poniedziałek, 28 kwietnia 2003

Starogard - Wpływowi ludzie powiatu.

Potoczne rozumienie określenia "człowiek wpływowy" ma niewiele wspólnego z językową wykładnią. W języku polskim człowiek wpływowy to bowiem taki, na którego łatwo wpływać, tymczasem w potocznym języku oznacza kogoś znaczącego, od kogo wiele zależy.Będzie więc to dziwna analiza, gdzie oba znaczenia będą się przenikać, jak fakty z przypuszczeniami. Utworzymy nawet mały ranking w obu kategoriach. To zaczynamy.

Pan na Polpharmie
Postać Jerzego Staraka "snuje się" po mieście i po całym powiecie jak Biała Dama na Zamku Golub - Dobrzyń. Wszyscy o nim mówią, a tak naprawdę głównego właściciela Polpharma niewielu nawet widziało na oczy. To postać dla powiatu tajemnicza, ale niezwykle wpływowa - w końcu jego firma obraca niewyobrażalnymi dla szaraka pieniędzmi i jest największą w branży w Polsce. Skoro ktoś ma tyle pieniędzy i przynajmniej część z nich może wydać nie tylko na kolejną willę gdzieś w Hiszpanii, musi mieć wielu "przyjaciół", to znaczy ludzi, którzy z tego majątku chcieliby coś uszczknąć albo na cele społeczne, albo dla w siebie - w postaci jakiejś korzystnie podpisanej umowy. Stąd o względy u J. Staraka stara się zabiegać chyba każdy biegający po coś i za coś w Starogardzie. Biegają, bo Starak ma pieniądze i układy w Warszawie, czego Kociewiakom najbardziej brakuje. Najlepiej było to widać przy okazji swoistej i niezwykłej walki o strefę ekonomiczną w Starogardzie. Wszyscy lokalni politycy, przypisując oczywiście i sobie ogromne zasługi w załatwieniu strefy dla powiatu, podkreślali potężną rolę, jaką w tej sprawy odegrał Jerzy Starak. On całą sprawę pilotował w Warszawie. Wtajemniczeni twierdzą, że uzyskał zgodę rządu Jerzego Buzka (zresztą tuż przed wyborami) dzięki wydanym przez siebie dwóm przyjęciom, na które zaprosił ważne osoby z rządu. I się udało. My się z tego śmiejemy. Właściciel Polpharmy nie musi organizować przyjęć, by coś dla siebie załatwić. On to robi w gabinetach. Po drugie - wtedy rząd Buzka zgodził się na wszystkie wnioski z Polski, dotyczące stref ekonomicznych. Co tu więc jest zasługą Staraka? Wiele. On jest niezwykle wpływowy! Zakręcił samorządowcami tak, jakby od niego cały świat zależał, a przy okazji załatwił kilka rzeczy dla swojej firmy. Przecież do strefy należy sporo hektarów Polpharmy, udało się do niej "wsadzić" Formy Suche II, a teraz realizuje się kolejne inwestycje. Swoje oddziały Polpharma lokuje nawet w tczewskiej części strefy. To żaden tam przypadek. Właściciel Polpharmy pomyślał przede wszystkim o swoim interesie.

Numer jeden
Dla nas więc Jerzy Starak jest zdecydowanie najbardziej wpływowym człowiekiem związanym z powiatem starogardzkim, chociaż bywa tu zapewne rzadziej niż w swojej hiszpańskiej willi. A szkoda, bo pieniędzy na różne (szlachetne także) cele jego współpracownicy trochę wydają i można by go w Starogardzie przekonać, by bardziej się zaangażował dla miasta. Polpharmy w mieście bowiem nie widać, jest tylko przy okazji sportu i Dni Chemika, wspiera SCK, inne imprezy. Ktoś, kto jednak był w Leverkusen, powie od razu: tam Bayer jest widoczny w całym mieście i to na każdym kroku, a niemieckie miasto jest kilkakrotnie większe od Starogardu. Polpharma jest jednak niezwykłą potęgą i najlepszym pracodawcą w mieście. Płaci też wręcz niewyobrażalnie dla sprzedawczyni w takiej Biedronce. O miejsce pracy w Polpharmie ubiega się wielu nie tylko starogardzian. Kto ją dostaje, kto na decyzje w samej firmie o przyjęciu do pracy, kto dostaje tam dobre umowy, także firmy zewnętrzne - kto ma na to wszystko wpływ, to temat na zupełnie inną analizę pod tytułem "Najbardziej wpływowi ludzie w Polpharmie".

Na pstrym koniu
Niestety, przy podziwianiu wielkości właściciela Polpharmy, a raczej jego umiejętności działania w biznesie, należy zauważyć coś smutnego. Biznesmen, nawet średniej klasy, liczy się dla lokalnych polityków, dla wszystkich, tylko wtedy, gdy może coś im dać - dla ich sławy. Kiedyś rozmawiałem z dużym, starogardzkim przedsiębiorcą. Rozmawiałem z nim zresztą prywatnie wielokrotnie. W latach 90. był bardzo bogaty, jego firma stała doskonale, był jedną z najważniejszych postaci na kociewskich salonach. Lokalni politycy na jego widok wręcz się ślinili. Przed każdymi wyborami - podwójnie. A on był spokojny, na kampanię dawał prawie wszystkich ugrupowaniom tyle samo, tylko jednemu nigdy nic nie dawał, bo "to oszołomy", a drugiemu trochę więcej - gdyż szanował je. Ten biznesmen mocno się angażował, wspierał sporo przedsięwzięć. Był niezwykle wpływowy, znalazłby się w naszym rankingu bardzo wysoko, ale - jak to w gospodarce - powinęła mu się noga, nie z własnej winy. I co? Ano przestał być ważnym. Na pewnym spotkaniu zauważył wolne miejsce i chciał usiąść - przy "bardzo ważnym" lokalnym polityku. Ten mu odpowiedział, że miejsce jest zajęte. Jeszcze rok wcześniej sam by mu podstawił krzesło... - Wcale nie jestem na niego zły - powiedział nam po zdarzeniu biznesmen. - Jestem zły na jego głupotę i że go traktowałem poważnie, prawie jak partnera. Pewnie już o tym całym zdarzeniu przedsiębiorca zapomniał, polityk odsuwa krzesła innym przedsiębiorcom, a ów pokrzywdzony ma się coraz lepiej. Jesteśmy przekonani, że niedługo znowu będzie bardzo wpływowy, tylko wtedy będzie sobie inaczej dobierał "przyjaciół" wśród polityków. Po co o tym przykładzie piszemy? Ano po to, by pokazać, że łaska polityków na pstrym koniu jeździ. Chociaż biznesmenów także.

Kto kolejny
Oni też mają sporo za paznokciami. Trudno nam nawet w naszym rankingu ich specjalnie umieszczać. Wiele spraw w powiecie załatwianych jest bowiem w drugim obiegu. Tak naprawdę wpływowość biznesmenów można by oceniać po domu czy samochodzie. Ale byłoby to złudne. Znamy bardzo wpływowych i bogatych ludzi, jeżdżących raczej średniej klasy samochodami, a mercedesami często jeżdżą... Zostawmy ten problem wymiarowi sprawiedliwości. Kogo więc z biznesmenów można by uznać za wpływowych. Na pewno właściciela Graso Zenona Sobieckiego, lecz on jest typem "akcyjnego wpływowego". Złośliwi jemu twierdzą, że się uaktywnia, gdy może coś na tym wygrać dla swojej firmy. Takie uwagi z ust lokalnych polityków słyszeliśmy, z tych, za których Z. Sobiecki się dosłownie brał, uważając ich za nieudaczników. Wpływowości Z. Sobieckiego nie można jednak nie doceniać. Potrafi wokół siebie gromadzić ludzi i potrafi wpływać na życie, polityczne także. Ale w swym działaniu szybko się "wypala" i często na wiele miesięcy znika z życia, ostatnio wolał na przykład jeździć na harleyu. Ale w jego przypadku to zawsze spokój przed burzą. Jakby nabieranie energii. Teraz - takie mamy wrażenie - po okresie wzmożonej aktywności znowu się wyciszył. Lecz on zawsze wraca, jeszcze ze zdwojoną energią.

Rodzinne wpływy
Do wpływowych ludzi w powiecie starogardzkim bez wątpienia należał i nadal należy właściciel Pakmetu Janusz Paturalski. Jest tak mimo tego, że jego firma przechodzi potworne problemy. Może z nich nie wyjść, ale Janusz Paturalski - jako człowiek i przedsiębiorca - na pewno sobie poradzi. Ma w zanadrzu jeszcze wiele pomysłów, a kilka ma zamiar szybko realizować, bo możliwości też ma i układy również. Przez lata J. Paturalski zdążył poznać wielu wpływowych ludzi w Polsce, pomogła mu w tym także koszykówka (był prezesem spółki akcyjnej prowadzącej pierwszoligową drużynę). To on należy do tych osób, które dobrze znają Jerzego Staraka, ale się z tym po mieście - jak niektórzy - nie obnosi. Jak się zna wpływowych ludzi i samemu ma się umiejętności - można sobie poradzić. Tym bardziej, że teraz może go wspierać małżonka - Grażyna Paturalska, która została posłem Platformy Obywatelskiej i uchodzi już za jedną z najbardziej wpływowych Polek. Przez jeden z miesięczników została sklasyfikowana na 45. miejscu. W samym Starogardzie nie jest już jednak tak wpływowa i aktywna. Jest obecna, lecz ciągle z boku głównego życia. Jej przyjaciele mówią, że nie nadaje się do tej całej polityczno - gospodarczej gry, często dwuznacznej i nieczystej. Ona sama mówiąc o pracy w sejmie, zwraca nam często uwagę "na te wszystkie niepotrzebne wulgaryzmy, gry polityczne, brzydkie zagrywki i tak dalej". Może dlatego nie jest aktywna i w Starogardzie, gdzie w polityce wcale nie jest lepiej. Ale swoje potrafi zrobić - w to należy nam naprawdę wierzyć. Wspólnie z Januszem Paturalskim tworzą więc mocno wpływowy duet.
O innych osobach związanych z gospodarką naprawdę trudno jednoznacznie się wypowiedzieć. Działają troszeczkę w podziemiu, załatwiając swoje sprawy na boczku. Jest taka bardzo wpływowa grupa - my ją nazywamy: starogardzko - skarszewska. To taka grupa, która jest wszędzie, a zarazem nigdzie jej nie ma. Jak więc tu jej członków klasyfikować? Sklasyfikujemy więc całą grupę.
Jeżeli napisaliśmy o Grażynie Paturalskiej, musimy napisać o drugim pośle - Edmundzie Stachowiczu. Ten lider lewicy w powiecie starogardzkim jest niezwykle aktywny. Wszędzie go widać. Znać dobrą szkołę polityczną. Często obserwujemy jego sposób działania, to często zauważamy jego wpływy. Już przez sam fakt, że jest posłem wielu uważa, że może wiele załatwić, pomóc, dać. E. Stachowicz wcale się z tym nie kryje. Mówi, że chce pomagać i jakieś możliwości ma. Naszym zdaniem, należy do najbardziej wpływowych obecnie ludzi w powiecie.

O politykach
Chyba zresztą najłatwiej oceniać wpływowość lokalnych polityków, bo oni są widoczni na co dzień. Tutaj na pewno zawsze najbardziej widoczny będzie prezydent Starogardu, szczególnie od tej kadencji, kiedy praktycznie sam decyduje o wszystkim. Pozycja obecnego prezydenta - Stanisława Karbowskiego - jest więc bardzo silna z samego nadania. Mamy jednak wrażenie, że prezydent trochę się boi tej siły, tej możliwości rządzenia i często "ukrywa" się za swoimi pracownikami (jest trochę wpływowy "językowo"), którzy starają się mu doradzać. Bardziej jednak skupiają się oni na ochronie Stanisława Karbowskiego przed atakami opozycji w Radzie Miejskiej, co ma ciągle miejsce, niż na codziennej pomocy mu w zarządzaniu miastem. A prezydent Starogardu nie jest przecież niemowlakiem, by chronić go przed zagrożeniami tego świata. Jest osobą dorosłą i raczej oczekuje wsparcia, niż ochrony. Czy jego współpracownicy są w stanie tak podchodzić do swoich obowiązków, skoro - takie odnoszę wrażenie - bardziej są skoncentrowani na obronie swoich pozycji, niż na wspieraniu prezydenta? Jeżeli ktoś głównie chroni siebie, to naturalne dla niego wydaje się chronienie szefa przed atakami, nie wspieranie. Stanisław Karbowski - przy tych zastrzeżeniach - i tak należy obecnie do najbardziej wpływowych ludzi w powiecie. Bo wpływowy to ten, który ma do podziału pieniądze lub stanowiska i miejsca pracy. Tych w tej chwili prezydent Starogardu ma najwięcej.

Zbudowali sobie
Przy jego urzędzie swoją silną pozycję zbudowało kolejnych kilka osób. Do nich bez wątpienia należą obaj wiceprezydenci, przy czym Zbigniew Kozłowski stale i nadal ją (tę swoją pozycję) buduje. To widać. Podobnie czyni Eugeniusz Żak. Przy czym ten drugi nieco inaczej, zresztą odpowiada za "inną działkę" - gospodarczą, a tam układy buduje się inaczej. U Zbigniewa Kozłowskiego bardziej liczą się ludzkie, u E. Żaka - ekonomiczne. Za czasów Stanisława Karbowskiego także kilku urzędników zbudowało sobie silną pozycję i należy ich uznać za dosyć wpływowych w samym mieście. Na pewno należy do nich naczelnik Wydziały Sprawa Społecznych Urszula Domachowska, odpowiadają za tę całą sferę ludzką (oświata, wszystkie instytucje miejskie). Szarą eminencją jest ponadto sekretarz UM Sławomir Bieliński. Niektórzy uważają, że bez jego akceptacji Stanisław Karbowski nie podejmie najważniejszych decyzji. Tak to wygląda, ale ci co są najbliżej St. Karbowskiego, są zdania, że ze strony prezydenta to wszystko gra i nie będzie się wahał na przykład poświęcić jakiegoś swojego współpracownika, gdy tego będzie wymagała ochrona własnej pozycji. Przez błąd przy podatkach lokalnych zagrożona wydawała się na przykład pozycja skarbniczki miejskiej, lecz tutaj prezydent mocno wstawił się za swoim pracownikiem, mimo że inni proponowali, by go poświęcił. Jednak już sama możliwość decydowania o zatrudnianiu i zwalnianiu czyni ze Stanisława Karbowskiego osobą niezwykle wpływową.

Kolejny pstry koń
Trochę się nie dziwimy temu, że lokalni politycy tak się "okopują" na obronie swoich pozycji, bo im się wydaje, że po odejściu ze stanowiska świat się kończy. Najlepszym przykładem na potwierdzenie tej tezy jest Paweł Głuch. Długo nie mógł sobie znaleźć miejsca po odsunięciu ze stanowiska prezydenta Starogardu. Miał nawet problemy ze znalezieniem pracy. Okazało się, że siła polityków także na pstrym koniu jeździ. Mają coś do powiedzenia, gdy są na topie. Gdy odchodzą - niewiele znaczą. Tak to już jest z prezydentami, że niewielu chce ich zatrudnić. Były prezydent sobie poradził, ale widać, że chciałby wrócić na dawny fotel. Tutaj chyba łatwiej będzie odejść Stanisławowi Karbowskiemu - w szkole muzycznej miejsce na pewno na niego czeka. Miejsca nie może sobie trochę znaleźć drugi - po Edmundzie Stachowiczu - najbardziej wpływowy człowiek z lewicy: przewodniczący Rady Miejskiej Stefan Milewski. Po porażce w wyborach prezydenckich i po zmianach w prawie, to znaczy odebraniu na rzecz prezydenta wielu uprawnień Rady Miejskiej, trudno mu przyzwyczaić się do tego, że od Rady Miejskiej zależy tak niewiele, znacznie mniej niż w poprzedniej kadencji, czyli od niego samego także. Stefan Milewski cały czas jednak "tworzy" swoją pozycję w mieście, stara się ją wzmacniać. Wydaje się bowiem, że jeszcze nie zrezygnował z tego, by zostać prezydentem miasta i o tę - jego zdaniem - najważniejszą pozycję w Starogardzie zapewne będzie się ubiegał ponownie.

W mieście nie widać innych wpływowych polityków. Opozycja ma swoich liderów, ale są oni wobec stabilnej większości w Radzie Miejskiej raczej bezradni. Mogą sobie co najwyżej pokrytykować i czekać na kolejne wybory. Tu nie ma wątpliwości. Ponownie o wpływy będą walczyć właśnie Paweł Głuch i Jarosław Gabig, który musi jednak obecnie skoncentrować się na obronie swojej pozycji zawodowej po odwołaniu Mirosława Ciechanowskiego z funkcji dyrektora szpitala, a panowie blisko z sobą współpracowali - nawet silnie wspierali się. To nie wszystkie problemy ambitnego polityka z PP "Samorządność". Na przykład w sądzie toczy się jeszcze sprawa związana ze Starkomem, gdzie J. Gabig był kiedyś prezesem. Jego następca zarzuca mu niegospodarność, co oczywiście Jarosław Gabig traktuje jako wyłącznie zagrywkę polityczną - atak lewicy. Skierowanie sprawy do sądu miało uwiarygodnić powody jego odwołania. Z oceną całego zdarzenia musimy poczekać od orzeczenia sądu. Jarosława Gabiga nie wypada mimo tego lekceważyć. Jest w silnym ugrupowaniu politycznym (PP "Samorządność"), zdolnym do przejmowania władzy. Najlepszy tego przykład mamy w powiecie, gdzie jego najbliższy partner polityczny pokazał, jak się w polityce rozgrywa. Jeszcze przed wyborami wydawało się, że w powiecie rządzić będzie lewica, nawet po wyborach było to bardzo prawdopodobne. Tymczasem to Sławomir Neumann wykazał klasę i tuż po wyborach błyskawicznie, także dzięki pomocy Macieja Płażyńskiego, stworzył stabilną koalicję ("pod siebie") w Radzie Powiatu. Udało mu się przede wszystkim przekonać radnych Stowarzyszenia Kociewskiego z gmin no i Krzysztofa Trawickiego z PSL-u. Sławomir Neumanna został starostą, czyli był wpływowy i jest jeszcze bardziej. A Krzysztof Trawicki? Pokazał niewątpliwy spryt polityczny. Od początku, to znaczy od momentu, gdy przegrał w swojej gminie wybory na wójta, było wiadomo, że będzie starał się ulokować w powiecie. Na decyzję czekano do momentu wyjaśnienia sytuacji w Zblewie, gdzie próbowano unieważnić wybór Andrzeja Gajewkiego na wójta, co K. Trawickiemu umożliwiłoby powrót na stanowisko. Gdy to się nie udało, Krzysztof Trawicki natychmiast został etatowym członkiem Zarządu Powiatu (taką sytuację można było przewidywać od początku powołania S. Neumanna na starostę) i mocno się uaktywnił. Ten były poseł udowodnił więc, że potrafi sobie radzić w życiu, a w polityce lokalnej czuje się jak ryba w wodzie. Skoro potrafi sobie radzić, to jest i wpływowy. Po "posłowaniu" zostały mu zresztą układy w Warszawie (dla niego szkoda, że PSL jest teraz opozycji) i na tym także buduje swoją silną pozycję w powiecie.

Na tym koniec
I właściwie na jego nazwisku można by zakończyć ocenianie wpływowości polityków, bo polityk ma wpływy, gdy rządzi. Wicestarosta Kazimierz Chyła raczej chce być "tylko wicestarostą", a przewodniczącego Rady Powiatu Wiesława Brzoskowskiego zaliczamy bardziej do osób językowo "wpływowych". Niestety. Największym dowodem na to jest przyjęcie od "urzędników" służbowego telefonu komórkowego bez limitu rozmów. Naprawdę nie wiemy, po co przewodniczącemu telefon służbowy, skoro on sam nie ma żadnych kompetencji bezpośrednich. Sam może co najwyżej podejmować decyzję o zwołaniu sesji. Należy więc to (ten telefon) traktować jako przyjęcie prezentu od starosty, który w ten sposób zapewnił sobie przychylność przewodniczącego. Wpływowy dał "wpływowemu". Wiem, że może to zostać potraktowane za złośliwą uwagę, lecz dlaczego takiej uwagi nie poczynić? Podsumowując: w polityce wpływowy jest ten, kto ma władzę, a w biznesie - ten, kto ma pieniądze. A władza i pieniądze zawsze idą z sobą w parze. Oczywiste. Obiektywnie największe więc wpływy ma Jerzy Starak. Reszta jest kwestią indywidualnej oceny. I jest lokalna. My na drugim miejscu w powiecie stawiamy Stanisława Karbowskiego, na kolejnym starostę Sławomira Neumanna, dla Edmunda Stachowicza, rodzinę Paturalskich, Zenona Sobieckiego i tak dalej. A jeszcze tak niedawno w naszym rankingu na pewno znaleźliby się Wiesław Lica i Mirosław Ciechanowski. Zdaje się jednak, że dla nich nastał czas "odpływu".

Jacek Legawski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz