sobota, 23 czerwca 2012

TADEUSZ MEJEWSKI. Jeden koń żywy i mnóstwo mechanicznych

Latem 2009 roku szliśmy z sołtys Jezierc Marią Duraj-Rode przez zapuszczony park. Pani Maria opowiadała, że istniejące w parku boisko jest koszone trzy razy do roku, a młodzież gra na małe bramki. Mówiła też, że ten park, z ciekawym drzewostanem, alejkami, stawem, mógłby być częścią pięknego kompleksu rekreacyjnego, ale "człowiek nie może się doprosić"...


















7 czerwca 2012, po 4 latach, pojechałem do Jezierc na festyn zorganizowany przez Radę Sołecką Jezierc z okazji Dnia Dziecka, jaki zorganizowano właśnie w parku. Szedłem piękną, uporządkowaną aleją w stronę boiska. Na boisku stały dwie duże bramki. Na początek festynu rozgrywano mecz: dzieci i młodzież kontra dorośli. Drużyny grały w pełnych składach i z dużym zaangażowaniem, choć wynik podobno był z góry ustalony.

Ciekawe, gdzie grał ten przy piłce.

Pamiątkowe zdjęcie piłkarzy.

Moment wręczania nagród.

- Te piękne alejki, mamy ich w parku trzy, uporządkowano jesienią - opowiadał mi mój pierwszy przewodnik. - Boisko, jak pan widzi, nadaje się do gry. Stare drzewa zostały wycięte. Trzeba jeszcze uporządkować staw, to znaczy wyciąć stojące dookoła niego drzewa, żeby się nie muliło od liści dno. No i zagospodarować część ziemi za parkiem, żeby zamknąć tę całą rekreacyjna przestrzeń.


Obojętnie czy jadłeś, czy nie, taka kiełbaska upieczona w polowych warunkach zawsze smakuje.

Panie z KGW podają m.in. nalewkę.

Kiedy chcesz zrobić zdjęcie twarzy, musisz do kolejki krzyknąć: Halo! No tak ale to już nie będzie naturalne.

Przy stawku siedziało dwóch starszych panów i być może marzyło o wędkowaniu. Większość dzieci i pań kręciła się przy stoiskach gastronomicznych. Panie przy grillu proponowały smaczne kiełbaski, panie z KGW pod namiotem ciasta swojego wypieku, chleb ze smalcem i nalewki. Po watę cukrową i popcorn ustawiła się kolejka.

Starsi panowie nad stawkiem.

A teraz nad stawkiem kilka pokoleń.

Spacerowałem po terenie festynu robiąc zdjęcia. Mecz się już skończył. Piłkarze poszli do części gastronomicznej nieco się wzmocnić. Ponieważ festyny nie znoszą przerw w programie, zapewne według scenariusza z alejki żwawo i na sygnale wyskoczył bojowy wóz OSP Pinczyn. Na środku boiska wybuchł pożar. Ogień trawił oblaną benzyną kupkę trawy. Strażacy z Pinczyna rozwinęli szlauch, na wszelki wypadek oblali najpierw nieostrożnych gapiów, po czym błyskawicznie zdusili zagrożenie. Jeszcze większą sprawnością wykazały się dzieci, które błyskawicznie opanowały wóz bojowy. Niektóre wcisnęły się do szoferki, inne fachowym okiem oglądały wyposażenie, część wlazła nawet na dach. Te oględziny trwały długo. Widać, że w narodzie płynie krew strażacka.

Ogień nie jest już groźny.

Strumień wody ze szlaucha na gapiów.

Dzieci wcisnęły się do wnętrza.

Opanowały nawet dach.

Kiełbaski dla strażaków.

Świat przez taaaakie okulary z pewnością jest znacznie większy.


Po odjeździe wozu - na sygnale, zapewne na akcję - pojawił się drugi wóz, a raczej wózek. Uściślając bryczka pana Franciszka Burczyka, ciągnięta przez ładnego konika.

- To jedyny koń w Jeziercach - poinformował mnie drugi mój przewodnik.

- No to co to za wieś, jak jeden koń?! - wykrzyknąłem. - A te mechaniczne? W autach?

- Tutejsi rolnicy hodują świnki... Auta? Liczę... U xxx (tu pada nazwisko) - trzy, u yyy (następne nazwisko) - cztery... E... Trudno zliczyć. Ale w każdym obejściu są po dwa - trzy, a nawet i cztery.

Przejażdżki bryczką cieszyły się ogromnym wzięciem. Na każdy kurs - rundka po obwodzie boiska - było więcej chętnych niż miejsc (ponad dziesięcioro dzieciaków przejazd).

Przy drewnianych ławach mężczyźni toczyli dyskusje. Może o polityce, może o Euro 2012, a może o powołaniu drużyny LZS Jezierce, która istniała tu na początku lat 90.


Jedyny koń w Jeziercach robi kolejny kurs.

- Widzi pan, jak tu ciekawie - na odchodnym mówił mój trzeci przewodnik. - Musimy zdobyć jakieś informacje o historii tego parku, majątku, dworze.

- Zapomnij pan. To się nie uda. Nie macie, o ile się orientuję, tak zwanych tutejszych z dziada pradziada. Zjechali z różnych stron, między innymi ze wschodu, na przykład z Wołynia, Ukrainy.jak podają źródła, 70 procent zza Buga.

- A ma pan coś przeciwko Ukrainie!? - żywo rzekł mężczyzna. - Bo ja jestem Polak z Ukrainy.

- Ależ skąd. Nie mam nic. Akurat miałem na myśli moją rodzinę. Poza tym, czy to ważne, skąd kto pochodzi? Integracja, integracja!

Uporządkowana aleja.

Wracałem śliczną, uporządkowaną aleją rozmyślając, jak to jest. Wystarczy dobry pomysł, jacyś liderzy, zapał i proszę - z zachwaszczonego, porośniętego samosiejkami parku zrobiło się tak niezwykłe miejsce - jak chciała pani Maria, park rozrywki, miejsce rekreacyjno-sportowe.

Tadeusz Majewski

W drodze powrotnej. Żurawie znowu wlazły komuś w szkodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz