środa, 17 stycznia 2007

Szkoła w Mirotkach. Sentyment czy ekonomia?

Gmina Skórcz otacza miasto Skórcz. Podział jednego logicznego organizmu ekonomicznego, kulturowego itp. na dwa byty, do jakiego doszło w 1992 roku, mści się w rozmaity sposób i w różnych dziedzinach. Między innymi w oświacie. W efekcie końcowym może nawet doprowadzić do likwidacji wiejskich szkół.



W mieście Skórcz
jest duży zespół szkół - z podstawówką i gimnazjum. Stosunkowo nieduże wioski w gminie wiejskiej Skórcz, leżące wobec miasta Skórcz w różnych kierunkach świata, mają - co oczywiste - małe szkoły. W największej z nich, wybudowanej w Pączewie w 2001 roku (kierunek północny od Skórcza), mieści się Gminny Zespół Szkół z gimnazjum. Dowozi się do niego autobusami uczniów z innych wsi gminy, między innymi z wiosek leżących na południu wobec Skórcza. Autobus jedzie właśnie przez ten Skórcz.
Wielu rodziców z gminy wiejskiej zapisało swoje dzieci - na razie gimnazjalistów - do szkoły w Skórczu. Być może zadali sobie pytanie: dlaczego ich dzieci mają przejeżdżać ze swojej wioski z południa do wioski na północy, do gimnazjum w Pączewie, kiedy mogą wysiąść po drodze i pójść do gimnazjum w Skórczu? Być może odegrała też rolę tradycja - przecież od wieków co zamożniejsze rodziny wysyłały swoje dzieci do szkoły w miasteczku, pomimo istnienia w ich miejscowościach szkół tego samego typu.
W ten sposób gmina wiejska traci gimnazjalistów na rzecz miasta. To skutek podziału owego organizmu na dwa byty na poziomie - tak to tu określmy - gimnazjalnym.





Podobnie szykuje się
na poziomie podstawowym. Centralne miasteczko Skórcz, na skutek likwidacji szkół wiejskich, może przejmować uczniów z gminy. Być może stałoby sie to juz dawno, gdyby gmina Skórcz przypominała gminę Lubichowo (bez "obcego" miasteczka w centrum). Wówczas w jej centrum, w dolinie rzeczki Szorycy, gmina zbudowałaby szkołę na miarę XXII wieku, z aqua parkiem, pełnowymiarową halą sportową, kortami tenisowymi itp. I wtedy nikt z obywateli gminy nie protestowałby, że likwiduje się w ich wioskach małe szkółki. Niestety, w owej dolinie rzeczki leży i przeszkadza Skórcz.
Możliwy byłby wariant drugi. Gdyby nie było tego przebrzydłego miasteczka jako osobnego ciała administracyjnego, to wioskom łatwiej byłoby się dogadać co do tego, które szkoły powinny przetrwać totalny demograficzny kryzys. Być może, przy optymistycznych demograficznych założeniach, pozostałyby nawet trzy - jedna w Pączewie, druga w Wielkim Bukowcu, trzecia w zjednoczonych Mirotkach i Barłożnie. Albo - przy przeciętnych wynikach demograficznych - pozostałyby dwie. Albo - przy fatalnej demografii, jaka niestety teraz mamy - tylko jedna, jak się stało w gminie Lubichowo i w gminie Bobowo oraz jak się dzieje w gminie Smętowo.

To wszystko dotyczy
teraz szkoły w Mirotkach. Likwidacja tej szkoły będzie strasznie boleć, bo po pierwsze - szkoła posiada stuletnią i wielką tradycję (dwa lata temu obchodziła stulecie), po drugie - ma wielką historię (kiedyś uczyło się tu nawet 200 uczniów, a uczniowie, jak to się mówi, do czegoś doszli), po trzecie - jest dumą mieszkańców jako świetnie utrzymywana placówka naukowo-kulturalna, i po czwarte - jest wspaniale prowadzona przez tutejszych nauczycieli. Dorzućmy jeszcze do argumentów "za", że w takich małych szkołach raczej nie spotyka się tych wszystkich patologii, jakie obserwujemy w szkołach - gigantach (tzw. koszty społeczne). Wymieńmy jeszcze ładną architekturę szkoły, niepowtarzalny klimat, Izbę Kociewską, boisko...

To są argumenty za utrzymaniem szkoły w Mirotkach. A argumenty przeciw?
Jeden. Kiepska demografia. Jeden, ale za to najistotniejszy, bo w gruncie rzeczy szkoły wymyślono po to, żeby uczyły się w nich dzieci. Odwracają - dzieci coraz mniej, szkoły coraz mniej.

Jak to jest z tą demografią
w Mirotkach? W bieżącym roku szkolnym uczy się 48 uczniów w klasach od IV do VI, z czego ponad połowa to dzieci z Barłożna. W przyszłym roku - teoretycznie będzie o trzech uczniów więcej, a w kolejnym - o trzynastu. Teoretycznie, gdyż trudno w sposób prosty liczyć ich jako przyszłych uczniów szkoły w Mirotkach. Przecież część z nich już tradycyjnie pójdzie do innych szkół, a przede wszystkim do Skórcza.

Niewiele lepiej z demografią
jest w innych, orbitujących wokół Skórcza szkołach gminnych. W Barłożnie - 60, w Wielkim Bukowcu - 98. A w Gminnym Zespole Szkół w Pączewie - 284 uczniów. To tez nie jest dużo, zważywszy, ze to szkoła zbiorcza.
Przy tych liczbach, powiedzmy sobie szczerze, wystarczyłaby jedna, porządna szkoła. I oczywiście byłaby nią szkoła w Pączewie, ale pamiętajmy o tym, co napisaliśmy wyżej - leży ona na północy wobec Skórcza, dojeżdża się do niej z południa przez Skórcz. Szkoła ma więc poważny mankament - nie spełnia kryterium placówki geograficznie centralnej. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w gminie Starogard, gdzie na przykład gimnazjaliści (na razie, potem zapewne przyjdzie pora na tych z podstawówek) z Dąbrówki jadą do Jabłowa przez... Bobowo. Co ciekawe, jadą 10 kilometrów, omijając piękną, nowoczesną szkołę w Bobowie.

Wójt gminy Erwin Makiła
nie ma nic do szkoły w Mirotkach. Wręcz przeciwnie. Byłby za jej dalszym istnieniem, gdyby nie Pani Ekonomia. Być może, generalnie już rzecz biorąc, chciałby, żeby w gminie była tylko jedna szkoła - właśnie w Pączewie. Po to ją zresztą budowano (4 tysiące metrów kwadratowych plus boiska sportowe, planowana sala gimnastyczna), żeby przejęła uczniów z gminy.
Dla wójta zasadnicze znaczenie ma wyżej wspomniana demografia. Reszta argumentów przemawiających za utrzymaniem szkoły to kwiatek do kożucha. Demografia ściśle wiąże się z ekonomią. A ekonomia to liczby. A liczby podpowiadają niestety, że szkołę trzeba rozwiązać (co nie znaczy, że tak się stanie). Oto one.
Gmina Skórcz, lata 80. - około 100 urodzeń w roku (w 1985 r. - nawet 105). Potem - było już dobrze, kiedy w gminie rodziło się rocznie 60 dzieci - przyszłych uczniów. 60 uczniów, czyli maksimum dwie klasy rocznie (dwie, bo regularnie z tej 60 około 10 dzieci z obrzeży Skórcza odchodzi do szkoły w Skórczu).
Inne liczby - subwencja oświatowa wynosi na ucznia 4800 zł. Przy niewielkiej liczbie uczniów w Mirotkach uczeń kosztuje tu 7045 zł, nie licząc kosztów inwestycji i remontów. 5800 kiedy liczy się same koszty płac. Wychodzą takie liczby, bo im mniej uczniów w szkole, tym większy koszt utrzymania ucznia. Inaczej mówiąc, do ucznia szkoły w Mirtokach gmina dokłada 2200 zł, w tym 1000 złotych tylko do płac.
W ogólnym rachunku w ubiegłym roku do oświaty gmina dołożyła 850 tys. zł, a uwzględniając szkolne inwestycje (wybudowanie boiska w Pączewie oraz zakup samochodu do przewozu dzieci i osób niepełnosprawnych) grubo ponad milion. W tym roku kwota ta też zdecydowanie przekroczy milion złotych. Do tego jest jeszcze trudny do wyliczenia koszt niewykorzystanego w pełni autobusu szkolnego jeżdżącego z Mirotek do Pączewa oraz koszt niewykorzystanego w pełni Zespołu Szkół w Pączewie.
Zdecydowanie ponad milion z budżetu gminy, który wójt wolałby przeznaczyć na zadania własne (na przykład na budowę 3 kilometrów dróg asfaltowych rocznie), a nie na dopłacanie do zadań zleconych i finansowanych przez państwo.





Wójt ma świadomość,
że likwidacja szkoły w Mirotkach (i powiedzmy otwartym tekstem - być może również w Barłożnie i Wielkim Bukowcu) wiązałoby się z jeszcze większą stratą części subwencji wpływającej do budżetu gminy. Po ewentualnej (jeszcze raz: ewentualnej) likwidacji szkoły w Mirotkach, w Barłożnie i Wielkim Bukowcu część uczniów z tych szkół być może wybrałaby szkołę w Skórczu, zamiast przejeżdżać przez miasteczko do Pączewa. I nie zrobiłaby tego na przekór szkole w Pączewie, ale z wygody. Do tego zagrać tu może wyżej wspomniana tradycja, która powoduje, że już dzisiaj 132 uczniów z terenu gminy uczy się w szkole w Skórczu, i że już dzisiaj gmina traci 600 tys. zł z subwencji miastu (bon oświatowy idzie przecież za uczniem i miasto jakby podbiera gminie 600 tys. zł). Z drugiej strony - nie można tu mówić o żadnej stracie, nie są to pieniądze gminy, a państwa.

Sytuacja, jak w takich przypadkach
(wszak chodzi o likwidację szkoły - to poważna sprawa) robi się gorąca. Tym bardziej, że szkolny budynek w Mirotkach został niedawno elegancko odremontowany i jest - jak tego typu szkoły - całkiem ciekawy. Niektórzy mieszkańcy wsi zadają sobie pytanie, dlaczego, jeżeli Erwin Makiła chciał zlikwidować szkołę, tak ją starannie wyrychtował.
Niektórzy widzą w tym - jak to w takich sytuacjach - jakąś szykującą się ukrytą prywatę. Trudno takich przekonać, że ten remont mógł mieć związek z innymi motywami. Przecież nawet po ewentualnej likwidacji szkoły wyremontowany obiekt ma większą wartość niż przed. I może służyć rozmaitym celom. Może sie tu na przykład mieścić Ośrodek Pomocy Społecznej (obecny mieści się w pomieszczeniach zastępczych), mogą tu być świetlica i mieszkania, a może coś więcej. Dlaczego nie na przykład Uniwersytet Ludowy czy ekomuzeum? Albo już zupełnie coś poważnego - dajmy na to hotel, urządzony pod już powstający węzeł autostrady w Kopytkowie?

O sprawie zadecyduje
Rada Gminy. Będzie to na pewno bardzo ciekawa sesja. Z jednej strony wielki sentyment mieszkańców wsi do szkoły, wielka 100-letnia historia oraz to ogólne w takich przypadkach przekonanie, że przez likwidację małych placówek robi się wielką krzywdę dzieciom, tułającym się już od zerówki od swojej wsi, z drugiej strony - liczby, które mówią, że z braku pieniędzy nie da się utrzymywać tego typu szkółek, jakich przed wojną było sto w powiecie. No i poza tym dzisiaj jest jednak zupełnie inny standard w nowych szkołach... To będzie naprawdę ciekawa sesja... A, jeszcze argument, że po ewentualnej likwidacji szkół w Mirotkach, Wielkim Bukowcu czy w Barłożnie dzieci będą się uczyć w Skórczu zamiast w Pączewie... Czy to byłoby złe? Przecież to dowód na to, że oba sztucznie podzielone organizmy ciągle mają się ku sobie. Przynajmniej w oświacie.
Tadeusz Majewski



Gdzie indziej też było trudno
W powiecie starogardzkim w okresie 10 lat uległy likwidacji m.in. szkoły w Kręgu (gmina Starogard), w Osowie Leśnym i Wdzie (gmina Lubichowo), ostatnio w Grabowie i Wysokiej (gmina Bobowo), w Kościelnej Jani i Lalkowach (gmina Smętowo). Problemy mają szkoły w Ocyplu (gm. Lubichowo), w Kamionce (gmina Smętowo). O utrzymanie szkół próbowano walczyć w Kręgu - szkoła mieściła się w tej wsi w ładnym pałacu, oraz we Wdzie (po likwidacji szkoły z mandatów zrezygnowało dwóch radnych). Likwidacja wiejskich szkółek nigdy nie przebiega bezboleśnie.

Piątkowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Zdjęcia
1. W 2005 r., na stulecie placówki, w szkole gościła rodzina fundatora. Z Australii przyjechała jego córka - Maria, Danuta Flis (miała wtedy 86 lat ) wraz z córką i wnuczką. Na zdjęciu pani Danuta z córką. Fot. Dorota Skolimowska
2. Najpoważniejszy argument "za". Szkoła jest świetnie prowadzona. Pełno tu bardzo ciekawych imprez. Na zdjęciu kapitalnie przeprowadzona lekcja ekologii. Fot. Tadeusz Majewski
3. Szkoła ma potężną księgę o swojej historii. Być może nie ma takiej żadna podobna szkoła w Polsce. Historia to też argument "za", ale czy wobec ekonomii to nie kwiatek do kożucha? Repr. Dorota Skolimowska
4. A oto ona - piękna, zwłaszcza latem, kiedy ścianę porasta winorośl. Jeżeli nie będzie w tym budynku szkoły, to... Można tu urządzić przetarg na pomysły. Fot. Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz