czwartek, 4 grudnia 2003

Tymczasowa wieczność

Budynki na:"Kanadzie" w Skarszewach budowano z myślą o przejściowych mieszkaniach. Okres przejściowy trwa tam już blisko 35 lat. Ludzie, którzy tam żyją z tęsknota patrzą w przeszłość, bo nie widzą przyszłości.Tymczasowa wieczność

Zachodzimy na Tczewską. Kobieta, z wyglądu 30 - 35 lat rąbie drewno.
Wdajemy się z nią pogawędkę. Mieszka na Kanadzie 1,5 roku. Z poprzedniego mieszkania została wyeksmitowana..Ma córkę Martę, która ma 7 lat. Mąż Mariusz pracował 2,5 miesiąca, ale opieka od razu przestała pomagać, no, bo pracował. Oboje bez prawa do zasiłku, pieniędzy i perspektyw. Smutni wpatrzeni w zmurszałe ściany, które wyglądają jakby za chwilę miały się zawalić. Trochę da opieka, cos tam ksiądz. W domu wilgoć i zimno. Nie, nie chcę się przedstawiać. Zdjęcie? A rób pan sobie. To robimy. Po kilku krokach pod ciekawymi spojrzeniami umorusanych dzieci trafiamy

do śmietnika.
Właśnie Maria Wojciechowska wyszła wyrzucić popiół. Bo na Kanadzie nie ma kaloryferów. Ściany na pół pustaka ogrzewają kaflowe piece. Większość z nich jest niebezpieczna dla życia i zdrowia, bo nie oglądał ich żaden kominiarz od dobrych kilkunastu lat. Spotykamy panią Marię, kiedy wraca z pustym kubełkiem. Niska, drobna sterana życiem i kłopotami.Ona mieszka tu od początku. Budynki wznosili więźniowie z starogardzkiego wiezienia. PeBeRol budował byle jak. Ściany przemarzają, a stan techniczny woła boskiego zmiłowania. Domy stoją na podmurówce z czerwonej cegły. W piwnicach często stoi woda.

Chleb ze smalcem
Pani Maria zaprasza do środka. Idziemy klatką schodową. Podobno była malowana w 1980 roku. Płaty farby odpadają z cichym szelestem jakby prosząc, żeby cos z nimi zrobić. Wychodzimy na galerię, która pełni też rolę balkonu, tarasu i jest punktem widokowym. Tyle, że widoki marne. W domu wita nas mąż pani Marii - Jan. Ma 62 lata. Chudy, suchy, kostyczny. Te określenia najbardziej oddają jego wygląd. Twarz poryta zmarszczkami. N prawym ręku pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym tatuaż. Siedzi na wersalce i zajada chleb ze smalcem.

Maria i Jan Wojciechowscy -Nie stać nas na nic lepszego - mówi na powitanie - Pracowałem, ale nie mam pełnej dokumentacji. Żeby ją wydobyć z archiwum musze wpłacić 40 złotych. A skąd ja mam je wziąć? Żeby to było 4 złote to nie powiem. Ja nie pracuję, bo jestem za stary. Emerytura mi się nie należy. Musze czekać jeszcze 3 lata. To jak to, panie? Mnie nie ma? - Mówi podniesionym głosem, który momentami przechodzi w krzyk.

Prowadzi nas do łazienki i pokazuje surrealistycznie powyginane rury, w których nie ma wody. Jako kolejną ciekawostkę pokazuje gniazdka, w których nie ma prądu i ohydne liszaje zacieków na sufitach w kuchni i innych pomieszczeniach. Kiedy pada deszcz w użyciu są miski i wiaderka oraz ręczniki, którymi zapycha się dziury w stolarce? Oglądamy okna, w których szpary spokojnie można włożyć palce. Przy większych wiatrach pan Jan ucieka spać do innego pokoju, bo okno chce mu się koniecznie położyć na wersalce. Wojciechowscy dobrze pamiętają jak 4 grudnia w 1999 wiatr wepchnął im okno do mieszkania. Maja żal, bo

-Przez dwa lata mieszkaliśmy na ul Kościuszki, a potem tu od 1967 - mówi pani Maria. - Ja nie musiałam pracować. To, co zrobił mąż wystarczało. Wychowaliśmy ośmioro dzieci. Danuta mieszka w Szczodrowie, Sławomir to jedyny, który się jeszcze nie ożenił, Janusz jest w Jaroszewach, Elżbieta w Zieleninie koło Kościerzyny, Roman w Wysinie, Adam w Tczewie, Sylwia w Postołowie a Agnieszka w Somoninie. Ja pracuję w szkole jako sprzątaczka. Dobre i to - wzdycha nagle zamyślona.

Bić Japanów?
-Płacimy za tę "wygody" prawie 180 zł miesięcznie - włącza się pan Jan, który nie daje dojść żonie do słowa już do końca naszej rozmowy - Zobacz pan z okna widać bloki na Kopernika. Ludzie tam mają wygody, ciepłą wodę i płacą niewiele więcej niż my. Gdzie tu sprawiedliwość.? - pyta retorycznie.
Opowiada,że kiedy zerwał się zawias w drzwiach wiodących do piwnicy sam uprosił, żeby zespawać, przy okazji innego remontu. Chciał pomalować klatkę schodową w ZBM powiedziano mu żeby lokatorzy złożyli się na farbę, a brygada wykona pracę. Pan Jan wolałby żeby to było odwrotnie. Czasu, jak mówi ma dosyć. Gorzej z kasą.

- Za komuny roboty było dosyć. Po robocie chodziłem na wagony żeby dorobić. Robota była ciężka, ale dobrze płatna.A teraz? Kałacha potrzeba i na ulicę bić tych japanów.( tak miejscowi nazywają przybyszy) Po cholerę to wojsko wysłali do Iraku? Ludzie wyjdą na ulice. Głód je lichy.
Zobacz pan jak tu żyjemy. - denerwuje się pan Jan. Powie potem, ze łatwo go wkurzyć, a jest taki, ze musi wygarnąć prosto w oczy. Nie zawsze wychodzi mu to na dobre. Ma swoje poglądy i ich nie zmieni.Uważa, że jak płaci czynsz to remont musi być. A jak nie ma to znaczy, że rozkradli.

Skąd wziąć pieniądze?
-Zarządzamy 67 budynkami - powiedział nam Mirosław Różański prezes spółki komunalnej Zarząd Budynkami Mieszkalnymi. sp. z o.o. - wiele z nich to domy zabytkowe ponad stuletnie. Jest w nich 441 mieszkań w mieście i 58 na wsi. Środki na remonty są bardzo skromne. Domy, o które pan pyta zamieszkują ludzie po eksmisjach i bardzo często bez dochodów. Zaległości z tytułu opłat czynszowych to kwota 130 tys. zł. Ci, którzy chcą mogą odpracować swoje zadłużenie. Obecnie czyni to 5 osób. Myślę, że bez większych środków na remonty nie mamy szans na solidne remonty. - tłumaczy prezes spółki.

Mirosław Różański Tymczasem mieszkańcy nie chcą płacić na fundusz remontowy. Wojciechowscy pytają gdzie są pieniądze, które płacili przez te wszystkie lata. Trudno im zrozumieć, ze ówczesne realia niewiele miały wspólnego z ekonomią. No, chyba, że z tą kreatywną.

Bez dna
-, Co oni mogą?- znów denerwuje się pan Jan - Radny Piotr Rekowski obiecywał, ze pomoże. Wymieniano okna u Cylkowskich i Kropidłowskich tylko nie u nas. A czekamy już kilka lat. Po co ZBM ma swoją stolarnię? Ona mniej kosztuje, kiedy nie pracuje. To bzdura! I co? G....! - sam sobie odpowiada. Na ścianie w pokoju, który nie wiadomo po co, ma dwa okna wisi portret pani Marii. Przypomina Wociechowskim lepsze czasy. Ich czasy. Bez kłopotów finansowych i bezrobocia. Mówią, ze nie wierzą w poprawę sytuacji. Bo nawet tego dna, od którego można by się odbić nie widać.

Tekst i foto: Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz