poniedziałek, 29 grudnia 2014

Sporo w tym reportażu przewidziałem - Polska dwóch prędkości, "Rejsy" 2007 r.

Kamionkę i Rynkówę, ostatnie miejscowości Pomorskiego, przecina autostrada A1. Tempo prac jest fantastyczne. Za 3-4 lata będą tędy przejeżdżać tysiące samochodów dziennie - w kierunku, metaforycznie mówiąc - Bahama. A ostatni tubylcy, którzy z powodu wieku nie zdążyli uciec do Irlandii? Rozpłaszczą twarze na pleksi wygłuszających ekranów i będą zgadywać marki bryk. A Bahama? Nawet im się nie zamarzą. W ten sposób jeszcze bardziej rozminą się dwie Polski.












- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

No, tak to jeszcze nie zaczynałem reportażu.

Czerwiec, wtorek, senna jak zwykle Kamionka. Ksiądz Maradona (bardziej znany pod tą ksywką niż z imienia i nazwiska - Andrzej Taliński) otwiera drzwi plebanii, jakby się waha, zaprasza. Ma optymistyczne zdanie na temat związków autostrady A1 z parafią (Kamionka i Rynkówka). Oto ono w skrócie.

Na oczach ludzi dzieje się tu historia. Szkoda, że niektórzy wcześniej nie pomyśleli, by przystosować się do zmian. Tamci zbudują A1 i odejdą. Ale niech w przytulonych do A1 wioskach coś po sobie pozostawią. Możliwe, że takie gesty pomogą im uzyskać zgodę rządu na dalszą budowę A1, do Torunia. Ks. Maradona też chce skorzystać z ich ogromnych możliwości. Tu, w Kamionce, mogą zbudować boisko piłkarskie. Już drugie we wsi. Bo tylu ks. Maradona ma piłkarzy, że trzeba dwa. Mogą też pomóc przy utworzeniu rezerwatu żab, bardzo rzadkich tutaj, niebieskich... Ksiądz mówi o imprezach, jakie organizuje parafia. Na ogół dla młodych, którzy podrosną i i tak wyjadą do Irlandii...

Wszyscy mówią w trosce o młodych - myślę sobie. - A gdzie troska o pokolenie pani Wojciechowskiej?

Jeszcze krótka wymiana zdań i ksiądz się oddala. Msza.

Patrzę z przykościelnego terenu na uwijające się wielkie pojazdy, wydające od czasu do czasu specyficzne, krótkie gwizdy.


Widok ze wzgórza

Ileż to razy zjeżdżałem z Rynkówki do Kamionki! Do niedawna Kamionkę z Rynkówki (109 m.n.p.m. - najwyższe miejsce w gminie Smętowo) widać było jak na dłoni. Teraz panoramę szpeci blizna zdartej ziemi pod A1, idąca od niedalekiej Frący. Znad tej blizny wystaje czubek kamionkowskiego kościoła i szczyty gór ze żwiru i kruszywa. Przed Kamionką objazd - skręcić w lewo i jechać szrutem. Szosą dalej się nie da. Wiadukt nad A1 jeszcze niedokończony. Zagrody przy szosie zbiegającej z Rynkówki do Kamionki wyglądają groteskowo - zostały odcięte od tamtej części świata przez A1. Odcięte pejzażowo, bo przecież po to buduje się wiadukt, by ludzie mogli przedostać się stąd na drugą stronę A1 - na zabawy w remizie w Kamionce czy na msze do kościółka. Po lewej stronie szosy, kilkadziesiąt metrów od wiaduktu, mieszkają Wojciechowscy. Gospodarstwo mają skromne. Widok z ich podwórza na pola ciągnące się w stronę Frący wzdłuż A1 jest szeroki i spokojny, można by rzec - kojący, gdyby nie ta blizna ziemi.



Telefony

Kiedy wczesną wiosną zajeżdżałem do Wojciechowskich, pani Kazimiera dochodziła do siebie po półdrzemce (przez choróbsko, jakie ją dopadło, musi często odpoczywać). Po raz kolejny sumowała wszystkie nieszczęścia, z jakich składa się jej życie. Pomijając stodołę, która - jak to stodoła - spłonęła, duże nieszczęście przyszło z TP SA. Bodajże w 2002 r. dostała od nich rachunek. Spoglądała na cyferki jak na jakiś niewiarygodny szyfr. 20 tysięcy złotych! Ktoś z ich domu telefonował na 0700. Później okazało się, że rzekomo. Inni w Rynkówce też dostali, ale nie aż na takie kwoty... Zaczęła walczyć. Mówili jej: "Pani i tak tej sprawy nie wygra". Walczyła pół roku i wygrała. Sprawę umorzyli. Doszli do wniosku, że ktoś kradł rozmowy ze słupa. Wygrała, ale co wtedy przeszła, to przeszła...


Wieża

Potem przez dwa lata biegała w sprawie wieży telefonii komórkowej. Miała prawo protestować przeciwko jej budowie, bo ma stanąć koło ich pola, ze 200 metrów od ich domu. Jeździła z listą z podpisami mieszkańców Rynkówki i Kamionki. Ale ONI - ogólnie mówiąc - zrobili ich w konia. Przysłali do nich pismo w sprawie zgody w czerwcu 2005 r., a postanowienie o budowie było już podpisane bodajże pod koniec kwietnia. Pod dwóch latach jej walki decyzji nie anulowali. Stosowali różne myki. Wysyłała na przykład pisma do Urzędu Gminy, a ONI wyrzucili je do kosza... Nie dosłownie, tak to się mówi... A potem mówili, że się nie zmieściła w terminie. Miała potwierdzenie nadania świadczące, że kłamią. Niestety, cała ta korespondencja nic nie dała. Wieża stanie. Będzie szkodliwa. Zrobi tu swoje, bo dookoła prawie wszyscy chorzy. Ona jest po dwóch operacjach, córka ma chore nerki, mąż ma chore serce, dom wyżej chodzą z inhalatorami i dostają rentę, jeden ma straszną tarczycę, jedna chudnie na oczach, inny ma rozrusznik serca i tak dalej.

- Byłam po operacji i już specjalnie w sprawie tej wieży nie mogłam jeździć... - mówiła wtedy Wojciechowska. - Niech pan powie, jak to może się dziać, że z człowiekiem się zupełnie nie liczą? A wystarczyło wybrać miejsce trochę dalej.

Ludzie tu jakoś wyjątkowo chorzy. W pobliskiej Frący rzadko kto dożywa pięćdziesiątki. Podobno tędy szła mocnym klinem gęsta chmura z Czarnobyla. Wszyscy tu o tym opowiadają. Wojciechowska też. Wracała akurat z różańca z panią Ewką Klasą i Zofią Waiss i stała się ciemność. Widać było tylko na 5 centymetrów. Nie, to nie nadeszła ciemna noc. Było trochę po godz. 20., 28.04.1987r., a o tej godzinie w kwietniu jest szaro, a wtedy było czarno, ani gwiazdy, ani nic. "Co za licho? - pytała się w duchu.



Wiadukt

Wiosną obecnego roku, kiedy budowali wiadukt przez A1, codziennie, nawet i w niedziele, wozili koło nich żwir. Córka od piachu dostała alergii. Wyszła na dwór, od razu ciekły jej łzy. A ją strasznie bolała głowa. Poczuła się osaczona. Wszystko się w domu kiwało, nawet chodziły szafy. Pozamykała okna. Poczuła się osaczona. Gorzej - zamknięta jak w trumnie. Tak czuje się człowiek, kiedy nie widzi już dla siebie drogi wyjścia, ucieczki. Właściwie tak wygląda koniec, kiedy nie liczysz już na jakąś dobrą niespodziankę. Budowa A1 - to ona rozumie. Między Rynkówą a Kamionką będą ekrany wygłuszające. Ale ten wiadukt był straszny.

Nie lepiej sprzedać ziemię i przeprowadzić się do miasta? Toż tu się nie da uprawiać, przy A1 - pytałem.

- Mąż kocha tę pracę - odpowiadała Wojciechowska. - Tu nie ma drugiego takiego, co tak ziemię uprawi... Nie przesadzam. Nie, mąż nigdy by się nie wyprowadził. On musi sam tę ziemię przegrzebać, bo to kocha... Poza tym gdzie ja chorując i w wieku 50 lat ucieknę? Zresztą nie mogę uciec. Kościół w Kamionce nabudowaliśmy, tutaj leży mój tata, siostra, to co będę uciekać?

Dwaj synowie dostali pracę w Skanskiej. Może na dłużej. Trzeci pomaga im na gospodarstwie. Marzy mu się gospodarstwo ekologiczne, czerwone krowy francuskiej rasy. - Ale jak on będzie to robił, kiedy tu nie ma ludzi do pracy, gdy trzeba odstawić tuczniki? - zastanawiała się Wojciechowska.

I potoczyła się taka rozmowa.

Jak to nie ma ludzi do pracy? Są młodzi, widziałem. Siedziałem u sołtysa i przejeżdżał orszak weselny. Śluby biorą, to znaczy, że młodzi są...

- A tak, brali ślub od Gawlików. Oni przyjechali tu na ślub z Irlandii i zaraz jadą z powrotem...

S ł u c h a m?!

- Tak. Pan młody przyjechał z Irlandii. Jego brat z żoną i synkiem też.

Narysowałem mapkę gospodarstw przy szosie Rynkówka - Kamionka. Z pamięci - prawie o każdym tutaj pisałem.

Kto jeszcze wyjechał do Irlandii?

- Z tego pierwszego obejścia w rogu między autostradą a wiaduktem czterech. Do Irlandii i Anglii. Od Zielińskich - syn i ojciec. Od Klasów dwie osoby. Od Gawlików dwie, ta, co się żeniła i brat pana młodego. Od Głąbów matka i syn. Od Wozaków też wyjechali - córka, dwóch synów i jej mąż...

Dość, dość! To straszne.

- Opuszczają kraj.

Pani Kazimiera ma żałosny głos. ...Młodzi uciekają... Jak w trumnie... Co wobec tego da Rynkówce i Kamionce autostrada A1, równo dzieląca ten piękny pejzaż? Co da wieża, wiadukt, który owszem - połączy obie wioski? Czy nie nadejdzie czas, że nie będzie miał kto po nim jeździć?



Na wiadukcie

Początek czerwca. Znowu zjeżdżałem z Rynkówki do Kamionki. Z góry przy A1 widać było niesamowity ruch. Mnóstwo ludzi, na wiadukcie też. Ostatnie chyba roboty. To radosne, że budują w takim tempie. Sołtys Rynkówki opowiadał mi, że przyjeżdżają tu ludzie z Nowego i Osieka, żeby zobaczyć, jak powstaje autostrada. Jeden przyszedł nawet o kulach.

Minąłem zakaz wjazdu, wjechałem na wiadukt. Sporo pracowników, żarówiaste stroje. Pierwsi, robiący coś na klęczkach, patrzyli na mnie zdziwieni. Dojechałem do środka wiaduktu, zatrzymałem się, wysiadłem. Dziewczyna w żółtym kasku szła jakby naprzeciw i z aparatem. Fotografuje? Mnie? Nie. Chyba dokumentowała to, co działo się dookoła. Ładna, szczupła. Ciekawe, czy umiałaby odebrać poród krowy. Przepuści, przecież mam coś w sobie - pomyślałem. Uśmiechnąłem się jak najszczerzej i rzuciłem "prasa". Nic z tego, jej oczy były równie obojętnie jak obiektyw jej aparatu.

- Nie można jechać - stanowczo rzekł jakiś rudzielec (od razu widać było, że tu rządzi). - Teren budowy. Ta pani robi zdjęcia. Może i zrobić panu... (w głosie cień przestrogi, groźby).

A czy ja też mogę zrobić zdjęcie budowy?

- Zakaz.

Procedury, procedury. Rudzielec mówił jak robot - prędko i stanowczo. Wszyscy w Skanskiej i w podobnych firmach działają prędko i stanowczo. Inne pokolenie. Skąd oni się znaleźli, tacy Polacy? Stoją niby tu, a już Nowe im się Marzy. Nowe Marzy. A może Toruń?

Speszony tyłem zjechałem z wiaduktu.



Bahama

Połowa czerwca. Pani Kazimiera akurat skończyła pracę w chlewiku. Cieszymy się, że na jakiś czas zapomniało o niej to choróbsko. Ale nie zapomniały nieszczęścia. W sobotę, o godzinie 16.05, przeszło gradobicie. Pościnało ogórki, fasolkę, kwiaty, oczywiście zboża, liście buraków. Dobrze, że zdążyli zwieźć siano... I jeszcze nieszczęście z ostatniej chwili. Świnie już półtora miesiąca temu sprzedane, a pieniędzy brak. Przyjeżdżający do Kopytkowa skup z Jarocina kupił od ludzie przeszło 200 sztuk, od jej męża też, zostawił kwity i tyle z tego mają.

Jest ładna pogoda i chce mi się powiedzieć, i mówię: - Jakie to pięknie, pani Wojciechowska, że budują A1. Wreszcie! Będziemy jeździć autostradą, a nie tam gadać o trumnie... Porozmawiajmy o pani wycieczkach w życiu...

- O wycieczkach?! W VI klasie w szkole w Kamionce byliśmy w Malborku, Stutthofie i w Grunwaldzie. W VIII klasie byłam w Warszawie. A potem, już po ślubie, pojechałam na wycieczkę z "kołchozu" - RSP "Rozwój" z Frący. Byłam w Częstochowie, Wadowicach i Zakopanem... To wszystko... A mąż jeździł na pola doświadczalne i pokazy bydła. Z doradztwa rolniczego. Na wycieczki jednodniowe.

Hmmm... Niewiele tego. Po tym, jak żeśmy rozmawiali o tej trumnie, znalazłem rozwiązanie, żeby z niej wyjść. Doszedłem do wniosku, że należy się wam wycieczka. I wszystkim starszym rolnikom, co tu zostali. Czy chciałaby pani pojechać do Tunezji? Duża część Polaków jeździ, a wy co? Gorsi?

- Tunezję widzę czasami w telewizji. Nawet nie marzę o niej, tak samo, jak o Bahama... Może i nam się należy. Przecież rolnicy wszystkim muszą się zajmować, i księgowością, i rolą - wiedzieć, gdzie co posiać, bo na każdym kawałku ziemi co innego i inaczej rośnie, umieć odebrać poród od krowy czy od świni, wiedzieć, jakie nawozy zastosować... Może i się należy, jeżeli RSP "Rozwój" za komuny robiła. Ale kto ma dać pieniądze?

Jak to kto? Rząd? Rząd nas uszczęśliwia!

- Rząd? Oni są zajęci tylko sobą.

No chyba nie. Ten rząd miał się rozprawić z...

Patrzę w jej oczy z napisem "smutek".


Dokrętka

W ten wtorek znowu jadę do Rynkówki i Kamionki. Jak w pracy przy filmie - zrobić dokrętkę do reportażu. Jest po godzinach pracy, na wiadukcie pusto. Ostrożnie, powoli, przyczajony za kierownicą wjeżdżam. I przejeżdżam! Rynkówkę mam teraz za plecami, piękną Kamionkę widzę przed sobą, ale z góry. Wydaje się, że śpi. Jak zwykle. Oj, obudzi się, kiedy w pasie między nią a Rynkówką zaczną jeździć dziesiątku tysięcy samochodów na dobę, może godzinę.

Więc Kamionka śpi. Może działa jedynie energiczny ksiądz Maradona. W wyobraźni widzę już dokończoną tutaj A1. Tysiące pojazdów na godzinę śmigających w wygłuszającym tunelu z pleksi postawionym między Kamionką a Rynkówką. I przylepione do pleksi twarze ostatnich tubylców. Tych, którzy nie zdążyli uciec do Irlandii. Tak dwie Polski całkiem różnych prędkości będą oglądać siebie nawzajem. Co mnie tak denerwuje? Wyobrażenie tego miejsca za lat 7, 10, a więc już niedługo. Wyobrażenie... Przy tej ścianie obok Wojciechowskiej stoi jakiś znajomy facet. Po pięćdziesiątce. Wypadł z gry, nie daje już rady. Kto to jest, taki dobrze mi znany? Och nie, to przecież ja! Oboje stoimy ze smutkiem patrząc, jak Polska tamtej prędkości jedzie brykami w kierunku Bahama.

Tadeusz Majewski - magazyn "Rejsy - "Dziennik Bałtycki" 2007 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz