piątek, 23 maja 2003

Starogard - Lombardy

Nie ma takiej miary, którą można zmierzyć ludzką biedę. W poszukiwaniu złudnej nadziei, że jutro będzie lepiej, starogardzianie szukają pożyczek wszędzie, byle tylko przeżyć do tych lepszych czasów. Jak oni są w stanie spłacać kredyty na 100 procent...Gdzie po kasę?

Tysiąc potrzebny od zaraz Nie ma takiej miary, którą można zmierzyć ludzką biedę. Próbowaliśmy odnaleźć odpowiedź na pytanie: gdzie starogardzianie szukają pieniędzy, gdy ich potrzebują na gwałt? Ostrzegamy, że tekst nie jest optymistyczny. Bo jest po prostu prawdziwy. Reklama towaru, jakim są niewątpliwie pieniądze, tak ma się do rzeczywistości, jak pięść do nosa. Kolorowe foldery, klipy telewizyjne, agresywne i nachalne reklamy oferują nam ogólnodostępne kredyty. Są na wyciągnięcie ręki, dostępne prawie dla każdego, kto ma jakiś stały dochód. Rzeczywistość jednak okazuje się o wiele bardziej brutalna. Na dziesięć wniosków kredytowych pozytywnie przez bankowe sito przechodzą dwa. Pozostali, których życie zmusza do szukania gotówki, muszą sobie radzić inaczej - czytaj drożej. Założyliśmy sobie, że potrzebujemy tysiąca złotych, który chcemy pożyczyć na rok. Okazało się, że niełatwo jest pożyczyć kasę i trzeba przygotować się psychicznie na upokarzające procedury. Banki i instytucje parabankowe zasypują swojego potencjalnego klienta formularzami do wypełnienia, bez gwarancji, że otrzyma on upragnione złotówki.

Banki piętrzą przeszkody

W starogardzkim banku Millennium pytamy o warunki udzielenia kredytu. Podstawowym warunkiem jest posiadanie konta w tym banku lub jego założenie. Dochód musi wynosić 800 zł miesięcznie. Pracować musisz bracie na stałe i musisz to potwierdzić zaświadczeniem, żeby Twój szef wiedział żeś golec. Bank nie wymaga poręczyciela, a zabezpieczeniem spłaty jest weksel, za symboliczną złotówkę oraz znaczek skarbowy, który kosztuje 15 zł. Konieczna jest zgoda współmałżonka i dwa różne dokumenty tożsamości. Bank pobiera 50 zł prowizji za to, że pożycza nam pieniądze. Paradoksalne, ale niestety prawdziwe. Kiedy już uporamy się z formularzami, bank zweryfikuje, czy napisaliśmy prawdę i nie zamierzamy niecnie oszukać instytucji w marmurach. W Millennium decyzja zapada w przeciągi jednego, dwóch dni. Jak trzeba klienta poweryfikować dłużej, to i musi poczekać, nawet z tydzień. Za dziesięć szeleszczących stówek wypłaconych w tym banku po roku będziemy musieli oddać 1.142 zł. Stopa procentowa wynosi 16,60. Do tego prowizja, znaczek skarbowy itp. A ile kosztuje upokorzenie? W PKO przy Hallera obostrzenia wydają nam się łagodniejsze. Nie ma obowiązku posiadania konta, a do 23 maja kredyt można wziąć bez poręczycieli. Oprocentowanie w skali roku to 14,7 proc. Rata wyniosłaby około 90 zł miesięcznie, a cały kredyt kosztowałby nas 1080,05 zł Doliczamy jeszcze tylko 40 zł za rozpatrzenie wniosku, a co, nie będzie Ci bank robił tego za Bóg zapłać. Przecież pracownicy nie mają na plecach czerwonego krzyża. Reszta formalności podobnie jak u konkurencji. Zakładamy, że banki nie udzieliły nam kredytu z powodu zbyt mikrego dochodu lub z uwagi na brak konta, zgody połowicy lub też nieterminowego spłacania pożyczek zaciągniętych w przeszłości. Nic to, żeś człeku wyszedł na prostą i jesteś wypłacalny, dla banku jesteś niewiarygodny i trafiasz na czarną listę. Przerypane.

A może do pośrednika?

Co robi, pragnący jak kania dżdżu gotówki, zdesperowany człowiek? Rozgląda się za alternatywną dla bankowego sztywniactwa możliwością zaciągnięcia pożyczki. Dom Finansowy QS skupia oferty kilku banków. Dla swoich klientów stara się znaleźć jak najlepszą ofertę. Rzecz jasna nie robi tego charytatywnie. Żąda tego, co banki. Klient bez stałego dochodu może sobie darować wizytę w siedzibie firmy na Rynku. Pożyczony tu tysiąc, wraca do firmy przynosząc jej 368 zł zysku. Nie twierdzimy, że czystego, gdyż ma ona swoje koszty, a lokale na Rynku należą do najdroższych w mieście. Kiedy i tu nic nie wskórasz PT kredytobiorco, musisz myśleć o innych możliwościach zapełnienia swoich pustych kieszeni. Przy Alei Wojska Polskiego funkcjonuje firma Bart, której współwłaścicielką jest Daniela Kotas. Przepracowała na stanowisku kierowniczki marketingu w Elektronie 6 lat. Życie zmusiło ją do szukania swojego miejsca w kapitalistycznym, kociewskim, pazernym gąszczu. Nazywa siebie doradcą finansowym. Ma dużą wiedzę praktyczną. Za tą wiedzę trzeba zapłacić 30 zł. Nie jest to opłata wygórowana, a pani Daniela dobrze zna przepisy i swobodnie porusza się w gęstwinie prawno-ubezpieczeniowo-bankowej. Przygotuje wniosek i wskaże bank, który akurat ma najniższe oprocentowanie. Ma też ofertę dla tych "podpadniętych" klientów ze wspomnianej czarnej listy. Ponieważ jeden z banków jest dość liberalny i udziela pożyczek niezbyt wiarygodnym klientom, znalazł się w ofercie pani Danieli. Oprocentowanie jest oczywiście wyższe z uwagi na wyższe ryzyko. Zdaniem naszej rozmówczyni nie ma sensu ukrywać kłopotów ze spłatą w przeszłości, bo banki bardzo ściśle współpracują z sobą w tym zakresie. Gdybyśmy pożyczali pieniądze za pośrednictwem agencji Bart, musimy się liczyć z tym, że oddać trzeba będzie ponad cztery stówy więcej, miesięcznie "zrobi" nam to117 zł. Jeżeli i tu się nie uda, z powodów jak powyżej, pozostaje nam udać się do parabanku.

Paserskie procenty

Reklamy Optimy i Providenta wiszą w różnych miejscach. Firmy oferują full serwis. Gotówka z dostawą do domu, zero formalności, oczywiście nie za darmo. W tej pierwszej firmie wystarczy mieć 520 zł dochodu miesięcznego i hulaj dusza! Jednak odsetki szybko studzą radość konsumenta kredytu gotówkowego. Wynoszą one od 38 do 68 proc. Nikt ci, łatwowierny kliencie, nie udzieli pożyczki na rok, a już na pewno nie pierwszej. Możesz liczyć na tysiączek, jeżeli masz stały dochód. Optima przymyka oko, jeżeli masz niespłacone raty w innych miejscach. Decyzje zapadają szybko, bo do 48 godzin od złożenia papierów. Raty z reguły są tygodniowe, lecz można je także płacić miesięcznie. Wystarczy dowód osobisty. Kiedy jednak przychodzi do spłaty, mina może się mocno wydłużyć. Gdy nie spłacisz pierwszej raty, przyjdzie do Ciebie agent i będzie przekonywał, prosił i namawiał. Gdy te środki nie pomogą, trafisz bratku do windykacji, a z tym już żartów nie ma. Provident jest mniej elegancki. Odsetki wynoszą... 98 proc. w skali 10 miesięcy, co jest chyba rekordem Polski w pazerności. Kiedy usiłowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej od trójmiejskich właścicieli obu firm, usłyszeliśmy, że działają legalnie i w zgodzie z polskim prawem, a każdy kto zawiera umowę musi wiedzieć co robi. Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że 700 osób ze Starogardu korzysta z usług Optimy, a aż 20 tys. z Providenta. Jak bardzo muszą być zdesperowane osoby, które decydują się na lichwiarski procent? Na to pytanie nie podejmujemy się odpowiedzieć.

Lombard - ratunek na chwilę

Inną nie mniej popularną formą reperowania dziurawego rodzinnego budżetu jest korzystanie z usług lombardów. Jest ich w Starogardzie szesnaście, co dobitnie świadczy o obszarze biedy w tym mieście. Arkadiusz Szandrach, z zawodu złotnik, od roku jest właścicielem lombardu przy Alei Wojska Polskiego. Mechanizm jest prosty: klient przynosi towar, z reguły jest to złoto, telefon lub sprzęt elektroniczny - właściciel lombardu wycenia przedmiot i po spisaniu danych z dowodu osobistego pożycza 30 do 50 proc. wartości zastawu na uzgodniony wspólnie czas. Odsetki wynoszą 1 proc. dziennie, co oznacza, że gdybyśmy pożyczyli w lombardzie 1000 zł, to po roku musielibyśmy oddać około 4,640 zł. Pożyczki zatem są udzielane doraźnie i na krótkie terminy. Pan Arkadiusz nie przyjmuje przedmiotów mogących pochodzić z kradzieży, gdyż jeżeli znajdzie je u niego policja zabiera je jako dowód w sprawie, a właściciel lombardu może dochodzić swoich praw w drodze postępowania cywilnego. Sprawy takie wloką się niczym kulawy żółw w kałuży oleju, toteż w przypadku niskiej wartości przedmiotu po prostu nie są one wnoszone. Rok działalności pozwala panu Arkadiuszowi na przegląd zachowań klientów. Ciągle wstydzą się tego, że muszą pożyczać pieniądze. I pożyczają, bo nie mają innego wyjścia. Nie ma kłopotu z przedmiotami, których nie odebrali klienci. Sprzęt elektroniczny trafia do stałych odbiorców. Telefony też znajdą swoich amatorów. Złoto przerabiane jest przez naszego rozmówcę. Na półkach m.in. 80-basowy akordeon victoria 2, który można kupić za 150 zł, drukarka canon z głowicą do wymiany za 70 zł i komputer pentium 2 za 690 złociszy. Duży ruch, klienci wchodzą i pytają. Dziewczyna z telefonem motorola ma zawiedzioną minę, kiedy dowiaduje się, że jej komórka jest przestarzała i warta zaledwie 30 zł. Mogłaby pod jej zastaw dostać jedynie 5 zł.. Gdyby miała nokię 3310 bez simlocka, pożyczka wyniosłaby 150-180 zł. Po dziewczynie wchodzi mężczyzna szukający amplitunera. Pionieer mu nie odpowiada, a jego wyjście przyśpiesza nasza propozycja zrobienia zdjęcia. Pan Arkadiusz też woli, żeby go nie fotografować. Żegnamy się z nim i wychodzimy. -Trudno wytłumaczyć dziecku, że mama nie ma na chlebek - mówi z goryczą młoda kobieta spotkana przez nas przed lombardem - Co pan radzi? Kraść? Może to i dobry sposób, ale u nas za drobne kradzieże są surowe kary. Opłaca się kraść duże kwoty. Wtedy jest specjalne traktowanie. Idę zastawić obrączkę. Dostanę 50 zł, przez trzy dni będę spała spokojniej. Oddam jak mąż dostanie parę groszy za pracę na budowie. Na czarno, kuroniówka dawno się skończyła. Nie mam skąd pożyczyć, wszyscy znajomi stoją tak jak ja, a z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Nazwisko? Zwariował pan? Żeby się ze mnie nabijali, że nie potrafię kombinować? Nie potrafię, bo za uczciwa jestem - macha ręką z rezygnacją i wchodzi do lombardu zostawiając nas na chodniku w przeświadczeniu, że po temacie zaledwie się prześliznęliśmy. Nie ma takiej miary, którą można zmierzyć ludzką biedę.

Tekst i foto: Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz