Siłacze z powiatu starogardzkiego na turnieju kociewskich siłaczy w Gniewie wygrywali większość konkurencji
Mocarz Kociewski
(tekst za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego)
Kasztelan Zamku w Gniewie, Starosta Tczewski oraz znany trener sportów siłowych ("strongman") Józef Bejgrowicz zaprosili w ostatnią niedzielę sierpnia siłaczy kociewskich na ósmą już edycję turnieju siłowego "Mocarz Kociewski". Padały rekordy, licznie zgromadzona publiczność dopingowała swoich ulubieńców. Patronat medialny nad imprezą objął "Dziennik Bałtycki".
Twardzi faceci
Nazwa tego sportu ciągle intryguje. W swobodnym tłumaczeniu z języka angielskiego "strongmen" to po prostu "twardy facet". Ktoś, kto imponuje siłą, opanował do perfekcji podnoszenie, przesuwanie lub ciągnięcie różnorodnych ciężarów. Na zamku w Gniewie stawiło się ośmiu takich "twardych facetów" - ze: Starogardu, Tczewa, Zblewa, Borzechowa, Lubichowa, Miłobądza, Łęgowa i Gdyni.
Od wyciska do wagi płaczu
Rozegrano sześć konkurencji. Niektóre z nich mają barwne językowo nazwy: wyciskanie ciężarka, spacer tragarza, przeciąganie wozu, ładowanie kamieni, spacer kowala i waga płaczu.
Najbardziej widowiskową dyscypliną okazało się przeciąganie wozu. Otóż każdy zawodnik musiał przeciągnąć wóz załadowany widzami na odcinku 20 metrów na czas. Najlepszym okazał się Adam Rożek z Gdyni. Specjalistą od wyciskania ciężarka (50 kilogramów) był Artur Herold. Padł rekord - 15 powtórzeń. Daniel Szczurowski z Miłobądza najlepiej poradził sobie z podnoszeniem i przenoszeniem walizek ważących, bagatela, 100 kilogramów, w konkurencji zwanej spacer tragarza. Ten sam zawodnik wygrał również bardzo niebezpieczną konkurencję, mianowicie ładowanie kamieni na wysoką platformę. Najmłodszy z zawodników, Piotr Herold ze Zblewa, bezapelacyjnie wygrał dwie dyscypliny: spacer kowala - przenoszenie kowadła o wadze 150 kilogramów na jak najdłuższą odległość - oraz wagę płaczu, czyli jak najdłuższe utrzymanie dwóch halabard o wadze 15 kilogramów każda mając szeroko wyciągnięte ręce.
To były prawdziwe męskie zmagania. Liczyła się siła i jak najlepsze opanowanie techniki.
Heroldów ci dostatek
W powiecie starogardzkim w sporcie "strongmen" od pewnego czasu wybija się trzech młodych mężczyzn. Są to bracia Artur, Arek i Piotr Heroldowie ze Zblewa. Najpierw trenowali lekkoatletykę, później ćwiczyli kulturystykę u Mirosława Ćwiklińskiego w Pinczynie. Odnosili małe i większe sukcesy. Artur Herold - najstarszy z braci - podczas studiów przez cztery lata ćwiczył trójbój siłowy. Jego rekordem było wyciskanie leżąc ciężarów, których waga przekraczała 180 kilogramów. Ten obdarzony wielką siłą, ale też wielkim hartem ducha i wielką wolą zwycięstwa zawodnik należał do grupki świetnie zapowiadających się sportowców akademickich. Niestety, niedomagania zdrowotne nie pozwoliły mu kontynuować uprawiania sportów wyczynowych. Obecnie aktywnie trenuje dyscypliny wchodzące w skład sportu "strongmen". Młodsi jego bracia, Arkadiusz i Piotr, mają na swoim koncie wielki sukces. W rozegranych w tym roku we Wiedniu Mistrzostwach Europy w Wyciskaniu Leżąc zdobyli: Piotr - tytuł mistrza Europy, Arek - brązowy medal.
- Już wcześniej zdobywaliśmy medale na krajowych imprezach. Teraz nasz sukces to prawdziwa rewelacja - mówi Arek. - Opłacało się trenować po kilka godzin dziennie,.
Nie tylko mięśnie
Jan Łuka, mistrz Europy i świata w trójboju siłowym, pięciokrotny mistrz świata w wyciskaniu leżąc, był głównym sędzią turnieju "Mocarz Kociewski".
- Zawsze kochałem sporty siłowe. To nie są jakieś fanaberie sfrustrowanych osiłków, jak mówią tak zwani esteci, czyli osoby, którym nie podoba się "strongmen" - mówi mistrz Łuka. - Realizowane na turnieju dyscypliny umożliwiają pełny rozwój fizyczny. Tu oczywiście trzeba mieć bardzo silne mięśnie, ale trzeba też myśleć i dobrze znać zasady walki. Tu nie dąży się do najlepszego wyniku wszelkimi sposobami, które często nie tylko nie są w zgodzie z fair play, ale nawet prawem. W Gniewie miłośnicy sportów siłowych mogli zapoznać się z prawdziwą formułą "strongmen" w poszczególnych konkurencjach. Każdy z zawodników pokazał klasę, odwagę i pełną determinację w zdobywaniu jak najlepszych wyników.
Leszek Makowski z Tczewa był już Mocarzem Kociewia w 2004 roku. Jest słusznej postury, umie walczyć i często ma... pogodny uśmiech. Gdy mówi o swoim ukochanym sporcie, daje do zrozumienia, że nie chodzi o popisywanie się siłą, o gwiazdorstwo, ale o walkę z samym sobą. Walkę, w której bardzo liczy się taktyka, umiejętne rozłożenie sił, co wiąże się ze świetną znajomością swoich możliwości oraz znalezienie własnej formuły uprawiania "strongmen".
- To mój sposób na życie, na relaks po pracy - dodaje Artur Herold. - Uprawiając sporty siłowe uczymy się szanować przeciwnika i trenować tak, aby nigdy nie przekraczać naturalnej granicy ludzkich możliwości.
Bez dopingu
No właśnie - powtórzmy: "nie przekraczać naturalnej granicy"... W każdym sporcie pojawia się pokusa i niebezpieczeństwo korzystania z dopingu. Józef Bejgrowicz, trener sportów siłowych z Tczewa i sędzia turnieju, jest wieloletnim medalistą. Posiada siedem tytułów mistrza świata w trójboju siłowym. Tylko tak doświadczony sportowiec i człowiek z wielkim autorytetem może wiarygodnie przestrzec młodych adeptów sportów siłowych przed stosowaniem sterydów.
- Stosowanie dopingu pozbawia człowieka honoru. Sportowiec zatraca swoja godność, później ponosi konsekwencje - mówi pan Józef. - Uważam, że używanie sterydów to trzecia plaga w społeczeństwie, po alkoholizmie i narkomanii. Coraz częściej dochodzą do mnie słychy, że młodzi sięgają po te bardzo niebezpieczne dla zdrowia środki. Za kilka lat będą wrakami żałującymi, że działali tak bezmyślnie.
Zwycięzcy
W przerwie rozgrywek odbyły się dwa pokazy mistrzów sportów siłowych. Trener "strongmen", szef klubu "Olimp" w Starogardzie Kazmierz Jasiński, podciągnął się 21 razy na drążku, utrzymując się jedynie na dwóch palcach środkowych. Mistrz świata Jan Łuka wraz z zawieszoną na jego szyi Marzeną Janzer z Gdańskiego klubu "Koloseum" podniósł się na drążku 7 razy. Były to wyczyny bardzo widowiskowe i trzymające widownię w ogromnym napięciu. Tegoroczny turniej w opinii sędziów i przedstawicieli sportowych mediów był najlepszych z ośmiu dotychczasowych edycji. Mocarzem Kociewia został Adam Rożek z Gdyni. Tytuł ten zdobył już drugi raz z rzędu.
- Tego się nie spodziewałem. Konkurencja była duża. Rosną nam młode roczniki prawdziwych mocarzy. Za rok będzie naprawdę ciężko utrzymać tytuł - powiedział nam tegoroczny zwycięzca.
Drugie miejsce zdobył Artur Herold.
- Konkurencje "strongmen" trenuję od czterech miesięcy. Pierwszy występ odbył się na Festynie Kociewskim w Zblewie. Cieszę się, że po tak krótkim czasie doszedłem do takich wyników. Ubolewam jedynie, że w konkurencji przenoszenia kamieni na podest użyłem klej na mokrą powierzchnię kamieni, co spowodowało wyślizgnięcie się kamienia. W taki to sposób straciłem szanse zdobycia tytułu Mocarza Kociewia. Przegrałem minimalnie, dwoma punktami.
Trzeci był Piotr Herold, najlepszy spośród młodych zawodników.
Uczestnicy turnieju, mistrzowie, trenerzy, publiczność długo jeszcze po zakończeniu zawodów rozprawiali o sporcie, który stał się ostatnio niezwykle popularny. Wszyscy byli zgodni - warto zakładać nowe kluby, inwestować w zdrowie i sportowego ducha. A wszystkim przygrywał i tańczył znany na Kociewiu zespół folklorystyczny "Piaseckie Kociewioki" pod kierunkiem Jana Ejankowskiego.
Oprac. Kamila Sowińska
Mocarz 1
Artur Herold bije rekord w wyciskaniu "ciężarków" (po 50 kg). Fot. Kamila Sowińska
Mocarz 2
Towarzyszyliśmy Arturowi z obiektywem w jego zmaganiach jako że jest on świetnym sportowcem i znakomitym propagatorem tego sportu. Tym razem Artur walczy w spacerze tragarza. Fot. Kamila Sowińska
MOcarz 3
Kto ma za dużo kamieni na polu, może urządzić u siebie zawody. Bedzie miał posprzątane. Fot. Kamila Sowińska
Mocarz 4
Teraz czas na spacer kowala (kowadło - 150 kg). Fot. Kamila Sowińska
Mocarz 5
Pamiątkowe zdjęcie mocarzy po zakończonej walce. Fot. Kamila Sowińska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz