czwartek, 24 grudnia 2015

MARTYNA DREWCZYŃSKA. Przedświąteczny wywiad z "morsami" z Jeziora Trzechowskiego ["Zielony Autobu



Pięć minut przed południem byłam nad Jeziorem Trzechowskim. Wiał zimny, silny wiatr i miałam gęsią skórkę. Wysiadłam z samochodu razem z moją fotoreporterką i ruszyliśmy. Nasz dzisiejszy gość już na nas czekał. Chwilę pogadaliśmy i poszliśmy porobić zdjęcia - ludziom w jeziorze. Piętnaście minut później znów się spotkaliśmy, tym razem żeby zrealizować główny cel tej wyprawy.

- Cześć! Martyna Drewczyńska z redakcji "Zielony Autobus". Czy zechciałbyś udzielić mi wywiadu?
- Z chęcią.
- Na początek przedstaw się "do kamery".
- Jestem Sebastian Muchliński. Mieszkam w Piecach. Uczę się w Publicznym Gimnazjum w Kaliskach.





- Jeśli dobrze słyszałam, jesteś również "morsem"?
- Tak.
- Na czym to polega?
- Na "morsowaniu".
- A szerzej?
- Pływam sobie w jeziorze jesienią, zimą i wiosną.
- A latem?
- Latem jest za ciepła woda - w tym momencie oboje roześmialiśmy się.
- Okey. Skąd taki pomysł?
- Na "morsowanie"? Na początku był tylko pomysł, żeby wypełnić jakoś wolny czas. Zawsze chciało się jechać na bicie rekordów, spróbować czegoś innego, nowego. I tak jakoś wyszło.
- Kiedy zrodziła się taka myśl?
- W zeszłym roku, 2014.





- Jak to wyglądało na początku?
- Było ciężko, wiadomo. Najgorzej było z nogami, bo one bolały najmocniej.
- Ile razy w tygodniu i ile czasu pływacie? Bo z tego co widziałam, jest was więcej?
- Tak. Pływamy w grupie około jedenastoosobowej. Zazwyczaj jest to niedziela o godzinie 12, ale jeśli jest wolne od szkoły, pracy, to zdarza się również w tygodniu.
- Aha. Czyli w tygodnie robocze to tylko w weekend, a w święta wakacje, ferie itp. częściej?
- No można tak powiedzieć.
- Można sobie tak codziennie pływać?





W tym momencie podszedł do nas tata Sebastiana i odpowiedział na moje pytanie.
- Nie. W tygodniu można maksymalnie trzy razy. Ciało musi mieć 48 godzin na dojście do siebie.
- A ile czasu można maksymalnie, a ile minimalnie, siedzieć w wodzie?
- Maksymalnie można 30 minut, a minimalnie wystarczy się tylko zanurzyć.
- Jest potrzebne jakieś specjalne przygotowanie? Czy można sobie tak po prosu wejść do wody?
- Cały sekret tkwi w rozgrzewce. Na początku, zanim wejdzie się do wody, trzeba się porządnie rozgrzać, poprawić krążenie krwi, żeby nie był to jakiś wielki szok dla organizmu.
- Potrafisz opisać ten sport jednym słowem?
- "Czystaprzyjemność".
- Wydarzyła się jakaś ciekawa historia?
Tym razem odpowiedź padła z ust taty naszego bohatera: - Kilka tygodni temu wiał silny wiatr, a fala była taka, jak nad morzem i drzewo się złamało. Przyjechała straż i jeden ze strażaków widząc nas postanowił, że jak my możemy w takim wietrze, to on też i wszedł do wody.
- Przyjeżdżał później?
- Był jakieś pięć razy.
- Chciałby pan jeszcze coś dodać? Albo Sebastian?
- "Morsowanie" to taki trochę nałóg. Pierwszy raz to zwykła ciekawość, drugi raz, bo za pierwszym się podobało, a trzeci to jest już uzależnienie. Podczas "morsowania" wydziela się hormon szczęścia, endorfiny, i to w sumie od tego się uzależniamy.
- Sebastian?
- Co mogę więcej dodać? Mogę tylko zaprosić do uprawiania tego sportu
- Dziękuję za rozmowę.
- My również. Zapraszamy częściej.




Martyna Drewczyńska - "Zielony Autobus"
kółko dziennikarskie Ogniska Pracy Pozaszkolnej w GOK-u w Kaliskach









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz