poniedziałek, 6 lutego 2012

MŁODZI-STG. Dzień pracy pani Alicji

Godzina 4.20. Pani Alicja Betlejewska ma jeszcze 5 minut snu. 4.20 to właściwie jeszcze noc, lecz pani Alicja każdego dnia (z wyjątkiem weekendów) wstaje właśnie o tej porze. Wysuwa spod ciepłej pierzyny spracowaną rękę i naciska klawisz komórki, by włączyć opcję "drzemki". Po 10 minutach dociera do niej, że musi już wygrzebać się z ciepłego łóżka, bo w innym wypadku spóźni się do pracy. Wstaje, jeszcze nie w pełni zbudzona idzie do łazienki, myje się...
Po tym podchodzi do szafy, wyciąga rzeczy, ubiera się. Po chwili smaruje chleb i zalewa kawę, aby się "rozkręcić". Patrzy na zegar - zostało jej jeszcze 7 minut do wyjścia. Dopija kawę, zakłada ciepłe rzeczy, zabiera torbę i wychodzi. Idzie na pociąg. Jest ciemno i zimno. Kroczy stroną ulicy, po której w stronę dworca PKP idzie kilka osób. Boi się, bo na długim odcinku przy tej ulicy nie ma żadnych domów.

Pani Alicja jest już koło stacji. W oddali widać pociąg. Prędko rośnie w oczach i wjeżdża na stację. To nim pani Alicja dojeżdża do zakładu rybnego w P. Tuż za nią stoi jej koleżanka - Izabela. Zamieniają kilka słów bez znaczenia. Tak wczesne dojazdy do pracy nie sprzyjają wylewności. Pociąg już się zatrzymał. Kobiety wsiadają. Wraz z nimi kilkanaście innych osób. Są miejsca siedzące.
Pani Alicja siedzi zatopiona w myślach, a raczej wspomnieniach - o wakacyjnej wycieczce rowerowej nad jezioro, na której była z rodziną. Wspomina, bo chce się poczuć trochę lepiej. W końcu o czym ma rozmyślać czy co wspominać? Jej koleżanka czyta książkę. Też nie jest w dobrym humorze.

Pociąg się zatrzymuje. Są na miejscu. Wysiadają, idą w stronę zakładu. Z różnych stron w porannym milczeniu idą ludzie. Gdyby spojrzał na nich z góry, wyglądaliby jak mrówki schodzące się do mrowiska - na początku pojedyncze kropki, potem sznurki kropek, a przed wejściem już tłum.
Przy drzwiach budynku kilka osób rozmawia ze sobą, reszta stoi w milczeniu i patrzy na innych wzrokiem bez wyrazu.

Ktoś otwiera drzwi. Tłum pracowników wchodzi do środka. Kobiety idą do swojej szatni. Jak co dzień zdejmują swoje rzeczy, zakładają ciepłe, a na to białe fartuchy. Na wełniane skarpety zakładają kalosze. Po tym nakładają maski, czepki i gumowe rękawiczki.
Teraz wszyscy wchodzą do zimnej hali - około 13 °C. W powietrzu unosi się nieprzyjemny zapach ryb. Zajmują swoje pozycje. Pracują jak automaty, gdyż ich praca to powtarzalne, monotonne czynności, wykonywane na stojąco. Pani Alicja zajmuje się krojeniem łososia. Używa do tego specjalnych krajalnic.

Mijają dwie godziny. Do wyjścia zmierzają magazynierzy. Pracują w jeszcze zimniejszym pomieszczeniu - 5°C. Idą rozgrzać się gorącą herbatą, która jest tu jako jedyna zapewniona. Pani Alicja zostaje. Po godzinie wszyscy bez wyjątku wychodzą na przerwę. Po niej wracają i wykonują te same czynności przez kolejne 4 godziny.

Po ośmiogodzinnej pracy wychodzą do szatni, a potem na pociąg, niektórzy do samochodów. Wielu, z P., wraca pieszo. Pani Alicja wraz z koleżanką jadą w milczeniu pociągiem. Pani Izabela znów otwiera książkę. Patrzy na strony, które czytała rano. Pani Alicja rozmyśla o rodzinie. Martwi się, czy nic złego nie wydarzyło się w domu. Wraca do domu znowu tą ciemną ulicą. Znów się boi. Znów jej zimno. W domu je obiad, sprząta. Po chwili postanawia iść do bankomatu. Przecież to dzień wypłaty. Możliwe, że już przesłali. Ubiera się i wychodzi.

Bankomat jest blisko. Wsadza kartę i jest szczęśliwa - pieniądze już są. Bankomat z pomrukiem wysuwa 1320 złotych. Pani Alicja wraca do domu. Na stole leżą rachunki. Bierze kartkę i długopis i robi kalkulację. Właściwie to sprawdza, bo zrobiła ją w pamięci idąc od bankomatu do domu. Na same rachunki wychodzi 800 złotych. Właściwie nie jest jeszcze późno, ale ona musi się położyć już spać, żeby wyszło jej 7 godzin snu. Dzieci odrabiają lekcje.

Pani Alicja zasypia przy włączonym telewizorze. W tej podróży do pierwszego snu towarzyszą jej kolorowe obrazy jakiegoś programu. Akurat leci reklama biura podróży i kolory są bardzo intensywne. Seledynowe morza Południa, turkusowe niebo, białe miasteczka pokryte czerwoną dachówką, rozpruwające grzywy fal eleganckie jachty. Gdy pojawia się napis o promocyjnej cenie 1113 złotych, pani Alicja już śpi. GB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz