niedziela, 14 kwietnia 2013

MATEUSZ PLICHTA. Dlaczego nikt nie pyta o nogę w gipsie? [subkultury]

- Zostawcie go!! Ale już! - krzyczała Samanta, starając się odciągnąć jednego z chłopaków bijących jej przyjaciela.
- Dobra, duduś dostał już wycisk. Spadamy - odpowiedział Killer, przywódca grupy, która katowała Poetę.
- Nic ci nie jest, stary? - spytała Sam, z przerażeniem przyglądając się krwi na twarzy przyjaciela.
- I po co się pytasz? Widzisz przecież! - wykrzyknął chłopak, próbując zachować pozory twardziela, ale robił to bardzo nieudolnie.

















- Pytam, bo się o ciebie martwię!
- Niepotrzebnie! Sam sobie poradzę.
- Jak chcesz, dupku… - powiedziała Sam odchodząc od pobitego chłopaka.
- Ciemna, czekaj! Przepraszam! - krzyknął chłopak w stronę dziewczyny, lecz ta tylko przyśpieszyła kroku.
No pięknie, znowu zawaliłem - powiedział sam do siebie, po czym podjął pierwszą próbę powstania z ziemi, jednak nic z tego nie wyszło. Udało się dopiero za trzecim razem. W miarę możliwości zaczął zbierać swoje rzeczy z krawężnika, drogi i trawnika. Dobrze, że telefon i pieniądze na autobus schował w majtki, kiedy tylko zobaczył tamtych idiotów, inaczej musiałby iść do domu pieszo.
Gdy skończył zapinać kostkę, ruszył w stronę przystanku autobusowego. Usiadł i zaczął misterne próby wyżebrania papierosa od przechodzących ludzi. Jak zwykle wszyscy odpowiadali, że ma iść do pracy, by zarobić na fajki, lub po prostu mówili, że nie palą, po czym, gdy tylko mijali przystanek autobusowy, na którym siedział, zapalali papierosa wyciągniętego ze świeżo rozpieczętowanej paczki.
- Mam was wszystkich gdzieś!! - wykrzyknął Poeta.
- I po co ta agresja? - rzucił znajomy Metal, któremu często oddawał kanapki. Wiedział, że tamten żyje na dworcu i ciągle chodzi głodny.
- Trzymaj fajkę i wstawaj, bo autobus już jedzie. Przyłóż sobie coś do tego, OK? Bo jutro cię nie poznam..
- Dzięki stary. Do jutra. Wpadnę po lekcjach na dworzec i pogadamy.
- Spoko. Osiem!
- Osiem! - odpowiedził Poeta, po czym wskoczył do autobusu.
Po trzydziestu minutach był już w domu.
- Jestem! - wykrzyknął. - No tak, ale jak zwykle was nie ma was w domu - dodał ze smutkiem, po czym rzucił swoją skórę w kąt i skoczył na górę, pod prysznic, żeby zmyć z siebie cały ten brud. Jak zwykle bez kolacji rzucił się na łóżko i zasnął.

- Mat! Mat! Wstawaj! My już wychodzimy. Zjedz obiad na mieście. Będziemy wieczorem…- wykrzykiwał ojciec Poety. Codziennie budził go tymi słowami.
- Dobrze! Na razie tato - odrzekł Mat, po czym poszedł do łazienki, aby ocenić, jak wygląda jego skopana twarz. Bywało gorzej - mruknął. Tym razem miał tylko lekko pobite oko i rozwalone wargi.
Podwinął bluzkę i zobaczył siniaki w okolicy żeber. E tam, przeżyję - pomyślał.
Zrobił kilka kanapek, zawinął pieć dyszek, które zostawili mu rodzice, postawił irokeza, wciągnął glany i wybiegł z domu. Skierował się w stronę najbliższego kiosku.
- Co ci się znowu stało, chłopcze?
- Wypadek przy pracy.
- Masz i zmykaj.
Kierując się w stronę dworca słuchał swoich ulubionych kapel punkrockowych tańcząc pogo i paląc. Uwielbiał wzrok tych wszystkich osób, którzy uważali go za nienormalnego. Pewnie zamknęliby go od razu do psychiatryka.
- Dowód tożsamości proszę - wyrwał go z zamyślenia głos policjanta.



(...)
Na dworcu usłyszał "Jebać PUNKÓW". Jak zwykle Kinder punki chcą mi się podlizać... eee, te dzieci - pomyślał Poeta, po czym odkrzyknął:
- Siema Brudasy!
- Ja ci zaraz pokażę Brudasa, gnoju! - krzyczał jakiś dres biegnący w jego kierunku.
Gdy był już blisko, wyrzucił do przodu pieść i był to jego pierwszy błąd. Poeta natychmiast mocno chwycił go za nadgarstek i przekręcił mu rękę na plecy, zakładając klamrę policyjną.
- Zaraz cię gnojku nauczą szacunku dla pańczurów - wypowiedziawszy te słowa Poeta puścił rękę tamtego, zrobił krok do tyłu, chwycił go za tył głowy i rozbił mu nos na własnym kolanie.
Już chciał usiąść na przeciwniku i dokończyć to, co zaczął, gdy spostrzegł kątem oka, że w jego kierunku biegną trzy inne dresy.
No nie, tylko nie to - pomyślał, po czym puścił się pędem w przeciwnym kierunku do tamtych. Adrenalina przestawała działać i zaczął odczuwać skutki wczorajszej drobnej bójki. Kiedy zbiegał po schodach prowadzących do metra, tamci byli tuż za nim. Dobiegł to pierwszej ławki. Nagle ku jego zdziwieniu ewentualni oprawcy gwałtownie przystanęli. Po chwili dotarło do niego, że za jego plecami stoją Nekto i Metal.
- On pobił naszego kumpla… - rzekł najodważniejszy frajer.
- Ta? A wasi wczoraj pobili jego. Krew za krew - wycedził Nekro, gotowy ruszyć na nich, gdyby tylko zrobili jakiś fałszywy ruch.
- Jeszcze tu wrócimy gnojki - wycedził tamten, po czym odwrócili się i odeszli.
- Zapraszamy! Mamy nowe promocje na bicie frajerów! - wykrzyczał do niego wyluzowany Metal, po czym rzucił w ich kierunku pustą butelką.
- Kurde, stary, jak to jest, że zawsze akurat ciebie chcą bić? - spytał Nekro.
- Ma się to coś, no nie? - zażartował Poeta.
- Ta.. ty NA PEWNO to masz..
Nekro też był punkiem. Miał długiego irokeza, czerwono-czarne glany koloru bliżej nieokreślonego. Jego znakiem rozpoznawczy były kolczykowane uszy. Koledzy często drwili, że wygląda jak krowa dojna z tym piercingiem.
- Młody, a ty nie masz dziś czasem lekcji? - spytał Metal.
- A tam. I tak już mnie do szkoły nie wpuszczą - odpowiedział Poeta.
-A masz jakieś drobne?
- Coś by się tam znalazło.
- To dawaj do sklepu po coś zacnego i lecimy z tematem.
Skierowali się w stronę sklepu. Wyszli z podziemia mijając kilku ludzi, którzy na ich widok przyśpieszali kroku lub zmieniali kierunek swojej trasy tak, aby nie minąć trzech ohydnych brudasów. Gdy weszli na ulicę, Poeta dojrzał Samantę, która paliła papierosa na winklu.
- Zaraz przyjdę do was. Zaczekajcie - rzekł Mat, po czym skierował się w stronę swojej przyjaciółki.
- Ciemna, możemy pogadać?
- Możemy.
- Strasznie cię przepraszam. Zachowałem się jak dupek.
- Fakt.
- No, słońce, no…
- OK, ale masz u mnie dług. Jak oko?
- Spoczko. Dlaczego zawsze ludzie mnie pytają, jak oko? Nieważne, czy mam połamane żebra, złamany nos czy nogę w gipsie. I tak wszyscy pytają mnie, jak moje oko. Wiesz, dalczego tak jest?
- Wiem, twoje oczy są temu winne - mówiła lekko. - Człowiek boi się, że takie piękno może zostać utracone na zawsze, kochany.

Mateusz Plichata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz