niedziela, 5 grudnia 2010

Młodzi STG. W Zelgoszczy są samowystarczalni

W Zelgoszczy w jakiejś mierze ludzie są samowystarczalni. Dotyczy to oczywiście żywności. Popatrzmy, jak tu się kupuje podstawowe produkty spożywcze. Pisze o tym Paweł Mosiński.






Piotr mieszka w Zelgoszczy, małej wiosce położonej trzy kilometry od Lubichowa. Miejscowość liczy około 800 osób, większość to gospodarze. Kiedyś był tu ośrodek wypoczynkowy, ale go zamknięto. Teraz Zelgoszcz nie widuje turystów. Sklepów tu niewiele, może dlatego, że sporo produktów żywnościowych ludzie kupują bezpośrednio od producentów albo pośredników.

Sobotnie zakupy

Sobotnie popołudnie. Piotr wybiera się "na zakupy" , ale nie do sklepu, lecz do gospodarstwa.

Niewiele osób z miasta zdaje sobie chyba sprawę z tego, że na wsiach ludzie nadal handlują ze sobą jedzeniem - myśli po drodze. - Sprzedają masło, mleko, miód, jaja i... pewnie jeszcze coś by się znalazło.

Na przykład jego ciocia zawsze ma świeży zapas jaj. Kupuje je od gospodarza mieszkającego od niej dosłownie o rzut kamieniem. Natomiast mleko kupuje w każdy wtorek, piątek i niedzielę od rolnika mającego gospodarstwo niedaleko Zelgoszczy w... lesie. Rolnik sam przywozi je do cioci.

O miód też tu nietrudno, gdyż jeden z mieszkańców Zelgoszczy hoduje pszczoły. Miód świetnie się nadaje na osłodzenie herbaty, zastępując cukier, i rzecz jasna na kanapki.

Mieszkańcy wsi nie wyobrażają sobie kupować jajek czy miodu w sklepie, gdyż to nie to samo. Różnica jak między obiadem u mamy a obiadem w jakimś przydrożnym zajeździe.

Niedzielna jajecznica

Niedziela, najważniejszy dzień tygodnia. Cała rodzina Piotra idzie razem na mszę o godzinie 9:30 do kaplicy we wsi. Piotr jest ministrantem jak jego brat. To już tradycja rodzinna.

Po mszy odbiera mleko od gospodarza sprzedającego jaja, bo tam jest zostawiane. Gospodarz jak zawsze wita go tym samym "poważnym" żartem: "To nie ta butelka, ta jest nasza", wprowadzając jak zwykle Piotra w błąd, z czego po chwili obaj jak zwykle się śmieją.

Rodzinna jajecznica

Gdy mleko stoi już w kuchni u babci, rozpoczyna się przygotowanie rodzinnego śniadania, na które zbiera się cała rodzina - Piotr, jego brat, rodzice, ciocia i babcia. Zawsze na stole gości jajecznica z 6-7 jaj ze szczypiorkiem świeżo zerwanym z ogródka, chleb, jakaś wędlina i ser. Atmosfera jest wspaniała: wspólne śniadanie, rodzinna rozmowa... Większość produktów na stole jest "swoja", czyli nie zakupiona w sklepie. Śniadanie trwa około 40 minut. Kto kończy pierwszy, czeka na resztę, od stołu wstają wszyscy razem. W tej rodzinie to tradycja, utrzymywana odkąd tylko chłopak sięga pamięcią. Niedziela kojarzy mu się ze śniadaniem u babci i wspólnym oglądaniem "Anioła Pańskiego" z Rzymu.

- Jedzenie kupowane na wsi jest nie tylko tańsze, ale i lepiej smakuje - przekonuje Piotr, gdy pytam o ich rodzinne zakupy. - Ma "to coś", co przypomina nam posiłki u mamy, która stojąc przy kuchence uśmiechała się do nas i mówiła: "Zawołaj tatę, obiad gotowy" .

Po tych zdaniach pojechałem po mleko pod wskazany adres. "Popiłem" trochę. Jest dużo smaczniejsze, niż te kupowane w sklepie. Chłopak miał rację - naprawdę smakuje "jak u mamy"

Paweł Mosiński

---------------------------------------

Paweł Mosiński uczęszcza do II klasy Publicznego Gimnazjum im. Ks. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Lubichowie. Mieszka w Zelgoszczy razem z bratem i rodzicami. Stąd pochodzi jego rodzina ze strony ojca. Jego pradziadek, dziadek oraz babcia byli "poczciarzami", tzn. pracowali na poczcie, która od czasów powojennych znajdowała się w połowie domu babci wydzierżawianego Poczcie Polskiej aż do 1993r. Urodził się w 1996r. w Starogardzie Gdańskim. Po wybudowaniu domu przez tatę od 2002r. mieszka w Zelgoszczy. Tu chodził przez 6 lat do "podstawówki". Interesuję się fizyką, chemią, historią, matematyką , a ze sportu - koszykówką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz