okazję iść do mamy i odszedł. Kostek z Bielińskim spalili po papierosie i Bieliński powiedział mu, że nie ma iść, bo Niemiec może go zastrzelić, jak będzie odchodził. Poszli do stodoły nosić siano. Wracając po około godzinie z obory żołnierz znowu podszedł i powiedział: "Teraz już jest późno". Kostek powiedział do Bielińskiego: "Chłop mówi prawdę". "Spróbuj" - powiedział Bieliński, który obserwował drzwi leśniczówki. Kostek poszedł za stodołę. Bieliński machnął ręką i Kostek zaczął uciekać. Żołnierz stał w tym czasie przy samochodach. Niemcy za Kostkiem byli w ten dzień u Marylki Graban, która tłumaczyła się, że nie miała chłopa, gdyż jest panną ani też nie posiada konia. Na tym Niemcy skończyli poszukiwania Kostka. Kostek jak uciekał, to biegł drogą przy tak zwanych "brzózkach", przy "śluzie" i łąkach "studzienice", "nad łąkami". Przez las szedł do miejsca, gdzie był bunkier w lesie zrobiony przez wujka i kuzyna - niedaleko drogi Smolniki-Wda, obok łąk nadrzecznych. W tym bunkrze przesiedział do wieczora, to jest do czasu, jak po niego przyszedł sąsiad Chabowski z rosyjskim żołnierzem. Koń z wozem nie powrócił już do właściciela. Przepadł. W Smolnikach już byli Rosjanie. Co spotkało Kostka z ich strony - napiszę innym razem.

Antoni

Skórcz 27.04.2013 rok

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz