wtorek, 8 kwietnia 2003

Olimpijczyk z Skórcza

Dla Grzegorza Gajdusa przygoda z bieganiem zaczęła się jeszcze w szkole podstawowej. Kiedy miał 13 lat stanął na starcie Warszawskiego Maratonu Pokoju. Ukończył go z czasem 3 godziny i 50 minut...Rok później też startował i wygrał (3.15) swoją kategorię wiekową. Dziś nie byłoby to możliwe by tak młody człowiek biegał maratoński dystans. Grzegorz interesował się motoryzacją, a biegał, żeby... poprawić swój stopień z wuefu. Zauważył go Jerzy Mykowski, który do dziś uczy w skórzeckiej podstawówce. Grzegorz startował z powodzeniem w biegach przełajowych, z których słynie Skórcz.

Po szkole zawodowej w Starogardzie uczył się w gdańskim Technikum Mechanicznym i trafił do klubu sportowego Lechia Gdańsk, gdzie trenował go Krzysztof Szałach. Chętnie chodził na treningi, bo miał co robić w wolnym od nauki czasie.

Jako junior wystartował w mistrzostwach kraju. Zajął drugie miejsce i przebojem wdarł się do krajowej czołówki biegaczy, kwalifikując się na mistrzostwa świata we Francji. Tam przybiegł trzydziesty. Z powodzeniem startował w mistrzostwach Polski na 2000 m z przeszkodami. Wojsko odsłużył w Oleśniczance Oleśnica. Planował skończyć szkółkę podchorążych, jednak nauka nie dała pogodzić się z treningami. W 1990 roku ożenił się. Dziś z żoną Dorotą ma dwunastoletnia córkę Martynę, siedmioletnią Julię i jedenastoletniego syna Leona.

W 1992 roku Grzegorz przeszedł na zawodowstwo. Startował w biegach ulicznych w Hiszpanii. W maratonach przybiegał jako pierwszy z białych. W październiku 1993 roku wygrał maraton we Włoszech (2.12). Dostał zaproszenie na maraton londyński, gdzie zajął 3 miejsce. W Stanach Zjednoczonych dopadła go kontuzja ścięgna Achillesa .Nowojorski maraton skończył na 9 miejscu. Rok 1994 rozpoczął od kolejnego startu w Londynie, gdzie z wynikiem 2.09 zajął 5 miejsce. Uzyskał wówczas dziewiąty wynik na świecie. W tym samym roku na mistrzostwach Europy w Helsinkach wygrał, uzyskując najlepszy wynik w Europie.

Kontuzje nie przestawały go trapić. Do jednego ze startów przygotowywał się w Szwajcarii. W dniu startu spadł deszcz, który podniósł o 100 proc. Wilgotność powietrza. Do 30 km Grzegorz był w czołówce, jednak organizm przygotowany na suchą pogodę - nie wytrzymał. Efektem było 13 miejsce. W 1995 roku pojechał na zgrupowanie kadry do Kenii, wygrał na 20 km kontrolny bieg we Włoszech. W następnym roku uzyskał minimum na Igrzyska Olimpijskie w Atlancie. Wygrał półmaraton w Las Vegas z wynikiem 1.01,3, który do dziś jest rekordem Polski. Podczas decydującego biegu dały o sobie znać kłopoty żołądkowe, spowodowane źle dobranymi płynami elektrolitycznymi. Bieg zakończył na 50 miejscu. Rok później w Japonii zajął 8 miejsce z wynikiem 2.12 .Prawdziwie pechowy okazał się rok 1997. Kontuzje nie pozwalały na żadne starty. Rok później powrót do czołówki i 2 miejsce we Wiedniu z czasem 2.09,5. Jesienią w Holandii znów jest drugi. 1999 rok kontuzja biodra, która dokuczała panu Grzegorzowi prawie trzy lata. Rok temu na Sycylii wrócił do treningów. Jest szkoleniowcem w FILA TEAM. We Włoszech mieszkał u zawodnika, którego prowadzi jako trener.

Skórzecki olimpijczyk ma 36 lat i marzy o udziale w kolejnej olimpiadzie. Jak mówi, kontrakt we Włoszech i wojsko dają mu utrzymanie. Znów jest kontuzjowany, ale obiecał, że pokaże się na Biegu Szpęgawskim (nie biegł, jechał w samochodzie). Niedawno władze Skórcza uhonorowały go dyplomem za szczególne zasługi w promowaniu miasta. Jest pogodnym człowiekiem i wierzy, że mimo ostatnich niepowodzeń, które stanęły na drodze jego kariery - jeszcze o nim usłyszymy.

Tekst i foto: Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz