Że szkoła ma mikrobus, problem transportu został rozwiązany. Ja z moją żonką i etnografami z muzeum oliwskiego - paniami Barbarą Maciejewską i Ewą Gilewską wyjechaliśmy z Gdańska, by o 10 spotkać się w Szczodrowie z uczestnikami pleneru. Przyznam się, że w tej miejscowości nigdy nie byłem, ale kościółek znałem z opisów i zdjęć od dawna.
Pojechaliśmy przez Skarszewy do Głodowa, stamtąd według mapy miała prowadzić szosa do Szczodrowa. Zatrzymalismy się przed sklepem w Głodowie i wchodzącą po zakupy panią zapytaliśmy, czy dobrze jedziemy do Szczodrowa. Jó, ale tu je polna droga i będzie licho jechać. Musita nawrócić na Skarszewy i tamój kiele dworca jechać na Szczodrowo. Po chwili namysłu dodała: Jó, ale tandy jeżdżó do roboty, to myśla, że i wy przejedzieta. To pojechaliśmy. Rzeczywiście, droga piaszczysta, ale ujeżdżona i wolno, przez piękne lasy dojechaliśmy do Szczodrowa, wsi leżącej nad rzeczką Rutkownicą wpadającą do Wietcisy. W środku wsi, otoczony drzewami w blasku słońca, wyłonił się znany mi ze zdjęć jedyny na Kociewiu drewniany kościółek pod wezwanie Szymona i Judy Tadeusza. Naszych z Bytoni jeszcze nie było. Przyjechali dwadzieścia minut po umówionym czasie, od strony Skarszew drogą asfaltową. Tej na mapie nie zauważyłem.
Po chwili przyjechał również pan Wiesław Brzoskowski, historyk, dyrektor Gimnazjum w Skarszewach, który tutaj był naszym przewodnikiem. Doskonale zorientowany w przeszłości tego kościoła, umiejętnie objaśniał nam jego historię od czasów najdawniejszych do współczesnych. Dowiedzieliśmy się, że kościółek pochodzi z XV - XVI w. jest budowlą jednonawową pokrytą gontem. Oczywiście pokrycie dachu co kilkadziesiąt lat jest wymieniane. Wymiary świątyni wynoszą 8 X 23 m. Wieża kościółka jest nakryta ośmiobocznym hełmem. Kościół prawdopodobnie został zbudowany przez joannitów na miejscu poprzedniego. Nie mieliśmy jednak "załatwione" wejścia do świątyni. Zatrzymaliśmy się wewnątrz kruchty pod dzwonnicą. Po lewej kamienna kropielnica z XIV wieku, po prawej stara fisharmonia, a z otworów w suficie zwisały dwie liny połączone z dzwonami. Jeden otwór bardzo wyświechtany, a więc to dzwon główny. Przez przeszklone szyby drzwi do nawy głównej widzieliśmy bardzo piękne wnętrze kościoła. Nasz kolega Jerzy Kamiński, z właściwą sobie swobodą powiedział: Wieta wy co, puda do ksiandza, może otworzy nóm dżwierze do środźka.
Jak powiedział, tak i zrobił. Po chwili, przez zakrystię weszliśmy do wnętrza. Nie wszystko zapamiętałem o czym mówił nasz przewodnik. Sięgnąłem więc do książki Józefa Milewskiego i Czesława Skonki - Kociewie, by uzupełnić wiadomości związane z historią kościoła. Wyposażenie kościoła z XV - XVIII w. Ołtarz główny pochodzi z pierwszej połowy XVIII w. z rzeźbą madonny z XV w. Wyposażenie dopełniają barokowa ambona i chrzcielnica, boczny ołtarz i rzeźby. W jednym z okien od strony południowej znajduje się witraż z datą: Anno 1603 i litery T K oraz herb wyobrażający raka.
Nasz sztandarowy malarz Ali Zwara, wykorzystał czas na szkicowanie kościółka, w czym dzielnie sekundowały mu malarki z Rumi. Jeszcze wspólne zdjęcie na tle kościoła i pojechaliśmy przez Skarszewy do Obozina. Wczoraj byłem tam po raz trzeci. Przyznać muszę, że z wielkim sentymentem odwiedzam to miejsce. W tym kościele, jako młoda dziewczynka, modliła się moja mama. Tutaj w 1920 r. jej siostra Klara zawierała związek małżeński z Feliksem Osińskiem. Moi dziadkowie Redzimscy mieszkali w pobliskim Janinie, i kiedy w tym filialnym kościele parafii godziszewskiej odprawiała się msza święta (co drugi tydzień), tutaj bryczką zajeżdżali. Wspominam o tych czasach w mojej książce "Na ścieżkach wspomnień".
Poprosiłem pana Krzysztofa Kowalkowskiego (napisał książkę o Obozinie) o jakieś namiary do sołtysa Obozina, by ułatwił nam zwiedzenie tego kościółka. Oczywiście pan Grzegorz Miszewski skontaktował się z opiekunką kościółka panią Haliną Witrambowską, która już na nas czekała. To bardzo milutka pani, matka dziewięciorga dzieci pochodząca z Kaszub, z wielką ochotą oprowadziła nas po tej zabytkowej świątyni.
Jest to kościół późnogotycki pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Wszystko, co się w tym kościele znajduje, to zabytki wysokiej klasy. Oryginał figury Matki Bożej z Dzieciątkiem z głównego ołtarza, jednej z pomorskich Madonn, znajduje się w muzeum diecezjalnym w Pelplinie. I dobrze, bo złodziei dawnej sztuki sakralnej nie brakuje. Obejrzeliśmy z wielkim zaciekawieniem wyryte na czołach i bokach pierwszych ławek ornamenty kwiatowe. To temat do badań przeznaczony dla historyków sztuki i etnologów, bowiem do złudzenia przypominają pewne fragmenty haftów kaszubskich. Uważam, że równie dobrze nasze hafciarki z Kociewia mogłyby elementy tych zabytków zastosować w hafcie kociewskim, zwłaszcza że znajdują się na naszym Kociewiu. Ja na pewno wykorzystam je w malarstwie na szkle.
Po zwiedzeniu kościółka poprosiliśmy nasza miłą przewodniczkę na kawę (a jakże, uczestnicy pleneru przywieźli ją w termosach). Do tego były szneki z glancem. Musieliśmy bardzo uważać, bo spragnione słodyczy groźne osy zaczęły obsiadać nasze drożdżówki. Po posileniu się wróciliśmy do Bytoni. Ale to nie koniec naszych wojaży po Kociewiu. Na godzinę 18 wszyscy pojechaliśmy do ogrodu dendrologicznego w Wirtach na biesiadę przy ognisku. Oprócz plenerowych artystów zaszczycili nas swoją obecnością; poseł Jan Kulas, prezes ZG ZK-P Łukasz Grzędzicki, Starosta Starogardzki Leszek Burczyk, z ramienia Lasów Państwowych leśniczy Jakub Piechowiak, wójt gminy Zblewo Krzysztof Trawicki, ksiądz prałat proboszcz zblewski Zenon Górecki i wikariusz tej parafii Robert Kierbic. Oczywiście był dyrektor szkoły w Bytoni Tomasz Damaszk. Byli też państwo Renata i Bernard Damaszk.
Jak to kiedyś mawiano, bufet był obficie zaopatrzony. Pieczeń z dzika, karkówka, przeróżne sałatki, kartofle w mundurkach i różnego rodzaju napoje. Wszystko znakomicie przyrządzone i pięknie podane. Kiedyśmy już pojedli, większość obsiadła ognisko i przy wtórze akordeonu, na którym na przemian grali wójt K. Trawicki i właściciel tego instrumentu Józef Śniatecki z Rumi, popłynęły w okalający nas las biesiadne piosenki. Na polankę wpłynęło rześkie powietrze spychając upał dnia w leśną gęstwinę. Słońce już zaszło, coraz śmielej płomienie ogniska oświetlały twarze biesiadników. Na pobliskie łąki nasuwały się welony mgły. Choć z żalem, jednak czas było wracać do Gdańska.
Tą imprezę zafundowało nam Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie z inicjatywy prezesa Zarządu Głównego, oraz Lasy Państwowe. Panowie - wielkie dzięki!
Gdańsk 26 sierpnia 2011 Edmund Zieliński
Uczestnicy wycieczki przed kościołem w Szczodrowie
Wnętrze kościoła w Szczodrowie
Halina Witrambowska opowiada o kościele w Obozinie
Ornamenty kwiatowe na ławkach kościoła w Obozinie
W kościele w Obozinie
Przed kościołem w Obozinie
Posiłek sznekami z glancem
Bufet obficie zaopatrzony - Wirty
Renata i Bernard Damaszk oraz ksiądz prałat Zenon Górecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz