sobota, 4 lutego 2012

WIKTOR ZGÓRSKI Z RYZOWIA. Wtedy nie można było widzieć

Wiktor Zgórski w kwietniu będzie miał 84 lata. Pochodzi ze wsi Mierzanowo, z przedwojennego województwa warszawskiego, powiat Ciechanów.
- Mierzanowo to wieś, gdzie urodził się ostatni prezydent - mówi z duma Wiktor. Po chwili, zapytany dla jasności o ostatniego prezydenta, uzupełnia - Mościcki.
Zgórscy, rodzice Wiktora, sprzedali tam gospodarstwo i kupili tutaj. Tamto było za małe, bo liczyło "ino" 4,8 hektarów, a tu 16.
- To było w 1937 albo 1938 roku. Urodziłam się w 1928 i pamiętam przeprowadzkę. Przywieźliśmy wszystko wynajętymi bydlęcymi wagonami...













Ryzowie i część Mieliczek należała do Niemca Ryze. Od niego majątek kupili Bieliński. Wiktor dobrze pamięta, co działo się w dworku i dookoła niego. Była sala do tańca, duża, przejścia, ładne szyby, szkoło różowe, czerwone, niebieskie - tak, witraże. Jan Bieliński grał na kornecie w Skórczu, w jednej z dwóch orkiestr (chyba strażackiej) i w kościele. No i oczywiście na Ryzowiu. W parku przy dworku były dechy, alejki, trzy stawki, do których dochodziło się tunelami z krzewów. Stały drzewa owocowe, rosły warzywa. Warzywnik był w specjalnym miejscu, ogrodzonym drewnianymi deskami. Można było do niego wejść przez dwie bramy, nie inaczej.
- Gdy tylko tam zagrali, to my, młodzi, już biegliśmy. A grali z różnych okazji, świąt, uroczystości, i bez okazji też.

Tę muzyczną sielankę przerwała wojna i okupacja.
- Od 11. roku życia musiałem pracować u Niemców. Nagle na Ryzwiu tak się zrobiło, że zamieszkali tylko oni. Polacy zostali uwięzieni, a w ich miejsce sprowadzili się z Rumunii Bezaraby. Niektórzy Polacy zostali jako siła robocza. Każdego gdzieś przydzielono i gdzieś pracował. Tak było z nami, rodziną Zgórskich. Schodziliśmy się jedynie na niedzielę. Miałem trzech braci - Jana, Adolfa i Stanisława, i dwie siostry - Mariannę i Cecylię. Jedynie nie pracował został Jan. W 1939 roku walczył w polskim wojsku, a potem w partyzantce, w Armii Krajowej w Lubelskiem. Tam go wszyscy znali, gdyż moi rodzice pochodzili z Lubelskiego.

Przy drodze na Ryzowie stoi pomnik pomordowanych. Z napisem, że to "Droga do miejsc tragicznej śmierci Polaków i Żydów w latach 1939 - 1945 w lasach Mieliczki, Czarne i Mirotki...".
- W pierwsze dni, jak przyszli Niemcy, połapali polskich żołnierzy - opowiada Wiktor. - Zabili ich tu, w lesie po Mieliczkami. Zabili też masę cywilów. Kto im, miejscowym Niemcom, przed wojną się stawiał, to go mieli zapisanego, a potem na oku. Brali do lasu i rozstrzeliwali. Jednym z takich zapisanych był Czesław Depka, ale udało mu się uciec, gdyż został ostrzeżony. Ukrywał się w lesie, u krewnych, znajomych. Był z domu, gdzie mieszkają Fankidejscy. Ten dom widać z naszego podwórza. To był ich wujek. W końcu Niemcy go dorwali. Ściągnęli Ukraińców, żeby im pomogli, zrobili obławę w lasach, złapali i wzięli do obozu w Stutthofie.



Wiktor Zgórski - pierwszy sołtys Kranka.

Wiktor nie widział tych prowadzonych na śmierć.
- Wtedy nie można było widzieć. Pracowaliśmy. Nikt zwolnienia by nie dał. Prowadzili, rozstrzelali, zakopali i koniec. Między innymi leżał tam Cherek. Mieszkał w Mieliczkach, w pierwszym domu zaraz po lewej. Wzięli go, bo przetrzymywał partyzantkę. Teraz już nikogo z jego rodziny nie ma, powymierali. A ten leśny cmentarz? Las rośnie, zmienia się, wycinają. Pamięć się zaciera. Coś tam było, ale już nie istnieje.
W 1945 czy 1946 roku wykopali zabitych i pochowali w Skórczu, przy skrzyżowaniu, gdzie stoi pomnik armii radzieckiej.
W 1945 roku na Ryzowiu toczyły się walki. Walili Niemcy i Ruskie. Dworek został postrzelany, dachy poniszczone.



W głębi dom Fankidejskich, o którym mowa w tekście.

Po wojnie Zgórski zrobił małą maturę. Był rolnikiem. Pracował w gospodarstwie rolnym u rodziców i w państwowych, i w banku. W latach 1971 - 1999 został sołtysem. Był nim 28 lat. Wcześniej Ryzowie należało do miasta Skórcz.
- Mało było ludzi, żeby mogło powstać miasto, to przyjęli do wszystkie dookoła wioski: Zajączek, Kranek, Boraszewo, Mieliczki, Wybudowanie Wielbrandowskie i Ryzowie. Gdy już wystarczało, oddzielili i porobili sołectwa. Od 1971 roku byłem sołtysem 6 wsi.
- A co z dworkiem?
- To, co teraz stoi, było kuchnią przybudowaną do niego. Po wojnie dworek jeszcze stał, ale dziurawy, zawalało się. Kto się budował, przyjeżdżał po cegłę, kamienie. Aż rozebrali całkiem. Bielińscy mieszkali w tej kuchni, pod papą. Jan Bieliński sprzedawał ten materiał budowlany. Specjalny gospodarz to on nie był. Brał trąbkę pod pachę i jechał grać. Na zebrania, rozmaite wystąpienia. Był samoukiem, ale grał jak zawodowiec.
- A co ze Zgórskimi?
- Rodzina się zeszła i potem poumierali. Jeszcze zostałem ja i siostra Cecylia. Mieszka tu, na górce.




Ten kamień upamiętnia drogę śmierci.


Jakoś tam mówimy o grobach, śmierci i przemijaniu. Jeszcze pytam o spory cmentarz ewangelicki, który znajduje kilkaset metrów od domu Zgórskiego.
- Chowali tam Niemców ze Skórcza i miejscowości leżących dookoła. Przed wojną tam był specjalnie człowiek utrzymywany, co pielęgnował. Podczas walk zdzierali płyty, by się schronić przed pociskami w rowach. Był marzec. Ale takich rzeczy nie można opisywać jako pewnik, bo trzeba udowodnić.
Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz